

COLLAPSE UNDER THE EMPIRE "Find a Place to be Safe"
Noc, któraś tam już, spędzana właśnie z tą płytą. Wśród moich ~50 płyt na dysku jest to właśnie jedna z nich. Zawężając jeszcze bardziej, to jedna z tych, przy których siedzę nocą, ponieważ moja kobieta może przy tym spać, mimo, że aż tak spokojna ta płyta nie jest. Mam takich krążków kilka, ale Collapse... wyjątkowo dobrze opiera się upływowi czasu, a te nieregularnie spędzone z nią kilkanaście tygodni wcale mi jej nie znudziło.
Jest to post-rock, ale mało ortodoksyjny - o ile post-rock dnia dzisiejszego odszedł już dość daleko od swojego drugiego członu, tutaj wyraźnie go słychać. Na korzyść tej płyty przemawiają:
- doskonała sekcja rytmiczna - to jest jeden z tych rockowych elementów, bardzo wyraźna, nie jest ukryta pod toną efektów, jak to zazwyczaj bywa, czuć, że to ZESPÓŁ a nie zbiór sampli
- wyjątkowo zróżnicowana gra perkusyjna - wiadomo, że gra na perkusji i jej zróżnicowanie rzadko stanowią wyraźny plus dla płyty, ale tutaj zdecydowanie utrzymuje ona w zainteresowaniu bez nadmiernego wybijania się na przód
- MELODYKA, czyli to, co w tym gatunku najważniejsze - żywe pejzaże, ale o tym zaraz
Pierwszy raz tę okładkę zobaczyłem w miniaturze, dlatego nie mogłem dokładnie zobaczyć, co przedstawia. Utrwalił mi się obraz ruin miasta na pustyni, co, w połączeniu z muzyką, dawało... Dziwne połączenie. Dlaczego? Bo nie ma tutaj żadnej apokalipsy, raczej jakaś obietnica, NADZIEJA... Jedno miasto zostało zniszczone, ale planeta jest wielka i pełna słońca, znajdziemy inne miejsce gdzie będzie dobrze. Tutaj będziemy jedynie czasem przylatywać, by poczuć nostalgię. W czasach, kiedy wspomnienia będą tak słabe, że będziemy pamiętać już tylko te dobre rzeczy. W czasach, kiedy będziemy robić tylko te rzeczy, które będą sprawiać, że świecą nam się ze szczęścia oczy.
Polecam :)