Marcin Hilarowicz z Necrobutcheem

)
------------------------
Marcin Hilarowicz: Czy wiesz może, dlaczego najpierw Hellhammer nie zadzwonił do mnie trzy razy z rzędu, a potem Maniac wyciął mi numer?
Necrobutcher: Maniac wyruszył już dość dawno w jakąś podróż, a Hellhammer wyjechał do USA razem z THE KOVENANT.
Powiedz mi przy okazji co sądzisz o nowym wcieleniu Hellhammera z różową pomadką na ustach i policzkami jak u rumianej dziewoi ze wsi?
Myślę, że THE KOVENANT to pedzie... to wszystko, co mam do powiedzenia
W sumie cieszę się, że rozmawiam w końcu z tobą, bo jesteś przecież jedynym założycielem zespołu, który wciąż gra w MayheM. Pamiętasz jeszcze jak to się wszystko zaczęło?
Jak to się zaczęło? Na początku grałem tylko z Manheimem, a potem dołączył do nas Euronumous. Rozpoczęliśmy od grania coverów, a po 2 latach udało nam się zarejestrować pierwszą taśmę demo. Zaraz potem nagraliśmy następną, na której śpiewał Messiah.
Ech, myślałem, że usłyszę coś, o czym nikt nie wie. Powiedz mi zatem co się teraz dzieje z Manheimem oraz Messiahem?
Manheim pracował jakiś czas temu w towarzystwie ubezpieczeniowym, natomiast Messiah ma swoją nową kapelę, poruszającą się muzycznie gdzieś w granicy starej szkoły
Czy chodzi tu o zespół WITHIN RANGE, z którym nagrał dwie płyty długogrające, oscylujące wokół hard-core'a?
Nie, tak nazywała się jego stara kapela, a nazwy nowej niestety nie mogę sobie teraz przypomnieć
Przeczytałem kiedyś, że przyczyną odejścia Manheima z zespołu była jakaś wyjątkowo głupia baba, którą nieszczęśliwie poślubił.
Ha, ha, ha... Z tego, co pamiętam, ona żeczywiście nie była jakimś orłem, ale chyba główną przyczyną jego odejścia była utrata zainteresowania muzyką, jaką wykonywaliśmy. Poza tym, nie chciał jeździć z nami w trasy, aby promować album "Deathcrush", a było to wówczas dla nas absolutnym priorytetem. Pamiętam, że chciał skoncentrować się na studiach, żeby zostać w przyszłości tym, kim jest dzisiaj.
A czemu pozbyliście się Messiaha?
On z kolei wolał swój drugi zespół, w którym grał z kumplami heavy metal. Zresztą on nigdy nie był pełnoprawnym członkiem MAYHEM. Wspomagał nas raczej jedynie podczas sesji nagraniowych. Śpiewał nawet na "Deathcrush", mimo że już wtedy koło zespołu kręcił się Maniac.
A jakie były koneksje między MAYHEM a lokalnym zespołem VOMIT?
Kiedy Manheim opuścił zespół zaczęliśmy rozglądać się z Euronymousem za jakąś nową salą na próby, aby zacząć znowu grać. Wtedy trafiliśmy na kolesi z VOMIT. Najpierw grał z nami ich perkusista, a potem wypróbowaliśmy także gitarzystę. Zresztą obaj tworzyli ze mną mój projekt KVIKKSOLGUTTENE, a zatem można rzec, iż był to zespół członków MAYHEM, ha, ha...
Faktycznie, ale mnie interesuje jeszcze, dlaczego Maniac zrezygnował z MAYHEM?
Wiedzięliśmy, że potrafi śpiewać więc przed wejściem do studia zaproponowaliśmy mu dołączenie do MAYHEM. To miał być niejako pobyt czasowy. Tym bardziej, że on miał już na oku jakiś inny zespół w owym czasie, a nadto pragnął skończyć studia, co oczywiście nie byłoby możliwe rónocześnie z intensywną grą w MAYHEM. Jednak mimo jego odejścia wciąż pozostawaliśmy w ścisłym kontakcie. Podkreślam jednak, że założenie od samego początku było takie, iż miał nagrać z nami jedynie "Deathcrush", bowiem my doskonale zdawaliśmy sobie sprawę, że nie będzie to stała współpraca.
Jak poznaliście się z Deadem? Przecież wy rezydowaliście w Norwegii, a on pochodził ze Szwecji.
Poznaliśmy się przez Metaliona, wydawcę magazynu Slayer. On od dawna znał Deada jako wokalistę słynnej szwedzkiej formacji MORBID. Metalion wiedział takze, iż MAYHEM poszukuje nowego wokalistę, więc skontaktował nas z Deadem. Ten przesłał nam taśmę ze swoimi wokalami, a my oszaleliśmy na jego punkcie. Miał niesamowite gardło! Potem rozmawialiśmy mnóstwo razy przez telefon, aż w końcu Dead pofatygował się do Norwegii, gdzie zaczął grać z nami regularne próby i całkowicie naturalnie stał się naszym nowym wokalistą.
Czy to prawda, że jego ksywa wzięła się stą, iż rzeczywiście był kiedyś w stanie śmierci klinicznej?
Faktycznie. Dead przeżył śmierć kliniczną na skutek tragicznego wypadku w wieku 12 czy 13 lat. Opowiadał, że szedł przez tunel, widział nibieskie światło i tak dalej. Jednym słowem, typowe objawy kogoś, kto znalazł się jedną nogą na tamtym świecie. Dlatego też wręcz obsesyjnie interesował się śmiercią, a potyem także przyjął psudonim "Martwy".
Czy ty opuściłeś MAYHEM z powodu samobójstwa Deada?
To nie było takie jednoznaczne. Oczywiście, moje odejście miało z jego śmiercią wiele wspólnego, byliśmy w końcu przyjaciółmi, ale czara goryczy przelała się, kiedy Euronymous zaczął robić zdjęcia jego zwłok. Tego było dla mnie za wiele. Postanowiłem zrobić sobie wówczas przerwę.
A czy te historyjki o naszyjnikach z jego kości, które nosił Euronymous i Hellhammer są prawdziwe?
Tak. Rzeczywiście tak było. Ja nie mogłem tego pojąć. To było totalnie głupie.
Co sądzisz o sugestiach pewnych ludzi, że to właśnie Euronymous zabił Deada?
Rzeczywiście, pod koniec obaj się nienawidzili. Dlatego też robił te cholerne zdjęcia. Uważał, że to fajna sprawa, iż Dead się zabił. My z Hellhammerem jednak wcale tak nie myśleliśmy.
Grałeś w jakichś zespołach po tym, jak odszedłeś z MAYHEM?
Raczej nie, choś mięliśmy z Maniac'iem jeden projekt, ale nigdy niczego oficjalnie nie wydaliśmy. Są jednak jakieś dziwne taśmy, które z jakiś czas być może opublikujemy.
Miałeśjakieś kontakty z pozostałą dwójką po opuszczeniu MAYHEM?
Byłem z nimi w kontakcie, ale raczej sporadycznym.
A jak zareagowałeś na wieść o śmierci Euronymousa?
Zanim jeszcze dowiedziałem się kto go zabił, zpałem z pistoletem pod poduszką, gdyż najzwyczjniej w świecie bałem się, że mogę być następny. Był moim najelprzym przyjacielem przez 10 długich lat, więc miałem podstawy do obaw o swoje życie.
Potem, kiedy okazao się już, kto jest zabójcą, rodzice Euronymousa kazali reszcie zespołu usunąć z "Demysteriis Dom Sathanas" partie basu, które nagrał Vikerness, ale wbrew nakazom tak się jednak nie stało, prawda?
Masz racje. Na płycie pozostały partie Varga, choć wytwórnia przekonywała rodziców, że nagrał je ponownie ktoś inny. O ile pamiętam, miał to być rzekomo Hellhammer
Przejdźmy może teraz do reaktywacji MAYHEM. Jak do tego doszło?
Jak już ci mówiłem, grałem wtedy w jednym zespole z Maniac'iem. Równocześnie, niemal zaraz po śmierci Euronymousa, postanowiliśmy z Hellhammerem, że będziemy dalej działać pod szyldem MAYHEM. Mysięliśmy znaleźć tylko nowego gitarzystę i wokalistę. Powiedziałem Hellhammerowi, że gram w jednej kapeli z Maniac'iem, który bardzo udoskonalił swój głos od czasów, gdy grał z nami pod koniec lat 80-tych. Wypróbowaliśmy go na kilku próbach i znów dołączył do MAYHEM. Później, przez ponad rok, szukaliśmy odpowiedniego gitarzysty. Wreszcie po długich poszukiwaniach znaleźliśmy młodego, ale bardzo utalentowanego Blasphemera. Wspólnie graliśmy stary repertuar MAYHEM i tworzyliśmy jednocześnie nowe kawałki
Co sądzisz o rozdzielaniu waszej kariery na "stare" MAYHEM i "nowe" MAYHEM?
Ludzie, którzy tak mówią, mają trochę racji. Z drugiej strony jednak my wciąż czujemy się jak za starych lat. Nadal w zespole panuje taka sama atmosfera, jak wtedy, gdy tworzyliśmy pierwsze demo, choć wielu ludzi atakowało nas na wszystkich możliwych frontach. Dla mnie takie rozgraniczenia nie są żadnym problemem. Myślę, że po nagraniu nowej płyty nie musimy już nic nikomu udowadniać. Gramy jak chcemy, a jeśli komuś się to nie podoba, to niech sobie kupi inny album.
Dlaczego na części wydawnict MAYHEM pojawiają się w waszym logo słowa "the true", a innym razem zostają pominięte.?
Och, naprawdę nie mam pojęcia. Słowa te wzięły się stąd, że około 1986 roku w Nowym Jorku działała inna kapela o nazwie MAYHEM, amy nie chcięliśmy być z nimi utożsamiani. Czasami używamy tych słów, a czasami nie, ale nie potrafię ci wytłumaczyć, dlaczego tak się dzieje, ha, ha...
Czemu okładka z wersji promocyjnej nowego albumu różni się od tej, którą widzimy na normalnym wydaniu?
Bo wytwórnia popieprzyła coś z tym obrazem. Po prostu był on w innym formacie i nie mógł się przez to zmieścić na wydaniu digi pack. To samo zdjęcie miało się zresztą ukazać na płycie "Wolf's Lair Abyss", ale nic z tego nie wyszło, więc zmieniliśmy go trochę i pojawiło się na nowej płycie.
Mówiąc o "Wolf's Lair Abyss", które wydała Misanthropy Records, czy możesz mi powiedzieć, dlaczego to oni nie wydali nowego albumu MAYHEM? Przecież były takie plany?
To prawda, lecz wytwórnia rozpadła się, a jej właścicielka postanowiła zająć się czymś innym. Proponowała na jednak wydanie nowej płyty, która miała być jednocześnie ostatnią, jaką wyda. Powiedzieliśmy wtedy, że się zastanowimy, szukając jednocześnie jakiejś innej stajni. Doszliśmy w końcu do wniosku, że nie ma sensu wydawać krążka w Misathrophy, która właśnie się rozpada, a przez to nie zapewni nam takiej promocji jakiej byśmy oczekiwali. Dlatego odeszliśmy.
A wiesz, że "Wolf's Lair Abyss", mimo że był tylko mini albuem, sprzedawany był w cenie normalnej płyty? To cholernie nieuczciwe!
Słyszałem o tym. Szczególnie mocno wkurwiali się Niemcy, ale co ja na to mogę poradzić. Przecież to nie była moja decyzja. Zgadzam się z tobą, że nie było to zagranie fair.
Czym skusiła was wytwórnia Season of Mist? Przecież zanim podpisali kontrakt z wami i z NOCTURNUS, byli tylko jeszcze jedną małą, niezależną wytwórnią, jakich tysiące na świecie.
Po wydaniu "Wolf's Lair Abyss" nie szukaliśmy wcale nowego kontaktu, lecz czekaliśmy na to, aż wytwórnie same okażą swoje zainteresowanie MAYHEM. Odezwało się wówczas kilka poważnych stajni: dwie z Francji, jedna z Holandii, jedna z Norwegii, jedna ze Szwecji i jedna z Niemiec oraz Włoch. Wybraliśmy najleprzą ofertę, a pochodziła ona z Season of Mist. Zaoferowali nam najuczciwsze warunki. Przede wszystkim dali nam totalną wolność artystyczną i zapewniliwielką promocję. Ja mogę tylko dodać, że jeśli dadzą nam wszystkie pieniądze, które obiecali, to będę szczęśliwy.
Mówiłeś o jednej wytwórni z Niemiec... Czy była to Nuclear Blast? Baliście się, że nie pozostawią wam totalniej i niczym nieograniczonej swobody w komponowaniu muzyki?
Oczywiście, że była to oferta Nuclear Blast i - jak słusznie przypuszczasz - baliśmy się, że będą ingerować w naszą muzykę. Poza tym obawialiśmy się, iż nie będą traktować nas właściwie, gdyż nie będziemy dla nich priorytetem. Natomiast w SOM jesteśmy z pewnością najważniejszym zespołem. Świadczy o tym chociażby fakt, że 1 czerwca wyruszamy na trasę, która potwa praktycznie do końca roku.
No, dobra. Skupmy się zatem na "Gran Declaration of War". Zapytam od razu, czy ktoś już ci mówił, że nagraliście wielkie dzieło?
Ha, ha, ha... Bardzo dziękuje.
Znowu zrobiliście coś, czego nikt inny nie zrobił. Staje się to niejako znakiem firmowym MAYHEM.
Nie myśleliśmy o tym, aby za wszelką cenę zrobić coś unikalnego. Przede wszystkim jest to koncept-album. Wszystko się musi na nim zazębiać. Zauważ choćby, że riff, który pojawia się na nowej płycie, jest tym samym, który słyszałeś na "Wolf's Lair Abyss" Jest to więc swego rodzaju kontynuacja rozpoczętego tam dzieła. Zmiany, które potem następują, są dowodem naszej ewolucji, postępu w naszych kompozycjach. Każdy album MAYHEM jest rzeczywiście inny, ale jest to wynikiem naturalnej kolei rzeczy, a nie jakiejś przemyślanej decyzji. Ta ewolucja nie zachodzi jedynie w warstwie muzycznej, ale także w technice.
Zdecydowanie! Jest to najbardziej techniczny krążek MAYHEM. Potwierdzają się także moje domysły, że Blasphemer jest znacznie leprzym i bardziej utalentowanym gitarzystą niż Euronymous!
Masz absolutną rację! Poprzednie płyty MAYHEM, które on jeszcze komponował, były dużo prostrze. Wtedy większy nacisk kładziony był na atmosferę. My, wraz z "Wolf's Lair Abyss", poszliśmy do przodu w stosunku do "De Mysteriis Dom Sathanas". Tak samo teraz - zrobiliśmy kolejny krok naprzód. Chciałbym jednak, aby następna płyta była trochę bardziej agresywna niż "Grand Declaration Of War". Nie chcę powiedzieć, że nowy album nie jest agresywny, ale musimy zrobić coś jeszcze bardziej ekstremalnego w przyszłości.
Znaczną poprawę można też zauważyć w partiach Hellhammera. Oczywiście, on nigdy nie należał do ułomków, ale wraz z nową płytą udowodnił, że jest najleprzym perkusitą w Skandynawii, a może nawet w Europie.
Dokładnie tak samo uważam, stary. On wciąż doskonali swoje umiejętności. Ciągle wymyśla patenty, których nikt nigdy przed nim nie robił. Jak go czasami słucham, że gra dwóch perkusistów na raz, ha, ha... Nie mogę się już doczekać trasy koncertowej, gdyż tam będziemy grali tylko te najbardziej brutalne kawałki. Wtedy okarze się, że jesteśmy jeszcze lepsi na żywo niż na płycie.
Powiedz mi, dlaczego na płycie jest tylko 8 tytułów, podczas gdy wyświetlacz pokazuje dobitnie 13 kawałków. Czyję się w tym lekko zagubiony...
Ha, ha ,ha... Ja też. Kiedy skomponowaliśmy już cały, materiał mięliśmy gotowe nie tylko 8 regularnych utworów, ale także kilka smaczków. Dodatków, których nie mogliśmy umieścić w strukturach normalnych utworów. Zaszła więc potrzeba nagrania ich na osobne ścieżki. Chcięliśmy też, aby niektóre z tych ekstra utworów ukazały się na płycie na ukrytych ścieżkach, ale niestety nie wyszło nam to tak, jak zamierzaliśmy.
To jaki jest w końcu tytuł największego diwadła na płycie?
"A Bloodsword and a Colder Sun". Napisaliśmy go wspólnie z Andersem Oddenem z grupy CADAVER
To chyba najbardziej kontrowersyjny numer w waszej karierze, prawda?
Tak. Wszyscy dziennikarze wypytują się mnie, czemu nagraliśmy coś takiego, ale z reguły każdemu się podoba. Ten kawałek ma nisamowitą atmosferę. Powstał ostatni na nową płytę, choć jego miejsce na albumie nie jest przypadkowe. Opowiada on część historii, która przewija się przez cały krążek.
Pojawiają się pewne głosy, że tym numerem zdradziliście black metal.
Ha, ha, ha... Jestem tego pewien. Zawsze było mnóstwo takich ludzi i na pewno nie znikną tak szybko. Nas jednak nie za bardzo obchodzą ich opinie. Robimy muzykę przee wszystkim po to, aby samemu mieć z niej satysfakcję, a jeśli dodatkowo podoba się on naszym fanom, to nie pozostaje nic innego, jak tylko być zadowolonym z takiego obrotu sprawy. Zresztą, poza głosami zdziwienia, przee wszystki utwór ten się podoba.
Wspomniałeś wcześniej o koncepcie nowej płyty. W dawnych czasach opierał się on głównie na satanizmie, bo taki stosunek do życia miał Euronymous. Potem jednak Hellhammer w prawie każdym wywiadzie deklarował, że nigdy nie był satanistą i nadal nim nie jest. Jak jest z resztą zespołu i czy wciąż kultywujecie pod tym względem tradycję MAYHEM?
Teksty opowiadają przede wszystkim o upadku społeczeństwa, w jakim żyjemy, oraz o tym, że nasz świat zmierz ku upadkowi. Mówimy także o powolnej degradacji kościoła i biorąc to pod uwagę, można powiedzieć, że wciąż poruszamy się w satanistycznej tematyce. Spójrz, co się stało z kościołem, który jeszcze nie tak dawno był niesamowicie silną instytucją. Przecież bez przerwy wybuchają jakieś afery, a cała ta organizacja ma na celu jedynie zbijanie kapitału na wiernych i bezgranicznie oddanych owieczkach. Kolejnym tematem jaki, został poruszony na "Grand Declaration of War", jest całkiem niedaleka w przyszłości wizja wyczerpania zasobów ziemskich. Wyobraź sobie, co się stanie, kiedy nagle zabraknie energii elektrycznej, paliwa, czy wody. Przecież to będzie katastrofa. A wszystko wskazuje na to, że niebawem staniem oko w oko z takim problemem. Jak będziemy wówczas dalej żyć? Odpowiedź jest prosta - nie będziemy! A zatem należy się zastanowić, jak temu przeciwdziałać. Inna sprawa, że ja głęboko wierzę w to, iż wkrótce musi wydarzyć się coś strasznego. Nie konicznie będzie to ogólnoświatowa wojna, choć ta jest oczywiście najbardziej prawdopodobna. Jest tyle innych możliwości na wykończenie tego świata. O tym właśnie pisze Maniac. Ja czytałem te teksty wielokrotnie, próbując uchwycić ich nierzadko zagmatwany sens i doszedłem do wniosku, że są kapitalne.
Owszem, są podane w bardzo interesujący sposób, ale czy są to nadal teksty, jakie powinien mieć zespół black metalowy?
Wiem, do czego dążysz, ale my naprawdę nie zawracamy sobie tym głowy. Mówiłem wcześniej, że poruszamy w tekstach tematy związane z upadkiem kościoła, z religią i to, naszym zdaniem, czyni je satanistycznymi, a co za tym idzie, wciąż jesteśmy zespołem black metalowym. Z drugiej strony - i chciałbym to mocno podkreślić - wraz z nową płytą wynieśliśmy black metal w nowy wymiar. Może za 5 lat ktoś powie, że "Grand Declaration of War" znów zmienił całą scenę, podniósł gatunek na wyższy, nie odkryty dotąd poziom, tak jak to było w przypadku "De Mysteriis Dom Sathanas".
Ale przecież "De Mysteriis Dom Sathanas" doczekał się mniejszej czy większej liczby naśladowców, choć - bez wątpienia - nikomu nigdy nie udało się dojść do tamtego poziomu. Nie sądzę jednak, aby znalazł się śmiałek, którypokusi się o kopiowanie "Grand Declaration of War". To jest po prostu niemożliwe!
Być może masz rację. Ni będzie łatwo podrobić stylu ostatniej naszej płyty, ale prawdopodobnie muzyka tu zawarta uświadomi ludziom, że nie ma żadnych limitó w muzyce, że można stworzyć coś wielkiego i świerzego zarazem. Tak samo ma się rzecz z ostatnimi dokonaniami SATYRICON, IMMORTAL czy EMPEROR - te zespoły stworzyły nowe standardy. Oczywiście mam też nadzieję, że nasza płyta zainspiruje w jakimś stopniu inne kapele.
Czy zdajesz sobie sprawę z tego, że "Grand Declaration of War" jest albumem ponadczasowym, po prostu wielkim, mistrzowskim?
Tak! Nie robiliśmy go w pośpiechu. To jest niesamowicie przemyślany materiał. Komponowaliśmy go ponad 2 lata, a i samo nagrywanie zabrało nam naprawdę mnóstwo czasu. Poza tym korzystaliśmy z najleprzego studia, jakie można sobie tylko wyobrazić, w którym sprzęt był po prostu doskonały. Współpracowaliśmy z doskonałymi, najleprzymi ludźmi w branży - tak pod względem produkcji albumu, jak i jego szaty graficznej. Od początku zakładaliśmy, że musimy zrobić najleprzą rzecz, na jaką nas stać.
No i zrobiliście. Czy teraz jesteście bogatymi ludźmi? W sensie czysto materialnym, oczywiście!
Ha, ha, ha... Nie, absolutnie nie...
Do diabła, wszyscy muzycy tak mówią, a kasa wypada im z kieszeni, kiedy idą ulicą, hehe...
Ha, ha... to nie jest tak. Podczas całego procesu powstawania muzyki wielkie pieniądze rozchodzą się po drodzę, a na końcu jest muzyk, dla którego niewiele już zostaje. Gdybyśmy sprzedali 100 tysięcy płyt, to zarobilibyśmy jakieś... hmmm, 400 tysięcy marek. Ale chyba nigdy tylu nie sprzedamy.
Myśle, że jest to realna liczba.
Też w to wierzę. Możemy nawet sprzedać 200 tysięcy, ale pamiętaj, że jest to wciąż bardzo ekstremalna muzyka. Jeśli nawet kiedyś dotarlibyśmy do takiej liczby, to wymagałoby to bardzo długiego czasu. Jak na razie poszło jakieś 40 tysięcy płyt, ale zawsze w pewnym momencie zaczyna się zastój i na kolejne sprzedane egzemplarze przychodzi czasem czekać bardzo długo. Zobaczymy, jak się to wszystko potoczy. Nie będziemy jednak nigdy bogaci. Ja rzucilem pracę w 1996 roku i od tamtej pory jestem zawodowym muzykiem, a to nie jest wcale łatwy kawałek chleba.
Tak czy owak, jest chyba dużo lepiej niż w latach 80-tych, kiedy - według waszych opowieści - nie mięliście co do gęby włożyć, a czsem zdarzało się i ukraść coś do jedzenia.
Ha, ha... Rzeczywiście, były takie czasy. Teraz już nie musimy już robić takich rzeczy, ale wtedy byliśmy do tego zmuszeni, aby przeżyć. Ostatnio dużo koncertujemy, za co dostajemy pieniądze i mamy środki na opłacenie czynszu, jedzenia i innych przyziemnych zobowiązań. Poza tym, mimo że nie mamy koncie zbyt wielu oficjalnych wydawnictw, to nawet z tych setek pirackich płyt czasami uda nam się wyegzekwować jakieś tantiemy.
A co w ogóle sądzisz o tych wszystkich bootlegach?
Uważam, że jest to wjakimś sensie trybut dla MAYHEM. W takim przypadku jestem w stanie to zaakceptować. Gorzej jest, jeśli płyty te zawierają dokładnie to, co znajduje się na oficjalnych wydawnictwach. Wtedy jestem już wkurzony i w żadnym razie nie popieram takiej działalności. Nie podoba mi się także płyta ze zdjęciem zwłok Deada na okładce. Starałem się wycofać ją różnymi sposobami z obiegu, ale okazało się to niemożliwe. Na przyszłość mam tylko taką prośbę: jeśli już ktoś koniecznie chce piratować MAYHEM, to niech przynajmniej wyśle nam kopię takiej płyty. Jestem kolekcjonerem nagrań MAYHEM, wszystkich bootlegów i innych rarytasów, więc chciałbym ją mieć.
A masz tę z fotografią Deada?
Mam ten krążek w 5 różnych wersjach! Dwa różne winyle, jeden picture-disc, zwykły CD oraz wydanie digi-pack.
A jak wiele wydawnict MAYHEM masz w swojej kolekcji?
Około 40!
O rany! Ja mam raptem 12 i myślałem, że jestem kimś, ha, ha...
Ha, ha, ha... Nie jest tak źle... Muszę dodać, że jestem cholernie dumny z moich zbiorów.
Powiedz mi tylko, gdzie mieszkasz, a moja kolekcje na pewno się powiększy kosztem twojej... Wracając do spraw poważniejszych - Euronymous powiedział kiedyś, że nie chce, aby płyty MAYHEM sprzedawane były w każdym lepszym sklepie, lecz tak właśnie się dzisiaj dzieje. Co o tym sądzisz?
Czasy się zmieniły. Kiedyś byliśmy zamkniętym, elitarnym kręgiem, który nie chciał dopuścić do swojej twórczości nikogo z zewnątrz. To musiało prędzej czy później upaść. Może i dobrze się stało...
Niegdysiejszy lider MAYHEM rzekł też parę razy, że jego największym marzeniem i jednocześnie celem istnienia zespołujest możliwość zagrania koncertów w Albanii, Korei Północnej, Wietnamie i Kambodży... To chyba się zmienilo, prawda?
Ha, ha ha... To był rzeczywiście jego niespełniony sen, który z resztą nie miał nigdy szans, aby się ziścić. On był naprawdę dziwnym i ekstremalnym człowiekiem. Czsami za nim nie nadążałem.
W Albanii nie ma nawet fanów takeij muzyki, a jeśli nawet są, to nie podejrzewam, by ich liczba była większa niż dwóch, może trzech na cały kraj.
To prawda. Graliśmy jednak w Turcji, wschodnich Niemczech i kilku innych krajach, o których marzył Euronymous. Można więc powiedzieć, że część jego snów się spełniła, choć bez wątpienia niektóre były nierealne.
Może te jego marzenia wynikały z fascynacji komunizmem? W końcu kraje, które wymieniliśmy, były pod mniejszym czy większym wpływem doktryny?
Faktycznie, był tym mocno zainteresowany w pewnym okresie.
A ty chyba jesteś faszystą, bo na Wacke Open Air miałeś jakąś koszulkę sławiącą Adolfa Hitlera, ha, ha...
Mam nadzieję, że sobie żartujesz... To była prowokacja wymierzona w trwające od dziesiątek lat niemieckie poczucie wstydu za wywołanie II Wojny Światowej. Wszystko, co poczęści nawiązuje do ideologii faszyzmu, jest w niemczech zabronione. Nie możesz mieć swastyki czy krzyża wojennego, bo pójdziesz do więzienia. Oni weszli do naszego w 1940 roku i odebrali nam wolność, a teraz ja przyjechałem do Niemiec w koszulce Hitlera, aby odwdzięczyć się im za ten haniebny postępek i pokazać co o nich myślę. Było na niej napisane "Hitler European Tour" i choć było to poczęści żartem, to miało również działać jako kubeł zimnej wody na ich głowy. Niektórzy ludzie trochę się burzyli, ale kiedy powiedziałem im, żeby nie traktowali tego tak śmiertelnie poważnie, to wyraźnie się uspokoili, ha, ha...
Wyjaśnimy teraz kilka zagadek, które bardzo mnie nurtują. Po pierwsze, był sobie kiedyś jeden Polak, którego bardzo znienawidziliście. Czy możesz mi powiedzieć coś więcej o incydencie z jego udziałem? [nie wiem, co człowiek ów teraz robi, może jest spokojnym obywatelem, który nikomu nie wadzi, dlatego po głębokim przemyśleniu postanowiłem nie wymieniać w tym wywiadzie jego imienia, tym bardziej, że nie ma on żadnych możliwości obrony - przyp. MH]
Ha, ha, ha... Niestety, nie powiem ani słowa na ten temat, bo niektóre rzeczy nie powinny nigdy ujrzeć światła dziennego.
No, nie bądź taki. Jestem pewien, że nikt inny cię dotąd o to nie pytał, więc doceń moje starania przy znajdowywaniu takich historyjek.
He, he, he... właśnie o to chodzi. Nikt nie powinien o tym wiedzieć. To brudna sprawa. Jestem totalnie zdziwiony, że coś o tym wiesz. Jeszcze nigdy nikt mnie o to nie zapytał.
Dlatego powinieneś mnie jakoś nagrodzić. Daję ci ostatnią szansę, ha, ha...
No, dobra. coś ci powiem, ale nie zdradzę wszystkich szczegółów. Przyjechał do nas, do Norwegii, udając przyjaciela, lecz skończyło się na tym, że nas okradł. Wsadziliśmy go do samochodu i zawieźliśmy pod szedzką granicę, gdzie go wyrzuciliśmy i kazaliśmy się trzymać od nas z daleka. Wróciliśmy potem do domu i zapomnieliśmy o sprawie. Okazało się, że nie na długo. Koleś przeszedł bowiem na piechotę cały ten dystans z powrotem - a wiedz, że było to jakieś 140 kilometrów - po czym po jakimś czasie poszedł do rodziców Euronymousa, którzy dziwnym trafem nic nie wiedzieli o całym zamieszaniu i został w ich mieszkaniu przyjęty niemal z honorami ambasadora. Kiedy tam wpadliśmy, byliśmy w totalnym szoku, gdyż facet siedział za stołem, popijał wino i zajadał się pizzą. Wtedy powiedzieliśmy dla niepoznaki, że odwieziemy go na stację kolejową. Kiedy jechaliśmy samochodem, zaczął mieć wątpliwości, czy aby na pewno tam chcemy go zawieźć. Zapytał się: czy to jest droga na dworzec, a my na to: nie! Ha, ha, ha... Potem dość mocno go pobiliśmy. Gość zrobił pod siebie ze strachu i dopiero wtedy, całego śmierdzącego zawieźliśmy go na stację. Chłopaki zrobili mu jeszcze inne, dość drastyczne rzeczy, ale o tym ci już nie powiem. Może następnym razem, jak będziemy robic kolejny wywiad.
Trzymam cię za słowo, a tym czasem powiedz mi, czy słyszałeś o planach Grishnackha, który wespół z samothem miał w planach gwałt na Księżnej Astrid, siostrze króla Heralda, zapłodnienie jej i przejęcie tym samym panowania nad norweskim tronem?
Buhahahahahaha... Rozwaliłeś mnie teraz! Nigdy nie słyszałem o takich planach tej dwójki, ale wyorażam sobie, że mogli o tym marzyć. Przecież wymyślali inne, równie niestworzone rzeczy. Vikernes wychodzi za 5 lat z więzienia, więc może wtedy uda mu się dopiąć swego.
Dead, znany z nienawiści do Quorthona, opowiaał kiedyś, że Boss, czyli szew Black Mark, był ojcem Quorthona i kazał mu pisać teksty na płytach BATHORY pod swoje dyktando oraz wymyślił od początku do konca wizerunek swojego syna. Czy to prawda?
Prawdą jest, że Boss był ojcem Quorthona, ale w opowieści o pisaniu przez niego tekstów i wymyślaniu konceptu BATHORY nie chce mi się wierzyć.
A czy to prawda, że Euronymous miał w swojej piwnicy laboratorium, w którym przygotowywał bardzo dziwne substancje?
Tak! Rzeczywiście stworzył takie miejsce, gdyż przez całe życie zafascynowany był chemią i możliwościami, jakie niesie ze sobą ta nauka.
Kiedyś był tam bardzo poważny pożar, w którym Euronymous odniósł poważne obrażenia, tak?
Tak, tak, tak! To też prawda. Jestem naprawdę pod wrażeniem, że wiesz o takich rzeczach [tembru głosu mojego rozmówcy w tym miejscu chyba nigdy nie zapomnę, dla takich chwil warto całymi godzinami szperać w setkach starych tekstów źródłowych - przyp. MH]. Robił wtedy jakiś dziwny eksperyment chemiczny i nagle substancja wybuchła tuż przy jego rękach. Miał dość poważne poparzenia i przez ponad miesiąc nie mógł w ogóle ruszać kończyną.
Czy Hellhammer nadal pracuje w szpitalu dla umysłowo chorych?
Nie, rzucił tą robotę już dosyć dawno, aby zostać zawodowym muzykiem
Czyli już wszyscy jesteście zawodowcami?
Dokładnie! Może za wyjątkiem Maniaca, który wciąż studiuje na uniwersytecie.
Czy to prawda, że miałeś grać w super projekcie EIBON, wygryzł cię inny, bardziej znany muzyk?
Ha, ha... Rzeczywiście. Killjoy jest moim przyjacielem i na początku były takie nieśmiałe plany, abym to ja grał w EIBON na basie. Potem jednak dokoptował on Satyra, gdyż jest bardziej popularny, a zespół ten miał być zbiorowiskiem największych gwiazd sceny. Zresztą grał tam też prze moment Maniac, ale nic z tego nie wyszło. Wydaje mi się, że nigdy nie ukaże się żadna płyta EIBON, a nawet jak zostanie wydana, to będzie to straszne gówno.