Bloodcult pisze:Drone pisze:Nic podobnego. Ja nie twierdzę, że poza moim kościołem nie ma zbawienia, ani nie twierdzę, że jest tylko jedna droga i prawda, nie twierdzę też - jak Kościół - że dany czyn zawsze jest grzechem, a inny zawsze dobrem, bo tak napisano na kamiennych tablicach.
Ale kto Cie zmusza aby wierzyć w to zbawienie ? Kto Ci broni mieć swoją prawdę ? albo kto Ci broni grzeszyć ?
Oczywiście, że dziś już BEZPOŚREDNIO Kościół nie zmusza, bo stracił taką władzę na przestrzeni wieków. Dziś już nie może wytoczyć procesu o herezję, nie może decydować o losach jednostki w takim stopniu, w jakim to chętnie robił w przeszłości. Oczywiście, dalej próbuje napominać, piętnować, wyszydzać itd. z pozycji czy to ołtarza, czy to środków przekazu pozostających w jego rękach. Ten problem w mniejszym stopniu dotyczy miast, ale w Polsce lokalnej, we wsiach czy miasteczkach KK nadal wywiera wpływ i presję bezpośrednio lub pośrednio (sprawy brania ślubów kościelnych pod szantażem rodziny, naginanie karku, żeby pochować kogoś na cmentarzu w okolicy będącym we władaniu Kościoła).
Chciałem przypomnieć, że np. polski KK pod przewodnictwem prymasa Hlonda jeszcze przed II WŚ. nie zgadzał się nawet na wprowadzenie do prawodawstwa instytucji rozwodu cywilnego. Argumenty były takie same: upadek cywilizacji, rodziny, wartości itd.
Bloodcult pisze:
Drone pisze:Jeśli znajdzie się na takiej samej pozycji jak np. związek hodowców kotów perskich, wtedy będę mógł odpocząć.
To będzie możliwe jeśli:
- Kot perski umrze na krzyżu dla naszego zbawienia...
A to nie wiedziałem, że śmierć na krzyżu jest zasługą Kościoła Katolickiego. To pewne novum :) Ale tak poważnie, to właśnie to zdanie pokazuje, w jaki sposób KK zawłaszcza sferę symboliczną. KK uważa, że ma jakiś copyright do krzyża i symboliki, która zrodziła się w dużym stopniu naturalnie w czasach poewangelicznych. Przez lata skutecznie tępił odstępstwa od doktryny (i tak wewnętrznie niespójnej), aż wreszcie sprawy zaszły za daleko i musiał przełknąć zimną żabę w postaci protestantyzmu (którego wcale tu nie bronię, ani nie stawiam jako dobry przykład w kontrze do złego KK). Potem poszło już łatwiej, aż wreszcie w XX wieku potraktowano te sprawy i psychologicznie, i opisowo, na co KK kręcił nosem i mówił o rozmontowywaniu gmachu wiary, ale wrzucać do lochu już nie mógł. Co najwyżej mógł wciągnąć książkę takiego Ciorana na indeks.
Kolejnym mitem jest to, że bez KK i jego światłego przywództwa świat wyglądałby gorzej. Wyglądałby zapewne nieco inaczej, ale niekoniecznie gorzej. Wszystkie ruchy emancypacyjne, począwszy od gnostyków, przez reformację, renesans jako niezależny prąd w sztuce i myśleniu, oświecenie itd. zawsze walczyły z KK jako instytucją broniącą starego status quo, mitycznego złotego wieku, z którym porównywał hipotetyczną przyszłość, która zawsze miała być gorsza i skandaliczna moralnie. Gdyby zostawić całkowitą władzę KK, robilibyśmy prawdopodobnie za parobków u plebana brnąc pod kolana w błocie.