05-12-2019, 10:01
Płyta jeszcze nie doszła, ale dość mocno ją przewałkowałem. Moja konkluzja jest taka, że to na pewno bardzo dobry album, ale szereg pretensji w kierunku zespołu nie pozwala mi zachwycić się tym albumem na tyle, aby stawiać go na piedestałach.
Najpierw o plusach - instrumentalnie to w tej chwili deathmetalowa czołówka. Kompozytorski na dobrą sprawę też, utwory są zróżnicowane, rozbudowane, charakterystyczne, ze sporą ilością punktów zaczepienia. Na pewno nie jest to granie "jednego i tego samego". Zakochany jestem w brzmieniu nowej płyty - zwłaszcza garów. Te mi się kojarzą brzmieniowo z "South Of Heaven", którą uważam, za płytę z najlepiej brzmiącymi garami jeśli chodzi o muzykę metalową. Na pewno Ci goście potrafią wykreować nieamowity klimat, HHOTHR" spokojnie mogłoby być nigdy nie wydanym debiutem Timeghoul. Niby jest teraz moda na takie "kosmiczne" granie, ale nie czarujmy się - liczy się tylko Blood Incantation, reszta to przypisy. Zadziwia mnie fakt, jak Riedl i spółka potrafią przeżuwać słabsze lub mniej interesujące motywy i wplatać je w całość tak, aby miały one sens (czego przykładem jest choćby nieco rozstrzelony, ostatni numer. Jeśli chodzi o technikę "zero-waste" to Ci goście robią to po profesorsku, trochę takie MacGyvery metalu. Metalu, ale niekoniecznie death metalu. Rozumiem narzekania niektórych, że ten materiał jest mało deathmetalowy i może wydawać się rozmemłany miejscami. Na początku też mnie się tak wydawało. Kluczem do polubienia się z tym albumem okazała się moja ostatnia faza na jedyny pełniak 'Vauxdvihl" i Dream Theater "Awake". Znalazłem tam sporo analogii do nowego Blood Incantation, które teraz odbieram bardziej jako krążek progmetalowy niż deathmetalowy. Dobrze napisane kompozycje, kreujące klimat wokół czasem bezkształtnych, meandrujących motywów, które tworzą gdzieś swój świat, bez bawienia się w szufladki. I w tym aspekcie "HHOTHR" jest wyśmienite.
Fundamenty jednak kruszą się, gdy patrzę na to jakie wykorzystano tu środki wyrazu. Blood Incantation poszło na łatwiznę i wykorzystało znane zarówno fanom muzyki progresywnej jak i deathmetalowej schematy, które po prostu zgrabnie poukładali. Fajnie się tego słucha, całosc płynie, ale mam nieodparte wrażenie, że co chwilę słysze jakieś zapożyczenia, pojebki, schematy, które gdzieś już słyszałem (czasem w lepszym wydaniu) i które znam. Pomijam już fakt, że rozpoczynanie płyty riffem bezczelnie podjebanym z "Immortal Rites" na starcie budzi mój niesmak. A im dalej w las tym skojarzen z innymi artystami jest zbyt wiele. Niby jest to reinterpretowanie znanego i sprawdzonego, ale chyba ta reiterpretacja nie do końca się udała. Niby jest to Blood Incantation, ale za dużo tu Morbid Angel, Nile czy paru innych nazw.
I najgorsza rzecz - słucham sobie tego nowego Blood Incantation, niby tu i ówdzie jestem pod wrażenie, ale serducho jakoś nie bije mi szybciej z wrażenia. Jedynie wspominany tu wczesniej "The Giza Power Plant" powoduje, że krew płynie szybiciej, ale to i tak jedynie fragment całości.
Czy jestem rozczarowany? Nie, bo to porcja bardzo dobrej muzyki. Ale jestem wkurwiony, że poszli na łatwizne, że nagrali album mocno zachowawczy, nagrali album bardzo 90sowy, który bardziej przypomina mi hołd dla artystów tamtych lat niż de facto stanowi krok w muzycznym rozwoju grupy. Chciałem się bardzo tym albumem zachwycić, ale do tej pory nie udało mi się,
I choć obiektywnie "HHOTHR" jest lepszy od szeregu innych okołodeathmetalowych płyt, to prędzej sięgne po spontanicznie brzmiący debiut Dipygus, który energią rozsmarowuje po ścianach, albo po prawdziwkowy, choć nieco ograniczony w formie debiut Cerebral Rot, niż po świetnie skomponowaną, ale wtórną wariację na temat przebrzmiałych już nieco mistrzów.