Load/ReLoad>Black Album. Generalnie nagonki na Metallikę nie rozumiem. Oczywiście jest to main stream, grają z orkiestrą, robią własne festiwale, filmy 3D za miliony - są synonimem przepychu i stadionowej kapeli, więc za to można ich nie lubić. Ale muzycznie niemalże zawsze co najmniej dobry poziom utrzymywali. Taką skazą na reputacji jest trochę DM, które nie brzmi zbyt świeżo i doskonale czuć, że Rubin stał nad nimi z batem. Oni sami zresztą chyba uwierzyli, że są młodsi, co zaowocowało, że napisali całkiem sprawne kompozycje, które być może nawet gdyby znalazły się na MoP i AJFA cieszyłyby się dzisiaj kultem...no ale czas jednak idzie przodu i w 2008 brzmiało to mega wtórnie i nie wywoływało większych emocji - choć oczywiście Janusze się cieszyli, jak dziś przy Mayhem ("Wreszcie znów nakurwiają, napierdalać!!!").
Całkowitym przeciwieństwem tego albumu jest Hardwired, gdzie zespół poszedł w zupełnie inną stronę. Pojawiło się sporo "luźniejszego" grania, które nawiązuje do Load i trudno znaleźć mi jakąś większą wadę tego materiału - może z dwa utwory trochę odstają. Wydaje mi się, że ten krążek krytykowany jest tylko dlatego, bo nagrała go Metallica - a jak wiadomo będąc takim zespołem jest się w kropce, bo granie a'la dawne lata=hejt i oskarżenie o niemoc, eksperymenty=hejt. Moim zdaniem dobrze z tego wybrnęli, słychać dużo serca w tym albumie i ducha - na pewno nie odcinanie kuponów.
Lulu jest z kolei ciekawą kwestią. To eksperyment i nie można go oceniać w tych samych kategoriach, co pozostałe albumy Metalliki. Ten album jest taki, jaki miał być. Ma swoje momenty, swój koncept i jest kierowany do trochę innej grupy docelowej, w którą nie wpasowują się typowi słuchacze Metalliki, jak i Reeda, co zdecydowanie ogranicza zasięg i pewnie nigdy nie zostanie należycie doceniony. Ale fajnie, że powstał - zwłaszcza jeśli spełniło to ambicje Metalliki, jak i Lou Reeda.
Czy Fleming Rasmussen coś by pomógł, tego nie wiem, bo wtedy zespół miał pomysł jak ma brzmieć i co grać.
Jego wpływ jest w mojej opinii przeceniany, zresztą to były chyba jego jedyne poważne zlecenia w życiu, z tego co teraz patrzę na Metal Archive. Nawet gdyby Jacek Stachursky te albumy wtedy produkował, byłyby tak samo dobre.