Anzhelmoo pisze:
8 Filmów to instrumentalnie bardzo dobry materiał, który pokazuje wszechstronność Luczyka. Niestety znów te nieszczęsne wokale i zmienione teksty pozostawiają niesmak, całkowicie zmieniają atmosferę - jakby zestawić rzeczy całkowicie sprzeczne.
No właśnie. Ten materiał dosłownie rozpada się dwie różne części: instrumentalną i wokalną. Część instrumentalna może się podobać albo i nie, ale trudno Luczykowi zarzucić coś w tej materii: aranże akustyczne są zrobione dobrze, jest barokowo, ale w granicach dobrego smaku, klasyczne instrumenty są wplątane w to wszystko w sposób dość ascetyczny, co się pisze na duży plus. Można kręcić nosem na to, że to zamach na kasę fanów albo że niepotrzebnie odgrzewa się stare kotlety. Drugi z zarzutów jest po części trafny, ale raczej widzę to w kategoriach ambicji p. Luczyka, który zdaje się dążyć do perfekcji (poprawności?) w materii muzycznej. Stare kawałki brzmią w sumie po staremu, a dwa (względnie) nowe z "Mind Cannibals" powiedziałbym, że nawet zyskały - zwłaszcza "Dark Hole - The Habitat of Gods" - ta aranżacja to naprawdę pierwsza klasa.
Wszystko byłoby pięknie i nikt by złego słowa nie powiedział, gdyby nie ten nieszczęsny wokal. Sam w sobie nie jest zły i gość potrafi śpiewać, ale ani nie rozumie tekstów Kostrzewskiego, ani nie rozumie aury, która ten zespół otaczała i która się z nim kojarzy. Po co brać wokalistę, który śpiewa smutno-zmęczoną manierą bluesrockową do kawałków, w których potrzeba mocy i potęgi? Już otwierający płytę "Głos z ciemności" budzi zdumienie. Najpierw dowiaduję się, że to podmiot liryczny "uczył się". Gość śpiewa wyraźnie "Uczyłem się". Całe życie myślałem, że pierwsza zwrotka zaczynająca się od słów "Córko, weź perły ziemi.." kończy się "uczyłem cię", co by było logiczne, skoro zwraca się do córki. Czy może to ja przez 25 lat (edit - prawie 30!) czegoś nie ogarniam? Do tego dochodzą komiczne okrzyki w tle "idzie armia, uciekajcie, uciekajcie!" - co to jest, do jasnego ch...? Brzmi jak podkład z rodzinnego filmu fantasy oglądanego w niedzielę o 14.
"Czas zemsty" to już kompletne kuriozum (wokalnie) - jak można utwór z takim tekstem zaśpiewać w sposób tak smutno-zaciągający w manierze kojarzącej się - niestety - z jakimś Dżemem? Nie ma na to zgody.
Do tego dochodzi dziwna maniera akcentowania i przeciągania przez wokalistę spółgłosek (!), np. "diaMMMent spadł" na granicy jakiegoś mruczando. Czy to w kontrze do artystowskich "dłouni" i "groubów" Romana? Kto za to odpowiada? Luczyk? Czy dał wolną rękę nowemu wokaliście, żeby tylko różniło się od tego, jak to śpiewał Roman? Nie wiem, i nie wiem, czy chcę widzieć.
Szkoda gadać. Naprawdę sporo pracy w to zostało włożone, ale efekt jest taki, że chce się płakać. Luczyk pokazał klasę jako aranżer i instrumentalista, ale kompletnie to spartaczył pozwalając komuś bez żadnego backgroundu metalowo-katowego wykonać te kawałki wokalnie chyba tylko wg własnych wyobrażeń. To już lepiej byłoby, gdyby te kawałki wykonał Beck, który kładł wokale na "Mind Cannibals" - to nieprawdopodobne, ale w porównaniu z tym, co jest tutaj, to miały swój charakter i charyzmę, i nie kojarzyły się osobowo z nikim konkretnym.
Po tym wszystkim miałem ochotę wziąć i wyjebać wszystkie płyty Kata, starego i nowego, luczykowego i romanowego, żeby nie być narażonym więcej na takie traumy. Ale się powstrzymałem i pomyślałem, że stare utwory muszą być jednak świetne, skoro przetwarzanie ich w nieskończoność, nagrywanie w nowych wersjach, a także ciągła awantura wokół, nie są w stanie ich zohydzić. Pytanie, jak długo jeszcze.