Heretyk pisze:nowy album się już zakręcił kilkanaście razy, zatem może dorzucę, tradycyjnie, łyżkę dziegciu do tej beczki miodu. płyta faktycznie nośna, przebojowa i nawet trochę heavy metalowa, a przy tym nie tracąca charakterystycznego pazura, tym niemniej nikt mi nie powie, że nie jest za długa. choćbym nie wiem jak bardzo się starał i koncentrował, myśli momentami mi gdzieś uciekają podczas odsłuchów i tak jest za każdym razem. mielą niektóre motywy w nieskończoność co musi powodować znużenie. u mnie oczywiście, bo widzę, że dla niektórych to zaleta.
Ja mógłbym spokojnie dwupłytowego albumu na takim poziomie i z takimi kompozycjami słuchać. Tak jak pisał Drone - te numery potrzebują przestrzeni! To długodystansowcy, ale u tej kapeli to nic nowego. Takie strzały jak: "I hate", "Old school", "Bring Me the Night" czy "Shred" to u nich raczej wyjątki. Zawsze najlepiej się czuli w dłuższych formach i takimi właśnie zdominowane są przeważnie ich płyty.
Nie rozumiem tak częstego narzekania na zbyt długi czas nagrań. Jak jest dobrze chcę jak najwięcej. Jak płyta ma 45-60 minut mogę się zatopić w jej klimacie o wiele skuteczniej.
Heretyk pisze:cóż, moim skromnym zdaniem najlepiej by było wyciąć tak z 20 najlepszych kawałków z czterech ostatnich płyt i zrobić z tego dwie, ale skrajnie zajebiste. taka trochę fabryka się z tego zespołu zrobiła i nie do końca wychodzi to na dobre.
Nie znam ostatnich 4-5 płyt SIX FEET UNDER, ale słyszałem 137 wcześniejszych i twoje uwagi wypisz-wymaluj pasują do tego zespołu.
Lepić w jeden mógłbym trzy ostatnie albumy SLAYER. Wziąłbym 2/3 "World painted blood", dodał 3-4 najlepsze wałki z "Christ illusion", dorzucił nic z ostatniej płyty nagrobnej i powstałby album, którego nie musieliby się wstydzić. OVERKILL to nie dotyczy. Takie wycinanki w ich przypadku nie mają racji bytu.
słucha się tego po prostu dobrze. tyle że bez ekscytacji
Oj, uwierz - masz do czynienia być może z największym muzycznym malkontentem na tym forum. Na 150 sprawdzanych mniej lub bardziej wnikliwie tytułów ostatecznie kupuję zapewne 1-2, ale jak leci "The Long Road" to się cały gotuję. Tak udane premiery w dzisiejszych czasach mają miejsce niezmiernie rzadko. Podejrzewam, że to pojedyncze przypadki w skali roku. Dużo mogę o "The grinding wheel" napisać, ale na pewno "brak ekscytacji" mi do tego równania nie pasuje.