07-10-2015, 10:23
O ekipie niezmordowanego Phila Fasciany jakoś ostatnimi czasy było trochę cicho. Poprzedni pełny album jego formacji ukazał się pięć lat temu, potem dochodziły nas wieści o kolejnych roszadach personalnych, aż w końcu gruchnęła wieść że nareszcie ruszyły prace nad nowym albumem. Pomyślałem sobie, fajnie, kolejny materiał tej zacnej kapeli do kolekcji. Ale w życiu bym nie pomyślał że nagrają tak dobry krążek! Bo nie ma co ukrywać, dostaliśmy naprawdę świetny , utrzymany w old schoolowym duchu kawał dobrej muzyki. Początek płyty nie zwiastuje jeszcze tego, co wypełnia ta płytę - wolny, klimatyczny, przypominający otwieracza z debiutu utwór, wprowadza nas na scieżkę martwego człowieka, wprowadza powoli, po czym rzuca na pastwę losu. Malevolent nigdy zespołem ultra technicznym nie był, jego riffy były zawsze czytelne i chwytliwe, najszybszym zespołem świata też nigdy nie chcieli zostać, dlatego też na "Dead man's path" słyszymy mnóstwo dobrych riffów, tak samo wyśmienitych solówek i wyważonych temp, chociaż prędkości też tutaj nie brakuje. Ta płyta to monolit, bardzo dynamiczna, mocna, brutalna, trudno mi tutaj znaleźć jakieś słabsze momenty. Bo takich chyba tutaj nie ma - nie chcę być bezkrytyczny, ale w przypadku tej płyty to szukanie dziury w całym. Jakieś drobne mankamenty pewnie są, ale w ogólnym rozrachunku bledną w uszach, bowiem słucha się tego po prostu wybornie. Ta płyta to kolejny dowód na to, że stara gwardia nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa.