Kraft pisze:Lubię AONO, ale tam niestety są słabe momenty, i to bardzo. Niedopracowany Phoenix. Inspiracja Shocking Blue nie wystarczy, trzeba to jeszcze jakoś sensownie zaaranżować. Wake Up Cal zwyczajnie nudzi. Shoot Down - tragiczny finał nieziemsko zapowiadającego się Triggera. Gallagher spierdolił całkowicie klimat oryginału.
Ja zupełnie inaczej postrzegam te kawałki. "Phoenix" jest na tyle krótki, że ta wariacja na temat "Love Buzz" jest w zupełności wystarczająca, zwłaszcza w obliczu muzycznego zróżnicowania tego albumu. "Shoot Down" naprawdę spoko - brzmi jak luźne nawiązanie do bardziej mainstreamowego rocka industrialnego z drugiej połowy lat 90-tych, moim zdaniem doskonały na zakończenie albumu.
Kraft pisze:Na Jilted nie ma żadnych mielizn. Równie szerokie horyzonty i bezpardonowa wojna, która ostatecznie uśmierciła niemieckie techno :)
Są mielizny w postaci fatalnego „No Good”, no sorry, ja rozumiem, że to mógł być hicior radiowy dla jakichś disco-mułów, ale nic poza tym. Do tego mamy potworne dłużyzny. Płyta jest zwyczajnie za długa, przy relatywnie mniejszej ilości pomysłów do zagospodarowania. Ostatnie kawałki wloką się flaki z olejem.
Skaut pisze:Dodatkowo, naprawdę brakuje w tym jakiegoś drażniącego pazura i jest zbyt repetywny. Nie ma już tej świeżości i wielobarwności znanej z "The Fat of the Land".
Ten album to jeden wielki pazur. "Repetywny"? Nie no, naprawdę, któryś z nas ma podmienione płyty w pudełku, albo rozmawiamy o innych zespołach, bo dla mnie oczywistym jest, że właśnie MftJG jest bardziej repetytywny. Zresztą ich muzyka zawsze opierała się na jakichś zapętlonych motywach, więc wypominać coś takiego, to jakaś kpina chyba. Ale skoro chcesz, to weź sobie przypomnij "Music..." i odpowiedz, czy tamtejsze - dość długie, nawiasem mówiąc - kawałki, nie są repetytywne. Od samego początku mamy przydługą i jednostajną jazdę w postaci "Break & Enter" czy "Their Law" (na ilu powtórzeniach jednego motywu opierają się te utwory?), nie wspominając o tym co dzieje się na koniec albumu. Cała "The Narcotic Suite" mogłaby być krótsza o więcej niż połowę.
Skaut pisze:Często odnoszę wrażenie, że kompozycyjnie wszystko zdaje się być w jakiś sposób wymuszone, bez żadnego zaskoczenia, jak choćby "Memphis Bells", "Hotride", czy "Action Radar". Nie jest to oczywiście zła płyta, ale wolę zdecydowanie bardziej "Music for the Jilted Generation" czy nawet "Invaders Must Die".
No kurcze, wymieniłeś chyba jedne z moich ulubionych utworów na tej płycie - pomysłowe i energetyczne. Zresztą ta muzyka jest na tyle zróżnicowana, że każdy kawałek to perełka, zarówno ze względu na aranżacje, jak i na ilość gości, którzy nadają tym utworom różne odcienie. Co do "Invaders Must Die" - zdecydowanie najgorszy album The Prodigy, z gniotem pośrodku w postaci "Warrior's Dance". Ten suczy wokal a'la gówniane dicho z lat 90-tych zawsze przypomina mi o nieszczęsnym "No Good" z dwójki.
Triceratops pisze:
Twoje argumenty longunus ostatnio sa bardzo slabe, bazuja wylacznie na subiektywizacji typu "pusc se to sie przekonasz" albo "trzeba byc gluchym pniem". Nie musze se puszczac, zeby sie o tyjm przekonac bo obie znam doskonale ani nie interesuja mnie obiegowe opinie. Skaut dobrze mowi.Teraz przekonaj mnie, ze twoja racja jest najtwojsza, bo jak nie jestem gluchym pniakiem to co? No chyba, ze chcesz zostac drugim trockim co wie najlepiej :D
LOL. Twoje argumenty są zajebiście mocne, zwłaszcza, że zawsze byłeś zwolennikiem taniej subiektywizacji odbioru muzyki, czemu dawałeś upust w każdej niemal dyskusji, a tutaj nie powiedziałeś niczego sensownego oprócz skwapliwego przyklaśnięcia Skautowi, więc nie czuję się w obowiązku niczego Ci udowadniać. A drugim Trockim, co wie lepiej, to jesteś Ty - nigdy nie potrafiłeś się walnąć w pierś i przyznać, że pierdolisz głupoty - taka już Twoja natura.