SWANS
Moderatorzy: Nasum, Heretyk, Sybir, Gore_Obsessed
- beastov23
- weteran forumowych bitew
- Posty: 1303
- Rejestracja: 16-08-2008, 14:17
Re: SWANS
Ostatnie co bym powiedział o tym albumie to "lubię". Lubieć to można nihilistów z kościelnymi. To jest za dobry album na taki brak zdecydowania. Być może rzeczywiście to nie Twoja sfera, kompletnie!
maximum walrus yields maximum walrus
:3
:3
- Skaut
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 7410
- Rejestracja: 27-03-2004, 13:19
Kurwa ile na "The Seer" doskonałych odniesień: psychodelia, industrial z czasów debiutu, Broadrick z God. Z każdym odsłuchem chce się jeszcze więcej. Nie wiem czy cokolwiek jest w stanie zdetronizować ten album. Neurosis (w zasadzie też tutaj jest) będzie miało ciężką przeprawę.
Po osłuchaniu sie z nowym albumem stwierdzam, że to najlepsza płyta od czasów White Light From the Mouth of Infinity.
Po osłuchaniu sie z nowym albumem stwierdzam, że to najlepsza płyta od czasów White Light From the Mouth of Infinity.
Coś tam było! Człowiek!
- twoja_stara_trotzky
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 9857
- Rejestracja: 14-03-2006, 20:37
- Lokalizacja: 3city
Re: SWANS
czekam na cede
- night_goat
- zaczyna szaleć
- Posty: 212
- Rejestracja: 21-12-2010, 14:16
Re: SWANS
słyszałem co nieco z nowej płyty na żywo i brzmiało lepiej niż kawałki z My Father...
czekam na dostępność CD w Polszy, jak nie to będzie trzeba z odległych krajów załatwiać, ktoś może nie chce zamówić sztuki więcej? ;)
czekam na dostępność CD w Polszy, jak nie to będzie trzeba z odległych krajów załatwiać, ktoś może nie chce zamówić sztuki więcej? ;)
Hide behind your crosses
Throw your holy water
Recite your senseless verses
Let the darkness hour turn
When witches burn
Throw your holy water
Recite your senseless verses
Let the darkness hour turn
When witches burn
- megawat
- weteran forumowych bitew
- Posty: 1354
- Rejestracja: 24-08-2010, 12:12
- Lokalizacja: mathplanet
Re: SWANS
Jeszcze nie słyszałem "The Seer" i się jeszcze nieco wstrzymam, ale ostatnia koncertówka miota mną jak szatan. Naprawdę genialna sprawa, choć wszystkie live'y Swansów jakie słyszałem trzymają poziom. Na "The Seer" zacieram ręce.
"Funkcjonariusze po wstępnych oględzinach poćwiartowanych i nagich zwłok stwierdzili, że morderca musiał być szczególnym zboczeńcem".
- night_goat
- zaczyna szaleć
- Posty: 212
- Rejestracja: 21-12-2010, 14:16
Re: SWANS
Hide behind your crosses
Throw your holy water
Recite your senseless verses
Let the darkness hour turn
When witches burn
Throw your holy water
Recite your senseless verses
Let the darkness hour turn
When witches burn
-
- rasowy masterfulowicz
- Posty: 2224
- Rejestracja: 11-04-2006, 09:36
Re: SWANS
kierwa już dostałeś??
- night_goat
- zaczyna szaleć
- Posty: 212
- Rejestracja: 21-12-2010, 14:16
Re: SWANS
nie, wpadłem na to przypadkiem w internecie, sam czekam na to aż się pojawi gdzieś u nas ;)
Hide behind your crosses
Throw your holy water
Recite your senseless verses
Let the darkness hour turn
When witches burn
Throw your holy water
Recite your senseless verses
Let the darkness hour turn
When witches burn
-
- rasowy masterfulowicz
- Posty: 2224
- Rejestracja: 11-04-2006, 09:36
Re: SWANS
Pan Bartek świetnie napisał o The Seer. Płyta też do mnie już fizycznie dotarła jakiś czas temu. Pięknie wydane, grubaśne 2CD+DVD.

Fantastyczny materiał, jak dla mnie zdecydowanie najważniejsza pozycja w tym roku.
Kto jeszcze nie miał okazji, niech czym prędzej nadrabia, a jak nie mi, to niech uwierzy temu doskonałemu opisowi poniżej:

Fantastyczny materiał, jak dla mnie zdecydowanie najważniejsza pozycja w tym roku.
Kto jeszcze nie miał okazji, niech czym prędzej nadrabia, a jak nie mi, to niech uwierzy temu doskonałemu opisowi poniżej:
Bartek Chaciński pisze:Do snów o zębach moja babcia odnosiła się ze szczególną bojaźnią. Miały oznaczać rychłą utratę kogoś bliskiego, albo przynajmniej własną chorobę. Dwa pokolenia dystansu sprawiły, że sam uznaję sny o zębach (wypadaniu, usuwaniu lub bólu) już tylko za zapowiedź rychłej wizyty u dentysty, ale cień niepokoju pojawia się, ilekroć wraca myśl o starym przesądzie. Jeśli chodzi o zęby, Michael Gira też ma do nich chyba lekko fetyszystyczny stosunek – pisałem już w papierowej „Polityce”, że podobno na okładce nowej płyty po raz kolejny wykorzystał własne uzębienie. Podobnie jak na debiucie. Można więc uznać, że klamrą – lub nawet szczęką – zamknął karierę swojej grupy. A jednocześnie zasiał we mnie niepokój. Nie potrafię tej płyty słuchać inaczej niż tylko z lękiem i nie potrafię w niej widzieć czegoś innego niż apokaliptycznej opowieści o rozkładzie, końcu świata.
Swans w tym momencie mogliby więc spokojnie wystąpić na Unsoundzie jako główna gwiazda (nb. czy sprawdzaliście już tę konkurencyjną imprezę?) – tyle że wystąpili już jako główna gwiazda Off Festivalu, doprowadzając widzów, oczekujących na swój występ artystów i obsługę do ciekawej i dość krańcowej sytuacji pt. „Czy oni zamierzają tak grać w nieskończoność?”. Bo nie wszyscy wiedzieli, ile trwają najdłuższe kompozycje z „The Seer”, jeszcze wtedy niewydanej nowej płyty zespołu. Sam myślałem, że po prostu zespół wydłuża je w nieskończoność tylko na żywo. W rzeczywistości okazało się, że album jest tak ekstremalny, jak to bywało w latach 80. – albo i bardziej. To w ogóle album mierzony po staremu – bez kompromisów, projektowany jako całość, nie da się go przeskipować wyławiając „hooki” i motywy, a choć minimalistyczny w formie, przynosi mnóstwo szczegółów, dla których warto słuchać bardzo głośno. Odpada więc odbiór tramwajowy. Poza tym to płyta przytłaczająca nastrojem, która szczęśliwych zdołuje, a zdołowanych pogrąży. Pogrążeni w ogóle powinni się od niej trzymać z daleka. No i jeszcze trwa bite dwie godziny, więc znaleźć czas na to, żeby przesłuchać ją ciurkiem, to spore wyzwanie.
Ogólnie zespół, który (nie od razu, była płyta sprzed trzech lat, nieco gorsza) ma 30 lat i reaktywuje się po dłuższej przerwie, a potem nagrywa album na poziomie najlepszych płyt, które ma w dorobku – to już samo w sobie zjawisko warte odnotowania. Więc wprawdzie rzadko wracam tu jeszcze do opisywanych już nowości po tak długim czasie, ale w tym wypadku muszę. Przyszedł w końcu fizyczny nośnik, nie muszę już podsłuchiwać streamów i empetrójek, i mogę spokojnie dać się przekonać, że materiał, który Gira stworzył za pieniądze ze społecznej zbiórki (tę prowadził, sprzedając ludziom wcześniej album koncertowy), jest jeszcze lepszy niż myślałem.
Zgadzam się z Piotrkiem Lewandowskim, który o płycie pisał jako swego rodzaju syntezie działalności Swans w nowym PopUpie. Z małym protokołem rozbieżności w postaci okładki, która bardzo mi się podoba – zarówno jako pewna klamra (o czym już wspominałem), jak i oddanie wciąż pełnego agresji i mocy ducha Swans. Są momenty, gdy w jednym nagraniu Swans truchtem zaliczają poszczególne bazy swojej wcześniejszej działalności – z minimalistycznym nowofalowym łomotem, folkiem, pierwotną krzykliwością No Wave („Mother of the World”). Interesujące są też chwile, gdy kompozycję Swans budują na tworzonym z brzmień żywych instrumentów dronie („A Piece of the Sky”) – takim, który z powodzeniem moglibyśmy usłyszeć na jednym z unsoundowych występów, tyle że pewnie bez takiego rockowego rozwiązania akcji, jakie mamy tutaj. Są wreszcie momenty monumentalne, wielkie i bezczasowe, w postaci olbrzymich rozmiarów kompozycji „The Apostate” czy „The Seer”. W przeciwieństwie do postrockowej konkurencji, która też w podobne rejony lubi się zapędzać, Swans ma w sobie w takich momentach fizyczność, brutalność robotniczego kolektywu, który wykonuje polecenia szalonego lidera. Dyscyplina zespołowego grania jest czymś niezwykle ważnym, co docenia się tym bardziej, im dłużej słuchamy „The Seer”.
W tej chwili jestem na etapie odkrywania tej płyty po raz drugi, bo w winylowym wydaniu ma kompletnie zmienioną kolejność utworów – finałem jest tu „The Seer” i „The Seer Returns”, układ poprzednich utworów też jest mocno zmieniony. Sam nie wiem, czy ocenić to wyżej niż edycję mp3/CD. W każdym razie rzecz balansuje między 9 a 10/10. I prawdę mówiąc boję się, że ciąży w kierunku tej drugiej oceny, bo przecież – jak głoszą słowa niedawno wygłoszonego w komentarzach proroctwa – „musisz dać kilku kolejnym premierom 10/10″. A kolejne wielkie premiery (FlyLo, GY!BE, Tame Impala) się posypały i gonią… Z drugiej strony – już bez żartów, to jest płyta, do której będzie się wracać za rok, dwa, za dziesięć lat. Duża rzecz – prosta sprawa. Na pewno prostsza niż te zęby Giry.
- Kurt
- rasowy masterfulowicz
- Posty: 3179
- Rejestracja: 24-12-2010, 15:54
- Lokalizacja: Łódź
Re: SWANS
Hehe, odbiór tramwajowy ;) Ale dobry tekst.
Co do płyty, to jest pierdolony kolos. Tutaj nie ma zmiłuj. Na razie ją jeszcze odkrywam ale z każdym kolejnym odsłuchem jest coraz lepiej. Chyba wreszcie ktoś zdetronizował pana Broadricka z mojego rankingu najlepszych płyt tego roku. I tylko Fire! jest jeszcze niebezpiecznie blisko ;)
Co do płyty, to jest pierdolony kolos. Tutaj nie ma zmiłuj. Na razie ją jeszcze odkrywam ale z każdym kolejnym odsłuchem jest coraz lepiej. Chyba wreszcie ktoś zdetronizował pana Broadricka z mojego rankingu najlepszych płyt tego roku. I tylko Fire! jest jeszcze niebezpiecznie blisko ;)
The madness and the damage done.
- Skaut
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 7410
- Rejestracja: 27-03-2004, 13:19
- Kurt
- rasowy masterfulowicz
- Posty: 3179
- Rejestracja: 24-12-2010, 15:54
- Lokalizacja: Łódź
Re: SWANS
Nie, myślałem o Valley of Fear. Final jeszcze nie sprawdzałem.beastov23 pisze:Masz na myśli Final, który wyszedł kilka dni temu (digital only, heh)?Kurt pisze:Tak tak, JK Flesh. Ten jego drugi projekt z tego roku już nie jest taki fajny.
Zgoda, nie pasuje tam, ale tylko dlatego, że dalej jest lepiej. Tak trochę z czapy jest ten otwieracz, bo sam w sobie jest pewną całością.Skaut pisze:próbowałem, słuchałem i... jest słabiej niż na poprzedniej kolaboracji. Wszystko psuje ten pierwszy numer ;]Kurt pisze:I tylko Fire! jest jeszcze niebezpiecznie blisko ;)
The madness and the damage done.