27-12-2010, 20:36
Świetna jest ta płyta. Dzięki Twojemu wpisowi od razu wrzuciłem rano do odtwarzacza i szykowałem się do roboty przy dźwiękach "School's Out". Alice to geniusz i cholernie żałuję, że ostatnio słucham go tak mało. Przy okazji porządkowania płyt muszę znów obrócić kilka razy jego dyskografię, modląc się żeby zawitał kiedyś do nas na jakiś koncert! Gdyby w ramach przyszłorocznego Sonisphere zawitał ALICE COOPER i MOTLEY CRUE to nie wiem czy nie byłoby to dla mnie wydarzenie większe niż ubiegłoroczny występ METALLICA, SLAYER, MEGADETH, ANTHRAX. Problem w tym, że ani COOPER ani MOTLEY nigdy u nas specjalnie popularni nie byli. Stadionów czy lotnisk nie zapełnią, a klubowe koncerty to raczej nie ich kaliber.
Do nas ta muzyka dotarła chyba zbyt późno, gdy młodzież wolała bardziej ekstremalne kapele, a amerykański glam/hard/heavy był synonimem złego smaku, tandety i obciachu. A warto zauważyć, że dyskografia ALICE COOPER to nie tylko prosty hard rock z melodyjnymi, chwytliwymi refrenami, ale też albumy przesiąknięte mrokiem i grozą (z których śmiało czerpał chociażby Mercyful Fate), albumy z jadowitym, ziejącym testosteronem rasowym rockiem, a także psychodeliczne klimaty z pierwszych dwóch albumów, zupełnie nie przypominające jego późniejszej twórczości. W sumie łykam wszystko co nagrał - najmniej lubię Dirty Diamonds, ale i tak poniżej pewnego, dość wysokiego poziomu nie zszedł. Gość ma już po sześćdziesiątce - obawiam się, że zbyt długo jeszcze jego koncertowo-studyjną działalnością nie będzie nam dane się cieszyć. Tzn. mam tu na myśli Mańka i mnie, bo doskonale zdaje sobie sprawę, że dla większość użytkowników tego forum ALICE COOPER znaczy dokładnie tyle samo co dla mnie Samantha Fox