jaka zajebista plyta! trzeba byc jakims nudnym bucem, zeby obrazac sie na ten piekny kicz. te wszystkie przytupy, zwierzeta i pijackie zaspiewy to przeciez jeden wielki srodkowy palec, ktory Peste Noire mierzy prosto w blade lica pozerksich nudziarzy :)) no i te heavy metalowe riffy, moc! jaki to jest zajebisty powiew swiezosci ("no pun intended") w natloku tych nudnych do wyrzygania hord kalkujacych Funeral Mist czy DSO. i jak ten francuski brzmi - no poezja
rozpusta, czarny humor, prawdziwa transgresja :))
geba sama sie cieszy jak sie tego slucha. raz wchodzi heavy metal, raz jakies smieszne przytupance, innym razem slychac rasowy black metalowy minimalizm - a wszystko jakos trzyma sie...kupy :))))
radosna, potezna, chora plyta. pare momentow byloby doskonalym soundtrackiem do "Krolowej Margot". Kukuryku !!
p.s. postaram sie za jakis czas o tlumaczenia tekstow - ale to niepredko.
100% racja.Scaarph pisze:(..)podczas gdy właśnie to wszystko to esencja tej płyty, cel i środek. cóż, do mnie to trafia, jestem w stanie bezproblemowo przebrnąć przez tę płytę, docenić zamysł, inność i odwagę, ujrzeć kunszt, z jakim peste noire nasrało wszystkim do obiadu :)
mam wrażenie, że ta muzyka może mocniej stąpającego po ziemi słuchacza wręcz obrazić - co tym bardziej przemawia na jej korzyść :)
100% dekadencka awangarda





