No weź chopie nie trzymaj nas w niepewnościtwoja_stara_trotzky pisze:na razie płyta mnie mocno rozczarowuje
no ale jeszcze ostatecznego werdyktu nie wydaję.

Moderatorzy: Nasum, Heretyk, Sybir, Gore_Obsessed
No weź chopie nie trzymaj nas w niepewnościtwoja_stara_trotzky pisze:na razie płyta mnie mocno rozczarowuje
no ale jeszcze ostatecznego werdyktu nie wydaję.
Oczywiście dużo lepsza od przereklamowanego Króla Midasa.twoja_stara_trotzky pisze:na razie płyta mnie mocno rozczarowuje
no ale jeszcze ostatecznego werdyktu nie wydaję.
I to wszystko sa fakty(twoja_stara_trotzky pisze:wszystko jest tu zbyt grzeczne, nigdy gałki nie są przeciągnięte, nie ma brudu, nie ma przesteru, nie ma nawet odrobiny szaleństwa. ciągnie wilka do lasu, ale wilk ma 30 kg nadwagi i artretyzm, nie będzie już ganiać jak kiedyś za zwierzyną. do tego kurde, ta płyta jest jakaś taka ładna, miła i w ogóle shooooooGAYzeeeeeee... brakuje mi tu cholernie tych zimnych rozpierdalających mózg beatów, jak z Techno Animal chociażby. zamiast tego mamy ŁADNE klawiszowe podkłady i sympatyczne melodyjki.
Hehe... ależ masz absolutną rację. Z tą tylko różnicą, że konkurencji w takim graniu nie ma (a przynajmniej ja nie znam) i chyba nic nie zapowiada żeby to się zmieniło w najbliższym czasie, a ja jestem wygłodniały takich dźwięków. Mnie płyta nie rozczarowuje, bo wiedziałem, że nie przeskoczą swojej formy z tamtych czasów, więc tego nie oczekiwałem. Miałem wielkie nadzieje przy "Disconnected" i ta płyta po raz kolejny udowodniła mi, że industriale, metale, punk-rocki i w ogóle cała alternatywa, to muzyka młodych ludzi (najwyżej do 30-tki) muzyka ludzi naiwnych, bo myślących, że mogą swoją twórczością zmienić świat, albo go zbawić, albo zniszczyć. Trzeba właśnie wiary i młodzieńczego pojebania, żeby taką muzę tworzyć - to daje najlepsze efekty.twoja_stara_trotzky pisze: nie mówię, że to zła płyta, wręcz przeciwnie, to krążek dobry, ale cholernie nierówny i ABSOLUTNIE NIC NIE WNOSZĄCY. i Broadrick i Laswell jadą tu na patentach, na których jeździli już 15-20 lat temu, tyle, że daleko im do formy z tamtych czasów. Krew Bohaterów jest po prostu taką stetryczałą wersją muzyki z ich czasów świetności. wszystko jest tu zbyt grzeczne, nigdy gałki nie są przeciągnięte, nie ma brudu, nie ma przesteru, nie ma nawet odrobiny szaleństwa. ciągnie wilka do lasu, ale wilk ma 30 kg nadwagi i artretyzm, nie będzie już ganiać jak kiedyś za zwierzyną. do tego kurde, ta płyta jest jakaś taka ładna, miła i w ogóle shooooooGAYzeeeeeee... brakuje mi tu cholernie tych zimnych rozpierdalających mózg beatów, jak z Techno Animal chociażby. zamiast tego mamy ŁADNE klawiszowe podkłady i sympatyczne melodyjki.
Zgoda. Ciągoty do jesusowego przynudzania zauważyłem.twoja_stara_trotzky pisze:przy takim Remain można pawia puścić - w zasadzie to brzmi to jak kolejna wersja spedalonego Jesu. oczywiście ten numer nie jest wykładnią, ale zbiera w sobie wszystko co wkurwiające na tej płycie. są oczywiście momenty, gdy wszystko to zahacza o wielkość: Blinded, Salute to the Jugger, (fragmenty) Wounds Ahainst Wounds, (końcówka) Descent Destroy... w ogóle końcówka płyty jest naprawdę niezła, ale sorry, gdzie z tym do ICE, GOD czy TECHNO ANIMAL?
Hmmm... póki co nie rozumiem, gdzie to wysmakowanie Króla Midasa. Za Chiny nie mogę się go dopatrzyć. Ta płyta jest dla mnie strasznie ospała, ciężka i momentami zwyczajnie nudnawa, co nie znaczy, że nie jest dobra w ogólnym rozrachunku. Natomiast nie ma możliwości, żeby podniosła mi ciśnienie tak, jak Blood of Heroes, bo to po prostu nie te wibracje.twoja_stara_trotzky pisze:znacznie mniej efekciarski, za to znacznie bardziej wysmakowany Król Midas oczywiście też bije na głowę ten album. Greymachine też bije. i oczywiście THE BUG, który jest wycieczką w podobne rejony, jednak znacznie bardziej świeżą, nieprzewidywalną i dziką.
tu nie chodzi o Broadricka, ale o całą grupę ludzi, która przez wiele lat tworzyła pewną estetykę. byli wśród nich i Broadrick i Laswell. ten album wpisuje się w określoną estetykę, a ja sobie to porównuję z płytami stanowiącymi o sile tej estetyki. to zupełnie naturalne jest. jak wychodzi jakiś black metalowy album, to trudno nie patrzeć na niego przez pryzmat klasyki gatunku. podobnie w tym wypadku.Scaarph pisze:całe szczęście zatem, że ja nie jestem żadnym fanboyem broadricka - biadoliłbym jak to kiedyś on potrafił fajnie, jakie to kiedyś miał pazury, a tak dostałem po prostu zajebistą płytę na którą nie muszę (właściwie to nawet nie mam jak) patrzeć przez pryzmat szczytowych osiągnięć twórców.
poza tym czy nie jest przypadkiem tak, że imć justin po prostu nagrywał tam tylko gitary? tak coś mi się wydaje pisał na jego blogu. bo skoro tak, to tym bardziej nie rozumiem narzekania na brak charakterystycznego dla niego brudu, czy w ogóle porównywania the blood of heroes do broadrickwych płyt z przeszłości.
ok, rozumiem. zatem moich podniet tą płytą nie ma sobie co brać do siebie, bo ja z klasyką gatunku na bakier jestem i jasno sprecyzowanej odnośni nie posiadam. ale coś mi jednak mówi, że rację mam, uważając the blood of heroes za płytę co najmniej bardzo dobrą - by nie rzec zajebistątwoja_stara_trotzky pisze:tu nie chodzi o Broadricka, ale o całą grupę ludzi, która przez wiele lat tworzyła pewną estetykę. byli wśród nich i Broadrick i Laswell. ten album wpisuje się w określoną estetykę, a ja sobie to porównuję z płytami stanowiącymi o sile tej estetyki. to zupełnie naturalne jest. jak wychodzi jakiś black metalowy album, to trudno nie patrzeć na niego przez pryzmat klasyki gatunku. podobnie w tym wypadku.Scaarph pisze:całe szczęście zatem, że ja nie jestem żadnym fanboyem broadricka - biadoliłbym jak to kiedyś on potrafił fajnie, jakie to kiedyś miał pazury, a tak dostałem po prostu zajebistą płytę na którą nie muszę (właściwie to nawet nie mam jak) patrzeć przez pryzmat szczytowych osiągnięć twórców.
poza tym czy nie jest przypadkiem tak, że imć justin po prostu nagrywał tam tylko gitary? tak coś mi się wydaje pisał na jego blogu. bo skoro tak, to tym bardziej nie rozumiem narzekania na brak charakterystycznego dla niego brudu, czy w ogóle porównywania the blood of heroes do broadrickwych płyt z przeszłości.
nie nie do końca, bo jest masa płyt nagrywanych przez znacznie starsze osoby, która jest mimo to absolutnie szalona i ujmująca właśnie kompletnym odjazdem - żeby nie szukać daleko np. Monotheist, Brotherhood of the Bomb / Mass Destruction, Kill Fuck Die, Zoon itp itd...longinus696 pisze: Hehe... ależ masz absolutną rację. Z tą tylko różnicą, że konkurencji w takim graniu nie ma (a przynajmniej ja nie znam) i chyba nic nie zapowiada żeby to się zmieniło w najbliższym czasie, a ja jestem wygłodniały takich dźwięków. Mnie płyta nie rozczarowuje, bo wiedziałem, że nie przeskoczą swojej formy z tamtych czasów, więc tego nie oczekiwałem. Miałem wielkie nadzieje przy "Disconnected" i ta płyta po raz kolejny udowodniła mi, że industriale, metale, punk-rocki i w ogóle cała alternatywa, to muzyka młodych ludzi (najwyżej do 30-tki) muzyka ludzi naiwnych, bo myślących, że mogą swoją twórczością zmienić świat, albo go zbawić, albo zniszczyć. Trzeba właśnie wiary i młodzieńczego pojebania, żeby taką muzę tworzyć - to daje najlepsze efekty.
No właśnie, to kwestia wibracji (a może używek hehehe), mi te z Króla Midasa leżą idealnie. ascetyzm formalny połączony ze sporą dawką prawdziwych emocji. po prostu mi się Martin idealnie wstrzelił z brzmieniem, z beatami, ze sposobem produkcji, a przy tym całość jest znacznie bardziej świeża i, jakkolwiek głupio by to nie brzmiało, prawdziwa - nikt nie sili się na nastolatkaHmmm... póki co nie rozumiem, gdzie to wysmakowanie Króla Midasa. Za Chiny nie mogę się go dopatrzyć. Ta płyta jest dla mnie strasznie ospała, ciężka i momentami zwyczajnie nudnawa, co nie znaczy, że nie jest dobra w ogólnym rozrachunku. Natomiast nie ma możliwości, żeby podniosła mi ciśnienie tak, jak Blood of Heroes, bo to po prostu nie te wibracje.
Kurwa mactwoja_stara_trotzky pisze:na razie płyta mnie mocno rozczarowuje
no ale jeszcze ostatecznego werdyktu nie wydaję.
ty sssij, w sam raz dla ciebie, dużo melodii, klawiszowych plam i w ogóle shoooGAYzeeeeTriceratops pisze:Kurwa mactwoja_stara_trotzky pisze:na razie płyta mnie mocno rozczarowuje
no ale jeszcze ostatecznego werdyktu nie wydaję.az wcisnalem pauze na torrencie. Teraz albo czerwony krzyzyk albo zielony trojkat.
Slayer to kał i ogólnie rzecz biorąc beznadziejna kapela.
Jestem dopiero po 2 odsłuchach i z wystawieniem jakiejś konkretnej oceny się wstrzymam, ale chyba już teraz mogę przyznać Ci rację. To jest naprawdę dobra płyta, ale w gruncie rzeczy bardzo 'listener friendly'. Powiedziałbym, że wręcz zbyt przyjemnie się tego słucha. Godflesh, God, Painkiller czy Greymachine - wszystkie one są na swój zajebisty sposób...męczące, nieprzyjazne... W Blood Of Heroes tego nie znajduję, choć na temat Broadricka i okolic wymądrzać się nie zamierzam, bo póki co pewnie nawet połowy jego dokonań nie słyszałem. Btw, Greymachine chyba takiego przyjęcia na tym forum nie miał, nie?twoja_stara_trotzky pisze:Król Midas nie jest przereklamowany, bo raczej zbiera, przynajmniej tu, wśród metaluchów, dość średnie oceny. natomiast Krew Bohaterów z całą pewnością BĘDZIE albumem