MALEVOLENT CREATION

Zasada tworzenia tematu - NAZWA ZESPOŁU + ewentualnie tytuł płyty lub inna treść jeżeli coś chcemy dodać.

Moderatorzy: Nasum, Heretyk, Sybir, Gore_Obsessed

Regulamin forum
Tematy związane tylko z jednym zespołem lub jedną płytą. Wszelkie zbiorcze typu "América Latina Metal" lub "Najlepsza polska płyta thrash" itp. proszę zakładać w dziale "Dyskusje o muzyce metalowej"
ODPOWIEDZ
vulture

Re: MALEVOLENT CREATION

15-07-2008, 15:16

a co tam,odświeżenie tematu no :wink:
Awatar użytkownika
ultravox
zahartowany metalizator
Posty: 5081
Rejestracja: 31-08-2006, 23:09

Re: MALEVOLENT CREATION

15-07-2008, 15:18

vulture pisze:Panowie,

1.Najlepsza płyta waszym zdaniem + uzasadnienie
2.Najsłabsza płyta waszym zdaniem + uzasadnienie
3.Najbardziej niedoceniana płyta?
Taki temat już jest, robisz niepotrzebny bałagan.

1. Pierwsza. Jeden z najbardziej porywających krążków z death metalem, niesamowite kompozycje, zabójcze riffy i jedyny w swoim rodzaju wokal.
2. Warkult. Niektóre kompozycje sprawiają wrażenie wymuszonych, mogło być lepiej.
3. Pierwsza.
Awatar użytkownika
Maleficio
zahartowany metalizator
Posty: 5330
Rejestracja: 13-11-2005, 14:38
Lokalizacja: Sjakk Matt Jesu Krist
Kontakt:

Re: MALEVOLENT CREATION

15-07-2008, 15:21

coś śmierdziało w powietrzu, ze taki temat się pojawi:)
vulture

Re: MALEVOLENT CREATION

15-07-2008, 15:28

lubie bałagan.

był temat o twórcach genialnego Prodigal Sun?
Awatar użytkownika
Brązowy Jenkin
w mackach Zła
Posty: 776
Rejestracja: 09-07-2004, 10:35

Re: MALEVOLENT CREATION

15-07-2008, 15:43

Nie było, ale wątek Afflicted pojawiał się kilka razy o ile pamiętam.

Do tematu:
1. The Will To Kill i Envenomed. Różne pod względem produkcji płyty ale kopią po swojemu równie mocno. No może na TWtK jest więcej typowych hitów
2. Stillborn- za zjebany mix.
3. Trudno powiedzieć. Malevolent to w ogóle zespół trochę niedoceniony, choć są tacy którzy twierdzą, że to Slayer death metalu :wink:
vulture

Re: MALEVOLENT CREATION

15-07-2008, 15:47

a co powiecie o Retribution i In Cold Blood? bo reszte znam a tego nie.
Awatar użytkownika
ultravox
zahartowany metalizator
Posty: 5081
Rejestracja: 31-08-2006, 23:09

Re: MALEVOLENT CREATION

15-07-2008, 15:57

vulture pisze:a co powiecie o Retribution i In Cold Blood? bo reszte znam a tego nie.
"Retribution" to jakby zbrutalizowana wersja jedynki, nie ma tu już tak wyraźnych jak na debiucie wpływów thrash metalu, rytmika jest trochę inna. Świetny bębniarz, dużo fajnych smaczków na perkusji(stopy), dzisiaj już się tak niestety nie gra. Trudno mi silić się na obiektywną opinię, bo dla mnie to jeden z najlepszych krążków z taką muzyką, kocham bezgranicznie, nawet intro jest genialne ;)

"In Cold Blood" to w zasadzie kontynuacja "Eternal", minimalnie gorsza i z bardziej "czystym" brzmieniem. Dobra płyta, ale może troszeczkę za długa.
vulture

Re: MALEVOLENT CREATION

15-07-2008, 16:07

o ,dzięki man,Retribution właśnie nabyłem przed chwilą w okazyjnej cenie :wink:
Some serious shit?
postuje jak opętany!
Posty: 353
Rejestracja: 12-12-2007, 21:37

Re: MALEVOLENT CREATION

15-07-2008, 17:08

Retribution dobrze sie słucha.
PS. Vulture, ZAJEBISTY avatar
Mort
rasowy masterfulowicz
Posty: 3049
Rejestracja: 08-08-2006, 12:48
Lokalizacja: mosh pit

Re: MALEVOLENT CREATION

15-07-2008, 22:29

mam 2 pierwsze i Retribution mi sie bardziej podoba, to dobra plyta
I AM MORBID
Sineater
postuje jak opętany!
Posty: 621
Rejestracja: 10-05-2008, 00:40

Re: MALEVOLENT CREATION

16-07-2008, 00:18

Na początek przeproszę za język, ale tego posta piszę nieco podpity.
Ma-le-vo-leeent!! Pamiętam, kiedy grali w Polsce ostatni raz. Jeszcze rano byłem przekonany, że na wokalach będzie łysy uszatek z Hateplow, który ze studia brzmi bardzo przyzwoicie, ale stare kawałki w jego wykonaniu to totalna profanacja; aż tu nagle zaraz przed wejściem do autobusu dowiedziałem się, że jednak na żywo zobaczę legendarnego, wielkiego Bretta Hoffmana. Jadąc zakopianką miałem nastroje mistyczne. Koncert był niesamowity, ludzie śpiewali, były tańce, firmówka była nieziemska. Bolt Thrower mieli niesamowicie trudne zadanie przekonania publiki po tak doskonałym koncercie, ale... udało im się jak cholera. Bolt Thrower rozwalili cały Extreme Pub!
Co do Malevolent Creation. To bogowie, kocham ich! Philowi Fascianie oddałbym nerkę! Oni mają iskrę, oni mają coś, nie wiem do końca co, co odróżnia ich od innych zespołów, co sprawia że ich muzyka to coś wyjątkowego, niesamowitego. Totalny kult, religia, mania.
"The Ten Commandments", młode chłopaki próbują grać thrasha, ale widać, że mają wyraźne ciągotki w inną stronę. Idzie nowe. Wyśmienite intro, razem ze stopkami pojawiają się mystic-artowe CIARY. "Premature Burial" to hicior. Najbardziej zwraca uwagę wokal. Brett Hoffman to nieślubne dziecko Tomka A., tyle że z większą chrypą. Nawet oldschoolowe chórki są pod koniec. Nabijany rytm pod zwrotkami to jest właśnie to, co określiłbym jako trademark Malevolentów. Podobnie z początkiem "Remnants Of Withered Decay" - absolutny thrash metal. Zwraca jeszcze uwagę doskonale wykorzystany efekt wokalny w "Impaled Existance". Innym hiciorkiem jest jeszcze "Sacrifical Annihilation" w którym Brett w pewnym momencie wpada w totalny gibberish. Osobna sprawa to ich numer firmowy. Skansja z refrenu to już żywcem podjebane lata 80-te. MA-LE-VO-LEENT! Jest też jeden patent, który moim zdaniem ukradli z "Child In Time", ale to chyba zbyt odważna teza. Tak czy siak, numer firmowy to chyba najlepsza firmówka jaką znam. Hit, przebój, aaarf!
"Retribution" - tu już żartów nie ma. Już pierwszy riff po intrze (swoją drogą - jak zaczynają od tego koncert to dramaturgia jest nieziemska) urywa jaja, głowę i trzustkę. Moim zdaniem "Retribution" opatrzone jest najlepszą produkcją w historii studia Morrisound, z wyjątkiem Devastation "Idolatry". Fasciana to w ogóle mistrz death/thrashowego riffu. Kolejny nieziemski moment to zwolnienie w "Slaughter Of Innocence" i nieludzki wrzask Bretta: "Slaughter of innocence... UUUUUUUUUAAAAARGGHHHHHHHH... DIE MOTHER FUCKER!!!". Profesor Miodek! Najlepszy numer na płycie i jednocześnie chyba największy szlagier zespołu to "Coronation Of Our Domain". Niezbyt często zdarza się sytuacja, żeby największy hicior jakiegoś zespołu był buldożerem w średnich tempach. Nie zapominajmy, że potem jest jeszcze "Monster", zaczyna się totalnie na zabicie, ale numer tak na prawdę robi dopiero środkowa, kombinowana partia. Ludzie nieźle się domagali go na koncercie.
"Stillborn" - jedna z najbardziej niedocenianych płyt z początku lat 90'tych. Wszyscy wieszają na niej psy, mimo że to w gruncie rzeczy arcydzieło. Zniknęła gdzieś hiciarskość a cały materiał należy do raczej ciężkich w odbiorze, ale to nie znaczy, że jest zły! Riffy, budowa kawałków jest dalej wyśmienita. Za chwyt utrudniający percepcję, ale jednocześnie zmuszający do uważniejszego słuchania można uznać brudną produkcję. Inną sprawę stanowią wokale Bretta Hoffmana. Są absolutnie ohydne, obleśne. Podobno prze nie stracili kontrakt z Roadrunner, ludzie czepiają się do nich we wszystkich recenzjach, przez nie sami muzycy nie cierpią tego albumu - ale to one właśnie powodują, że ta płyta jest tak ekstremalna! To podobna liga co wokale na "Mental Funeral" czy "Carrion For Worm" - ohyda, turpizm na maksa! "Stillborn" to bardzo udany materiał, doskonale broni się po latach, ale trzeba przyznać, że to zdecydowanie nie jest materiał, dla ludzi nie słuchających death metalu na co dzień. To raczej dla takich, których playlista to w 95% amerykański death i poszukują mocnych wrażeń, ale jak już ktoś da temu materiałowi szansę, to się nie zawiedzie. Sophisticated Death Metal i tyle.
"Eternal" - Do kilku kolejnych płyt na początku (czyli w okolicach 2001/2002, kiedy je poznawałem) nie mogłem przekonać się przez wokal Jasona Blachowicza. MC to dla mnie była w dużej mierze niesamowita barwa głosu Bretta Hoffmana. Teraz już wchodzi mi bez popitki, jest bardzo głęboki. Bardzo szybka i bardzo brutalna płyta. Już w stu procentach death metalowa. Słychać Dave'a Curlossa, blasty w jego wykonaniu to miód na uszy. Znajdzie się na tej płycie kilka genialnych numerów, jak otwieracz - "No Salvation", albo "Alliance Or War" z jednym z najlepszych riffów MC.
"Joe Black". To MCD to pozycja półkowa tylko dla wiernych fanów zespołu, inni mogą sobie z czystym sumieniem odpuścić. Nowe kawałki są na prawdę świetne (utrzymane w stylu z "Eternal", rwany motyw z tytułówki to taka nawet podkręcona Metallica), cover Slayer też wyszedł okej, kawałki z demo - wiadomo: zajebiste. Problemem są tylko te nieszczęsne remixy. Pomysł wytwórni a nie zespołu, nie ma co się wyżywać.
Jeżeli "Retribution" to agresja, "Stillborn" to klimat, "Eternal" to brutalność to "In Cold Blood" to zdecydowanie ciężar. Potwornie nisko strojone gitary i totalne doły. Ta płyta brzmi wprost niesamowicie ciężko. Jeżeli ktoś ma za daleko na Śląsk, żeby pójść do baru i zacząć fikać do członków Infernal War, to ten materiał mógłby być sonicznym substytutem efektów tego posunięcia. Kopanie leżącego.
Zaraz później świat porażony zostaje niesamowitą wiadomością: Brett Hoffman wraca (prawdopodobnie w ramach resocjalizacji) do Malevolent! "Fine Art Of Murder" to jednak małe rozczarowanie. Płyta jest dość dziwna, przekombinowana. Eksperymentalny kawałek tytułowy, "balladka" "Day Of Lamentation". Gitary wyżej strojone, lżejsze i bardzo czyste brzmienie. Najlepiej wypada chyba otwieracz - "To Die is at Hand", stary dobry Malevolentowy riff i wkurwiony Brett Hoffman. Z lepszym przyjęciem spotkała się "Envenomed", której, co przyznam z wielkim wstydem, nie mam i nawet nie słyszałem.
W tym samym czasie wyszła dwupłytowa kompilacja "Manifastation" wydała przez Pavement. O ile the best of'y wydane przez Roadrunner i Crash to shit totalny, to nad tą składanką warto się zastanowić. Na drugiej płycie są cztery kawałki koncertowe, a jako multimedialny bonus są nawet koncertowe kawałki w których to możemy podziwiać Bretta - ortodoksyjnego rednecka w rozpiętej, flanelowej koszuli i jego włosy na klacie.
Kiedy po raz drugi chłopaki nie mogły wytrzymać z Hoffmanem i go wyrzucili a a jego miejsce wzięli Kyle'a wszystko zaczęło malować się w ciemnych kolorach. Osobiście nie lubię Hateplow, a na dźwięk słów "hard core" spadam, gdzie pieprz rośnie. Po usłyszeniu na składaku z Mystic Arta kawałka "All That Remains" położyłem na nich kreskę. Postanowiłem nie kupować sobie ich płyt w tym składzie. Potem znowu wrócił Syn Marnotrawny i razem z resztą chłopaków dokonali totalnego spustoszenia Krakowa. Stwierdziłem, że może za wcześnie na jakieś radykalne stwierdzenia związane z tym zespołem. Do zmiany poglądów na zakup płyt z Uszatkiem zmotywowała mnie przecena, kiedy to obie zaczeły być wystawiane na allegro za jakieś psie pieniądze. Skusiłem się.
"The Will To Kill" mnie po prostu zniszczyło. To płyta totalna; huragan, tajfun, cios w mordę, mawashi geri w jaja, kręcenie wora, egzekucja w tył głowy. Niesamowicie intensywna i kapitalnie brzmiąca płyta. Takie numery jak "All That Remains" (jednak!), "Assasin Squad" czy "Divide And Conquer" udowodniły, że Malevolent Creation rządzi i trzęsie (rządzi i dzieli?) w każdym składzie. O ile za cholerę nie chciałbym zobaczyć ich na żywo z Kylem (moim zdaniem zero charyzmy i prezencji) to w studiu jego wokale naprawdę się sprawdziły. Osobną sprawą jest kawałek "With Murderous Precision" - to jedno z największych arcydzieł w tej konwencji, jakie zdarzyło mi się w życiu słyszeć. Szczególnie jego kompozycja i niesamowicie skomasowany, intensywny riff (Fasciana - Dave Carlo death metalu!). Sposób w jaki mieszają się tempa, w jaki przenikają motywy to majstersztyk, ogólna brutalność tego numeru też nie mieści się w żadnej skali. No i do tego wszystkiego dochodzi ultra-ciężkie zwolnienie z ultra-cięzkim, "melodyjnym" motywem gitarowym. "With Murderous Precision" to numer, którego dramaturgia dorównuje Slayer i wcale nie jest to przesada.
"Warkult" to też całkiem udany ochłap metalu. Intro to uśmiech do jedyneczki, drugi kawałek to typowy killer. Ogólnie to chyba najmelodyjniejszy Malevolent, produkcja jest trochę lżejsza, tempa jakby mniej wyśrubowane. Ciekawym numerem jest też "Section 8", którego riff jest chyba ukradziony Mercyful Fate, ale głowy za to nie dam.
Nowa płyta miała być najszybsza w historii zespołu. Oczywiście nie jest. Zapowiadała się "Doomsday X" cholernie mocno. Powrót oryginalnego składu - zarówno Brett jak i Jason Blachowicz (ten wyleciał, dla odmiany, nie za narkotyki i chlanie, ale za koszulkę Ku Klux Klan - osobiście sam bym go za nią również wywalił z zespołu). Śledziłem uważnie każdy news związany z nagrywaniem tej płyty, oglądałem każdy filmik, czytałem każdą wiadomość. Kiedy na stronie myspace zamieszczony został numer "Deliever My Enemy" odsłuchałem go i... cholernie się zawiodłem. Znowu postawiłem na kapeli krzyżyk. Na szczęscie współlokator kupił sobie ją zaraz po premierze. Taka dygresja: kurwa, czemu bonusowy kawałek musiał trafić akurat na wydanie w digi packu? To jest dopiero wybór: albo normalne wydanie i jeden numer mniej, albo dodatkowy kawałek i digi pack. Kolesia, który wymyślił digi packi powinno się powiesić na szubienicy za jaja i wychłostać po nich a potem jakaś demoniczna kobieta powinna zgwałcić go analnie wzwiedzioną, ogromną łechtaczką, skurwysyna. Pierwsze przesłuchanie w niczym mnie nie przekonało. Więc puściłęm znów i znów i znów i znów. W końcu weszło. Sekret tkwił po prostu w puszczeniu sobie jej bardzo głośno. Najlepszym kawałkiem okazał się być właśnie "Deliever My Enemy", strasznie podoba mi się riff na samym końcu oraz patent z tym, jak wokale "kierują" całą muzyką szczególnie rytmem. Wszytko idzie za wokalami, kiedy Brett krzyczy rytmy sa typowe, slayerowskie; kiedy wrzeszczy jest coraz agresywnie aż do chwil w których wchodzi w swoje popisowe hiper-wrzaski, wtedy perkusja bije szalonym blastem, a gitary też stają się takie jakieś bardziej kojarzące się z nuklearną wojną niż z Lynyrd Skynyrd. Niesamowicie udany jest też numer instrumentalny, szczególnie przenikanie się motywów. Brett też jest w całkiem niezłej formie wokalnej, chociaż trzeba powiedzieć, że tylko w niezłej. Czasami ma przebłyski, ale nie jest to jednak nieustający orgazm jak w przypadku "Retribution".
Wiele zespołów w tekstach opisywało jakieś tajemnicze miejsca, zombie, śpiewało o okultyźmie, magii, czarach, xul, Lovecrafcie i innych książkach. Malevolent zawsze byli tacy bardziej przy życiu, byli takim Honoriuszem Balzakiem death metalu. Zarówno tekstowo jak i muzycznie. Wydawać by się mogło, że prosto, schematycznie, nieciekawie, podczas gdy w rzeczywistości to pierwsza liga. Moim zdaniem, biorąc pod uwagę całokształt kariery, w Ameryce tylko Immolation, Incantation i Suffocation może im się równać; Morbid Angel przebijają na pierwszym biegu. Pograją na pewno kilka lat jeszcze, wydadzą kilka bardzo dobrych albumów. Słuchajcie Malevolentów i oddajcie im należny im pokłon. To nie rzemieslnicy, to nie odtwórcy. To jedna z najlepszych kapel, jakie wychynęły ze Stanów Zjedzonych Ameryki Północnej.
NO ONE CAN DESTROY THIS MALEVOLENT... CREEEAAAATIOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOON!!!!!
Awatar użytkownika
Riven
Biały Weteran Forume Tańczący na Kurhanach Wrogów
Posty: 16717
Rejestracja: 27-05-2004, 11:15
Lokalizacja: behind the crooked cross
Kontakt:

Re: MALEVOLENT CREATION

16-07-2008, 01:10

okurwa
this is a land of wolves now
Awatar użytkownika
Maleficio
zahartowany metalizator
Posty: 5330
Rejestracja: 13-11-2005, 14:38
Lokalizacja: Sjakk Matt Jesu Krist
Kontakt:

Re: MALEVOLENT CREATION

16-07-2008, 02:10

tylko pijak tyle może wygadać(pisać) :lol:
vulture

Re: MALEVOLENT CREATION

16-07-2008, 07:27

fajnie fajnie :wink:
ale jak można napisać że MC przebijają The Ancient Ones na pierwszym biegu :roll:
Awatar użytkownika
Riven
Biały Weteran Forume Tańczący na Kurhanach Wrogów
Posty: 16717
Rejestracja: 27-05-2004, 11:15
Lokalizacja: behind the crooked cross
Kontakt:

Re: MALEVOLENT CREATION

16-07-2008, 09:19

jestem totalnym ignorantem w tym temacie, slyszalem tylko koncertowke "Conquering South America" i wokalista jest ZAJEBISCIE wkurwiajacy - przynjamniej tam. w co 2 utworze pierdoli "WE ARE MALEVOLENT CREATION THANK YOU YOU WANNA HEAR THIS ONE YES THIS IS MALEVOLENT CREATION". jak jakis metalkorowy zjeb. do tego wokal tez ma taki se.

a ze startu nie ma do Przedwiecznych to wiadomo bez sluchania, to jest jeden z aksjomatow dobrego gustu, tak? : ))
this is a land of wolves now
Awatar użytkownika
ultravox
zahartowany metalizator
Posty: 5081
Rejestracja: 31-08-2006, 23:09

Re: MALEVOLENT CREATION

16-07-2008, 10:26

Nie słyszałem tej koncertówki, ale śpiewa na niej Simmons - lubię jego wokal, ale jest to chyba najgorszy ich wokalista. Obadaj "The Ten Commandments" i "Retribution" jeśli chodzi o Hoffmana, natomiast z Blachowiczem polecam konkretny wykurw w postaci "Eternal". Jeżeli żadna z tych płyt Ci nie podejdzie, to możesz śmiało olać ten zespół.
Awatar użytkownika
Riven
Biały Weteran Forume Tańczący na Kurhanach Wrogów
Posty: 16717
Rejestracja: 27-05-2004, 11:15
Lokalizacja: behind the crooked cross
Kontakt:

Re: MALEVOLENT CREATION

16-07-2008, 10:27

zanotowalem, sprawdze.
this is a land of wolves now
Awatar użytkownika
Brązowy Jenkin
w mackach Zła
Posty: 776
Rejestracja: 09-07-2004, 10:35

Re: MALEVOLENT CREATION

16-07-2008, 11:50

ultravox pisze:Nie słyszałem tej koncertówki, ale śpiewa na niej Simmons - lubię jego wokal, ale jest to chyba najgorszy ich wokalista.
Koncertowo, bo w studiu sprawdził się moim zdaniem świetnie. Na żywo nawet naćpany i pijany Hoffman zjada go w przedbiegach :wink:
ultravox pisze: natomiast z Blachowiczem polecam konkretny wykurw w postaci "Eternal"
Teksty też są chyba autorstwa Blachowicza, przynajmniej domyślam się, że They Breed wyszło spod jego ręki 8)
Sineater
postuje jak opętany!
Posty: 621
Rejestracja: 10-05-2008, 00:40

Re: MALEVOLENT CREATION

16-07-2008, 13:00

Co do kwestii MC : MA. Porównania muzyczne byłyby raczej ciężkie, gdyż to dwa zupełnie różne poglądy na death metal i tę stylistykę. Wiadomo, że do pewnego momentu (a konkretnie do B) Morbid Angel to najwyżsi bogowie w death metalowym panteonie, których geniusz i odzdziaływnie jest po prostu nie do zaprzeczenia. Sam w życiu bym nie powiedział, że jedynka Malevolent jest lepsza niż Bats (mimo że częściej do niej wracam) - to zupełnie nie ta liga. Z jednej strony bogowie, niesamowici muzycy, których foty są rozpoznawalne przez wszystkich nawet jak widać na nich same włosy i gitary a z drugiej młode chłopaki wyglądające jak robole z okolicznej fabryki próbują [opcja 1: łupać thrash, ale im nie wychodzi bo próbują go dostosować do tego, co się dzieje w ogół nich; opcja 2: łupać death, ale im nie wychodzi bo modlą się do Slayer]. Jednak jakby patrzeć na całokształt kariery, albo przynajmniej na ostatnie 15 lat, MC nagrywają same wyśmienite albumy a MA to zupełne "hit or miss". "Eternal" przy "Domination" brzmi jak Huragan. "The Will To Kill" przy "Heretic" to szczyt geniuszu. W tej konfrontacji MC są jak szewczyk dratewka a MA jak smok wawelski. Ten pierwszy mały, wiatr mu w oczy wieje i teoretycznie nie ma szans; ten duży wielki, silny i na dodatek umie ziać ogniem (czyt: ma Treya Azagthotha i jego solówki). Kto wygrał wie każdy forumowicz, który w przedszkolu lub wczesnej podstawówce chodził na lekcje zamiast pić browary.
Awatar użytkownika
the_red_guy
świeżak
Posty: 10
Rejestracja: 03-06-2008, 13:21
Lokalizacja: Carcassowo Wielkie

Re: MALEVOLENT CREATION

16-07-2008, 13:58

Malevolent Creation to Phil Fasciana i odwrotnie. To jeden z ostatnich wielkich wojowników DM (obok Treya Azagthotha, Tonego Lazaro, Johna McEntee czy Rossa Dolana i pewnie jeszcze ze dwóch), którzy od ponad 20 lat ciągną swój wózek, często z różnym skutkiem, ale nigdy dupy raczej nie dali nagrywając jakiegoś techno-pop death metalu, bo "taki trend i można by coś na tym skubnąć". Co do Phila to widać, że ten zespół i muzyka to jego życie, pasja itp., a NIE jebany zawód i sposób na dorobienie się. Na każdej płycie MC był inny skład, przez zespół przetoczyło się dziesiątki muzyków, a Phil prze uparcie do przodu i nie widać ani śladu wypalenia czy zniechęcenia (np. Benton). O czym może świadczyć choćby ostatnia płyta, Doomsday X to kawał zajebistego DM, bez pustych popisów technicznych, zbędnego pitolenia i udowadniania wszystkim, że to my jesteśmy najszybsi, najciężsi, najorginalniejsi, i w ogóle naj... Dzisiaj MC kopie równie mocno co w 1991r. i to tylko i wyłącznie jest zasługą niezatapialnego Phila "No one can destroy this malevolent creation" Fasciany.
BlindedByLightEnlightenedByDarkness.
ODPOWIEDZ