Po parokrotnym przesłuchaniu- słuchalna z zastrzeżeniem, że to nisza w niszy i muszę mieć na taką muzykę dzień, by się odpowiednio skupić przez te 24 minuty. Ba, nawet nie dzień, co moment, gdy mam odpowiednio świeży umysł. Ma ten płyt pomysły, nietuzinkowe zagrania kojarzące się z eksperymentami Luca Lemaya z okresu Obscury, ukryte jednak pod taką ścianą dźwięku złożoną z perkusji i wokalu, że faktycznie sam co jakiś czas po prostu fizycznie wymiękam w starciu z tym materiałem. Ale jak robi się (momentami) przejrzyściej- to idzie wyłapać sporo ciekawego grania.
I przyznaję- z punktu widzenia publicystyki muzycznej- Agonal Hymns może robić za pełnoprawnego kandydata do tytułu płyty, która przesunęła granice ekstremy.
NP: bardziej klasycznie: