ŚWIAT BEZ KOŃCA pisze: ↑26-02-2024, 18:14
mocny2_3 pisze: ↑26-02-2024, 18:03
Fajnie, że jest jeszcze ktoś na tym padole kto ma takie samo zdanie jak ja na temat bnw.Poznałem ją dość późno bo w sierpniu, zaraz na początku sierpnia kiedy w mojej mieścinie miał sie odbyć woodstock który się nie odbył tzw dziki przystanek.Odwiedziłem sąsiada w sklepie muzycznym a on miał ubraną nowiutką koszulke z bnw.Nie miał na stanie płyty ale miał na kasecie.Kupiłem i od tamtej pory przez następne kilka miesiecy zasłuchiwalem sie w tym dziele.Nie mogłem wyjść z podziwu jak zajebiście buja ta płyta, wszystko ma tam ręce i nogi.Nie męczą mnie nawet dłużyzny na które tak wielu narzekało.Poprostu najlepsza płyta z Dickinsonem i koniec kropka
To jest takie przeciwieństwo tych nowszych, kawalki nawet jak sa dluzsze to jakies takie niezbyt progresywne - raczej sa po orostu dlugimi kawalkami heavymetalowymi. Tez mam duzo wspomnien, jak mialem 13 lat to kupilem koszulke Out of the silent planet. Zdrowko
Te nowsze to też żaden prog nie jest xD Przecież patrząc po strukturach tych kompozycji, to są to zwyczajnie długie utwory heavy metalowe. Harris zawsze był fanem załóg typu Genesis, Yes, czy Uriah Heep, ale nie umie przenieść swoich inspiracji na autorską muzykę. Bo prawda jest taka, że w jednym Firth of Fifth czy Dance on a Volcano wspomnianego Genesis dzieje się więcej, niż w potworku pokroju Death of the Celts z ostatniej płyty (nie wspominając już o rzygliwym, napompowanym lukrowanym patosem Empire of the Clouds). Tam nie ma niczego, co dałoby się odnaleźć w twórczości Rush czy nawet Dream Theater. Zawsze mnie rozbrajało to gadanie o progu w kontekście Maiden, bo faktycznie, za złotej ery była to kapela zdecydowanie ambitna, ale nawet wtedy pod względem złożoności muzyki, jej nieoczywistości, kasowało ich Mercyful Fate, które miało dość podobne wzorce, tylko było w stanie przenieść je na swoją muzykę bardziej umiejętnie. No ale w latach 80. Harris miał jeszcze jakieś hamulce, a Martin Birch potrafił powiedzieć "dość". Teraz Stefan ma swojego przydupasa Kevina Shirleya i może się bawić w kloce typu The Red and the Black czy inne nużące kolosy.
A samo BNW klasa. Wtedy już tendencja do powtarzania refrenów milion razy była odczuwalna, ale całokształt był na tyle dobry, że to nie przeszkadzało.