Jak nie pokemony w stylu Roli, rodzina i znajomi królika to kryptopisiory jak właśnie ten Pejo, Tyszka czy teraz Wipler.
Czuć nową jakość w polityce

Moderatorzy: Nasum, Heretyk, Sybir
Jak nie pokemony w stylu Roli, rodzina i znajomi królika to kryptopisiory jak właśnie ten Pejo, Tyszka czy teraz Wipler.
Slayer to kał i ogólnie rzecz biorąc beznadziejna kapela.
I tak sobie powolutku żyjemy w Katolicko Ludowej Republice Polandy. Dziadek z Psów miał rację. Trzeba było z nimi do lasu póki czas. Fanatycy religijni mają to do siebie, że dopóki nie przydepczesz im ryja butem do ziemi nie odpuszczą..wysokieobcasy.pl pisze: Ola poroniła. Do szpitala zjechała policja. Prokuratorka kazała opróżnić szambo i w ściekach szukać płodu
Dominika Wantuch
26.07.2023
Ola (imię bohaterki zostało zmienione) na początku naszej rozmowy zaznacza: - Proszę napisać, że zgodziłam się opowiedzieć swoją historię dzięki Joannie. To jej odwaga sprawiła, że chcę głośno mówić o tym, co mnie spotkało, jak zostałam potraktowana przede wszystkim przez prokuratorkę.
Ola ma 41 lat, mieszka w Warszawie. Ma męża i trzyletniego syna. - Bardzo długo się o niego starałam, po drodze dwa razy poroniłam - mówi. Pierwszy raz w 2011 r., drugi raz w 2012 r., gdy była w ciąży bliźniaczej. - Choruję ginekologicznie i z tego powodu mój organizm do pewnego momentu jest w stanie utrzymać ciążę, a potem pojawiają się komplikacje - wyjaśnia Ola. W 2019 r. udało jej się jednak donosić ciążę i urodzić zdrowego synka. W 2022 r. zaszła ponownie w ciążę. - Wiedziałam, że jest ona obarczona dużym ryzykiem, że też nie pomaga mój wiek, miałam już wtedy 40 lat, ale chciałam spróbować, marzyłam o tym, żeby syn miał rodzeństwo - mówi.
W czerwcu 2022 r., będąc w 18 tygodniu ciąży, zaczęła się źle czuć. Miała silne skurcze, dreszcze, stan podgorączkowy. - Nie czułam też żadnych ruchów płodu, przestraszyłam się, że mógł obumrzeć i rozwija się jakieś zakażenie - opowiada. Ola pojechała do Międzyleskiego Szpitala Specjalistycznego w Warszawie. Na miejscu lekarze wykonali badanie USG, okazało się, że płód rozwija się prawidłowo, ważył wtedy ponad 220 gram, ale Ola ma niewydolność szyjki macicy. Dostała leki na podtrzymanie ciąży, lekarz kazał uważać na siebie i oszczędzać się.
Ola leżała po poronieniu w szpitalu, a policjant ją przesłuchiwał
Przez tydzień wydawało się, że wszystko jest w porządku. 17 czerwca po południu Ola miała jechać na kontrolne badanie USG, ale już od rana źle się czuła. - Byłam wtedy sama w domu z synem, nagle zaczęłam czuć koszmarny ból, nie do opisania. Pobiegłam szybko do łazienki i tam wszystko ze mnie wystrzeliło. Wszędzie tryskała krew, spojrzałam w dół i zobaczyłam zwisającą pępowinę. Nie wiedziałam, jak wstać z toalety, czy mam wyciągać pępowinę z toalety, dziecko dobijało się środka, więc złapałam szybko za nożyczki i odcięłam tę pępowinę - relacjonuje Ola.
Kobieta zadzwoniła szybko do męża i na pogotowie. Dyspozytorowi pogotowia powiedziała: "Poroniłam i bardzo krwawię". Niedługo potem u Oli zjawili się ratownik i ratowniczka, którzy zawieźli ją do szpitala wprost na salę operacyjną, gdzie lekarze przeprowadzili zabieg łyżeczkowania.
Zaraz po zabiegu Ola zadzwoniła do męża. - Chciałam mu powiedzieć, że już ze mną dobrze, że nic mi nie grozi, ale wtedy mąż powiedział mi, że stoi pod domem z policją - opowiada. Ola podejrzewa, że to ratowniczka medyczna, która przyjechała na wezwanie do Oli, powiadomiła potem policję, że Ola "dokonała aborcji i utopiła w toalecie dziecko".
- Leżałam na szpitalnym łóżku po kolejnym poronieniu, po zabiegu, po tym, jak walczyłam o to, żeby synek nie widział, że dzieje się coś złego, a policjant wziął słuchawkę od męża i przepraszając, tłumaczył, że musi mi zadać kilka pytań, bo takie jest polecenie pani prokurator - wspomina Ola.
Na rozmowie telefonicznej jednak się nie skończyło. Policja przyjechała do szpitala i chciała wejść do sali, w której leżała Ola. Lekarze, jak wspomina Ola, protestowali, tłumacząc, że jest słaba, po zabiegu. Stali więc pod salą i powtarzali, że taką decyzję wydała prokuratorka.
Na zlecenie policji do Oli przyszły następnie pielęgniarki, by pobrać krew do badań. Ola nie chciała się zgodzić, aby wbijano jej kolejną igłę. - Pielęgniarki powiedziały wtedy, że policja chce krew do badań. Strasznie się wtedy zdenerwowałam. Zapytałam na jakiej podstawie ma się odbyć to pobranie krwi, gdzie jest nakaz i od kogo, jaka jest podstawa prawna ich działań. Usłyszałam, że to decyzja prokuratorki - relacjonuje Ola.
Po chwili w szpitalu z czystymi ubraniami zjawił się mąż Oli. Kobieta postanowiła wypisać się na żądanie ze szpitala, w którym cały czas przebywali policjanci. - Chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu, bo atmosfera była straszna. Policja chodziła za mną krok w krok, jak cienie, nawet do windy weszli ze mną i mężem. Powtarzali, że potrzebują krew do badań, że wszystko odbywa się pod kątem dzieciobójstwa. Bałam się, że zostanę aresztowana. Już pod szpitalem zapytałam policjanta, co się stanie, jeśli nie zgodzę się na pobranie krwi. Usłyszałam, że prokuratorka kazała mi pobrać krew na siłę - wspomina Ola.
Prokurator wypompowuje szambo, każe sprawdzać rury w poszukiwaniu płodu
Przestraszyła się. Wróciła na oddział, zawołano anestezjologa. - Po pobraniu krwi zjechałam na dół, żeby już jechać do domu, policja cały czas była ze mną. Już przy wyjściu policjant dostał kolejny telefon. Nie wiem, czy z prokuratorką wtedy rozmawiał, ale kazano mu zapytać mnie, czy spuściłam wodę w toalecie. Odpowiedziałam, że tak i poirytowana zapytałam, czy pani prokurator będzie nurkować w szambie, bo nie mamy podłączenia do miejskiej sieci, tylko szambo na posesji.
Okazało się jednak, że to, co Oli nie mieściło się w głowie, prokuratorka potraktowała poważnie.
- Zanim zdążyłam dojechać do domu, dowiedziałam się, że pod domem czeka już policja, bo prokurator kazała wypompować szambo - mówi Ola.
W domu Oli jako dowód rzeczowy zabezpieczono m.in. nożyczki, którymi odcięła pępowinę, legginsy, które tego dnia miała na sobie, krew z podłogi, a także podpaski "ze śladami brunatnej substancji". Przez kilka godzin wezwana ekipa wypompowywała szambo, wkładano pręty w rury, aby sprawdzić jak najmniejsze elementy, które mogły gdzieś utknąć. Po kilku godzinach, gdy nic nie znaleziono, prokuratorka miała zapytać szambiarzy, czy mogą zbiornik wypompować jeszcze raz, przez sitko. Odmówili.
Jako dowód zabezpieczono też łożysko i materiał biologiczny do badań, aby ustalić, czy "do poronienia nie doszło na skutek przestępczych działań osób trzecich".
Prokuratura rejonowa Praga Południe w Warszawie wszczęła bowiem postępowanie z art. 152 par. 2 kodeksu karnego, czyli o pomocnictwo w aborcji, który mówi, że "Kto udziela kobiecie ciężarnej pomocy w przerwaniu ciąży z naruszeniem przepisów ustawy lub ją do tego nakłania podlega karze pozbawienia wolności do lat trzech".
W październiku 2022 r., po niemal pół roku prowadzenia postępowania, zostało ono umorzone. W decyzji czytamy, że nie uznano dowodu w postaci podpasek ze śladami krwi, a badanie toksykologiczne potwierdziło jedynie, że Oli podawano leki w celach medycznych.
Do dziś policja i prokuratura nie przeprosiły Oli za działania w szpitalu i w domu kobiety. - Nie popełniłam żadnego przestępstwa. To było poronienie, tragedia dla mnie, a zostałam potraktowana, na życzenie pani prokuratorki, jak śmieć - mówi Ola.
Ola swoją historię opowiedziała Fundacji na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny. W celu wytoczenia sprawy policji i prokuraturze FEDERA zbiera obecnie materiał dowodowy.
Imię bohaterki zostało zmienione.
Warto jednak zaznaczyć, że większość Polaków chce żyć w takim kraju. Choć to boli, to jednak zdrowy rozsądek jest w Cebulandii wciąż w defensywie.Hatefire pisze: ↑28-07-2023, 09:31I tak sobie powolutku żyjemy w Katolicko Ludowej Republice Polandy. Dziadek z Psów miał rację. Trzeba było z nimi do lasu póki czas. Fanatycy religijni mają to do siebie, że dopóki nie przydepczesz im ryja butem do ziemi nie odpuszczą..wysokieobcasy.pl pisze: Ola poroniła. Do szpitala zjechała policja. Prokuratorka kazała opróżnić szambo i w ściekach szukać płodu
Dominika Wantuch
26.07.2023
Ola (imię bohaterki zostało zmienione) na początku naszej rozmowy zaznacza: - Proszę napisać, że zgodziłam się opowiedzieć swoją historię dzięki Joannie. To jej odwaga sprawiła, że chcę głośno mówić o tym, co mnie spotkało, jak zostałam potraktowana przede wszystkim przez prokuratorkę.
Ola ma 41 lat, mieszka w Warszawie. Ma męża i trzyletniego syna. - Bardzo długo się o niego starałam, po drodze dwa razy poroniłam - mówi. Pierwszy raz w 2011 r., drugi raz w 2012 r., gdy była w ciąży bliźniaczej. - Choruję ginekologicznie i z tego powodu mój organizm do pewnego momentu jest w stanie utrzymać ciążę, a potem pojawiają się komplikacje - wyjaśnia Ola. W 2019 r. udało jej się jednak donosić ciążę i urodzić zdrowego synka. W 2022 r. zaszła ponownie w ciążę. - Wiedziałam, że jest ona obarczona dużym ryzykiem, że też nie pomaga mój wiek, miałam już wtedy 40 lat, ale chciałam spróbować, marzyłam o tym, żeby syn miał rodzeństwo - mówi.
W czerwcu 2022 r., będąc w 18 tygodniu ciąży, zaczęła się źle czuć. Miała silne skurcze, dreszcze, stan podgorączkowy. - Nie czułam też żadnych ruchów płodu, przestraszyłam się, że mógł obumrzeć i rozwija się jakieś zakażenie - opowiada. Ola pojechała do Międzyleskiego Szpitala Specjalistycznego w Warszawie. Na miejscu lekarze wykonali badanie USG, okazało się, że płód rozwija się prawidłowo, ważył wtedy ponad 220 gram, ale Ola ma niewydolność szyjki macicy. Dostała leki na podtrzymanie ciąży, lekarz kazał uważać na siebie i oszczędzać się.
Ola leżała po poronieniu w szpitalu, a policjant ją przesłuchiwał
Przez tydzień wydawało się, że wszystko jest w porządku. 17 czerwca po południu Ola miała jechać na kontrolne badanie USG, ale już od rana źle się czuła. - Byłam wtedy sama w domu z synem, nagle zaczęłam czuć koszmarny ból, nie do opisania. Pobiegłam szybko do łazienki i tam wszystko ze mnie wystrzeliło. Wszędzie tryskała krew, spojrzałam w dół i zobaczyłam zwisającą pępowinę. Nie wiedziałam, jak wstać z toalety, czy mam wyciągać pępowinę z toalety, dziecko dobijało się środka, więc złapałam szybko za nożyczki i odcięłam tę pępowinę - relacjonuje Ola.
Kobieta zadzwoniła szybko do męża i na pogotowie. Dyspozytorowi pogotowia powiedziała: "Poroniłam i bardzo krwawię". Niedługo potem u Oli zjawili się ratownik i ratowniczka, którzy zawieźli ją do szpitala wprost na salę operacyjną, gdzie lekarze przeprowadzili zabieg łyżeczkowania.
Zaraz po zabiegu Ola zadzwoniła do męża. - Chciałam mu powiedzieć, że już ze mną dobrze, że nic mi nie grozi, ale wtedy mąż powiedział mi, że stoi pod domem z policją - opowiada. Ola podejrzewa, że to ratowniczka medyczna, która przyjechała na wezwanie do Oli, powiadomiła potem policję, że Ola "dokonała aborcji i utopiła w toalecie dziecko".
- Leżałam na szpitalnym łóżku po kolejnym poronieniu, po zabiegu, po tym, jak walczyłam o to, żeby synek nie widział, że dzieje się coś złego, a policjant wziął słuchawkę od męża i przepraszając, tłumaczył, że musi mi zadać kilka pytań, bo takie jest polecenie pani prokurator - wspomina Ola.
Na rozmowie telefonicznej jednak się nie skończyło. Policja przyjechała do szpitala i chciała wejść do sali, w której leżała Ola. Lekarze, jak wspomina Ola, protestowali, tłumacząc, że jest słaba, po zabiegu. Stali więc pod salą i powtarzali, że taką decyzję wydała prokuratorka.
Na zlecenie policji do Oli przyszły następnie pielęgniarki, by pobrać krew do badań. Ola nie chciała się zgodzić, aby wbijano jej kolejną igłę. - Pielęgniarki powiedziały wtedy, że policja chce krew do badań. Strasznie się wtedy zdenerwowałam. Zapytałam na jakiej podstawie ma się odbyć to pobranie krwi, gdzie jest nakaz i od kogo, jaka jest podstawa prawna ich działań. Usłyszałam, że to decyzja prokuratorki - relacjonuje Ola.
Po chwili w szpitalu z czystymi ubraniami zjawił się mąż Oli. Kobieta postanowiła wypisać się na żądanie ze szpitala, w którym cały czas przebywali policjanci. - Chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu, bo atmosfera była straszna. Policja chodziła za mną krok w krok, jak cienie, nawet do windy weszli ze mną i mężem. Powtarzali, że potrzebują krew do badań, że wszystko odbywa się pod kątem dzieciobójstwa. Bałam się, że zostanę aresztowana. Już pod szpitalem zapytałam policjanta, co się stanie, jeśli nie zgodzę się na pobranie krwi. Usłyszałam, że prokuratorka kazała mi pobrać krew na siłę - wspomina Ola.
Prokurator wypompowuje szambo, każe sprawdzać rury w poszukiwaniu płodu
Przestraszyła się. Wróciła na oddział, zawołano anestezjologa. - Po pobraniu krwi zjechałam na dół, żeby już jechać do domu, policja cały czas była ze mną. Już przy wyjściu policjant dostał kolejny telefon. Nie wiem, czy z prokuratorką wtedy rozmawiał, ale kazano mu zapytać mnie, czy spuściłam wodę w toalecie. Odpowiedziałam, że tak i poirytowana zapytałam, czy pani prokurator będzie nurkować w szambie, bo nie mamy podłączenia do miejskiej sieci, tylko szambo na posesji.
Okazało się jednak, że to, co Oli nie mieściło się w głowie, prokuratorka potraktowała poważnie.
- Zanim zdążyłam dojechać do domu, dowiedziałam się, że pod domem czeka już policja, bo prokurator kazała wypompować szambo - mówi Ola.
W domu Oli jako dowód rzeczowy zabezpieczono m.in. nożyczki, którymi odcięła pępowinę, legginsy, które tego dnia miała na sobie, krew z podłogi, a także podpaski "ze śladami brunatnej substancji". Przez kilka godzin wezwana ekipa wypompowywała szambo, wkładano pręty w rury, aby sprawdzić jak najmniejsze elementy, które mogły gdzieś utknąć. Po kilku godzinach, gdy nic nie znaleziono, prokuratorka miała zapytać szambiarzy, czy mogą zbiornik wypompować jeszcze raz, przez sitko. Odmówili.
Jako dowód zabezpieczono też łożysko i materiał biologiczny do badań, aby ustalić, czy "do poronienia nie doszło na skutek przestępczych działań osób trzecich".
Prokuratura rejonowa Praga Południe w Warszawie wszczęła bowiem postępowanie z art. 152 par. 2 kodeksu karnego, czyli o pomocnictwo w aborcji, który mówi, że "Kto udziela kobiecie ciężarnej pomocy w przerwaniu ciąży z naruszeniem przepisów ustawy lub ją do tego nakłania podlega karze pozbawienia wolności do lat trzech".
W październiku 2022 r., po niemal pół roku prowadzenia postępowania, zostało ono umorzone. W decyzji czytamy, że nie uznano dowodu w postaci podpasek ze śladami krwi, a badanie toksykologiczne potwierdziło jedynie, że Oli podawano leki w celach medycznych.
Do dziś policja i prokuratura nie przeprosiły Oli za działania w szpitalu i w domu kobiety. - Nie popełniłam żadnego przestępstwa. To było poronienie, tragedia dla mnie, a zostałam potraktowana, na życzenie pani prokuratorki, jak śmieć - mówi Ola.
Ola swoją historię opowiedziała Fundacji na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny. W celu wytoczenia sprawy policji i prokuraturze FEDERA zbiera obecnie materiał dowodowy.
Imię bohaterki zostało zmienione.
Poważnie? Na Pis zagłosowało de facto 17% cebulaków. Licząc te procenty co były w poprzednich wyborach na nich oddane i zestawiając to z frekwencją. Nawet jak doliczyć pomiędzy 7 a 13 % dla obsranych konfiarskich pał, to masz max 30%. O takiej większości mówimy?frankmullen pisze: ↑28-07-2023, 10:09Warto jednak zaznaczyć, że większość Polaków chce żyć w takim kraju. Choć to boli, to jednak zdrowy rozsądek jest w Cebulandii wciąż w defensywie.Hatefire pisze: ↑28-07-2023, 09:31I tak sobie powolutku żyjemy w Katolicko Ludowej Republice Polandy. Dziadek z Psów miał rację. Trzeba było z nimi do lasu póki czas. Fanatycy religijni mają to do siebie, że dopóki nie przydepczesz im ryja butem do ziemi nie odpuszczą..wysokieobcasy.pl pisze: Ola poroniła. Do szpitala zjechała policja. Prokuratorka kazała opróżnić szambo i w ściekach szukać płodu
Dominika Wantuch
26.07.2023
Ola (imię bohaterki zostało zmienione) na początku naszej rozmowy zaznacza: - Proszę napisać, że zgodziłam się opowiedzieć swoją historię dzięki Joannie. To jej odwaga sprawiła, że chcę głośno mówić o tym, co mnie spotkało, jak zostałam potraktowana przede wszystkim przez prokuratorkę.
Ola ma 41 lat, mieszka w Warszawie. Ma męża i trzyletniego syna. - Bardzo długo się o niego starałam, po drodze dwa razy poroniłam - mówi. Pierwszy raz w 2011 r., drugi raz w 2012 r., gdy była w ciąży bliźniaczej. - Choruję ginekologicznie i z tego powodu mój organizm do pewnego momentu jest w stanie utrzymać ciążę, a potem pojawiają się komplikacje - wyjaśnia Ola. W 2019 r. udało jej się jednak donosić ciążę i urodzić zdrowego synka. W 2022 r. zaszła ponownie w ciążę. - Wiedziałam, że jest ona obarczona dużym ryzykiem, że też nie pomaga mój wiek, miałam już wtedy 40 lat, ale chciałam spróbować, marzyłam o tym, żeby syn miał rodzeństwo - mówi.
W czerwcu 2022 r., będąc w 18 tygodniu ciąży, zaczęła się źle czuć. Miała silne skurcze, dreszcze, stan podgorączkowy. - Nie czułam też żadnych ruchów płodu, przestraszyłam się, że mógł obumrzeć i rozwija się jakieś zakażenie - opowiada. Ola pojechała do Międzyleskiego Szpitala Specjalistycznego w Warszawie. Na miejscu lekarze wykonali badanie USG, okazało się, że płód rozwija się prawidłowo, ważył wtedy ponad 220 gram, ale Ola ma niewydolność szyjki macicy. Dostała leki na podtrzymanie ciąży, lekarz kazał uważać na siebie i oszczędzać się.
Ola leżała po poronieniu w szpitalu, a policjant ją przesłuchiwał
Przez tydzień wydawało się, że wszystko jest w porządku. 17 czerwca po południu Ola miała jechać na kontrolne badanie USG, ale już od rana źle się czuła. - Byłam wtedy sama w domu z synem, nagle zaczęłam czuć koszmarny ból, nie do opisania. Pobiegłam szybko do łazienki i tam wszystko ze mnie wystrzeliło. Wszędzie tryskała krew, spojrzałam w dół i zobaczyłam zwisającą pępowinę. Nie wiedziałam, jak wstać z toalety, czy mam wyciągać pępowinę z toalety, dziecko dobijało się środka, więc złapałam szybko za nożyczki i odcięłam tę pępowinę - relacjonuje Ola.
Kobieta zadzwoniła szybko do męża i na pogotowie. Dyspozytorowi pogotowia powiedziała: "Poroniłam i bardzo krwawię". Niedługo potem u Oli zjawili się ratownik i ratowniczka, którzy zawieźli ją do szpitala wprost na salę operacyjną, gdzie lekarze przeprowadzili zabieg łyżeczkowania.
Zaraz po zabiegu Ola zadzwoniła do męża. - Chciałam mu powiedzieć, że już ze mną dobrze, że nic mi nie grozi, ale wtedy mąż powiedział mi, że stoi pod domem z policją - opowiada. Ola podejrzewa, że to ratowniczka medyczna, która przyjechała na wezwanie do Oli, powiadomiła potem policję, że Ola "dokonała aborcji i utopiła w toalecie dziecko".
- Leżałam na szpitalnym łóżku po kolejnym poronieniu, po zabiegu, po tym, jak walczyłam o to, żeby synek nie widział, że dzieje się coś złego, a policjant wziął słuchawkę od męża i przepraszając, tłumaczył, że musi mi zadać kilka pytań, bo takie jest polecenie pani prokurator - wspomina Ola.
Na rozmowie telefonicznej jednak się nie skończyło. Policja przyjechała do szpitala i chciała wejść do sali, w której leżała Ola. Lekarze, jak wspomina Ola, protestowali, tłumacząc, że jest słaba, po zabiegu. Stali więc pod salą i powtarzali, że taką decyzję wydała prokuratorka.
Na zlecenie policji do Oli przyszły następnie pielęgniarki, by pobrać krew do badań. Ola nie chciała się zgodzić, aby wbijano jej kolejną igłę. - Pielęgniarki powiedziały wtedy, że policja chce krew do badań. Strasznie się wtedy zdenerwowałam. Zapytałam na jakiej podstawie ma się odbyć to pobranie krwi, gdzie jest nakaz i od kogo, jaka jest podstawa prawna ich działań. Usłyszałam, że to decyzja prokuratorki - relacjonuje Ola.
Po chwili w szpitalu z czystymi ubraniami zjawił się mąż Oli. Kobieta postanowiła wypisać się na żądanie ze szpitala, w którym cały czas przebywali policjanci. - Chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu, bo atmosfera była straszna. Policja chodziła za mną krok w krok, jak cienie, nawet do windy weszli ze mną i mężem. Powtarzali, że potrzebują krew do badań, że wszystko odbywa się pod kątem dzieciobójstwa. Bałam się, że zostanę aresztowana. Już pod szpitalem zapytałam policjanta, co się stanie, jeśli nie zgodzę się na pobranie krwi. Usłyszałam, że prokuratorka kazała mi pobrać krew na siłę - wspomina Ola.
Prokurator wypompowuje szambo, każe sprawdzać rury w poszukiwaniu płodu
Przestraszyła się. Wróciła na oddział, zawołano anestezjologa. - Po pobraniu krwi zjechałam na dół, żeby już jechać do domu, policja cały czas była ze mną. Już przy wyjściu policjant dostał kolejny telefon. Nie wiem, czy z prokuratorką wtedy rozmawiał, ale kazano mu zapytać mnie, czy spuściłam wodę w toalecie. Odpowiedziałam, że tak i poirytowana zapytałam, czy pani prokurator będzie nurkować w szambie, bo nie mamy podłączenia do miejskiej sieci, tylko szambo na posesji.
Okazało się jednak, że to, co Oli nie mieściło się w głowie, prokuratorka potraktowała poważnie.
- Zanim zdążyłam dojechać do domu, dowiedziałam się, że pod domem czeka już policja, bo prokurator kazała wypompować szambo - mówi Ola.
W domu Oli jako dowód rzeczowy zabezpieczono m.in. nożyczki, którymi odcięła pępowinę, legginsy, które tego dnia miała na sobie, krew z podłogi, a także podpaski "ze śladami brunatnej substancji". Przez kilka godzin wezwana ekipa wypompowywała szambo, wkładano pręty w rury, aby sprawdzić jak najmniejsze elementy, które mogły gdzieś utknąć. Po kilku godzinach, gdy nic nie znaleziono, prokuratorka miała zapytać szambiarzy, czy mogą zbiornik wypompować jeszcze raz, przez sitko. Odmówili.
Jako dowód zabezpieczono też łożysko i materiał biologiczny do badań, aby ustalić, czy "do poronienia nie doszło na skutek przestępczych działań osób trzecich".
Prokuratura rejonowa Praga Południe w Warszawie wszczęła bowiem postępowanie z art. 152 par. 2 kodeksu karnego, czyli o pomocnictwo w aborcji, który mówi, że "Kto udziela kobiecie ciężarnej pomocy w przerwaniu ciąży z naruszeniem przepisów ustawy lub ją do tego nakłania podlega karze pozbawienia wolności do lat trzech".
W październiku 2022 r., po niemal pół roku prowadzenia postępowania, zostało ono umorzone. W decyzji czytamy, że nie uznano dowodu w postaci podpasek ze śladami krwi, a badanie toksykologiczne potwierdziło jedynie, że Oli podawano leki w celach medycznych.
Do dziś policja i prokuratura nie przeprosiły Oli za działania w szpitalu i w domu kobiety. - Nie popełniłam żadnego przestępstwa. To było poronienie, tragedia dla mnie, a zostałam potraktowana, na życzenie pani prokuratorki, jak śmieć - mówi Ola.
Ola swoją historię opowiedziała Fundacji na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny. W celu wytoczenia sprawy policji i prokuraturze FEDERA zbiera obecnie materiał dowodowy.
Imię bohaterki zostało zmienione.
No, ale kto komu bronił iść na wybory? Olewka, to też jest jakaś postawa i to bynajmniej nie neutralna. Zresztą sprawa jest bardziej skomplikowana. Bo poza jakimś totalnym betonem, w demokracji raczej zawsze głosuje się na mniejsze zło. Nieczęsto zdarzają się sytuacji, że masz 100% przekonania, że Partia X reprezentuje twoje przekonania. Zresztą w Polsce badania pokazują, że te preferencje wyborcze przebiegają czasem po różnych dziwnych drogach. No i nie jestem tym samym do końca przekonany, czy większa frekwencja dałaby akurat bonus opozycji, a nie PiSowi, czy zwłaszcza Konfie.Ascetic pisze: ↑28-07-2023, 11:52Poważnie? Na Pis zagłosowało de facto 17% cebulaków. Licząc te procenty co były w poprzednich wyborach na nich oddane i zestawiając to z frekwencją. Nawet jak doliczyć pomiędzy 7 a 13 % dla obsranych konfiarskich pał, to masz max 30%. O takiej większości mówimy?
Uczciwie stawiając sprawę, powinno się raczej podnieść kwestię, że się nie chciało cebulakom ruszyć dupska, pójść do urn i jest jak jest.
Clou/ clue sprawy.
Czyli też stawiasz śmiałą tezę, że głos "bandy dwojga" to głos całego cebullandu? hahaHatefire pisze: ↑28-07-2023, 12:04No, ale kto komu bronił iść na wybory? Olewka, to też jest jakaś postawa i to bynajmniej nie neutralna. Zresztą sprawa jest bardziej skomplikowana. Bo poza jakimś totalnym betonem, w demokracji raczej zawsze głosuje się na mniejsze zło. Nieczęsto zdarzają się sytuacji, że masz 100% przekonania, że Partia X reprezentuje twoje przekonania. Zresztą w Polsce badania pokazują, że te preferencje wyborcze przebiegają czasem po różnych dziwnych drogach.Ascetic pisze: ↑28-07-2023, 11:52Poważnie? Na Pis zagłosowało de facto 17% cebulaków. Licząc te procenty co były w poprzednich wyborach na nich oddane i zestawiając to z frekwencją. Nawet jak doliczyć pomiędzy 7 a 13 % dla obsranych konfiarskich pał, to masz max 30%. O takiej większości mówimy?
Uczciwie stawiając sprawę, powinno się raczej podnieść kwestię, że się nie chciało cebulakom ruszyć dupska, pójść do urn i jest jak jest.
Clou/ clue sprawy.
No, ale brak pójścia na wybory, to też jakaś deklaracja. Na przykład, uważam, że żadna partia mnie nie reprezentuje, więc obojętne jest mi, kto wygra. Albo w sprawie w X uważam, że PiS ma rację, w sprawie Y PO, a jeśli chodzi o Z to Zandberg mądrze gada. Zresztą tak działa liberalna demokracja przedstawicielska. Moim zdaniem brak głosu jest głosem niech se wybiorą kogo chcą i tyle.Ascetic pisze: ↑28-07-2023, 12:09Czyli też stawiasz śmiałą tezę, że głos "bandy dwojga" to głos całego cebullandu? haha
Skwapliwie pominę zdanie "No, ale kto komu bronił iść na wybory?" bo nie ma tutaj nic do rzeczy. Nie ma nic wspólnego z moją, dla odmiany, śmiałą tezą, że aberacje pacjentovów, mistrzowówpiedziowów, medardów i innych takich tam, to może nie margines, ale na pewno nie większość. Nawet banieczka forumowa pokazuje, że owszem, są odklejeńcy, wszędzie, ale nie są w większości xD
Tak patrząc, ok, zgoda.Hatefire pisze: ↑28-07-2023, 12:16No, ale brak pójścia na wybory, to też jakaś deklaracja. Na przykład, uważam, że żadna partia mnie nie reprezentuje, więc obojętne jest mi, kto wygra. Albo w sprawie w X uważam, że PiS ma rację, w sprawie Y PO, a jeśli chodzi o Z to Zandberg mądrze gada. Zresztą tak działa liberalna demokracja przedstawicielska. Moim zdaniem brak głosu jest głosem niech se wybiorą kogo chcą i tyle.Ascetic pisze: ↑28-07-2023, 12:09Czyli też stawiasz śmiałą tezę, że głos "bandy dwojga" to głos całego cebullandu? haha
Skwapliwie pominę zdanie "No, ale kto komu bronił iść na wybory?" bo nie ma tutaj nic do rzeczy. Nie ma nic wspólnego z moją, dla odmiany, śmiałą tezą, że aberacje pacjentovów, mistrzowówpiedziowów, medardów i innych takich tam, to może nie margines, ale na pewno nie większość. Nawet banieczka forumowa pokazuje, że owszem, są odklejeńcy, wszędzie, ale nie są w większości xD
Ale "czysta demokracja", to też byłby koszmar. Zresztą ustroje nie występują nigdy w stanie "czystym". Monarchie tez są feudalne, absolutne, konstytucyjne itp. W takiej 100% demokracji można sobie wyobrazić referendum, że wszystkich rudych należy nadziać na widły i do pieca (jestem za, w końcu wiadomo, że rudzi ludzie nie mają duszy). No dla mnie jednak liberalna (w sensie gwarantującą prawa grupom mniejszościowym) demokracja przedstawicielska (bo umówmy się czysto technicznie nie da się urządzać referendum, w każdej sprawie; w przypadku kwestii wymagającej wiedzy eksperckiej np ustalenia norm dla nawozów sztucznych byłoby to bez sensu), jest jakimś optimum, przy wszystkich niedoskonałościach. Oczywiście nie znaczy, że nie znaczy, że nie należy w tych ramach walczyć o swoje, np z obecnie z fanatykami religijnymi, którym układ polityczny daje możliwość forsowania swoich rozwiązań mimo braku poparcia większości społeczeństwa.
Slayer to kał i ogólnie rzecz biorąc beznadziejna kapela.
Rozumiem, że ten konkretnie model jest "pożądany". Rozumiem, że Palikot teoretycznie według Twojego mniemania go reprezentował. Łącząc oba wyobrażenia i zestawiając z realiami, aktualnymi zawirowaniami, a konkretnie ustaleniami, jak Palikot prowadził swoją firmę, jakby tak miała wyglądać "wolność gospodarcza", to chyba już lepszy model pisokomuny w gospodarce. Tam to jawne złodziejstwo, pis to przynajmniej udaje.ŚWIAT BEZ KOŃCA pisze: ↑28-07-2023, 12:27Brakuje partii wolnościowej gospodarczo i liberalnej światopoglądowo. Kiedyś był Palikot, ale to było zanim zdawałem sobie sprawę, że to tego mniej więcej szukam. A teraz to nie ma nic.
Nie do końca. To generalnie bat też na kobiety. Wyobraźmy sobie, że 17 latka wpadła z głupoty. Teoretycznie nie może skorzystać z pieniędzy przekazanych przez matkę na tabletkę. Starsza siostra nie może wsadzić ją do samochodu i zawieść do bardziej cywilizowanego kraju. Na pewno zacierają ręce ginekolodzy powołujący się na klauzulę sumienia, co po niedzielnej mszy skrobią w prywatnych gabinetach.Nerwowy pisze: ↑28-07-2023, 12:47Swoją drogą ten art. 152 par. 2 kodeksu karnego to jest przede wszystkim srogi bat na chłopów, bo jak już się policmajstry znudzą młotkowaniem kobiety, która poroniła to zawsze się można wziąć za partnera czy przypadkiem jej w tym nie pomógł ani nie nakłaniał, no ale grunt, że nie można się skrobać do woli a lewactwo boli dupa hehe![]()
Niespecjalnie rozumiem. Wybór "mniejszego zła", czyli racjonalne podejście do sprawy, ok, 35 postulatów partii X jest ok, 24 tak niespecjalnie. U partii Y, proporcje odwrócone, to głosuję na X, to jest "czysta demokracja"? Dla mnie akurat to jest po prostu rozwiązanie dla ludzi myślących, ważących za/ przeciw, nie podchodzących naiwnie do polityki, na zasadzie, że nie głosuję wcale, bo nie ma mojego reprezentanta na 100%. Przecież to dziecinada. Tak jak wybór partnerki życiowej? Miałeś kiedyś kobitę, która na 100% realizowała Twoje wyobrażenie "ideału". Przecież ideał jest z założenia niedościgniony. Ok. Referenda. Tak rozumiejąc "czystą demokrację" to absurd, nierealizowalny na zasadzie psychologicznej. Wybory to trudny chleb i chyba to co nas głównie obciąża na baniaku. Teraz jak co tydzień, trzeba by było coś odklikiwać, bo zakładam, że dojdziemy do głosowań online, to ludzie by zlali temat. Wybory są po to aby podejmowali je politycy i po to aby ich później jebać i mieć na co psioczyć xD Konkludując. Opcja wyborów w aktualnym wydaniu + referenda w sprawach typu aborcja, euro, delegalizacja ruskichonuckonfy xD . Dla mnie gites malina.Hatefire pisze: ↑28-07-2023, 12:38Ale "czysta demokracja", to też byłby koszmar. Zresztą ustroje nie występują nigdy w stanie "czystym". Monarchie tez są feudalne, absolutne, konstytucyjne itp. W takiej 100% demokracji można sobie wyobrazić referendum, że wszystkich rudych należy nadziać na widły i do pieca (jestem za, w końcu wiadomo, że rudzi ludzie nie mają duszy). No dla mnie jednak liberalna (w sensie gwarantującą prawa grupom mniejszościowym) demokracja przedstawicielska (bo umówmy się czysto technicznie nie da się urządzać referendum, w każdej sprawie; w przypadku kwestii wymagającej wiedzy eksperckiej np ustalenia norm dla nawozów sztucznych byłoby to bez sensu), jest jakimś optimum, przy wszystkich niedoskonałościach. Oczywiście nie znaczy, że nie znaczy, że nie należy w tych ramach walczyć o swoje, np z obecnie z fanatykami religijnymi, którym układ polityczny daje możliwość forsowania swoich rozwiązań mimo braku poparcia większości społeczeństwa.
Ale przecież obok grzebania po szambach, na drugą rękę rozglądają się, kto te poronne sprzedał. Ja tam zakładam, że już ktoś dobrze ten rynek (czarny) zagospodarował. Może chłopcy z siłki od sterydów? Może właśnie pan lekarz? Tam chłopkai też są. Ale fakt, podobno jedno ze źródeł to partner60na. Stara się wyskrobała, on chciał mieć akurat niewolnice pzrywiązaną do kaszojada i garów, to podpierdolił ją na pały. Przecież donosiciela nie zgarują. Swój chłop. Pały najbardziej lubią jak ktoś za nich robotę zrobi przecież.Hatefire pisze: ↑28-07-2023, 12:59Nie do końca. To generalnie bat też na kobiety. Wyobraźmy sobie, że 17 latka wpadła z głupoty. Teoretycznie nie może skorzystać z pieniędzy przekazanych przez matkę na tabletkę. Starsza siostra nie może wsadzić ją do samochodu i zawieść do bardziej cywilizowanego kraju. Na pewno zacierają ręce ginekolodzy powołujący się na klauzulę sumienia, co po niedzielnej mszy skrobią w prywatnych gabinetach.Nerwowy pisze: ↑28-07-2023, 12:47Swoją drogą ten art. 152 par. 2 kodeksu karnego to jest przede wszystkim srogi bat na chłopów, bo jak już się policmajstry znudzą młotkowaniem kobiety, która poroniła to zawsze się można wziąć za partnera czy przypadkiem jej w tym nie pomógł ani nie nakłaniał, no ale grunt, że nie można się skrobać do woli a lewactwo boli dupa hehe![]()