03-01-2023, 18:11
Mam w sumie trochę do poowiadania jeśli chodzi o cieszenie. Otóż przez ostatnie lata piszę sobie książkę, ale idzie to generalnie ciężko z różnych powodów - w większości choroby, która nie pozwala skorzystać w 100% z potencjału mózgowego. Ostatnio ze zdrowiem, jak tam pisałem nieraz, jest tak sobie, ale... Odkryłem bardzo ciekawą i dziwną rzecz. Stwierdziłem ostatnio, że spróbuję sobie popisać książkę w kawiarni. Nie jest to taka łatwa sprawa, bo po pierwsze trzeba znaleźć odpowiednią kawiarnię (jestem wybredny), a po drugie jechać tam (mieszkam na zadupiu Krakowa). Zrobiłem tak jednak wczoraj i dziś i muszę powiedzieć, że efekty są zaskakujące - nie tylko ze względu na to, że książka pisze się o wiele lepiej, ale też dlatego, że zdrowotnie czuję się także o wiele lepiej.
Jak niektórzy wiedzą, kiedyś, przed covidem, dużo podróżowałem, w tym samotnie autostopem, nieraz jeździłem tygodniami a nawet miesiącami samotnie. Dzisiaj wydaje się to absurdalnie niemożliwe - nie potrafię nawet sam o siebie zadbać w, wydawałoby się, idealnych warunkach domowych z pomocą żony, a co dopiero sam gdzieś w pizdu pod namiotem, albo i bez namiotu? Jak w ogóle mogłem wtedy funkcjonować w tym brudzie, braku higieny, chodząc nieraz z obsraną dupą, bo nie było jej gdzie umyć?
Ktoś z pewnością racjonalnie odpowie: to pewnie coś w mieszkaniu ci szkodzi, masz jakieś roztocza czy coś, albo jak masz koty, to szkodzi kocia sierść. No tak, teoretycznie to możliwe, ale przez lata mieszkałem w wielu mieszkaniach, w których trzymałem zawsze wysoką higienę, mamy oczyszczacz powietrza, roomba jeździ codziennie, nawilżacz powietrza chodzi gdy jest sucho itd. Teraz ktoś racjonalny odpowie: nadmiar higieny ci szkodzi! No tak, ale dlaczego w takim razie obniżenie higieny, gdy siedzę w domu, wcale mi nie pomaga, a nawet pogarsza sprawę? Dlaczego czuję się o wiele lepiej, gdy jestem poza domem, poza mieszkaniem, właściwie gdziekolwiek?
Szukam racjonalnych wyłumaczeń, i nigdzie ich nie widzę, wydaje się to mieć sens jedynie po odrzuceniu racjonalizmu, czego wcale nie chcę robić, ale... Czuję się dobrze i robię się zdrowszy tylko wtedy, gdy wędruję. Istnieją pewne sytuacje, w których podświadomie wcielam się w pasujące mi role. Ważne, by nie siedzieć w miejscu, byle się przemieszczać - gdy jadę miejskim autobusem, gdy jadę stopem, pociągiem, idę gdzieś z buta, albo nawet siedzę w kawiarni albo szwędam się po galerii handlowej - to wszystko napełnia mnie jak wino kamforę i sprawia, że czuję, że żyje. I jest to zajebiście dziwne, ale... chyba w końcu spróbuję posiedzieć w biurze w pracy zamiast pracować z domu i poobserwuję, co z tego wyjdzie.
If you do everything right, there will be no struggle.
If you struggle, you're not doing something right.