24-11-2021, 22:00
Jacy wy jesteście kurwa głupi. Odstawcie filmy science fiction i ruszcie kopułami, to zobaczycie, że wasze wyobrażenia o "buncie maszyn" to są jakieś durnowate mrzonki.
Ponieważ mam dobry dzien, powiem wam, jak NAPRAWDĘ będzie wyglądało przejęcie władzy przez maszyny i wyrugowanie przez nich człowieka.
Zniewolenie ludzi przez maszyny będzie wyglądało tak:
Ludzie będą coraz więcej własnej autonomii oddawać aplikacjom i programom zarządzającym ich czasem, a te aplikacje i programy będą coraz wydajniejsze i coraz bardziej efektywne, przez co ludzie będą robili się - statystycznie - coraz głupsi, a właściwie to mniej zaradni. Po co wiedzieć cokolwiek, skoro jest to na Wikipedii. Po co znać topografię swojego miasta, skoro jest Google Maps. Po co rozwijać umiejętności międzyludzkie, skoro jest Tinder i Facebook. Po co szukać fajnej muzyki, skoro Spotify poleci ci coś, co od razu będzie pasowało w twój gust. I tak dalej.
Jeśli pozwalasz aplikacji zdecydować za ciebie, to oddajesz jej cząstkę władzy nad sobą, w pełni dobrowolnie i świadomie. Na poziomie używania Spotify jest to całkiem niegroźne, ale jeśli to ekstrapolujemy - to zrobi się niewesoło.
Garstka ludzi, którzy są nieco bardziej kumaci, będzie wykorzystywać te narzędzia do zdobywania władzy. Do sterowania informacją, co się w zasadzie dzieje już dzisiaj, bo przecież większość z was nawet na tym forum nie ma własnych poglądów, tylko powtarza to, co przeczyta w necie, mniej lub bardziej bezrefleksyjnie, dzieląc się na zwalczające się plemiona. Dopływ informacji pozwala sterować świadomością - to jest wszechpotężne narzędzie do rządzenia bydłem i już teraz robi się to na bardzo dużą skalę. W przyszłości będzie tylko gorzej. Pluralizm mediów nie pomoże - większość ludzi i tak będzie selekcjonować sobie kontent przez pryzmat tego, co uprzednio uznaje za słuszne (pozdro Pacjent), a osoby myślące odmienne będzie postrzegać jako wrogie. To idealne warunki do stworzenia nowoczesnego systemu społecznego o cechach autorytarnych - informacyjnego posttotalitaryzmu, chyba tak to trzeba nazwać.
Efektem tego wszystkiego będzie dość dziwne społeczeństwo przypominające do złudzenia starożytne satrapie, które można opisywać (te starożytne państwa) jako gigantyczne mrowiska niewolników zarządzanych przez niewielką elitę mającą monopol na światopogląd i wykorzystujące do tego technologię. Na pierwszy rzut oka w wersji nowoczesnej będą żyli ludzie przekonani, że są wolni, światli, tacy mądrzy i nowocześni, całkiem jak dzisiaj, ale w rzeczywistości będą całkowicie uzależnieni od algorytmów podpowiadających im, co mają robić i jak mają myśleć. Te algorytmy, manifestujące się w aplikacjach i mediach społecznościowych, będą częściowo sterowane przez władze, a częściowo będą formować się same, ale dążąc do zapewnienia użytkownikom możliwie jak największego "komfortu życia", definiowanego przez wygodę i brak konieczności wysilania się. Będzie to forsować światopogląd i moralność oparte na wartościach utylitarnych, sekularnych i materialistycznych. Tendencje odśrodkowe też będą, ale one padną, bo z czystego ekonomicznego rachunku zysków i strat wynika, że nacjonalizm jest bardziej abstrakcyjny i niewygodny jako światopogląd niż oświecone lewactwo. Trochę to potrwa - pewnie wiele dekad albo i wieków, kotłowało się będzie jeszcze długo.
Ci, co będą tym "rządzić", czyli te wszystkie Putiny, Xi, i inne Erdogany też będą uzależnieni od algorytmów. Po co się przemęczać, Spotify cię wyręczy, c'nie. Mogą sobie wierzyć, że sa panami świata, ale na pewno powstaną algorytmy ułatwiające przewidywania geopolityczne i tak dalej. Jeśli nie wiesz, czy lepiej układać się z Białymi czy z Zielonymi, wrzuć pytanie do systemu eksperckiego, on ci podpowie co jest politycznie lepsze i jakie mogą być konsekwencje.
Zwykli ludzie będą grać w jakieś durnowate gry, myśleć to, co przeczytają w necie i głosować na tego, kto zakonserwuje się u władzy, bo będą święcie przekonani, że ten ktoś powinien być u władzy z boskiego nadania czy jakiegokolwiek innego nadania. Wszystko to będzie obsługiwane przez komputery, pozbawione jakiejkolwiek świadomości. Czyli z grubsza to, co teraz, tylko dużo, dużo bardziej.
Wszystko to dotyczy to oczywiście społeczeństw i grup rozwiniętych, zamożnych. W Afryce nawet za sto lat będzie to samo gówno, co zawsze. Ale oni nie będą mieli nic do gadania. Społeczności wykluczone cyfrowo nie istnieją. W końcu wymrą, zostaną zamknięci w rezerwatach (jak w "Extensie" Dukaja) albo przerobieni na karmę dla psów.
Tyle jestem w stanie przewidzieć z w miarę dużą dokładnością, mimo dużego stopnia ogólności, co jest jasne.
Obstawiam, że kolejne pokolenia ludzi będą coraz bardziej "prymitywne", tzn niedojrzałe emocjonalnie. Jednostki będą się wybijać zawsze, ale poziom większości spadnie do "żyć, żreć, dobrze się bawić". Może przyjdzie czas na algorytmy zarządzające całymi państwami - zamiast rad ministrów będzie wielki kwantowy Skynet i kilka osób pilnujących, czy na pewno dobrze redystrybuuje piniondze i chleb.
Mentalnie ludzie będą żyli w necie - niekoniecznie w jakiejś wirtualnej rzeczywistości, raczej w jej najbardziej możliwej do realizacji wersji. W chipy w mózgu i uploadowanie umysłów nie wierzę. Nie w najbliższym czasie. Raczej jakieś hełmy do VR, okulary, augmented reality, takie rzeczy. Fizycznie będą żyli w wielkich miastach, będą popierdalali na rowerkach, żeby być fit i żreć wegegówno z dystrybutora. Będą przewalać papierki w korporacjach, których celem będzie produkowanie aplikacji podpowiadających im, co zjeść w czasie lunchu, który przywiozą im ludzie z dołu drabiny społecznej. W wolnym czasie większość będzie grać w gry i oglądać sport. Oczywiście te, które aplikacja w telefonie podpowie im jako najbardziej im się podobające (na podstawie dotychczasowych wyborów).
Bez komputerów i maszyn cała ta społeczność się rozsypie. Ci ludzie będą tak uzależnieni od komputerów, jak my sobie dzisiaj jeszcze nawet nie umiemy wyobrazić. Każda sfera będzie od tego zależna, od srania (inteligentny podajnik papieru toaletowego), przez dobór kolegów do browara (przez aplikację wyszukującą w twojej okolicy ludzi słuchających Anima Damnata), po wizyty u dentysty.
Jeszcze później ludzie po prostu się w tym wszystkim roztopią. Programy i algorytmy ostatecznie przejmą pełną kontrolę nad ludźmi, nawet jeśli nie fizycznie - bo może ludzie zostaną jako odrębne ciała - to na poziomie świadomości. Nic bez nich nie zrobisz, najwyżej się zesrasz, o ile będziesz mieć czym, bo bez "systemu" nie dostaniesz żarcia (idealnie dopasowanego do twojego organizmu w celu utrzymania go w jak najlepszym zdrowiu przez nastepnych trzysta lat) i nie będziesz wiedzieć, że trzeba je zjeść (bo aplikacja musi ci przypomnieć, że obiad jest o 14, w przeciwnym razie nie przyjdzie ci do głowy, że to co czujesz w brzuchu to głód, że możesz już zjeść i zdechniesz kurwo z głodu).
Powstanie jakiś globalny megasystem komputerowy, pozbawiony świadomości i moralności, którego celem będzie podtrzymywanie przy życiu jakichś białkowych resztek ludzi oglądających wirtualne symulacje życia w starożytnej Grecji albo w Polsce w czasie pandemii COVID-19. A jeszcze później nawet te białkowe resztki znikną, bo kilka pozostałych przy życiu przywódców świata uzna, że pochłaniają zbyt wiele energii i zostanie tylko Skynet oraz trzymana w rezerwacie grupka Putinów przekonanych, że rządzą światem, ale w rzeczywistości będą po prostu rybkami w akwarium i kiedyś tam sobie zdechną. Zostanie gigantyczna komputerowa sieć jadąca na jałowym biegu, zajęta wyłącznie tym, żeby jej oprogramowanie miało na czym działać.
Wyobrażałbym to sobie tak, że na Ziemi zostaną ogromne serwerownie obrośnięte lasami, a w tych serwerowniach wszystko będzie gotowe na sytuację, gdyby przypadkiem jakiś człowiek przyszedł i chciał sobie pożyć. Oczywiście nie przyjdzie, bo go nie będzie - ale mógłby przyjść - więc roboty będą stale podtrzymywać swoją infrastrukturę w gotowości, powoli zużywając zasoby środowiska naturalnego. Kusi mnie, żeby uwierzyć, że przerobią całą planetę na sferę Dysona, ale to pewnie mało prawdopodobne. Po prostu będą sobie jechać w stanie gotowości, aż je upierdoli puchnące ze starości Słońce. I świat się skończy.
Kończy się powoli rok Lema. Ja tego wyżej w sumie nie wymyśliłem. Jeśli nic nie pójdzie w międzyczasie źle, zostanie po nas mniej więcej to, co Lem opisywał w "Niezwyciężonym".
I fell into the pit of language
and couldn't put myself
out