Co teraz czytacie? v.2

Czytasz coś więcej niż etykiety Domestosa w kiblu?

Moderatorzy: Nasum, Heretyk, Sybir, Gore_Obsessed

ODPOWIEDZ
Nasum
Biały Weteran Forume Tańczący na Kurhanach Wrogów
Posty: 15853
Rejestracja: 21-01-2011, 11:12

Re: Co teraz czytacie? v.2

23-09-2018, 19:35

[V] pisze:https://egmont.pl/Doman,11079708,p.html

180 stron, twarda oprawa.

Ostatnio tak sobie przypomniałem ,że dawniej bardzo to lubiłem. W sam raz pod moją obecną fazę na klasyczny heavy/speed/power metal ;)

O kurcze, 180 stron? To chyba nawet nie przeczytałem połowy jego przygód. Kiedyś można to było trafić niemal w każdym kiosku Ruchu i każdej księgarni...
Nasum
Biały Weteran Forume Tańczący na Kurhanach Wrogów
Posty: 15853
Rejestracja: 21-01-2011, 11:12

Re: Co teraz czytacie? v.2

23-09-2018, 19:53

[V] pisze:i jeszcze taka smutna wiadomośc, nie wiem czy ktoś wspominał tutaj;

http://kultura.dziennik.pl/artykuly/581 ... kleks.html" onclick="window.open(this.href);return false;

Dotarła już ta wie mnie. Wielka szkoda, jej komiksy z Kleksem też zaznaczyły moje dzieciństwo. Najmilej wspominam "Smocze jajo" czytane w "Świecie Młodych"...
[V]
mistrz forumowej ceremonii
Posty: 8376
Rejestracja: 07-06-2009, 16:29

Re: Co teraz czytacie? v.2

23-09-2018, 22:34

Nasum pisze:
[V] pisze:i jeszcze taka smutna wiadomośc, nie wiem czy ktoś wspominał tutaj;

http://kultura.dziennik.pl/artykuly/581 ... kleks.html" onclick="window.open(this.href);return false;

Dotarła już ta wie mnie. Wielka szkoda, jej komiksy z Kleksem też zaznaczyły moje dzieciństwo. Najmilej wspominam "Smocze jajo" czytane w "Świecie Młodych"...
Ja bardzo lubie złoto alaski,kupiłem sobie ostatnio kilka serii z tamtych lat.Takie tam artefakty z przeszłości które trzeba mieć.
If any man should attempt to criticize Braun's actions, he should be thoroughly patronized for his obviously Jewish behavior
Nasum
Biały Weteran Forume Tańczący na Kurhanach Wrogów
Posty: 15853
Rejestracja: 21-01-2011, 11:12

Re: Co teraz czytacie? v.2

23-09-2018, 22:38

Oooo, "Złoto Alaski" też bardzo dobre. "Pióro kontra flamaster" też całkiem fajne.
Awatar użytkownika
WaszJudasz
zahartowany metalizator
Posty: 3543
Rejestracja: 16-11-2010, 13:18

Re: Co teraz czytacie? v.2

23-09-2018, 22:42

Nasum pisze:
[V] pisze:https://egmont.pl/Doman,11079708,p.html

180 stron, twarda oprawa.

Ostatnio tak sobie przypomniałem ,że dawniej bardzo to lubiłem. W sam raz pod moją obecną fazę na klasyczny heavy/speed/power metal ;)

O kurcze, 180 stron? To chyba nawet nie przeczytałem połowy jego przygód. Kiedyś można to było trafić niemal w każdym kiosku Ruchu i każdej księgarni...
Kurde, to co tam jest? Z tego co pamiętam, to tego Domana było chyba z siedem cieniutkich zeszycików małego formatu...
Mózg powiększa się w czaszce, kiedy wody w rzece wzbierają. Wtenczas błony czerepu się wznoszą, przybliżając do czaszki.
Nasum
Biały Weteran Forume Tańczący na Kurhanach Wrogów
Posty: 15853
Rejestracja: 21-01-2011, 11:12

Re: Co teraz czytacie? v.2

23-09-2018, 22:43

Może sa jeszcze pozostałe komiksy tego autora. Z tego co kojarzę to jego twórczość była nakierowana na takie prasłowiańskie czasy, o krzyżakach też coś było o ile sobie dobrze przypominam...
[V]
mistrz forumowej ceremonii
Posty: 8376
Rejestracja: 07-06-2009, 16:29

Re: Co teraz czytacie? v.2

23-09-2018, 22:43

Nasum pisze:Oooo, "Złoto Alaski" też bardzo dobre. "Pióro kontra flamaster" też całkiem fajne.
Mam takie migawki ,blast from the past gdy czytałem sobie te komiksy będąc szczylem,gdzieś tam w Sudetach gdzie diabeł mówi dobranoc. niesamowity klimat mają te historie. Powracam do nich z radością jako dorosłe dziecko. Takie z lekką nadwagą i piwem w ręku.
If any man should attempt to criticize Braun's actions, he should be thoroughly patronized for his obviously Jewish behavior
[V]
mistrz forumowej ceremonii
Posty: 8376
Rejestracja: 07-06-2009, 16:29

Re: Co teraz czytacie? v.2

23-09-2018, 22:45

Nasum pisze:Może sa jeszcze pozostałe komiksy tego autora. Z tego co kojarzę to jego twórczość była nakierowana na takie prasłowiańskie czasy, o krzyżakach też coś było o ile sobie dobrze przypominam...
Jak przyjdzie paka to dam znać co tam jest.
If any man should attempt to criticize Braun's actions, he should be thoroughly patronized for his obviously Jewish behavior
Nasum
Biały Weteran Forume Tańczący na Kurhanach Wrogów
Posty: 15853
Rejestracja: 21-01-2011, 11:12

Re: Co teraz czytacie? v.2

23-09-2018, 22:47

[V] pisze:
Nasum pisze:Oooo, "Złoto Alaski" też bardzo dobre. "Pióro kontra flamaster" też całkiem fajne.
Mam takie migawki ,blast from the past gdy czytałem sobie te komiksy będąc szczylem,gdzieś tam w Sudetach gdzie diabeł mówi dobranoc. niesamowity klimat mają te historie. Powracam do nich z radością jako dorosłe dziecko. Takie z lekką nadwagą i piwem w ręku.

Jako dzieciak czytałem mnóstwo komiksów, jakiś czas temu sporą część kolekcji oddałem zostawiając żelazny kanon. Też mi się czasem przypominają doskonałe rzeczy - "Miasto milczących rewolwerów", "Ostatnia przystań", wszystkie "Kajko i Kokosze", Kajtek i Koko "Na tropie białego wilka" było doskonałe, no i przede wszystkim Tytusy, tylko te kanoniczne do księgi XIX, reszty nie mam zamiaru czytać.
Nasum
Biały Weteran Forume Tańczący na Kurhanach Wrogów
Posty: 15853
Rejestracja: 21-01-2011, 11:12

Re: Co teraz czytacie? v.2

23-09-2018, 22:50

[V] pisze:
Nasum pisze:Może sa jeszcze pozostałe komiksy tego autora. Z tego co kojarzę to jego twórczość była nakierowana na takie prasłowiańskie czasy, o krzyżakach też coś było o ile sobie dobrze przypominam...
Jak przyjdzie paka to dam znać co tam jest.

Czekam zatem, bo albo sporo przygód Domana przeoczyłem, albo to zbiór wszystkich komiksów tego autora.


O! Baranowskiego bardzo lubiłem, jego "Antresolka profesorka nerwosolka" czy "Skąd się bierze woda sodowa" to żelazne klasyki polskiego komiksu.
mothra
postuje jak opętany!
Posty: 345
Rejestracja: 29-08-2015, 00:18

Re: Co teraz czytacie? v.2

25-09-2018, 00:06

Obrazek
Awatar użytkownika
wonsz
rasowy masterfulowicz
Posty: 3177
Rejestracja: 18-02-2018, 14:59

Re: Co teraz czytacie? v.2

25-09-2018, 00:47

idealna aura więc jutro zabieram się za:

Obrazek
rzułf
Awatar użytkownika
Sgt. Barnes
zahartowany metalizator
Posty: 6123
Rejestracja: 13-07-2012, 07:37

Re: Co teraz czytacie? v.2

25-09-2018, 12:45

Jako dzieciak czytałem mnóstwo komiksów, jakiś czas temu sporą część kolekcji oddałem zostawiając żelazny kanon. Też mi się czasem przypominają doskonałe rzeczy - "Miasto milczących rewolwerów", "Ostatnia przystań", wszystkie "Kajko i Kokosze", Kajtek i Koko "Na tropie białego wilka" było doskonałe, no i przede wszystkim Tytusy, tylko te kanoniczne do księgi XIX, reszty nie mam zamiaru czytać.[/quote]

Żelazne klasyki:

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Prawdziwy mężczyzna powinien być...ogolony i ciut, ciut pijany.
Bolesław Wieniawa-Długoszowski.
Nasum
Biały Weteran Forume Tańczący na Kurhanach Wrogów
Posty: 15853
Rejestracja: 21-01-2011, 11:12

Re: Co teraz czytacie? v.2

25-09-2018, 12:59

Najlepsze z tego wszystkiego było "Dziedzictwo Inków". Komiksy Wróblewskiego były fajne, zwłaszcza te o Cortezie, te bardziej kryminalne, jak "Figurki z Tilos", "Skradziony skarb" czy "Czarna róża" podobały mi sie do pewnego momentu, potem już jakos tak ulotniła się magia. Niemniej każdy chłopak w latach 80-tych zaczytywał się w tych komiksach, to było takie okno na zachód w pewnym sensie ;-) Pamiętam jak ktos przywoził komiksy z zachodu - łooo panie...
Awatar użytkownika
Oki
weteran forumowych bitew
Posty: 1602
Rejestracja: 16-09-2012, 00:30

Re: Co teraz czytacie? v.2

25-09-2018, 13:48

Sgt. Barnes pisze:Jako dzieciak czytałem mnóstwo komiksów, jakiś czas temu sporą część kolekcji oddałem zostawiając żelazny kanon. Też mi się czasem przypominają doskonałe rzeczy - "Miasto milczących rewolwerów", "Ostatnia przystań", wszystkie "Kajko i Kokosze", Kajtek i Koko "Na tropie białego wilka" było doskonałe, no i przede wszystkim Tytusy, tylko te kanoniczne do księgi XIX, reszty nie mam zamiaru czytać.
Żelazne klasyki:

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek[/quote]
Cherman Kortez prześwietny komiks - wywarł ogromne piętno na mym dziciństwie
Awatar użytkownika
Hatefire
mistrz forumowej ceremonii
Posty: 11087
Rejestracja: 21-12-2010, 12:19
Lokalizacja: Katowice - miasto wielkich wydarzeń ;)

Re: Co teraz czytacie? v.2

26-09-2018, 12:04

Ostatnio kilka osób z uwagi na śmierć autorki ciepło wspominała komiksy o Kleksie. Trafiłem dziś na jeden z ostatnich jeśli nie ostatni wywiad z nią. Bardzo fajny, dlatego wyciągam za paywalla, może ktoś będzie zainteresowany.

Na pani komiksach wychowało się kilka pokoleń Polaków. Lubi pani dzieci?

Jak w latach 70. zaczynałam rysować komiksy dla dzieci, publikowane w „Świecie Młodych”, to przede wszystkim lubiłam się wygłupiać. Rozśmieszać – to była moja pierwsza motywacja. A jak w ’83 roku syn mi się urodził, to się na coś w końcu to rysowanie przydało – jego prestiż wśród kolegów znacznie wzrósł, gdy się okazało, że te komiksy o Piekielnym Kubusiu i te o Jonce, Jonku i Kleksie to jego mama rysuje. Szczególnie że na początku lat 90. pracowałam przez kilka lat w jego podstawówce. Uczyłam plastyki i ZPT. Ale nikogo chyba niczego nie nauczyłam. No, ale trzeba było z czegoś żyć.

Komiksy nie wystarczały? Ma pani na koncie 4 mln sprzedanych egzemplarzy!

Jestem bardzo rozrzutnym człowiekiem. Poza tym remontowaliśmy akurat dom i potrzebna była kasa na te wszystkie cegły i kafelki, więc wzięłam dodatkową pracę. Ale moje komiksy powstawały w innych czasach, proszę pamiętać. W PRL-u autor nie miał tylu praw. O tym na przykład, że jeden z moich komiksów został wydany w Finlandii, dowiedziałam się przypadkiem.
Jak to?

Któregoś dnia, grzebiąc w szafie w redakcji, znalazłam fińskie pismo dla młodzieży. I cóż było na ostatniej stronie? Mój komiks! Pies z kulawą nogą się mnie nie pytał o zgodę. Jak poszłam do szefa, żeby dowiedzieć się, jak do tego doszło, powiedział: „No wiesz, kiedyś ci wspominałem, że jadę do Finlandii i zabiorę ze sobą twoje komiksy”. Ale że coś z tego wyszło, to już mi nikt nie powiedział. Przedrukowali całą historyjkę, a ja nic z tego nie miałam.

Poza sławą. Była pani gwiazdą polskiego komiksu. Czuła się pani sławna?

W pewnym momencie tak się poczułam. Usłyszałam swoje nazwisko w teleturnieju „Jeden z dziesięciu”. Pytano o autora komiksów o Jonku i Jonce. I, o zgrozo, uczestnik znał odpowiedź. Tak, to było dość wzruszające.

W 2010 roku dostała pani od ministra kultury odznaczenie Gloria Artis...

Ano dostałam. Do dziś jeszcze łkam ze wzruszenia.
...doceniono „walor edukacyjny i wychowawczy” pani komiksów oraz „kreowanie pozytywnego obrazu świata”.

Jest pani optymistką?

W żadnym razie. Pozytywny? Tak napisali? No proszę, a wydawało mi się, że robię czarną karykaturę.

Dydaktyzm był oczywiście ważny, ale bez tanich chwytów. Żadnej nachalności!

A wie pani, że za komuny byłam w prasie nazwana ikoną PRL-u?

I jak się pani z tym czuła?

Fatalnie! PRL to był czas, kiedy ja się uczyłam, pracowałam, kochałam. Żyłam! Takich czasów sobie nie wybrałam, ale ponieważ takie mi przypadły, to się do nich odnoszę z szacunkiem. I w tym sensie się z nimi utożsamiam i nie dam się za szczękę szarpać – strasznie mnie wkurza, jak się komuś wypomina, że coś za PRL-u osiągnął.

Na te czasy, czasy swojej młodości, patrzę ze wzruszeniem. Ale ta „ikona PRL-u” to brzmi politycznie, a ja się od polityki zawsze trzymałam z daleka – nie znoszę wtrętów politycznych w komiksie.

O ile nie można z tego zrobić dobrego dowcipu, to nie ma sensu w ogóle tego robić.

Ale kłopot z cenzurą pani miała.

Tak. Raz. O szynkę poszło. Jonka i Jonek lecą balonem i wypada im kanapka, którą sobie zrobili na drogę. A pod nimi jest domek, babcia z dziadkiem siedzą i babcia do dziadka mówi: „Zobacz, czy pada”. Dziadek wystawia rękę przez okno i ta kanapka na niej ląduje. Dziadek na to: „Patrz, jakie wielkie krople i w dodatku pachną szynką”. I to był jedyny raz, kiedy mi zakwestionowano tekst. Ta szynka, co jej w sklepach nie było, strasznie gryzła w zęby. Urodzeni w PRL-u do dziś bardzo żywo na szynkę reagują.

Do dzisiaj wielu pani czytelników jest przekonanych, że ulubione komiksy ich dzieciństwa – o Piekielnym Kubusiu, o Jonce, Jonku i Kleksie – pisał mężczyzna.

Tak było od samego początku. Pierwsza z brzegu historia: Stoczek Łukowski, spotkanie autorskie w szkole. Przyjeżdżam, podchodzę pod drzwi i słyszę, jak na sali pełnej dzieciaków zapowiadają mnie jako Pawła Szarlotę. Wchodzę do środka, a dzieci patrzą ponad moją głową na drzwi i czekają. Tak, trochę mnie to denerwowało.

Była pani jedną z bardzo nielicznych kobiet, jeśli nie jedyną kobietą zajmującą się w latach 70. i 80. komiksem.

A może to dlatego, że ja miałam być chłopcem? Mój tata bardzo przeżył, że mu się „dziura” urodziła. Chciał syna, więc ganiałam w spodniach, po drzewach łaziłam. Uczył mnie łowić ryby, wiosłować. Musiałam mu pomagać przy silniku do łodzi. A nie jestem człowiekiem technicznym, więc to się zwykle kończyło paskudnie. Na szczęście ojciec nauczył mnie też czytać, miałam wtedy pięć lat. W domu była ogromna biblioteka i ja ją całą przeryłam. Oczywiście były tam i prohibity – strasznie mnie interesowały książki z lekko erotycznymi ilustracjami Mai Berezowskiej.

Zainspirowały panią?

Wtedy nie, choć na urodziny męża zdarzało mi się później rysować świńskie komiksy z Kleksem w różnych rolach erotycznych. To miała być taka tradycja na całe życie. Trafiły do mojego fanklubu w Toruniu. Niedawno od nich zresztą dostałam nagrodę. Bardzo piękną, takie połączenie nocnika z samowarem.

Były jakieś komiksy w tej wielkiej bibliotece rodzinnej?

Większość ludzi reaguje niechętnie na komiksy. Nie bardzo wiedzą, czym to się je, bo dorośli nie umieją tego czytać. A dziecko ma taką wyobraźnię, że bez trudu robi sobie w głowie z komiksu film rysunkowy.

Jako dziecko nic nie wiedziałam o komiksie. Jedyne, z czym się zetknęłam, to jakiś przedwojenny zeszyt z przygodami Myszki Miki tłumaczony na polski w takiej konwencji jak „Koziołek Matołek” Walentynowicza – rysunek i czterowiersz pod spodem. Żadnych dymków, żadnych znaczników ruchu. Jak już byłam znacznie starsza, zetknęłam się z „Tytusem, Romkiem i A’Tomkiem”, bo mój siostrzeniec chciał, żeby mu to czytać. I dopiero wtedy zrozumiałam, że to jest przede wszystkim akcja, ma swój czas i miejsce, swoją dynamikę. Że komiks to nie tylko kreska, ale przede wszystkim opowieść.

Z Papciem Chmielem, autorem „Tytusa, Romka i A’Tomka”, zetknęła się pani niedługo potem – w windzie.

Pamiętam to jak dziś. Obroniliśmy dyplomy, wyszliśmy na dziedziniec ASP i podchodzi do nas jeden z wykładowców z pytaniem, czy ktoś z nas rysuje komiksy, bo praca jest. A ja na słowo „praca” reagowałam niezwykle żywo, bo bardzo chciałam mieć własne pieniądze. Więc się zgłaszam, choć melodii komiksu w ogóle jeszcze wtedy nie znałam. On na to, żeby pójść do redakcji pisma „Itd”. Było takie, pracował w nim m.in. prezydent Kwaśniewski. Stamtąd wysłali mnie do „Świata Młodych”, harcerskiej gazety dla nastolatków. Redakcja mieściła się w starej kamienicy na piątym piętrze, na szóstym był „Przegląd Sportowy”. Podchodzę do windy, a w niej już ktoś jest, więc pytam: „Czy mogę się z panem zabrać?”. Że mam do czynienia z mężczyzną, to się raczej domyślałam, bo w przypadku Papcia Chmiela to nie było takie oczywiste: rozwichrzone białe włosy, skórzane spodnie i futerko ze sztucznego czarnego misia. Wyglądał diabolicznie. Fajnie!

No więc jadę z tym panem windą, a pod pachą trzymam teczkę z rysunkami, bo miałam się pokazać od strony twórczej. I ten pan tak jakoś na mnie patrzy i za teczkę łapie – od razu wiedział, o co chodzi. Wyrywa mi ją spod pachy i mówi: „To ja zobaczę”. Ale ja się wstydzę i zaczynam się z nim w tej windzie szarpać. Te jego włosy falują, futerko powiewa, a my się szamoczemy. Było to dość komiczne, choć wtedy chciałam mu dać w łeb. Wysiedliśmy z windy, on wchodzi w jedne drzwi, ja w drugie, ale spotykamy się w środku, bo choć drzwi dwoje, pomieszczenie było jedno. No i nie miałam już wyjścia, musiałam mu te swoje rysunki pokazać.

Spodobały mu się?

Od razu się przyznałam, że o komiksie nie mam pojęcia. On oczywiście miał niemałe i dał mi ostrą szkołę. Nauczył mnie m.in., że dobrze mieć trzech bohaterów: chłopca, dziewczynkę i jakąś postać ze świata fantazji albo uczłowieczone zwierzę. No i stąd mój Kleks. Taka postać fantastyczna, inspirowana smerfami, z czego zdałam sobie sprawę dopiero po latach.

Ale Papcio dał mi szkołę nie tylko teoretyczną, ale i, można powiedzieć, praktyczną. Kiedyś pojechaliśmy na obchody Dni Oświaty, Książki i Prasy do Lublina. Papcio urządził w parku teatrzyk dla dzieci, mnie obsadził w roli ciotki Tytusa. Założył mi maskę małpy i kazał latać po ławkach. Strasznie mnie wtedy przeczołgał.

Zwłaszcza że nie byłam na to przygotowana. Miałam na sobie sukienkę od Barbary Hoff, piękną! Z wzorem w idące wielbłądy. Niestety, jak później przytyłam, z wielbłądów zrobiły się jamniki.

Zwierzęta też pani malowała.

Zajmowałam się malarstwem animistycznym, robiłam encyklopedyczne ilustracje. Kiedyś zamówiono u mnie gepardy. Boże, ileż ja się z tymi cętkami męczyłam! A tak dla siebie, dla przyjemności, rysowałam koty. Jak tylko jakiegoś spotkałam, robiłam mu zdjęcie i potem w domu rysowałam pastelami portret. Miałam kiedyś pięknego rosyjskiego kota, nazywał się Hipolit. Miałam też żółwia. Synowi kupiłam, bo chciał mieć pieska i musiałam to jakoś załagodzić. I niechcący na tym żółwiu stanęłam. Nie przeżył.
Tragedia.

No tragedia. Ale ja do wszystkiego staram się podchodzić lekko półśmiesznie. Strasznie lubię się śmiać, a śmieszą mnie nieraz głupie rzeczy. To się zresztą bardzo przydaje przy tworzeniu komiksów. Żart to jest świetny punkt wyjścia. Taka scenka: gęsty las, sterczą blanki jakiegoś zamku, a nad tym rysowana onomatopeja krzyku: ktoś wzywa pomocy. I dalej zbliżenie, jak w filmie: w oknie stoi rycerz w hełmie z zamkniętą przyłbicą i krzyczy: „Ratunku!”. Bo mu się zatrzasnęła i on nie może teraz zębów umyć.

A w życiu poczucie humoru w czym pani pomogło?

W przeżyciu. Jak po udarze przyjechałam tu, do tego – no, jak by nie kombinować – domu starców i posadzono mnie na patio, to zgłąbiałam. Dotąd byłam święcie przekonana, że stare to są moje ciotki. A tu nagle cała ta menażeria i ja wśród tego wszystkiego. Nie powiem, żebym była zachwycona. Pomyślałam ze strachem, że to jest zaraźliwe. Że starością się można zarazić. Od ośmiu lat żyję w tej atmosferze oswojonej starości.

A ten udar to lekarz mi w szpitalu zafundował.

Jak to?

Miałam zawał i trzeba było to potwierdzić. Zrobiono mi zabieg, który się nazywa koronarografia. Przez metalową rurkę do żyły wchodzi kamera, wpuszcza się do krwi kontrast i ogląda się to wszystko na ekranie, szuka skrzepu.

Ja to potem dokładnie oglądałam, mam płytę z tego zabiegu.

Z prawej strony głowy jest naczynko włosowate, cieniusie takie. Lekarz mówi w pewnym momencie: „Muszę zwiększyć ciśnienie kontrastu”, i naciska na taką wielką strzykawę, a ja czuję, jak to przeze mnie płynie. Okazało się, że skrzep jest. I on tym zwiększonym ciśnieniem kontrastu wepchnął mi go do tego małego naczynka. Nagle usłyszałam, jak lekarz mówi: „O k…, widziałem go, jak się urwał”. Nie wiedziałam, o co chodzi, chciałam coś powiedzieć, ale już tylko zabełkotałam. W ogóle nie mogłam się wysłowić. On do mnie, że już mogę się ubrać. No to ściągam nogi ze stołu, chcę stanąć i pierdut na podłogę, bo noga i ręka już były porażone. To mnie zebrali na szczotkę i zmiotkę i odwieźli na salę.

Nikt mi nie powiedział, że z tym zabiegiem wiąże się jakieś ryzyko, że to się może tak skończyć. O to mam do szpitala żal. I do lekarza. Jego twarzy nie zapomnę, bo wisiała nade mną, gdy to się stało.

Ten skrzepik popsuł mi w głowie pliki pamięci ruchowej. Teraz robią na to operacje – da się taki skrzep z naczynia wyjąć. Mnie nikt nie powiedział, że jest taka możliwość.

Może wtedy jeszcze jej nie było?

Może. Ale rozgoryczona jestem nadal.

Coś ciekawego pani opowiem. Tu jest bardzo bogata flora i fauna. Raz przyszedł szop pracz. Pani sobie to wyobraża? Tu, na same schodki, pod moje okno. Mamy tu w ogrodzie fontannę z basenikiem, więc miał gdzie prać. Poza tym kaczki krzyżówki przylatują. Tłuste są, fajne. Dzisiaj nawet jedna przed panią była. Ryjówki też już są. Ładny mam tu widok, prawda?

Ostatni komiks, jaki pani narysowała, powstał na zamówienie warszawskiego Instytutu Onkologii. Opowiada o dzieciach, które uczą rodziców zdrowych nawyków: namawiają do jedzenia warzyw i rzucenia palenia, zniechęcają do solarium i windy. Ten komiks miał dla pani też znaczenie osobiste?

Na onkologię na Ursynowie woziłam męża. Któregoś dnia zadzwonił do mnie ktoś stamtąd, byłam wtedy w Gdyni w sklepie. Spodnie mierzyłam, pamiętam. Jakiś facet pyta, czy mogłabym zrobić komiks prozdrowotny. No to zrobiłam. Mój mąż już wtedy nie żył. Wycięli mu prawe płuco, po operacji przeżył trzy i pół roku. Ta jego choroba to było wielkie niedopatrzenie z mojej strony, bo to ja dbałam o zdrowie w rodzinie. I nie przyszło mi do głowy wcześniej, żeby wysłać go na badanie krwi albo rentgen płuc.

Przecież to nie jest pani wina!

Ale u mnie w domu była taka tradycja, że każdy raz w roku badał sobie krew. Jak już w końcu męża zmusiłam do tego badania, okazało się, że ma cukrzycę. A potem rak prostaty z przerzutem do płuc. Mógł jeszcze pożyć, ale ja nie umiałam, bo ta cukrzyca... trzeba karmić odpowiednio, ja sobie z tym nie radziłam...

Jak pani męża poznała?

Nie uwierzy pani. Przez ogłoszenie. Było takie biuro w Warszawie – Biuro Matrymonialne „Syrenka”.

Mój pierwszy mąż był kolegą z uczelni, cudownym malarzem surrealistycznym. Stworzyliśmy taki trochę kulawy związek. Kulawy dlatego, że nie nauczyliśmy się siebie kochać.

A to bardzo ważne jest w życiu. Małżeństwo skończyło się rozwodem. Strasznie mi było źle samej. No to sobie myślę: skoro jest taka instytucja jak biuro matrymonialne, to dlaczego mam nie spróbować?

To była miłość od pierwszego ogłoszenia?

A skąd. Śmieszniej było. Co tydzień przysyłali wybór ofert – jak ja nie lubię tego słowa, jest obrzydliwe.

No i w końcu jeden oferent szczególnie mnie ubawił, bo napisał, że jest dyrektorem, i widać było, że dumny z tego strasznie! Z wykształcenia historyk archiwista, z zawodu dyrektor.

To go zaczepiłam, najpierw tekstownie, a potem telefonicznie. Obśmiałam dyrektora, a potem za niego wyszłam.

Mój ostatni partner też był z ogłoszenia, ale już z Sympatii.pl. Skomputeryzowałam się błyskawicznie z pomocą syna. Był już dorosły i wściekał się na mnie, że się ciągle czepiam. Bo ja jestem matka nadopiekuńcza. Więc żebym się odczepiła, skonfigurował mi komputer, pokazał tak z grubsza, co i jak, i powiedział: „To ty się pobaw”. Szybko się wciągnęłam. I któregoś dnia patrzę – portal randkowy! Mówię: „Jędrek, ty mi powiedz, co ja mam z tym zrobić”. Przejrzał zasady działania, wytłumaczył, a ja napisałam szybko zgrabne ogłoszonko. I wyczesałam sobie fajnego mężczyznę. Marynarza! Sześć lat byliśmy razem, mieszkałam trochę w Gdyni, trochę w Warszawie. Bardzo to lubiłam, bo ja jestem kobieta mobilna.

Była pani kochliwa?

Jak królik! Bardzo lubiłam ten stan zakochania. Najlepszy stan dla kobiety! Ja w ogóle szaleńczo żyłam. Z szumem i z hukiem, można powiedzieć.

Miałam dwóch mężów i trzech dobiegaczy. I nie wstydzę się tego, nawet tu już o mnie plotkują: „rozpustna starucha”, „emerytowana nimfomanka”.

Sama tak zresztą o sobie mówię, żeby ludziom siebie obrzydzić.

Dlaczego chce pani siebie ludziom obrzydzić?

Żeby się hartować.

Tu nie ma tygodnia, żeby ktoś nie umarł. Spotykamy się w kawiarni i tylko patrzymy, kogo nie ma. Jacy ludzie tu nieszczęśliwi są, nie ma pani pojęcia. Co taki udar robi z człowieka. I wszyscy są tym tacy zaskoczeni. Starość tak znienacka spada i zupełnie nie wiadomo, co z nią zrobić. Większość się poddaje, przybiera leżący tryb życia. Ja też sama się nie podniosę. Ten chłopak, co tu przed chwilą zajrzał, to Rafał, opiekun, fajny! Pomaga mi się przenosić z łóżka na fotel i z powrotem. Bo ja sama pozycji nie zmienię. Osiem lat rehabilitacji i gówno z tego wyszło. Zabrakło mi mobilizacji. Miałam gdzieś te wszystkie ćwiczenia. Męczyły mnie.

Dlaczego zabrakło pani motywacji?

Trafiłam tu, bo po udarze rodzina nie była mi w stanie zapewnić opieki. Chociaż jakby się uparli i przeanalizowali ze mną sytuację... Miałam trochę oszczędności, mogłam płacić opiekunce... Przychodziła do mnie przez rok Rosjanka, świetna kobieta. A ja rosyjski znam dobrze, bo u mnie w domu po wojnie, po powrocie rodziny z Kazachstanu, mówiło się po rosyjsku i niemiecku. Taki paradoks tamtych czasów.

Swoją rodzinę opisała pani w książce – powieści autobiograficznej „W stronę lata”.

Minipowieści. Strasznie smutnej. W każdym razie ja płakałam nawet po wydrukowaniu. Napisałam o moich bliskich, których już nie ma. Byliśmy wszyscy połączeni wspólnymi wakacjami nad jeziorem Wigry. Moja rodzina pochodziła z Kresów i na wakacje szukała miejsc, które im przypominały tamte miejsca i czasy.

Kim byli pani rodzice?

Pięknymi i wspaniałym ludźmi. Ojciec był lekarzem weterynarii, w związku z czym do zwierząt i przyrody miał niesłychanie dobry stosunek. Był pysznym człowiekiem, lubił się zgrywać. My z siostrą mamy to po ojcu.

Jego historia nie daje mi spokoju. Szukam jego śladów, bo nie jestem pewna, czy w tym, co mi opowiadał, nie zbujał. Bo lubił troszkę zmyślać. Nie znam jego pseudonimu, wstyd mi strasznie, więc nie udało mi się zweryfikować tego, co mi opowiadał. A opowiadał, że w czasie powstania warszawskiego jako lekarz bądź co bądź, choć weterynarii, dostał rozkaz utworzenia lazaretu powstańczego, takiego wędrownego szpitalika. I w pewnym momencie doszli na Ochotę, do kościoła św. Jakuba. Lazaret umieścili w podziemiach. I przyszli gestapowcy. Dirlewangerowcy, ci najgorsi, wyszkoleni przez Niemców ukraińscy nacjonaliści, którzy słynęli z okrucieństwa. Mój ojciec znał dobrze niemiecki, usiadł z ich przywódcą, SS-manem, pili wódkę z eterem i rozmawiali o poezji Schillera. Bardzo komiksowa scena. Ale nie na wiele to się zdało. Większość rannych zabili strzałem w głowę. Ojciec, lekarze i ci, którzy przeżyli, musieli się ewakuować – przez piwnicę domu obok uciekli na ulicę.

Tak mnie dręczy los mojego taty. Chciałabym wiedzieć, czy ta historia jest prawdziwa, czy ołgał, bo chciał się pochwalić...

Skoro nie ma jak sprawdzić, może lepiej wierzyć, że nie ołgał.

O mamie jeszcze powiem trochę, bo też fajna była. Na Kresach leczyła zębodoły. I tam tatę poznała. Przenieśli się do Warszawy, ale wakacje 1939 ich córka Krysia spędzała u dziadków koło Brześcia. Miała wtedy pięć lat. Ojciec poszedł do wojska, a mama – po Krysię, na piechotę z Warszawy do Brześcia. Miały wracać do domu, ale przyszli Rosjanie i wywieźli całą rodzinę do Kazachstanu. Wrócili dopiero w ’46 roku, niedożywieni, z początkami gruźlicy. Tata mieszkał już wtedy w Warszawie u swojej mamy. No i wróciła żona, za którą bardzo tęsknił, i córka, której w ogóle nie znał – moja 12-letnia już siostra.

Ojciec tak strasznie zapragnął syna. No i w 1947 urodziłam się ja. Trzy dni pił z tego żalu. A jak wytrzeźwiał, rozpoczął misję uchłopaczenia mnie.

Dlatego ja w tej swojej książce występuję jako dwie osoby, jestem sobą i swoim nieistniejącym bratem.

Żałuję, że nie byłam chłopcem.

Myśli pani, że łatwiej by się pani żyło?

Ojciec byłby szczęśliwszy.

Opowiem pani historię, która jest tylko trochę analogiczna. Urodziłam syna, jak już byłam dość leciwa, miałam 36 lat. Tak mi się zachciało strasznie mieć dziecko. I to syna właśnie. Do tego stopnia, że nie miałam imienia dla córki, miał być Jędrek. Wtedy nie robiono USG, przynajmniej nie wszyscy dostępowali tego zaszczytu. Mój mąż nie bardzo wierzył, że się uda, w poprzednim związku nie miał dzieci. No i urodził się Jędruś. Mąż przez trzy dni pił. Z radości!

Syn jest diabelnie przystojny. Bliźniak swojego ojca. Rodzina męża też była przez los bardzo potargana, jak moja.

Jeszcze coś pani opowiem. Rośnie tu za oknem orzech włoski, na razie dopiero kwitnie, owoce będą na jesieni. I wtedy wiewiórki się cudownie zachowują. Śmigają po gałęziach w tę i we w tę, moim zdaniem liczą, ile będzie orzechów. A jak orzechy dojrzeją, to się zaczyna walka między wiewiórkami a wronami, kto więcej zbierze. A może po prostu ja to tak interpretuję, bo wszędzie widzę jakąś opowieść.

We mnie wszystko wsiąka. Jak gąbka pochłaniam historie. Te małe i te wielkie. Ja tak lubię słuchać! W ludzkich losach można się rozsmakować. Ludzi można jeść łyżkami. Nawet należy!
Od braci dla braci
Od dobrych dla dobrych
Kacapskiej kurwie
Zawsze chuj do mordy
Awatar użytkownika
WaszJudasz
zahartowany metalizator
Posty: 3543
Rejestracja: 16-11-2010, 13:18

Re: Co teraz czytacie? v.2

26-09-2018, 12:35

Hatefire pisze:Ostatnio kilka osób z uwagi na śmierć autorki ciepło wspominała komiksy o Kleksie. Trafiłem dziś na jeden z ostatnich jeśli nie ostatni wywiad z nią. Bardzo fajny, dlatego wyciągam za paywalla, może ktoś będzie zainteresowany.
Dzięki, świetny wywiad.

Należała do osób, które zrobiły mi dzieciństwo, a w sumie nic o kobiecie nie wiedziałem.
Mózg powiększa się w czaszce, kiedy wody w rzece wzbierają. Wtenczas błony czerepu się wznoszą, przybliżając do czaszki.
Awatar użytkownika
Jimmy Boyle
rasowy masterfulowicz
Posty: 2514
Rejestracja: 21-12-2010, 21:06

Re: Co teraz czytacie? v.2

28-09-2018, 21:31

Obrazek
Ogre
weteran forumowych bitew
Posty: 1092
Rejestracja: 26-02-2018, 19:47

Re: Co teraz czytacie? v.2

02-10-2018, 19:58

Obrazek
Książka z typu literatury rozrywkowej. Swoją drogą, laurka dla Zespołu wystawiona przez Autora.
Awatar użytkownika
Sgt. Barnes
zahartowany metalizator
Posty: 6123
Rejestracja: 13-07-2012, 07:37

Re: Co teraz czytacie? v.2

03-10-2018, 09:02

^^ nic innego nie przeszłoby przez uważne oko Wielkiego Mariusza i Generała Italii ;-)
Prawdziwy mężczyzna powinien być...ogolony i ciut, ciut pijany.
Bolesław Wieniawa-Długoszowski.
ODPOWIEDZ