Świat Bez Końca
Moderatorzy: Nasum, Heretyk, Sybir, Gore_Obsessed
Re: Świat Bez Końca
Tego się bałem trochę;) tekst były pisany półtora roku temu, mój stan wiedzy jest w nim również sprzed półtora roku. Powiem szczerze: nie wiem, czy to da się tak całkiem wyleczyć samą dietą. Będę próbował (już teraz próbuję) i wydaje mi się, że po glutenie trafiłem już na drugi czynnik, i jest to cukier. Jestem tym trochę zaskoczony, bo dotąd przez wiele lat mi nie szkodził i wydawałoby się, że nawet na tym wyjeździe do Lwowa na sylwestra też mi nie szkodził. Ale może to wszystko była jakaś dziwna pomyłka. Liczba potencjalnych powodów jest tak niezliczona, że zwykle ciężko zauważyć tak po prostu - o, to akurat mi szkodzi i należy wyeliminować. Normalnie się nie denerwuje, jedynym powodem jest jak ktoś mi powie ,,a może to stres ci tak szkodzi?";) powtarzane jak mantrę. Jedyny mój stres to ten, który wywołuje to pytanie. Triceps, ja za Twoimi radami wbrew pozorom idę, może nie jak czołg wierząc jak Zawiszy, ale powoli dochodzę to wniosku, że w kilku sprawach miałeś rację, dużo rzeczy się potwierdza. Więc wszystko przede mną. W tej chwili trochę mi się poprawia (powolutku, ale zawsze), więc jestem dobrej myśli. Nie do końca tylko jeszcze wiem jak przeprowadzić ten ,,reset biomu", ale pewnie jeszcze napiszę na priv.
-
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 9055
- Rejestracja: 03-12-2007, 14:06
- Lokalizacja: beskidy
Re: Świat Bez Końca
Triceratops pisze:Ty wiesz, ze sie da, ja wiem, ze sie da. Ale rownie dobrze jak ja, wiesz, ze nie ma co nikogo na sile uszczesliwiac, bo tylko sobie wrogow narobisz. Daj temu spokoj, kazdy ma swoja karme do wypelnienia.
nie no jasne, ja już sobie dawno dałem spokój. tu akurat zrobiłem wyjątek, bo mi się autentycznie żal zrobiło, że ktoś się tak męczy. być uzależnionym od jakiejś maści i nie móc bez tego funkcjonować? koszmar
-
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 9055
- Rejestracja: 03-12-2007, 14:06
- Lokalizacja: beskidy
Re: Świat Bez Końca
Karkas, cukier szkodzi każdemu, zwłaszcza w większych ilościach. koniec kropka :)
Re: Świat Bez Końca
Tak, ale nie u każdego wywołuje stan zapalny na całym ciele - mówimy o trochę innej skali.
-
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 9055
- Rejestracja: 03-12-2007, 14:06
- Lokalizacja: beskidy
Re: Świat Bez Końca
cukier jest tu tylko jednym z powodów, w chuj ważnym, ale za to odpowiada raczej całościowy model odżywiania
- Triceratops
- Biały Weteran Forume Tańczący na Kurhanach Wrogów
- Posty: 18662
- Rejestracja: 25-05-2006, 20:33
- Lokalizacja: Impossible Debility
Re: Świat Bez Końca
Pisalem w temacie obok, ze glukoza jest de facto toksyczna dla organizmu. Ale z drugiej strony jest niezbedna (przynajmniej w g obecnego stanu wiedzy), wiec nie wolno jej demonizowac. Wszystko to kwestia dawki jak pisal Paracelsus. Inna sprawa, ze 30g weglowodanow to 30g niezaleznie czy to bedzie z eko-bio owocow czy z cukierniczki. Tylko kwestia zmetabolizowania i czynnikow do tego potrzebnych robi te subtelna roznice.Heretyk pisze:Karkas, cukier szkodzi każdemu, zwłaszcza w większych ilościach. koniec kropka :)
woodpecker from space
Re: Świat Bez Końca
Miotam się na razie między tym, co mówią mi lekarze, a tym, co mówi Triceps. Póki co uczciwie trzeba przyznać, że 1:0 dla Tricepsa.
-
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 9055
- Rejestracja: 03-12-2007, 14:06
- Lokalizacja: beskidy
Re: Świat Bez Końca
jasne. 30g jak wiesz, jest spoko. nawet 100. ale nie, kurwa, kilogram, a są tacy, co tyle jedzą. i pewnie więcej też :DTriceratops pisze:Pisalem w temacie obok, ze glukoza jest de facto toksyczna dla organizmu. Ale z drugiej strony jest niezbedna (przynajmniej w g obecnego stanu wiedzy), wiec nie wolno jej demonizowac. Wszystko to kwestia dawki jak pisal Paracelsus. Inna sprawa, ze 30g weglowodanow to 30g niezaleznie czy to bedzie z eko-bio owocow czy z cukierniczki. Tylko kwestia zmetabolizowania i czynnikow do tego potrzebnych robi te subtelna roznice.Heretyk pisze:Karkas, cukier szkodzi każdemu, zwłaszcza w większych ilościach. koniec kropka :)
- Triceratops
- Biały Weteran Forume Tańczący na Kurhanach Wrogów
- Posty: 18662
- Rejestracja: 25-05-2006, 20:33
- Lokalizacja: Impossible Debility
Re: Świat Bez Końca
Czytam teraz ksiazke dwoch naukowcow biochemikow z Instytutu Naukowego Weizmanna czy jakos tak, zona jednego w dodatku jest dietetykiem klinicznym i opisuje on jak sila rzeczy latami zywili wg tej slynnej piramidy zywieniowej, ktora amerykanie zajebali szwedom a potem caly swiat ja zaadaptowal. Oczywiscie robili te wszystkie rzeczy, ktore tam zalecaja zarli zboza jak jakies ptaki, odtluszczone jogurty, duzo roslin i owocow, ruszali sie itp. Sam przyznal, ze mieli to "wdrukowane" na studiach i w to wierzyli niezlaeznie od prawdy. Po paru latach skonstatowali, ze dorobili sie BMI 29 i poczatkow cukrzycy oraz nadcisnienia. Moze potem cos przepisze, wczoraj mialem to zrobic ale w sumie wybralem rowerowanie. Calkiem fajne cytaty, sa tez fajne nt obecnego zadufania nauki w sobie, ze cos jest ustalone raz i na zawsze. Przytoczyli fragment badania z 2002 roku nt akrylamidu in vitro, ktora potem media manipulujac samymi naglowkami rozpropagowaly na swiat i dzisiaj milion stron pierdoli bez zadnej refleksji, ze frytki trujo, bo akrylamid itp kiedy najzwyczajniej w swiecie jest to zdrowy immunostymulator. To w kwestii lekarzy, dietetykow i ogolnego stanu wiedzy, wiadomo tez, ze to uogolnienie ale za ogol cierpia tez jednostki.Karkasonne pisze:Miotam się na razie między tym, co mówią mi lekarze, a tym, co mówi Triceps. Póki co uczciwie trzeba przyznać, że 1:0 dla Tricepsa.
Dlatego bardzo lubie cytat z Antoniego De Rivarol - Kto ma racje dzien wczesniej od innych, ten przez dobe uchodzi za idiote "
woodpecker from space
Re: Świat Bez Końca
Nigdzie i Wszędzie: Przyjaciel na pięć minut, czyli o autostopowych znajomościach, cz. 1

Być może ubieram twoje myśli w moje słowa.
Treścią tych powieści z drogi mogą być różne rzeczy. Zamki, metropolie, morza, piaski, ludzie, życie społeczen tapirów malajskich. Często to właśnie ludzie są esencją. W codziennym życiu większość z nas nie poznaje ich w dużym tempie. Mamy swoje studia, a na nich krąg znajomych. Mamy kolegów z pracy. Mamy starych przyjaciół ze swojej okolicy. Jest jeszcze Pan Zdzich, któremu po pijaku dałaś numer, a teraz codziennie przychodzi z kwiatami, ale to raczej wyjątek. Są to pewne stałe, a tempo poznawania ludzi jest stabilne: czasem w pracy pojawi się ktoś nowy, poznamy nową postać na imprezie, uratujemy piękną damę z opresji.
Podróż – zwłaszcza autostopem – jest inna. Doprawdy, introwertyk nie będzie miał tu najłatwiej. Wszystko dzieje się szybko. Poznajemy kilka do kilkunastu osób dziennie. Są to kierowcy, ludzie spotkani w hostelach, inni autostopowicze, oraz wielu innych. Z każdym z nich rozpoczynamy znajomość od zera i od obu stron zależy, co się dalej zdarzy. Czy to na swój sposób nie jest ciekawa gra? Trochę jak szybkie randki (bez pana Zdzicha). Oczywiście, z większości z tych pięciominutowych znajomych nic nie wynika. Wymieniamy kilka ustandaryzowanych informacji typu: skąd jedziesz? Jak długo jesteś w drodze? Czym się zajmujesz? Jakiego używasz szamponu, że twoje włosy się tak pięknie kręcą? I tym podobne. Potem wysiadamy, a kierowca jedzie dalej. Czasem prowadzi to jednak do zupełnie zaskakujących rezultatów, ale o tym kiedy indziej.
A co z tymi bywalcami hosteli? Kiedyś myśli podróżników rozpalały karczmy, zajazdy i karawanseraje. Czytając książki fantasy można pomyśleć, że wędrowiec nie bywał nigdzie indziej. Każde to miejsce było słabo oświetlone ogniem świec. W kątach siedziały zakapturzone postaci (zbyt zakapturzone i tajemnicze, by nie rzucać się w oczy). W ścianach tkwiły topory, a gdzieś między tym biegał zagubiony gnom, który nie do końca wiadomo, co tam robił.
Hostele są podobne, tylko lepiej oświetlone (i gnomów czasem więcej). Pełne są podróżnych, z których można wyodrębnić kilka typowych grup – ale to znowu nie temat na tę opowieść. Niektórzy spędzają tam cały tydzień i nigdzie się nie spieszą. Inni są tylko przelotem, czasem zaledwie na kilkanaście godzin, by w końcu wyspać się w łóżku, jak na człowieka przystało (ostatnie kilka nocy spędzili pod namiotem, albo – tak jak ja przez długi czas – nawet bez niego).
Koniec części pierwszej.

Podróż to życie w pigułce. W ciągu bardzo krótkiego okresu przechodzimy przez wiele etapów reprezentujących życie. Im bardziej ekstremalna wersja podróży, tym bardziej ekstremalna szybkość ich przechodzenia oraz intensywność. Autostop jest jedną z ekstremalnych form podróży i dlatego pozwala na przeżycie – w pewnym sensie – kilku żyć w czasie jednego. Przekształca je w powieść szkatułkową. Przydarza się niby jednemu człowiekowi, ale zawiera w sobie przeróżne historie, których normalnie by nie przeżył. Nie mam zamiaru gloryfikować podróżników – świat oceni ich po swojemu – a nawet wręcz przeciwnie, jak się wkrótce okaże, ale warto przypominać też fakty niedyskutowalne jak przesłodzenie płatków Lion.Gdziekolwiek nie pojadę, malutkie życie. Jednorazowa porcja cukru, jednorazowa porcja śmietanki, malutki skrawek masła. Szampon i odżywka w jednym, próbka płynu do ust, malutkie kostki mydła. Ludzie poznani podczas lotu? Jednorazowi przyjaciele.
Fight Club
Być może ubieram twoje myśli w moje słowa.
Treścią tych powieści z drogi mogą być różne rzeczy. Zamki, metropolie, morza, piaski, ludzie, życie społeczen tapirów malajskich. Często to właśnie ludzie są esencją. W codziennym życiu większość z nas nie poznaje ich w dużym tempie. Mamy swoje studia, a na nich krąg znajomych. Mamy kolegów z pracy. Mamy starych przyjaciół ze swojej okolicy. Jest jeszcze Pan Zdzich, któremu po pijaku dałaś numer, a teraz codziennie przychodzi z kwiatami, ale to raczej wyjątek. Są to pewne stałe, a tempo poznawania ludzi jest stabilne: czasem w pracy pojawi się ktoś nowy, poznamy nową postać na imprezie, uratujemy piękną damę z opresji.
Podróż – zwłaszcza autostopem – jest inna. Doprawdy, introwertyk nie będzie miał tu najłatwiej. Wszystko dzieje się szybko. Poznajemy kilka do kilkunastu osób dziennie. Są to kierowcy, ludzie spotkani w hostelach, inni autostopowicze, oraz wielu innych. Z każdym z nich rozpoczynamy znajomość od zera i od obu stron zależy, co się dalej zdarzy. Czy to na swój sposób nie jest ciekawa gra? Trochę jak szybkie randki (bez pana Zdzicha). Oczywiście, z większości z tych pięciominutowych znajomych nic nie wynika. Wymieniamy kilka ustandaryzowanych informacji typu: skąd jedziesz? Jak długo jesteś w drodze? Czym się zajmujesz? Jakiego używasz szamponu, że twoje włosy się tak pięknie kręcą? I tym podobne. Potem wysiadamy, a kierowca jedzie dalej. Czasem prowadzi to jednak do zupełnie zaskakujących rezultatów, ale o tym kiedy indziej.
A co z tymi bywalcami hosteli? Kiedyś myśli podróżników rozpalały karczmy, zajazdy i karawanseraje. Czytając książki fantasy można pomyśleć, że wędrowiec nie bywał nigdzie indziej. Każde to miejsce było słabo oświetlone ogniem świec. W kątach siedziały zakapturzone postaci (zbyt zakapturzone i tajemnicze, by nie rzucać się w oczy). W ścianach tkwiły topory, a gdzieś między tym biegał zagubiony gnom, który nie do końca wiadomo, co tam robił.
Hostele są podobne, tylko lepiej oświetlone (i gnomów czasem więcej). Pełne są podróżnych, z których można wyodrębnić kilka typowych grup – ale to znowu nie temat na tę opowieść. Niektórzy spędzają tam cały tydzień i nigdzie się nie spieszą. Inni są tylko przelotem, czasem zaledwie na kilkanaście godzin, by w końcu wyspać się w łóżku, jak na człowieka przystało (ostatnie kilka nocy spędzili pod namiotem, albo – tak jak ja przez długi czas – nawet bez niego).
Koniec części pierwszej.
Re: Świat Bez Końca
Nigdzie i Wszędzie: Przyjaciel na Pięć Minut, cz. 2

Kontynuacja części 1.
Jednak mieszkańcy tego samego pokoju – w którym mieszka do kilkunastu osób – najczęściej wymieniają kilka słów, na podstawie których wyczuwają, czy mają ochotę ciągnąć temat dalej. Niektórzy chcą się bawić, inni romansować, kolejni tylko spać i chrapać tak głośno, że trzeba wpychać im skarpetę do paszczy, by licznika decybeli nie wybiło w kosmos. A niektórzy w ogóle nie wiedzą, co tu robią – jeszcze wczoraj byli u kumpla na imprezie, a potem film się urwał.
Pełno jest samotnych podróżnych, którzy postanowili ograniczyć towarzystwo do jednej, doborowej osoby – samego siebie – a i z nią czasem nie są w stanie wytrzymać. Wszyscy przeszli przez podobne doświadczenia – jadą od jakiegoś czasu, mają tylko chwilowy kontakt z ludźmi albo wcale, pokrył ich kurz drogi – ale teraz, teraz chcieliby porozmawiać. Mieć swojego przyjaciela, choćby na jeden wieczór, choćby na pięć minut.
Spędziłem tak kilka świetnych wieczorów, i zapamiętam je na wiele lat. Na przykład pewna Szwajcarka poznana w Atenach, która jechała na wolontariat do obozu dla uchodźców. Chciała zobaczyć zachód słońca, a ja znałem już teren i zaproponowałem świetne miejsce nieopodal Akropolu. Co śmieszniejsze, siedziało tam już z pięćdziesiąt innych osób w tym samym celu, tak więc mój pomysł był szalenie oryginalny.
Słońce zaszło, ludzie zaklaskali (co za kuriozum), a my jeszcze długo chodziliśmy wąskimi uliczkami, prowadząc genialne konwersacje, przy których nieraz skręcałem się ze śmiechu a czasem zadumałem się nad złożonością życia i mądrościami ludowymi. Swoją drogą, jak obcokrajowiec poprosi was o nauczenie go zwrotu po polsku, to ,,masz cyce jak donice” jest takim sobie wyborem. Tym bardziej, że tłumaczenie go i wyjaśnianie jest strasznie zawiłe i może przekroczyć wasze zdolności językowe.
I co? I nic. Rano rozjechaliśmy się, każde w swoją stronę. Nie wymieniliśmy Facebooka, telefonu, nie użyliśmy nawet wytartej jak stara ścierka formułki ,,jestem z tego i tego miejsca, jakbyś kiedyś przejeżdżał, to wpadnij”. Po co? Wiem, że bogowie działają w tajemniczy sposób, i cuda się zdarzają, ale prawda jest taka, że zazwyczaj wcale im się nie chce i wszystko dzieje się całkiem zwyczajnie. Pięciominutowa przyjaźń dobiegła końca.
Tydzień później byłem w… Rany, jak się nazywało to paskudztwo? A tak, Skopje, stolica Macedonii, śmietnik świata. No, ale nie wdając się w szczegóły tego miasta-przytułku, poznałem tam Matta, Anglika. Było to w hostelu ukrytym pośród wysypisk, prowadzonym przez Polaka i jego żonę Macedonkę, bardzo zresztą przyzwoitym. Matt był ode mnie trochę młodszy i zgodnie z klasycznymi wymogami sprzed wieków, jako młody poeta wybrał się w podróż po Europie, by odnaleźć siebie, czy jakieś podobne bzdury. O ile poeci wieków minionych celowali raczej we Florencję, Salamankę i Norymbergę, tak on chyba pomylił kierunki i trafił do Skopje. No, nieważne.
Z nim również poszedłem wieczorem na dłuższy spacer. Wstyd trochę przyznać, ale podbudowywał moje ego jak mało kto. Prosił mnie, bym opowiadał mu o Polsce, Krakowie, różnych aspektach historii Europy, przepisie na naprawdę doskonałe masło orzechowe, oraz zachwalał mój angielski. Dodał również z rozbrajającą szczerością, że moje słownictwo jest chyba szersze niż u jego dziewczyny (również Angielki), ponieważ jest, jak to ujął, trochę słabo rozwinięta. Komplementował mnie jak Salmę Hayek, mówiąc, że wiem wszystko o wszystkim, a ja udawałem z przyjemnością, że to prawda. To oczywiście wierutna bzdura, a działa to trochę jak wiedza maga Rincewinda ze Świata Dysku, który nauczył się wielu języków, uciekając przed wieloma różnymi tubylcami. Takoż i ja poznałem garść faktów o różnych miejscach, próbując się z nich wydostać.
Scenariusz był ten sam; rano rozjechaliśmy się w przeciwnych kierunkach, i nie zobaczyliśmy się nigdy więcej. C’est la vie!
Koniec części 2.

Kontynuacja części 1.
Jednak mieszkańcy tego samego pokoju – w którym mieszka do kilkunastu osób – najczęściej wymieniają kilka słów, na podstawie których wyczuwają, czy mają ochotę ciągnąć temat dalej. Niektórzy chcą się bawić, inni romansować, kolejni tylko spać i chrapać tak głośno, że trzeba wpychać im skarpetę do paszczy, by licznika decybeli nie wybiło w kosmos. A niektórzy w ogóle nie wiedzą, co tu robią – jeszcze wczoraj byli u kumpla na imprezie, a potem film się urwał.
Pełno jest samotnych podróżnych, którzy postanowili ograniczyć towarzystwo do jednej, doborowej osoby – samego siebie – a i z nią czasem nie są w stanie wytrzymać. Wszyscy przeszli przez podobne doświadczenia – jadą od jakiegoś czasu, mają tylko chwilowy kontakt z ludźmi albo wcale, pokrył ich kurz drogi – ale teraz, teraz chcieliby porozmawiać. Mieć swojego przyjaciela, choćby na jeden wieczór, choćby na pięć minut.
Spędziłem tak kilka świetnych wieczorów, i zapamiętam je na wiele lat. Na przykład pewna Szwajcarka poznana w Atenach, która jechała na wolontariat do obozu dla uchodźców. Chciała zobaczyć zachód słońca, a ja znałem już teren i zaproponowałem świetne miejsce nieopodal Akropolu. Co śmieszniejsze, siedziało tam już z pięćdziesiąt innych osób w tym samym celu, tak więc mój pomysł był szalenie oryginalny.
Słońce zaszło, ludzie zaklaskali (co za kuriozum), a my jeszcze długo chodziliśmy wąskimi uliczkami, prowadząc genialne konwersacje, przy których nieraz skręcałem się ze śmiechu a czasem zadumałem się nad złożonością życia i mądrościami ludowymi. Swoją drogą, jak obcokrajowiec poprosi was o nauczenie go zwrotu po polsku, to ,,masz cyce jak donice” jest takim sobie wyborem. Tym bardziej, że tłumaczenie go i wyjaśnianie jest strasznie zawiłe i może przekroczyć wasze zdolności językowe.
I co? I nic. Rano rozjechaliśmy się, każde w swoją stronę. Nie wymieniliśmy Facebooka, telefonu, nie użyliśmy nawet wytartej jak stara ścierka formułki ,,jestem z tego i tego miejsca, jakbyś kiedyś przejeżdżał, to wpadnij”. Po co? Wiem, że bogowie działają w tajemniczy sposób, i cuda się zdarzają, ale prawda jest taka, że zazwyczaj wcale im się nie chce i wszystko dzieje się całkiem zwyczajnie. Pięciominutowa przyjaźń dobiegła końca.
Tydzień później byłem w… Rany, jak się nazywało to paskudztwo? A tak, Skopje, stolica Macedonii, śmietnik świata. No, ale nie wdając się w szczegóły tego miasta-przytułku, poznałem tam Matta, Anglika. Było to w hostelu ukrytym pośród wysypisk, prowadzonym przez Polaka i jego żonę Macedonkę, bardzo zresztą przyzwoitym. Matt był ode mnie trochę młodszy i zgodnie z klasycznymi wymogami sprzed wieków, jako młody poeta wybrał się w podróż po Europie, by odnaleźć siebie, czy jakieś podobne bzdury. O ile poeci wieków minionych celowali raczej we Florencję, Salamankę i Norymbergę, tak on chyba pomylił kierunki i trafił do Skopje. No, nieważne.
Z nim również poszedłem wieczorem na dłuższy spacer. Wstyd trochę przyznać, ale podbudowywał moje ego jak mało kto. Prosił mnie, bym opowiadał mu o Polsce, Krakowie, różnych aspektach historii Europy, przepisie na naprawdę doskonałe masło orzechowe, oraz zachwalał mój angielski. Dodał również z rozbrajającą szczerością, że moje słownictwo jest chyba szersze niż u jego dziewczyny (również Angielki), ponieważ jest, jak to ujął, trochę słabo rozwinięta. Komplementował mnie jak Salmę Hayek, mówiąc, że wiem wszystko o wszystkim, a ja udawałem z przyjemnością, że to prawda. To oczywiście wierutna bzdura, a działa to trochę jak wiedza maga Rincewinda ze Świata Dysku, który nauczył się wielu języków, uciekając przed wieloma różnymi tubylcami. Takoż i ja poznałem garść faktów o różnych miejscach, próbując się z nich wydostać.
Scenariusz był ten sam; rano rozjechaliśmy się w przeciwnych kierunkach, i nie zobaczyliśmy się nigdy więcej. C’est la vie!
Koniec części 2.
- Lucek
- weteran forumowych bitew
- Posty: 1401
- Rejestracja: 15-04-2009, 17:27
Re: Świat Bez Końca
Kalesonne jakiej Ty jesteś narodowości ?
Re: Świat Bez Końca
Jestem żydowskim Cyganem, myślałem że to już ustaliło gremium forume.
- Sybir
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 11202
- Rejestracja: 16-11-2011, 22:15
- Lokalizacja: Voivodowice
Re: Świat Bez Końca
Jeszcze nie, ale dziękujemy za dekonspirację.
nicram pisze:Antichrist niszczy UaFM w pięć sekund.
Triceratops pisze:szczepic sie mozna na rzadko mutujace i w miare stale genetycznie wirusy, jak gruzlica, krztusiec, blonica czy np koklusz
Re: Świat Bez Końca
Byłem tez kilkukrotnie hindusem, Grekiem, Hiszpanem i wlochem. Arabowie się do mnie jednak nie przyznają. Można wybierać do woli.
- uglak
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 10082
- Rejestracja: 15-06-2012, 12:03
- Lokalizacja: ארץ ישראל
Re: Świat Bez Końca
Masterful:

Facebook:

profilowanie tresci wzgledem odbiorcy - szanuje ;-)

Facebook:

profilowanie tresci wzgledem odbiorcy - szanuje ;-)
Guilty of being right
- Gore_Obsessed
- zahartowany metalizator
- Posty: 5447
- Rejestracja: 10-06-2003, 06:33
-
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 9055
- Rejestracja: 03-12-2007, 14:06
- Lokalizacja: beskidy
Re: Świat Bez Końca
wiadomo, na forum metalowym jestem prostym metalowcem, a na fejsbuku takim bardziej elitarnym intelektualistą. chyba oczywiste
Re: Świat Bez Końca
Lol, jakie rozkminy. Na stronie bloga też mam to pierwsze zdjęcie. Z reguły najpierw wrzucam na bloga, potem na masterfula, a potem na fejsa. Podczas wrzucania na fejsa zawahałem się, bo widzę, że zdjęcia z wyraźną twarzą produkują znacznie większą liczbę reakcji. Niespecjalnie lubię pokazywać twarz w tym kontekście, przez długi czas nie robiłem tego w ogóle (czyli pewnie jakieś pierwsze 100 wpisów), ale raz: trochę czasem brakuje mi zdjęć, bo powstają one raz na rok podczas podróży, a dwa: czasem trudno dopasować fotę do takiego dość abstrakcyjnego wpisu, który nie odnosi się do sytuacji, z której miałbym jakąś fotkę. W ogóle to zdjęcie jest stare, wręcz z czasów zanim w ogóle zacząłem podróżować, mam na nim jakieś 22 lata.
Heretyk, uznam, że napisałeś to z przymrużeniem oka, bo nie uwierzę, że w jakiś sposób doszedłeś do takiego wniosku na serio;)
Heretyk, uznam, że napisałeś to z przymrużeniem oka, bo nie uwierzę, że w jakiś sposób doszedłeś do takiego wniosku na serio;)
-
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 9055
- Rejestracja: 03-12-2007, 14:06
- Lokalizacja: beskidy
Re: Świat Bez Końca
no proste, że jaja sobie robię