von Leers pisze:Lukass pisze:Dlaczego, ach dlaczego straciłem dwie cenne godziny życia na to coś?

Już Prometeusz był filmem mocno przeciętnym. Ale na tle Przymierza jest prawie że arcydziełem. Męczący, pretensjonalny, przewidywalny gniot. Aż strach pomyśleć, że mają być kolejne części. Świadomość tego faktu jest znacznie bardziej przerażająca niż wszystko, co dziś zobaczyłem na ekranie.
Dziwna sprawa bo w zeszłym tygodniu postanowiłem tak o - obejrzeć po raz n-ty dwie pierwsze części "Obcego" i potem dopiero gdzieś mi "zakołotało", że miała przecież wyjść kolejna. Nawet nie wiedziałem, że "Przymierze" już wyszło. Pewnie obejrzę ale czytając komentarze, że "Prometeusz" to przy tym arcydzieło... Komentarze komentarzami - zobaczę - ocenię. Ale wrażeń takich jak "Decydujące starcie" zapewniło mi jako 9-cio latkowi w kinie ("boję się tato") nikt mi już raczej nie dostarczy :)
Nie zważaj na to, co tam koniunkturalnie pierdzą sobie inni, wyrób opinię sam. W czasie premiery to samo mówiono o, kolejno: dwójce, trójce i czwórce, a dziś wszystkie są minimum tolerowane, maksimum (część trzecia) uwzględniane wśród najlepszych ;)
Ale Prometeusz niestety jest ledwo oglądalny i nikt mnie nie przekonał, radząc, bym obejrzał więcej niż raz, dwa, trzy bo nabiera wówczas barw.
The Station Agent [2003]
Uwielbiam takie podsycone mogwajańskim post-rockiem smęty i życiową prozę, a wręcz przy dobrej obsadzie mógłbym to oglądać w formie miniserialowego metrażu, nawet o pierdzeniu w deski i spacerowaniu po torach ;) Bardzo dobry.