Kutaisi, Gruzja: ,,Zawsze tutaj będę".
Gdy siedziałem niedaleko targu w Kutaisi, w Gruzji, zobaczyłem młodą, 10-letnią może Cygankę z pięcioletnią siostrą. To dziwne, ale gdy ledwie kątem oka zobaczyłem połowę jej spódnicy, to myśl ,,Cyganka!" przebiegła przez głowę jak błyskawica. Może dlatego, że spódnica była brudna. A może mózg zarejestrował jej bose stopy prędzej, niż zdążyłem to świadomie zauważyć.
Cyganki podeszły jak gdyby nigdy nic do straganiarek sprzedających pomidory i owoce, i wyciągnęły dłonie w proszącym geście. Ku mojemu zaskoczeniu – straganiarki ich nie przepędziły, ba! W dłoni wylądował pomidor. A potem jeszcze jakieś zjadliwe drobiazgi. Zjadły natychmiast, i poszły dalej.
Paradoks polega na tym, że w większości biednych krajów nie ma wielu żebraków. A to dlatego, że bycie żebrakiem jest mało opłacalne. Dodatków socjalnych zaś nie ma prawie wcale, bo kraju zwyczajnie na to nie stać. Zwłaszcza kraju takiego jak Gruzja, która nie do końca pozbierała się po wojnie z Rosją z 2008 roku. Albo Armenii – krainy małej, niezbyt ludnej, ale silnej uniformem i duchem wojny. Groźba krzyżowania bagnetów z Azerbejdżanem wisi w powietrzu jak poranna mgła nad doliną w Artsakh, Górskim Karabachu – a gdy wejdziesz w mgłę, łatwo się zgubić.
Ale ja nie o tym. Porządkowanie myśli to nadspodziewanie duży wysiłek, wiesz?
Dlatego też gros mieszkańców dolnej granicy finansowej stawia kramy. Jeśli nie mają kramów, stawiają krzesła obok towaru. A jeśli nie mają krzesła, to położą towar na tekturowym pudełku. Od szczytów Atlasu po brzegi Morza Kaspijskiego, widziałem niezmiennie tę biedę próbującą jakoś związać koniec z końcem. Jeśli trzymasz się nieźle, otworzysz swój sklep. Jeśli gorzej, stoisko. A jeśli zupełnie kiepsko...
Sprzedawać można wszystko, ale najbardziej zaciekawił mnie w Kutaisi starszy pan. Jego jedynym towarem były szorstkie gąbki do mycia naczyń. Ilu może mieć klientów? Jak można z tego żyć? Łapałem się za głowę i myślałem.
Niektórzy nie mają nawet tyle. Wielokrotnie widziałem ludzi – zazwyczaj starszych – których jedynym ,,towarem" była szklana waga. Możesz się zważyć. Cena – równowartość 30 groszy.
Gdy spędzałem dwa lata temu dzień w Rabacie, stolicy Maroka, nie wiedziałem, gdzie będę spał. Kręciłem się koło dworca, i tam spotkałem drobnego sprzedawcę i jego kolegów. Miał na sprzedaż tylko kilka butelek wody, chusteczki higieniczne i papierosy na sztuki. Mimo tego, gdy przyszedł czas wieczerzy Ramadanu, zaprosili mnie do jedzenia potrawki ze wspólnego garnka i częstowali papierosami. Wstyd mi dziś myśleć o tym. Czuję, jakbym ich wykorzystał. Ale co było robić? Moje pieniądze były małe, tamtej nocy spałem przy ulicy na kartonie, na którym rano zauważyłem ślady krwi.
Na odchodne pan ten powiedział mi coś, co zapisało się w mojej pamięci z ostrością, chociaż lepiej byłoby dla mnie, gdybym to zapomniał.
Sebastian! Zapraszamy cię tu ponownie, jeśli kiedyś wrócisz. Nieważne, kiedy – za rok, dwa, dziesięć, dwadzieścia. Zawsze tutaj będę.
Serce mi ciąży, gdy pomyślę, że to może być prawda, i że za dwadzieścia lat znów go tam spotkam – sprzedającego paczkę chusteczek.
