
Jedziesz autostopem z daleka, ale jest już 3 nad ranem. Trafiasz do karczmy w Chyżnem, na granicy polsko-słowackiej i wiesz, że do rana już nic nie złapiesz. Musisz to jakoś przeżyć, więc zamawiasz browara i patrzysz na scenę, na której rozstawia się zespół określany jako black metal, którego właściciel wynajął, bo byli tańsi niż kapela disco polo.
Próbujesz złapać rytm, ale się nie da. Gitara jest kompletnie rozstrojona i niesłuchalna. Jest w tym jakiś sens, ale bardziej czujesz go, niż rozumiesz. Bo rozum mówi - "Kurwa, o co tu chodzi?". To samo z tekstami - rozumiesz obrazowanie nocy w lesie, gdy jesteś głodny przy dogasającym ognisku, ale skąd to wziąłeś - nie wiesz, bo w tekstach nie ma ani ogniska, ani lasu, ani głodu. Zespół jest kompletnie pijany, ale nie dlatego, że chcieli się nawalić, tylko dlatego, że wtedy potrafią wyrazić siebie.
Czasem wraca klasyczny blackmetalowy riff rodem z De Mysteriis i wydaje się, że załapali, i teraz już będą grać równo, a darcie się (wokalem tego nie nazwę) będzie zgadzać się z gitarą, a gitara z perkusją. Chuja! Utwór się kończy i szukają od nowa. Tak jakby cały utwór szukali sensu i rytmu, ale gdy już go znaleźli, stwierdzili, że to przecież nudne. Harmonia jest denna i depresyjna, elementy nie mogą się zgrywać. Nastrojona gitara nie oddaje tego, co rozstrojona.
Wszystko wydaje się gryźć ze sobą, instrumenty kłócą się o pierwszeństwo. Siedzisz i nie wiesz, o co chodzi, ani nikt ze zgromadzonych, z zespołem włącznie. Ciężko powiedzieć, czy to grają ludzie, czy to instrumenty są nawiedzone. W połowie włączają sampel z czegoś w rodzaju "Pana Tadeusza", rany boskie, o co chodzi? Naturalnym ludzkim dążeniem jest szukanie senu, a tu wydaje się go za grosz nie być.
Obok Ciebie siedzi równie zdziwiony Diabeł Boruta, który patrzy w dno drewnianego kufla. Pod sceną Bazyliszek posuwa Babę Jagę. Próbujesz dojść, skąd się tu wzięli i w jaki sposób rozmnażają się Bazyliszki. Z jazgotu wydobywają się dźwięki przypominające Transylvanian Hunger, ale zanim się nimi nacieszysz, wokalista już zawodzi "La, la, la!" w stylu Peste Noire. Wszystkie jest skrajnie popierdolone. Pijany Boruta nagle przysuwa się i całuje Cię z języczkiem. Robisz wielkie oczy i czujesz siarkę.
Budzisz się spocony we własnym łóżku i myślisz: dobrze, że to tylko sen. Jedynie smak siarki w ustach nie daje Ci spokoju.