Oto moja relacyjka z tego niecodziennego wydarzenia:
Venom - synonim black metalu, zespół który używa słów "hell" i "satan" częściej, niż jakikolwiek inny - pierwszy raz w swojej 30 letniej historii zawitał do naszego kraju.
Plotki pojawiły się już pod koniec ubiegłego roku, wówczas ponoć koncert w Stodole został odwołany.
Kiedy pierwsze tegoroczne doniesienia mówiły, że występ Venomu odbędzie się w Krakowie (???), w dodatku w Studenckim Klubie Politechniki Krakowskiej KWADRAT (!!!) mało kto w to wierzył. Sceptycyzm dominował nawet, kiedy na mieście pojawiły się pierwsze plakaty reklamujące imprezę. Co prawda oficjalna strona zespołu potwierdziła fakt krakowskiego koncertu, ale planowany na dwa dni po krakowskim występ w warszawskiej Stodole został (bez podania konkretnych przyczyn) kilka dni przed ustaloną datą odwołany - ponoć na skutek miernej sprzedaży biletów. Co ciekawe organizator koncertu - agencja Galicja - potwierdziła, ze koncert krakowski został ... wyprzedany.
Nadszedł właśnie sławetny 23 czerwca - już od wczesnych godzin popołudniowych wokół klubu zaczęły pojawiać się pierwsze grupki długowłosych. Kiedy przybyliśmy z kolegą na miejsce ok. godz. 19:30, przejeżdżając z tyłu klubu zauważyliśmy przy tylnym wejściu dwóch gęsto zarośniętych i jednego ogolonego jegomościa z małymi plecaczkami na plecach, którzy to właśnie przyjechali do klubu taksówką - jakież było nasze zdziwienie, kiedy ci ludzie okazali się ... pełnym Venomem z krwi i kości

Cała trójka szybko zniknęła za drzwiami klubu, nim ktokolwiek zdążył się zorientować w sytuacji.
W klubie publikę rozgrzewał już Hellias. Na stoiskach sprzedawców dominowała tematyka black metalowa, można się było zaopatrzyć m.in. w okolicznościową, klubową koszulkę dokumentującą to wiekopomne wydarzenie

Tłum gęstniał, ale trudno było nazwać go szczelnie wypełnionym, nawet jak na jego skromne warunki przestrzenne. Punktualnie o 21:00 na scenie pojawiła się cała trójka - najpierw Dante, następnie Rage i wreszcie sam Cronos. Tłum wrzasnął, barierki skrzypnęły od naporu, zaczęło się wściekłe pogo przy zagranym oczywiście na początek "Black Metal"! Nagłośnienie było bardzo dobre, a gra i zachowanie muzyków niezwykle profesjonalne. Cronos w zwyczajowym, znanym od lat kostiumie scenicznym, kokietujący publikę, a ta odwdzięczająca mu się szaloną zabawą - co chwila ktoś lądował w "fosie" między barierkami, a sceną. Pojawiło się wszystko, co pojawić się miało - jak "Warhead", czy "Raise the dead". Niecałe 1,5 godziny koncertu minęło jak z bicza strzelił. Zespół po bisach dość szybko zniknął ze sceny i nim ktoś się zdążył zorientować - opuścił klub taksówką. Niestety.
Współczuję kolegom z Warszawy, którzy nie będą mieć okazji zobaczenia tego wyjątkowego show. Nigdy nie byłem wielkim fanem ich muzyki, ale bawiłem się naprawdę świetnie. Co zatem powiedzą po tym koncercie prawdziwi fanatycy Jadu?....