535 pisze:moonfire pisze:. Te dwie płyty to choróbska jakich mało.
Chciałbym przeczytać bardziej aktualną relację z procesu poznawania tych pozycji. Szkoda, że wcześniej o tym nie pomyślałem, dbając o to, by nie narazić się na słowa: "Tatusiu, a jak się nazywa to gówno, którym raczysz nas od tylu lat"? Może jednak ktoś się odważy? Zapraszam.
"Cause of Death" była pierwszą płytą kapeli, którą poznałem. W tym czasie jako uczeń 2. klasy liceum zaczynałem przygodę z metalem, za mną był już heavy i początki thrashu, poznałem już CF i Voivod, a z brutalniejszego grania miałem za sobą bliskie spotkanie z "Arise". Pierwsze razy z CoD pamiętam jako starcie z potworną rzezią, masakrycznie chorymi wokalizami Tardy'ego; słuchaliśmy tego u kumpla na wagarach, który mieszkał blisko szkoły i miał świetny jak na tamte czasy sprzęt. Z początkowych obrotów niczego nie zrozumiałem, czułem tylko zwierzęcą energię tej płyty, a moją uwagę przykuł posępny klawiszowy motyw w "Memories Remain". Ten moment oraz solówka Murphy'ego w "Find the Arise" były pierwszymi punktami zaczepienia, od których zacząłem się w ten album wgryzać.
Potem, chyba tego samego roku, była wyprawa do hurtowni kaset, gdzie kupiłem debiut. Tu zapamiętałem przede wszystkim inne podejście do solówek; płyta może mnie aż tak nie sponiewierała, ale w starciu z nią czułem prawdziwy lęk - czegoś tak koszmarnego do tamtej pory nie słyszałem. Nie rozumiałem wokali Tardy'ego - dopiero później dowiedziałem się, że w tej kapeli tekstów nie ma.
Po takiej dawce emocji nie dziwię się, że trójką się rozczarowałem, był to dla mnie po prostu normalny deathmetalowy album, bez gęsiej skórki i atmosfery niepokoju. Czwórkę przyjąłem podobnie. Bardzo to wszystko subiektywne, jak widać.