535 pisze:Tu nie chodzi o hermetyczną deathmetalową publikę. Nie wiem po co dorabiać sobie ideologię do tak słabej płyty. Nagrali klocka i tyle. Żyjemy dalej.
No, ale jak widać, ten klocek nie jest takim zwykłym klockiem. Moim zdaniem ta płyta ma prawo się pod pewnymi względami podobać - mimo wszystkich swoich wad, a może nawet trochę dzięki nim. Biorąc rzeczy "na rozum" jestem w stanie krytykować tę płytę długo i wytrwale, bo widzę jak na dłoni, gdzie popełniono błędy... ale serce podpowiada odrobinę co innego.
Dużą zaletą jest tu "inność" tej płyty, jej wewnętrzne rozchwianie. Jakoś ta się składa, że publiczność deathmetalowa uwielbia albumy zachowawcze i niosące ze sobą to, czego się od nich zawczasu oczekuje. Nudnego do bólu "Heretica" tak nie krytykowano, chociaż powinien zbierać cięgi. Był jednak klasyczny death, riffy w starej dobrej tradycji - wystarczyło, żeby płyta się prześlizgnęła. Typowe myślenie wielu fanów (nie mówię, że wszystkich) - "w końcu to Trey nagrał, może to ja czegoś nie kumam, może to ze mną jest coś nie tak". Pamiętam prześmieszną (nie intencjonalnie) recenzję Szubrychta, gdzie pytał retorycznie: kim ja jestem, żeby krytykować Treya i mówić mu co ma grać? - czy coś w tym stylu. Nie pamiętam dokładnie. Jakby to był jakiś geniusz wcielony.
Tymczasem ta płyta jest stworzona na bazie ryzyka - owszem, również na bazie zadufania i ślepoty - ale ma w sobie coś pobudzającego. Mnie co najmniej intryguje. W zupełności też rozumiem ludzi, którzy jej z radością słuchają.