Dupa tam. Dla Niemców na Wacken to są nowe wytwory takich kapel jak Kreator. Z przebojowymi elementami, wszechobecnym cringem i plastikowym generycznym brzmieniem. Slayer pod kątem brzmieniowy prezentuje się bardzo rasowo i wręcz jest przeciwieństwem plastiku, ukłonów w stronę masowego odbiorcy też tam nie ma. 90% hejtu na ten album wynika z aspektu psychologicznego. Bo zły Kerry "wyrzucił" Dave'a (choć tak naprawdę on sam się wyrzucił), zły Kerry kontynuuje bez Jeffa i "to nie Slayer, tylko 1/2". Wyrok został wydany na długo zanim ludzie usłyszeli pierwsze dźwięki. Ten sam album, ale z tymi dwoma osobnikami w składzie, nawet gdyby nic więcej nie wnieśli od siebie, zostałby znacznie lepiej przyjęty. Takie po prostu były nastroje społeczne wtedy i tyle. Dopiero teraz po latach się słyszy "kurde, te Repentless to serio spoko album, zbyt surowo go wtedy oceniłłem".
Nie twierdzę oczywiście, że to arcydzieło, ale zdecydowanie nie jest to chłam