The Secret - "Agnus Dei"
2012 / 4cd
Southern Lord
Włochy
Ponoć kiedyś grali metalcore. Wierzyć się nie chce. Nie wiem, co pokierowało ich losem, jaka siła sprawcza zadziałała, gdyż ostatnie dwa krążki z powyższą stylistyką nie mają kompletnie nic wspólnego. Włoski The Secret poznałem na Assymetry, gdzie grali przed Electric Wizard. Wybuchowe połączenie black metalu, grindcore, chaotycznego hardcore, noise, na dodatek porządnie zaprezentowane na scenicznych deskach nakłoniło mnie do zakupu winylowej wersji "Solve Et Coagula". Rok bieżący przynosi premierę "Agnus Dei". Jak prezentuje się The Secret obecnie? Rewolucyjnych zmian w stosunku do poprzedniczki nie zaobserwowałem i jest mi z tym bardzo dobrze. Włosi z niesłabnącym zaangażowaniem oddają się wściekle ekstremalnej, piekielnie gęstej muzyce o apokaliptycznym wydźwięku. Na nowej płycie daje się zauważyć większą ilość dłuższych utworów, w których królują wolne partie. Nie oznacza to bynajmniej, że tym razem jest delikatniej. Co to, to nie. Siła rażenia jest w takich przypadkach równie odczuwalna jak podczas ataku skomasowanym dźwiękiem. Sprzężenia gitar, dysonanse, nieludzkie wrzaski wokalisty, tak właśnie w przypadku The Secret wygląda metalowa pościelówka. Cały materiał niezależnie od preferowanych w danym momencie środków wyrazu powoduje u słuchacza silnie wyczuwalne podskórne napięcie. Jest duszno także dzięki cofniętym do tyłu, wprasowanym w ścianę dźwięku wokalom, oraz nachodzącym na siebie bez zbędnych pauz utworom. Świetna płyta idealnie oddająca dzisiejszą niezbyt różową rzeczywistość.
www.facebook.com/pages/The-Secret/95794903277; www.southernlord.comRobert Jurkiewicz / 8 Szukaj więcej o The Secret