Witchmaster - "Trücizna"
2009 / 4cd
Agonia Records
Polska
Miałem szczere wątpliwości, czy nagrywanie przez Witchmaster kolejnego albumu ma jeszcze sens. Wiadomo, "katankowa brać" i tak łyknie to bez zagryzania, wystawiając najwyższą notę jeszcze przed usłyszeniem krążka, ale przecież nie o to chodzi. Ile razy można bawić się prawie czystą formą, zgrywać chama, wymiotować na zawołanie i epatować skrajnym nihilizmem? Co można jeszcze dodać po nagraniu kilkudziesięciu plugawych killerów, przy których połowa polskiej, zbuntowanej młodzieży uczyła się trzymać prosto wysunięty środkowy palec? Odpowiedź jest prosta - sens jest taki, że dopóki otaczająca Cię rzeczywistość zmusza Cię do wycedzenia kolejnego "wypierdalaj" (nieważne już czy chodzi o szefa, teściową, żonę, gliniarza, biznesmena w sutannie czy biurwę w ZUSie), dopóty Witchmaster będzie miał swój grunt, na który będą mogli rzygać swoim thrash'n'rollowym, parującym spirytusem bluzgiem. Po pięciu latach milczenia, względnie uprawiania mniej lub bardziej ambitniejszej sztuki tu i ówdzie, w głowach zielonogórskich recydywistów nazbierało się więc na tyle dużo nowych "wypierdalaj" żeby przyjebać kolejnym nowym sadomasourywaczem łbów i tych, którzy "Trücizny" jeszcze sobie nie aplikowali przestrzegam - strzykawka jest brudna, zakrwawiona a igła gruba i zadziorna, ale jak już wciśniecie tłok to trzymajcie się mocno kapci bo ten towar dosłownie rozsadza żyły. Pod względem produkcyjnym, nowa płyta rozwija zabójczy sound z "Masochistic..." - ale nie jest już tak twardy, za to bardziej sodomowaty, z silnymi, metalicznymi gitarami, pięknie jazgoczącymi w sprzężeniach i z bardziej punkowym werblem. Wszystko doskonale słyszalne - dla niektórych może być nawet za bardzo (ktoś jednak przetarł strzykawkę wacikiem?), ale za to powala soczystą, organiczną surowizną, która zyskuje na sile przy rozkręcaniu gałki volume, a przy tym nie zostało to wszystko nadmiernie 'rozwrzeszczane' przy masteringu. No i wreszcie sama muzyka, która... heee... jestem już po kilkudziesięciu przesłuchaniach i oprócz tego, że wszystkie kawałki znam już na pamięć, to wciąż mogę powiedzieć tyle samo, i niech wystarczy: Amok, Metal, Headbanging, Szatan. Podstawy są zawsze te same - proste struktury, chlastanie po ryju zadziornymi riffami, punk/thrashowa zadyma na bębnach, a cała reszta typu polskie teksty w tytułowym szlagierze (i tak niewiele z nich rozumiem), pięknie świdrująco-sprzegąjące się sola, czy typowo hellhammerowy bas w paru momentach, to już kwestie, które tylko utwierdzają te numery w przyjętej konwencji. Oczywiście nawet niewprawne ucho wychwyci też masę zjebek, nierówności i niechlujstwa, ale kurwa... wszyscy wiedzą, że tak ma być, że to nie jest muzyka do brandzlowania się z metronomem przy głośniku, a sama siła tych kawałków, moc zawarta w ich cudownej, chamskiej prostocie świadczy o klasie muzyków, którzy ten album nagrali. Never stop the madness moi drodzy. Niszczcie kabotynów, deprawujcie pruderyjne dewotki i nakurwiajcie grzywkami przy Witchmaster.
witchmaster.pl; www.myspace.com/wearewitchmaster; www.agoniarecords.comOlo / 9 Szukaj więcej o Witchmaster