Dlatego mówiłem, że się nie znam Chuj wie z czym to zmiksowali, może być i ska Porky Vagina przeplótł nawet z disco więc w tym gatunku nic mnie nie zdziwi.
ska wywodzi się z reggae można powiedzieć plus takiego lajtowego mainstramowego jazzu, lubię czasami zapodać tych wesołków:
Medrad. Uwierz, że Twoje wypowiedzi o sprawach o których nie masz pojęcia, nie służą Tobie. Pamiętam te wywody na temat punkrocka , te agrafki, bunty i podobne sprawy. Było to pocieszne, kalki, jakieś wyobrażenia, z drugiej strony miało niespecjalnie dużo wspólnego z rzeczywistością. Do sedna.
Jest kompletnie na odwrót. To reggae wywodzi się ze SKA a nie SKA z r.
Jazz w SKA? O tyle, że w tym wypromowanym na zachodzie, tym od brytyjskiej inporporacji jamajskich dźwięków dużą rolę odgrywała sekcja dęta. Tak. Nowojorskie, tokijskie znane ensamble, orkiestry mocno grają na dęciakach, ale to nie dżez jest tutaj tym co trzyma i prowadzi tą muzykę. Te polskie skamparasy, vespy, góry barwników, jakieś aliansy co zahaczały o dęciaki, z dżezem miały mało wspólnego.
Wracając do początku. SKA to roots jamajskiej muzyki. Zapisz sobie, abyś się mógł na domówce loszkom pochwalić erudycją muzyczną. OK?
dzięki za dobre słowo,
dobrze wiedzieć, że jest odwrotnie reggae od ska, znam tylko ska brytyjskie, czyli już drugą falę
ska wywodzi się z reggae można powiedzieć plus takiego lajtowego mainstramowego jazzu, lubię czasami zapodać tych wesołków:
Medrad. Uwierz, że Twoje wypowiedzi o sprawach o których nie masz pojęcia, nie służą Tobie. Pamiętam te wywody na temat punkrocka , te agrafki, bunty i podobne sprawy. Było to pocieszne, kalki, jakieś wyobrażenia, z drugiej strony miało niespecjalnie dużo wspólnego z rzeczywistością. Do sedna.
Jest kompletnie na odwrót. To reggae wywodzi się ze SKA a nie SKA z r.
Jazz w SKA? O tyle, że w tym wypromowanym na zachodzie, tym od brytyjskiej inporporacji jamajskich dźwięków dużą rolę odgrywała sekcja dęta. Tak. Nowojorskie, tokijskie znane ensamble, orkiestry mocno grają na dęciakach, ale to nie dżez jest tutaj tym co trzyma i prowadzi tą muzykę. Te polskie skamparasy, vespy, góry barwników, jakieś aliansy co zahaczały o dęciaki, z dżezem miały mało wspólnego.
Wracając do początku. SKA to roots jamajskiej muzyki. Zapisz sobie, abyś się mógł na domówce loszkom pochwalić erudycją muzyczną. OK?
dzięki za dobre słowo,
dobrze wiedzieć, że jest odwrotnie reggae od ska, znam tylko ska brytyjskie, czyli już drugą falę
Luz.
Takie czasy, że też do znalezienia w internetach> Druga fala, tak dla ludzi siedzących w tym ma nawet swoją nazwę:
Nazwa: 2 Tone albo Two Tone
Co do znania i lubienia jarały mnie co pewnie dziwne niemieckie składy (dziwne bo grały tak se w stosunku do dużych nazw bytyjskich. Dużych i wpływowych w latach 80'). Były takie składanki "... ska ... ska ... skandal". Z bandami pokroju Skaos czy z takim z dojebaną nazwą No sport (pewnie ulane szkopy tam cisnęły muzę).
Te polecanki to można traktować jako ciekawostki, a nie prawdziwe ucieleśnienie jazzmetalowej symbiozy.
No takie prawdziwe ucieleśnienie jazzmetalowej symbiozy to bym chciał usłyszeć. Bez odjazdów w klimaty cyrkowe czy fusion jakieś ( o ile to gatunek, bo byłaby to przecież fuzja iście jądrowa) , tylko całkiem serio śmierćmetalowo, coś jak painkiller bardziej w śmierćmetal czy jak np Gorguts w stronę Ornette Colemana. Tak mi się wydaje przynajmniej, bo może to w teorii tylko tak fajnie brzmi?
Naked City rozjebało mi system, kiedy pierwszy raz usłyszałem
Tak samo. Byłem wtedy jeszcze mocno zabetonowanym w metalu i punku nastolatkiem, który bał się przyznać przed kumplami, że jara go rap (bez metalu), ale na takie coś przygotowany nie byłem.
Naked City rozjebało mi system, kiedy pierwszy raz usłyszałem
Tak samo. Byłem wtedy jeszcze mocno zabetonowanym w metalu i punku nastolatkiem, który bał się przyznać przed kumplami, że jara go rap (bez metalu), ale na takie coś przygotowany nie byłem.
Ha, podobnie. Też nie byłem przygotowany, ale to czasem i dobrze i ciekawie, jeśli coś tak zaskakuje (pozytywnie), że od razy myśli człowiek: wincyj! Przedstawiłem to swego czasu koledze muzykowi i przeżył podobny szok, po czym twierdził, że tak się nie da zagrać, a na pewno już na żywo powtórzyć.
Naked City rozjebało mi system, kiedy pierwszy raz usłyszałem
Tak samo. Byłem wtedy jeszcze mocno zabetonowanym w metalu i punku nastolatkiem, który bał się przyznać przed kumplami, że jara go rap (bez metalu), ale na takie coś przygotowany nie byłem.
Ha, podobnie. Też nie byłem przygotowany, ale to czasem i dobrze i ciekawie, jeśli coś tak zaskakuje (pozytywnie), że od razy myśli człowiek: wincyj! Przedstawiłem to swego czasu koledze muzykowi i przeżył podobny szok, po czym twierdził, że tak się nie da zagrać, a na pewno już na żywo powtórzyć.
ja miałem szok poznawczy, gdy słuchałem pierwszych dokonań Primusa, a okazało się, że jest to dobrze odbierane na żywo,
podobnie było z Kobongiem
Naked City rozjebało mi system, kiedy pierwszy raz usłyszałem
Tak samo. Byłem wtedy jeszcze mocno zabetonowanym w metalu i punku nastolatkiem, który bał się przyznać przed kumplami, że jara go rap (bez metalu), ale na takie coś przygotowany nie byłem.
Ha, podobnie. Też nie byłem przygotowany, ale to czasem i dobrze i ciekawie, jeśli coś tak zaskakuje (pozytywnie), że od razy myśli człowiek: wincyj! Przedstawiłem to swego czasu koledze muzykowi i przeżył podobny szok, po czym twierdził, że tak się nie da zagrać, a na pewno już na żywo powtórzyć.
To ja zabluźnie i powiem, że NC "tylko" lubie. Wkurwiają mnie te pseudofilowo-tarantinowskie wstawki a la "Batman". Z drugiej strony takie Leng Tch'e klaaaasa. Na pewno było to co totalnie sieżego i szalonego (i nadal jest), ale jednak wole PainKiller po wielokroć.
Painkiller to zajebisty soundtrack do malowania. Pamiętam, że swego czasu tak się przekonałem do tego typu hałasu. Nie dzierżyłem normalnie, na trzeźwo, ale raz właśnie mi się załączyło przypadkowo i złapałem przy tym piękny flow.