Można odnieść wrażenie, przeglądając np. Overkilla że to liczna grupa. Tymczasem jest to dawno temu obmyślona taktyka, by nie karmić sierot po Hannemanie i innych meteorytów, którzy nadzwyczaj często lubią wylewać tam frustracje. Po prostu my te frustracje pogłębiamy i przy okazji dobrze się bawimy. Sami wobec Mety jesteśmy największymi krytykami. Nikt z Masterfula nie jest w stanie nam podskoczyć w tym względzie. Możesz wierzyć na słowo. Adik jako wzorowy psychofan Zabójcy i przy okazji znawca thrashu był w stanie, ale się zmył. Od tego czasu w zasadzie nie mam się z kim bić. Wielka szkoda ;)longinus696 pisze:No domyślam się - jak zawsze w przypadku długowiecznych kapel. Rzecz w tym, że pewnie różnią się też poglądami na temat przebiegu kariery ich idoli. Ja akurat mówiłem o tej grupie, która jak pelikan łyka nowe rzeczy, bo brakuje jej ogarnięcia muzycznego.
I jak myślisz, że równanie tego co teraz nagrywają do N'Sync uznam za uprawnione, czy jednak za głupie wyzłośliwianie się?Hehe... No super. Jak raz zrobiłeś coś doniosłego, to już potem jesteś nietykalny - piękna zasada. Święte krowy.
Przecież nie mówię o klasycznych albumach zespołu, tylko o tym, co nagrywają teraz.
Może nie pierwsi, ale ze względu na skalę oddziaływania podpartą jakością wydawanej muzyki i ilość naśladowców, to właśnie im zawdzięczamy zdjęcie z metalu buraczanego odium. A że współcześni rzemieślnicy oraz epigoni w sposób bezmyślny, jak przez kalkę kopiują wszystko co popadnie, łącznie z wadami, nie musisz mi tłumaczyć. Tylko że oni się już nie liczą i nie mogą niczyjego rozwoju przyblokować.Po drugie, z tą zmianą oblicza, to bym nie przesadzał. W tym czasie nie oni jedyni wychodzili poza wątki fantasy, które zresztą do dzisiaj pozostały, są nawet liczniejsze i przybrały głupszy wymiar niż kiedykolwiek wcześniej.
No wiadomka, że nie od razu się poddali. Ale gdy Lars i spółka posiedli na tyle mocną pozycję w środowisku i na scenie, błogosławieństwo Osbourne'a i przy okazji pewność siebie, by nakazywać własnym fanom rozprawę z pozerami, na koncertach pokazywać obciachowcom gołe dupska, a potem rzucać lotkami w ich zdjęcia na teledyskach, to już nie było odwrotu.Poza tym, pojawienie się Mety, a kwestia istnienia damskich ubrań to zupełnie dwa równoległe zagadnienia. Akurat w latach 80-tych glam metal miał się bardzo dobrze - miałeś Mötley Crüe, Twisted Sister itp.
Co kto lubi. Mnie ten imidż nachodziłby w trakcie słuchania i je w zasadzie uniemożliwiał ;)Poza tym, od damskiego imydżu wara - to była piękna, subwersywna strategia lat 70-tych, a kto nie lubi New York Dolls ten prawiczek :))
Różne historie i gatunki, ale w statystykach zawsze warto pogrzebać (choć zwykłem ograniczać się do metalu). A z tych wynika, że każdy z powyższych zespołów zaliczył albumową wtopę w sensie finansowym. Aero od dekady zjeżdża równią pochyłą, najpierw przy Honkin' On Bobo, a potem jeszcze szybciej przy Music From Another Dimension. Bon Jovi z wielkiej gwiazdy lat 90-tych wylądował na pozycji typowego rockowego średniaka. Solidnego, ale średniaka. Pearl Jam wtopiło przy Riot Act, S/T i przy ostatnim Lightning Bolt. Sprzedaż I'm With You Red Hotów w porównaniu do Stadium Arcadium jest porażką. Bono płacze nad słabymi wynikami No Line. Dla większości abstrakcja, bo poszło tego z 5 mln, ale po 10 mln How To Dismantle, dla "firmy" w sumie większej od Mety, to jednak bolesny spadek. Gunsi zaczęli dołować już w czasach świetności, na The Spaghetti Incident. 190 tys kopii w pierwszym tygodniu? Jak na ich ówczesny poziom kompletny zawód. Gdzie mu tam do 7-krotnej platyny UYI czy 18-krotnej debiutu. Chinese Democracy ciekawym i unikalnym przypadkiem jest, bo faktycznie - spora grupa ludzi dała się nabrać na ten powrót po latach licząc na nie wiadomo jak dopracowany album, ale 2,6 mln sprzedanych kopii też ma się nijak do osiągnięć klasyków. No i wybacz, ale Madonnę sobie odpuszczę... Jak widzisz - nie ma tu nigdzie porównywalnej sytuacji, bo St Anger i Death Magnetic osiągają poziom żelaznych klasyków, a kto wie, może je niebawem wyprzedzą, bo na to wskazuje dynamika sprzedaży...Edit: A chuj... co mi tam, podam te przykłady, żeby nie było, że jestem gołosłowny: Aerosmith, Bon Jovi, Guns n' Roses, Pearl Jam, Red Hot Chili Peppers, U2, Madonna - do wyboru do koloru.
Wnioski? Meta wciąż robi bardzo dobre płyty, a ludzi jednak nie tak łatwo wychujać chamskim marketingiem. Nie dostrzegam go w omawianych wyżej przypadkach, ale już w nachalnym promowaniu wytwórnianych kreatur typu Avenged Sevenfold, Trivium, Volbeat czy nawet Evile, jako niechybnych następców Mety - dostrzegam. Mimo wszystko ludzie nie dają się nabierać. Ciekawe dlaczego? :)