Uwaga, ja się jak zwykle wpierdolę w filozofię, i będę tłumaczył jak jest. Bloodcult, czytaj uważnie..Drone pisze:Chodzi o to, że dzięki temu relacje między osobami w związku są uporządkowane prawnie - tylko tyle. A postęp polega na tym, że w przestrzeni publicznej sankcjonuje się zjawiska coraz bardziej oddalone od statystycznej normy, o ile oczywiście te zjawiska nie są związane z kwestiami przemocowymi.
Państwa postępowe to takie, które umożliwiają ludziom zachowanie w zgodzie z tym, co uznają za słuszne, bez względu na to, czy ci ludzie faktycznie zachowują się moralnie czy nie. Postęp polega na tym, żeby ludzie mogli swobodnie sami decydować o tym, czy będą decydować o sobie, czy nie, bo tylko wtedy ich zachowania i postawy mogą być moralne.
Jeżeli człowiek nie może sam decydować o tym, w jaki sposób chce postępować, to nie może ponosić odpowiedzialności za to, jak postępuje i nie można jego zachowania oceniać w kategoriach moralnych, dobra i zła. Dosadniej: jeśli Jaś uważa, że zabijanie czarnych jest dobre i zmusi Kasię do zabicia Tomka bo Tomek jest czarny, to Kasia nie ponosi żadnej odpowiedzialności za morderstwo, a to, że zabija czarnych - tak jak tego sobie życzy Jasio - wynika stąd, że jest do tego zmuszana przez Jasia, a nie stąd, że wierzy, że takie zachowanie jest dobre. Zachowanie Kasi (zabicie Tomka) nie jest dobre ani złe, bo Kasia jest zmuszona do morderstwa. To Jasio ponosi odpowiedzialność za to, co robi Kasia.
Jesli natomiast pozwolimy Kasi zdecydować o tym, czy czarni są fajni czy nie, wtedy Kasia może sama zdecydować, czy zabije Tomka czy nie i bez względu na to, co wybierze, jej działania będą mogły być uznane za moralne lub nie. Za dobre lub złe.
W państwie, które zmusza ludzi do określonych działań, nie ma mowy o moralności i nie dotyczy to tylko państw totalitarnych, bo "postepowość" to kontinuum a nie wybór między czarnym a białym. Państwa postępowe to te, które umożliwiają, za pomocą prawa, możliwość moralnego lub niemoralnego postępowania każdemu w każdej dziedzinie. Państwa anachroniczne, regresywne, to te, które zmuszają ludzi do wyznawania określonego kodeksu zachowań. Im bardziej narzucają ludziom swoja wizję tego, co wolno i nie wolno robić, tym mniej obywatele tego państwa mogą postępować w zgodzie z jakąkolwiek moralnością. Ich zachowania są wymuszone i ludzie ci nie mogą ponosić za nie odpowiedzialności tak, jak ponosiliby, gdyby prawo im ich nie zabraniało.
Granicą jest przemoc i tylko przemoc - narzucanie innym siłą tego, co wolno, a co nie.
Zaraz ktoś wyskoczy z argumentem "ale przecież nie zabraniam pedałom się jebać, niech się jebią, tylko niech nie wchodzą w małżeństwa, bo to akt zaślubin przed Bogiem!".
Państwo, które nie uwzględnia w swoim prawie możliwości prawnej regulacji związków jednopłciowych i w ogóle każdych, wyrzuca je automatycznie za margines życia społecznego jako zjawisko na tyle nieistotne, że niewarte uwagi, co przeczy zasadzie równości wobec prawa. Dla dwóch homoseksualistów kwestia prawnego uregulowania np. własności majątkowej albo dostępu do informacji medycznej jest równie ważna jak dla osób heteroseksualnych. Państwo, które to uniemożliwia, niejako odmawia tym ludziom prawa do tego, by postępowali w sposób wolny - głosi, że "pewnie, róbcie sobie co chcecie, ale liczcie się z tym, że nie będziemy wam iść na rękę, wy jebane pedały". To jest sprzeczne z ideą równości wobec prawa, która nie jest tylko domeną liberalną, ale na której w ogóle się prawo, o ile mi dobrze wiadomo, opiera.
Prawna regulacja - a regulacją jest także oddanie ludziom swobody co do decydowania o sobie - większej ilości zjawisk prowadzi do rozszerzenia pola moralności. Im więcej prawo ludziom zezwoli robić, tym bardziej pozwala im działać moralnie, w zgodzie z wyznawanym kodeksem wartości.
Nie ma to żadnego związku z tęczową propagandą i innymi tego typu patologicznymi zjawiskami. Państwo, które dopuszcza prawną regulację każdego rodzaju związków, traktuje wszystkich równo i pozwala każdemu postępować nie tylko w zgodzie z tym, co każdy uważa za dobre, ale i z tym, co - być może - jest OBIEKTYWNIE dobre. Państwo, które tego nie robi, decyduje za ludzi, co jest dla nich dobre, a to sprawia, że ludzie nie mogą prawdziwie kierować się wartościami, także konserwatywnymi.
Człowiek, który jest zmuszany do postępowania w zgodzie z wartościami chrześcijańskimi, nie postępuje prawdziwie w zgodzie z nimi, ponieważ nie jest to jego decyzja, tylko państwa. Tylko neutralne, wolne państwo i prawo umożliwia mu postępowanie prawdziwie moralne.
Te poglądy są w pełni zgodne z chrześcijaństwem. Bóg dał ludziom wolność wyboru i decydowania o sobie, a potem rozlicza każdego z jego decyzji. Jeśli ludzie są zmuszani do pewnych zachowań, to nie mogą być z nich rozliczani, bo to nie oni zdecydowali, że będą się tak zachowywać. Nie ponoszą odpowiedzialności przed Bogiem. Możemy sobie zaprowadzić chrześcijańską dyktaturę, proszę bardzo, ale z faktu, że ludzie postępują w zgodzie z tym, co mówi chrześcijaństwo, nie wynika ani to, że w nie wierzą, ani że są chrześcijanami.
Konserwatyzm polegający na tym, że się narzuca ludziom określone wzorce zachowań pod groźbą sankcji - społecznej, prawnej, religijnej i innych - przeczy właściwie sam sobie, bo jeśli konserwatyście zależy, żeby ludzie wyznawali określony zestaw wartości, to nie może zmuszać ludzi do ich przestrzegania, tylko sprawić, żeby ludzie w te wartości uwierzyli. To umożliwia tylko wolne, równo wszystkich traktujące państwo, które nawet jeśli jest rządzone przez ludzi wyznających określone wartości, to musi uwzględniać też tych, którzy ich nie wyznają i obejmuje swoim prawem wszystkich. Tylko w ten sposób konserwatywne wartości mogą zostać prawdziwie realizowane, bo tylko w takich warunkach mogą zostać zrealizowane.
Pogląd przeciwny oznacza, że konserwatyście nie zależy na tym, by ludzie byli dobrzy, tylko żeby robili tak, jak konserwatysta im każe, ponieważ konserwatysta uważa, że wszyscy powinni dostosować się do jego widzimisie oraz, być może, wyznaje dość powierzchowny pogląd, że wartość moralna czynu jest niezależna od jego intencji.
Ot i tyle.