22-03-2021, 09:40
Po co politykom przejęcie Sądu Najwyższego?
1. Pierwszy Prezes Sądu Najwyższego kieruje pracami Trybunału Stanu, który sądzi i karze polityków za naruszanie Konstytucji
2. Sąd Najwyższy ostatecznie decyduje o tym, czy wybory są ważne, czy też należy je powtórzyć.
3. Sąd Najwyższy decyduje o tym, czy partiom politycznym zabrać pieniądze na ich działalność.
4. Sąd Najwyższy może uchylić orzeczenie każdego sądu w kraju w sprawie karnej, cywilnej czy gospodarczej, jeżeli to orzeczenie nie będzie po myśli władzy: zarówno te dotyczące obywateli, jak i te dotyczące polityków.
5. Sąd Najwyższy może zdecydować , jak należy rozumieć obowiązujące przepisy, a potem uchylać orzeczenia sądów, które nie chciałby się do tego stosować. Zamiast więc debatować nad ustawami w parlamencie, politycy za pomocą podporządkowanego im Sądu Najwyższego mogą zmieniać dowolnie treść prawa.
6. Sąd Najwyższy może doprowadzić do usunięcia z zawodu każdego sędziego lub prokuratora albo roztoczyć parasol ochronny nad każdym prawnikiem, chroniąc go przed odpowiedzialnością zawodową.
7. Sąd Najwyższy może cofnąć zadane Trybunałowi Sprawiedliwości Unii Europejskiej pytania prejudycjalne i w ten sposób zablokować wydanie przez ten Trybunał orzeczeń dotyczących niezależności sądownictwa w Polsce.
8. Należy przy tym pamiętać, że orzeczenia Sądu Najwyższego są ostateczne i nie podlegają już kontroli innych sądów.
Dla pełnego przejęcia kontroli nad Sądem Najwyższym przez polityków nie potrzeba zmieniać ustaw. Wystarczy, by część prawidłowo powołanych sędziów została odsunięta od orzekania przez Izbę Dyscyplinarną na żądanie podporządkowanej politykom prokuratury. Dzięki temu przychylni władzy politycznej lub milczący prawnicy będą mogli obsadzić stanowiska prezesów izb czy przewodniczących wydziałów, i swobodnie już decydować, kto i jak będzie rozpoznawał istotne dla władzy sprawy. Na prawników tych zastawia się przy tym pułapkę: osoby powołane do Sądu Najwyższego w wadliwych, upolitycznionych procedurach stają się zakładnikami konkretnej większości parlamentarnej, bowiem stabilność ich powołań zależy wyłącznie od zachowania władzy przez tę właśnie większość.
Taki scenariusz przejęcia Sądu Najwyższego oznacza ostateczne wyłączenie polityków spod jakiejkolwiek kontroli i odpowiedzialności. Sąd Najwyższy staje się w tym scenariuszu jednocześnie instytucją groźną dla obywateli, bowiem może być wykorzystany do likwidacji realnej ochrony ich praw przed sądem, pozwalając władzy politycznej na podejmowanie ostatecznych decyzji w indywidualnych sprawach. Czy taki scenariusz zostanie zrealizowany?
W państwie autorytarnym nigdy nie zachodziła potrzeba wymiany i podporządkowania wszystkich sędziów. Wystarczyło przejąć faktyczną polityczną kontrolę nad Sądem Najwyższym i osobami pełniącymi funkcje administracyjne w sądach. Potem mechanizm działał już sam.
------------------------------------------------------
No i chuj. No i cześć.
------------------------------------------------------
Obajtek, "Prezes", oszustwa i łapówka. Szczegóły aktu oskarżenia, który prokuratura Ziobry wycofała z sądu
Agata Kondzińska, Iwona Szpala, "Gazeta Wyborcza", 22 marca 2021
Daniel Obajtek nie zaprzeczał, że spotykał się i kontaktował z przywódcą grupy przestępczej Maciejem C., ps. "Prezes". Spotykali się w restauracjach na południu Polski, a wójt Pcimia poinformował go m.in. o szczegółach ważnego gminnego przetargu, który szef grupy przestępczej chciał wygrać. Według śledczych dostał od niego łapówkę, wcześniej razem oszukiwali firmę Elektroplast.
W akcie oskarżenia, który prokuratura z Ostrowa Wielkopolskiego wysyła w październiku 2013 r. do sądu w Sieradzu, oskarżonych jest ośmiu. Czterech działa w grupie przestępczej Macieja C. Pozostałych, w tym ówczesnego wójta Pcimia i wschodzącą gwiazdę PiS Daniela Obajtka, z bandą „Prezesa” łączy oszustwo na sprzedaży granulatu do produkcji rur PCV i łapówka.
Lista zarzutów jest pokaźna, prokurator zgłasza aż 61 świadków. Jest jeszcze jedna lista, też ponad 60 nazwisk, ich zeznania sąd ma odczytać na sali.
Prokurator zapowiada, że na rozprawie ujawni ponad 160 dowodów - to m.in. oględziny telefonów oskarżonych, analizy połączeń, protokoły przeszukań, dane bankowe, księgowe, faktury, notatki służbowe, opinie biegłych.
Na trop Obajtka prokurator wpada podczas śledztwa. Zanotuje, że w pewnym momencie „ustalono okoliczności przestępstwa korupcyjnego”, i przy bandzie „Prezesa” dopisze nazwisko Obajtka. Odkryje też nowy biznes: „Obajtek i C. (…) prowadzili wspólny proceder przestępczy polegający na wyłudzaniu znacznych kwot pieniężnych związanych z fikcyjnymi dostawami tzw. granulatu przemiału PCV na szkodę firmy Elektroplast w Stróży”.
To w tej firmie, należącej do wujów Romana i Józefa Lisów, dziewiętnastoletni Obajtek zaczynał w 1995 r. karierę jako pracownik fizyczny, kończył w 2006 r. jako kierownik.
Z aktu oskarżenia: „Pieniądze [z oszustw na granulacie] miały być podzielone po połowie dla Macieja C. i Obajtka”. Pośrednik prezesa „na przekazanie pieniędzy umawiał się z Danielem Obajtkiem osobiście (…). Spotkał się z nim kilkanaście razy w Krakowie i okolicach, w różnych restauracjach m.in. »Ogniem i Mieczem«, »Chłopskie jadło«. Jednorazowo podczas tych spotkań przekazywał Obajtkowi ok. 30-40 tys. zł, czasami na takie spotkania jechała jego dziewczyna i ona też poznała Obajtka”.
Obajtek i inni bohaterowie z aktu oskarżenia
Daniel Obajtek – kierownik w Elektroplaście, od 2002 r. radny gminy Pcim, od 2006 do 2015 r. wójt. Oskarżony o oszustwo wobec Elektroplastu, miał na tym zarobić ok. 700 tys. zł, i łapówkę za ustawianie przetargu w Pcimiu (50 tys. zł).
Nie przyznał się, wedle prokuratury złożył wyjaśnienia sprzeczne z materiałem dowodowym, nie uznano ich za wiarygodne.
Maciej C. „Prezes” - rolnik, pełnomocnik firmy windykacyjnej Cash Business Service (CBS). Oskarżony o kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą, wymuszenia i rozboje oraz nielegalne interesy z Obajtkiem. W przeszłości już karany. Najpierw wszystkiemu zaprzeczył, by w finale dobrowolnie wyjaśnić wszystkie okoliczności przestępstw.
Jerzy R. – mechanik na zasiłku, prawa ręka „Prezesa”. Oskarżony o udział w zorganizowanej grupie przestępczej. Karany. Początkowo wszystkiemu zaprzeczał, potem opowiedział o przestępstwach.
Krzysztof M. - stolarz z Mrągowa, chwilowo bez zajęcia, 38-letni rencista, karany.
Robert J. - mechanik i windykator z Cash Business Service z pensją 600 zł, karany.
Obaj są oskarżeni o udział w zorganizowanej grupie przestępczej, w tej historii nie odegrają znaczących ról. Krzysztof M. nie przyznaje się do żadnego z przestępstw, odmawia składania zeznań. Robert J. długo utrzymuje, że jest niewinny, w końcu się przyznaje.
Andrzej K. – kierownik produkcji w bydgoskiej filii Aluplast, firmy z Poznania. Odpowiedzialny m.in. za handel granulatem PCV, z którego zrobił sobie dodatkowe źródło dochodu. Oskarżony o udział w nielegalnym biznesie.
Krystian K. – syn Andrzeja K., brygadzista w bydgoskiej filii Aluplastu. Ma podobne zarzuty jak ojciec. Obaj nie przyznali się do winy, ich zeznania prokurator uznał za niewiarygodne.
Mariusz F. – lokalny biznesmen, klient filii Aluplast, potem pośrednik w sprzedaży granulatu do Elekroplastu. Przyznał się i „złożył szczere i samoobciążające się wyjaśnienia, szczegółowo opisał wszystkie istotnie okoliczności przestępstw, w których uczestniczył. Ujawnił przy tym informacje dotyczące udziału w nich pozostałych osób. Ponadto przedstawił zasady podziału zysków osiąganych z przestępczego procederu oraz role poszczególnych osób”.
Marek N. – znajomy „Prezesa”.
Artur N. – syn Marka N., któremu ojciec każe założyć firmę Art-Pol. Mówi mu, że będzie handlował granulatem PCV z Elektroplastem. Długo nie wie, że biznes nie jest czysty. W kulisy wprowadza go dopiero „Prezes”, gdy znika Marek N. Art-Pol zastępuje firmę Mariusza F.
Ich wspólna historia zaczyna się w niedzielę 25 listopada 2012 r. Do mieszkań „Prezesa” i jego pomocników wchodzą funkcjonariusze służb z nakazami zatrzymań. Wystawiła je prokuratura w Ostrowie Wielkopolskim. Maciej C. i jego ludzie słyszą, że działali w zorganizowanej grupie przestępczej. Na wolność wyjdą dopiero za rok. W 2013 r. śledczy zatrzymują też Obajtka.
„Prezes” to rocznik 1960, w grupie jest najstarszy. Od 2004 r. pracuje w warszawskiej firmie windykacyjnej Cash Business Service. Gdy werbuje do pracy, przedstawia się jako szef. Pracownicy mają być jak grupa przestępcza, tak ich dobiera: wysocy, opaleni, dobrze zbudowani, złota biżuteria i podkute buty dla postrachu. Dostają legitymacje stylizowane na blachy Centralnego Biura Śledczego albo „inspektorów Wydziału I Wywiadu Gospodarczego”, sam ma legitymację „naczelnik”. Jego pensja to 3 tys. zł, ale prawdziwe pieniądze C. zarabia poza firmą. Prokurator sprawdził dodatkowe zajęcia „Prezesa” od roku 2003 do 2012.
C. najpierw odbiera fikcyjne długi. Centrum dowodzenia ma w ulubionej knajpie Biesiada w Zduńskiej Woli. Ale jego ludzie działają w całej Polsce: biją, zastraszają, grożą opiekunem, który wprowadzi się do domu dłużnika i przejmie kontrolę nad jego życiem, może też przejąć biznes. Prokurator opisał styl pracy CBS. Jak grożą, że dłużnik „dostanie po ryju i zostaną przysłani ludzie, którzy zrobią z nim porządek, przejmą kontrolę nad nim i jego firmą i dostanie od nich piździe”. Albo: „Nie będę cię dzisiaj kurwo bił, bo mógłbym cię rozjebać, masz tydzień czasu na zebranie pieniędzy a jeśli nie, a jeśli spróbujesz mi uciekać to cię kurwo znajdę i połamię”.
„Prezes” ma na usługach przedsiębiorcę, któremu wcześniej kazał założyć spółkę. Cel: wyłudzać towary. W obiegu jest mączka rybna, otręby pszenne, mieszanka paszowa, śruta rzepakowa, wapno nawozowe, sznurek ogrodniczy, siatka - wszystko w tonach. „Prezes” na wyłudzeniu zarabia 171 tys. zł.
I dalej nie omija żadnej okazji do odzyskania długu, nawet najniższego. W Lewiczynie, wsi pod Grójcem, windykuje 1 tys. zł. Jego ludzie zakuwają dłużnika w kajdanki, wpychają do poloneza, wywożą w ustronne miejsce, biją, grożą, straszą bronią. Gdy to nie pomaga, ściągają matkę i mówią, że zabiją syna. Kobieta płaci.
Innego dłużnika, również z zaległością 1 tys. zł, też wpychają do poloneza i wiozą do Lewiczyna. Prokurator notuje: „Bili go po całym ciele drewnianą pałką”, potem „przywiązali linkę do jego nogi, a następnie wrzucili go kilka razy do rzeki Mławki”. Tysiąca nie odzyskali, bo przeszkodziła im policja.
Obajtek bierze 40 gr od kilograma
Bydgoszcz, strzeżony teren nieistniejących dziś Zakładów Chemicznych „Zachem”. Tu magazyny wynajmuje poznańska spółka Aluplast, producent profili okiennych. W filii najważniejszy jest Andrzej K. - ma wyczyścić magazyny, w których tonami zalega granulat PCV. To odpad z produkcji, na którym Aluplast może zarobić.
Kierownikowi pomaga syn Krystian K. na posadzie brygadzisty. Andrzej K. ma u siebie spory bałagan, nikt nie wie, ile jest ton granulatu, worki są w nieładzie, część porozrywanych. Chaos nie jest przypadkowy, bo K. zamierza zarobić na boku. Drobiazgowo się przygotowuje, w plan wciąga syna. Potrzebują wspólnika, któremu sprzedadzą granulat, a on pchnie towar dalej, by mogli kombinować. Krystian K. wybiera Mariusza F., biznesmen jest klientem Aluplastu.
Późną jesienią 2002 r. granulat od Mariusza F. zaczyna kupować Elektroplast z małopolskiej Stróży, dostawy nadzoruje tam Obajtek. Dwa transporty są bez zarzutu. Ale potem w bydgoskim magazynie zaczynają się dziwne rzeczy: granulat pakują tylko Andrzej K. i jego syn, zwykle po zmierzchu i odesłaniu reszty pracowników do innych zajęć. Ciężarówki wyjeżdżają za bramę, ale nie ma po tym śladu w dokumentach, bo kwity zabiera i drze Andrzej K.
Ciąg dalszy jest w Stróży, choć z pozoru wszystko wygląda normalnie – rozładunek, ważenie. Obok kręci się kierownik Obajtek. Spisuje wagę worków albo odbiera notatki od podwładnych. Prokurator: „Nie miało to jednak żadnego znaczenia, ponieważ następnie w biurze Daniel Obajtek mówił Mariuszowi F., na jaką wagę ma wystawić fakturę, a sam potwierdzał, że przyjął zgodną z tym ilość towaru i podpisywał odbiór”.
Obajtek zawyżał dostawy o 25 proc. Trzy razy zdarzyło się, że Mariusz F. wystawił faktury za fikcyjne transporty: zebrało się 66 ton granulatu. W sumie Elektroplast zapłacił za 141 ton surowca, którego nie było: „Jeżeli chodzi o zysk, 'działkę' Daniela Obajtka, to miał on ustaloną stawkę wynoszącą połowę kwot z fikcyjnych - wirtualnych dostaw i podobnie połowę kwot od nadwyżek doliczanych od dostaw realnych (…). Ponadto Daniel Obajtek doliczał sobie 40 groszy na kilogramie towaru (…). Ta prowizja wynikała z faktu, że mógł on zwyczajnie kupować towar od innej osoby niż F. Te prowizje musiał mu płacić F. z własnego zysku”.
Obajtek zarobił na fałszywych fakturach najwięcej: 257 tys. zł. Mariusz F. miał z kombinowania 106 tys. zł, Andrzej K. - 37,5 tys. zł.
"Prezes" wchodzi w biznes z granulatem
Gdy biznes trwa w najlepsze, wkracza Maciej C. „Prezes” dowiedział się o lewym interesie i uznał go za interesujący. Chce, by Mariusz F. przedstawił go Obajtkowi, który w śledztwie tej znajomości się nie wypiera. Tłumaczy, że poznał Macieja C. w czasach Elektroplastu: „Miał wówczas przyjechać jako towarzyszący właścicielowi firmy, w której kupowano tworzywo sztuczne. Sam Maciej C. przedstawił się jako prezes tej firmy, a ponadto osoba prowadząca windykacje”. Według Obajtka z tego spotkania nie wynikło nic więcej.
Z aktu oskarżenia: „Spotkanie miało miejsce w karczmie w okolicach Stróży, po wymianie numerami telefonów doszło do kolejnych spotkań C. i Obajtka”. Ponieważ Obajtek narzekał na współpracę z Mariuszem F., „Prezes” postanowił F. z interesu wykluczyć.
Kilka dni później w zajeździe Magnat w Brodnicy „Prezes” rozmawia z Andrzejem K. i informuje, że F. wypada z interesu. Pośrednikiem zostaje Artur N. W lipcu 2003 r. zakłada spółkę Art-Pol, bo tak chce ojciec. Słyszy, że można zarobić na dostawach granulatu, ojciec mówi, że wszystkim się zajmie, i prosi o dyskrecję.
Artur N. na początku nie ma pojęcia, o co tak naprawdę chodzi. Potem poznaje Obajtka, któremu sprzedają towar. Kłopot zaczyna się, gdy senior wpada w ciąg alkoholowy i znika. Ludzie „Prezesa” muszą odkryć karty przed Arturem N. Słyszy, że ma wystawiać puste faktury, które „następnie miały być zawożone do Stróży do Daniela Obajtka, który miał powodować by zostały one zapłacone przez firmę Elektroplast, a pieniądze z nich wynikające przelano na konto firmy Art-Pol”.
Artur N. wypłaca pieniądze z firmowego konta, wozi do „Prezesa”. Z aktu oskarżenia: „Z tych pieniędzy Maciej C. miał dokonywać podziału części dla siebie oraz części dla Daniela Obajtka, który jak mówił - musiał opłacać księgową i magazyniera, którzy poświadczali te fałszywe transakcje”.
Kantowanie na granulacie kończy się w marcu 2004 r. Andrzej K. wyczyścił magazyn, a „Maciej C. i Obajtek nie chcieli puszczać samych pustych faktur (…) Daniel Obajtek nie był z tego powodu zadowolony, gdyż, jak to określił, 'uciekają mu pieniądze'”.
Prokuratura ma 45 faktur wystawionych przez Art-Pol na Elektroplast, chodzi o 1,5 mln zł: „Na każdej fakturze znajdują się podpisy Daniela Obajtka jako osoby uprawnionej do odbioru dokumentu”. Jest też ponad 60 przelewów między firmą Artura N. i Elektroplastem: „Uznając najbardziej korzystną wersję dla oskarżonych, stwierdzić należy, że dostawy odpowiadały faktycznie kwocie 537 tys. zł. Pozostała kwota stanowiła więc wyłudzenie na szkodę Elektroplastu”.
Obajtek miał z tego ponad 530 tys. zł, „Prezes” i zaginiony ojciec właściciela Art-Polu - po 172 tys. zł. Artur N. na pośrednictwie nie zarobił grosza. Na wszystko się godził ze strachu przed bandą Macieja C.
„Prezes” jeździ do wójta Obajtka
Rok 2010, „Prezes” woła do siebie Jerzego R. To najważniejszy współpracownik, jest brutalny i nie przebiera w słowach. Ma nawiązać kontakt z wójtem gminy Pcim. Maciej C. dyktuje mu numer Obajtka.
Spotykają się w restauracji Siedem Smaków w Myślenicach. Obajtek tak opisze swego rozmówcę prokuratorowi: „Mężczyzna dobrze zbudowany, wysokiej postawy, chyba ogolony na łyso”.
Jerzy R. przedstawia się jako osoba od „Prezesa”: „Charakter spotkania był towarzyski, jednak zadaniem R. było rozpoznanie możliwości zarobienia pieniędzy w związku z wykorzystaniem stanowiska wójta gminy zajmowanego przez Obajtka. Podczas spotkania Obajtek opowiedział o planowanej realizacji inwestycji sieci wodno-kanalizacyjnej. Jej koszt ocenił na kilkadziesiąt milionów zł. Dał przy tym do zrozumienia, że C. i jego ludzie mogą wziąć w nim udział, ale nie muszą. R. zrozumiał to w ten sposób, że istnieje większa grupa osób zainteresowanych taką 'współpracą'. Po spotkaniu R. przekazał informacje Maciejowi C., który sam zaczął kontaktować się telefonicznie z D. Obajtkiem”.
Restauracja Staropolska przy trasie Częstochowa - Katowice. Przy stoliku „Prezes”, Jerzy R. i Obajtek: „Z rozmowy wynikało, że wójt oczekuje pieniędzy za pomoc w wygraniu przetargu”. „Prezes” nie chce świadków dalszej rozmowy, wyprasza R., który po kilku dniach słyszy od szefa, „że wchodzą w interes”. Projekt sieci wodno-kanalizacyjnej i start w przetargu to dla Macieja C. nowość. Ale uruchamia kontakty i znajduje projektanta z Żywca.
Restauracja hotelu Sport w Bełchatowie. Przy stoliku Jerzy R. i Maciej C., który „przekazał mu kopertę z kwotą 50 tys. zł, którą polecił zawieźć dla Daniela Obajtka. Maciej C. był już umówiony z wójtem, że pieniądze zostaną przekazane mniej więcej w połowie drogi między Bełchatowem a Pcimiem. Jerzy R. miał zadzwonić i ustalić szczegóły. Wykonał połączenie przy Macieju C. i umówił spotkanie w restauracji 'Staropolska' w Wojkowicach Kościelnych. Koperta nie była zaklejona i Jerzy R. zobaczył, że znajdują się w niej pieniądze w kwocie 'wyglądającej' na 50 tys. zł. Przekazując mu kopertę Maciej C. powiedział, że jest to 'pięć dych dla wójta'. Dodał też, że miała to być dla niego zaliczka za przetarg, w którym wystartują. Jerzy R. niezwłocznie wsiadł do samochodu i pojechał na umówione spotkanie. Odbyło się ono na parkingu przed uzgodnioną restauracją i ograniczyło praktycznie do przekazania pieniędzy, po czym Jerzy R. i Daniel Obajtek rozjechali się w swoje strony”.
Restauracja Siedem Smaków w Myślenicach. Tym razem grono jest szersze, przy stole wójt Obajtek, sekretarz gminy Janusz Ambroży, Maciej C., Jerzy R. i znajomy przedsiębiorca, który przywiózł projektanta. Rozmawiają o przetargu na gminną kanalizację: „C. zapewniał, że przetarg zostanie wygrany. Chodziło jednak o dokonanie takiej specyfikacji materiałów i usług, by cena oferty była jak najniższa. Jego zdaniem najważniejsze było, by cena 'na papierze' była najniższa, nieistotne było dla niego czy projekt sporządzony zostanie rzetelnie. Wskazywał na możliwość zawierania aneksów już po wygraniu przetargu”.
Restauracja na trasie Kraków - Zakopane. Przy stoliku Obajtek, sekretarz Ambroży i Jerzy R., który „otrzymał od nich zamkniętą kopertę formatu większego od A4, grubości ok 7-8 cm, w której znajdowały się dokumenty dotyczące technicznej strony przetargu. Daniel Obajtek nie stwierdził wprost, że są to dokumenty zastrzeżone dla innych osób, dał jednak do zrozumienia, że ułatwią one sporządzenie takiej oferty, która pozwoli wygrać przetarg. Dokumenty te Jerzy R. zawiózł i oddał Maciejowi C.”.
Restauracja Żernica pod Częstochową, w środku Maciej C. z Jerzym R. i Obajtek. „Było to spotkanie towarzyskie, które miało na celu porozmawianie z wójtem o sprawach związanych ze zbliżającym się przetargiem”.
Obajtek ma najazd ludzi „Prezesa”
2 kwietnia 2010 r. zaczyna się przetarg, wśród firm jest projektant z Żywca. Ale odpada w przedbiegach, za co dostaje się pomagierowi „Prezesa”: „Maciej C. miał pretensje do Jerzego R. o to, że 'nie dopilnował sprawy i wszystko spierdolił'. Nałożył na niego obowiązek zwrócenia wyłożonej przez siebie kwoty 50 tys. zł. i odsunął od dalszych kontaktów z wójtem. Od tego czasu Maciej C. sam miał kontaktować się z Danielem Obajtkiem”.
„Prezes” zabiera też R. nowy samochód jako zabezpieczenie długu. Mówi, „że to z powodu zdarzenia z wójtem”.
Przetarg na kanalizację zostaje unieważniony, drugie podejście to grudzień 2010 r. Tym razem „Prezes” sam szuka firmy, która wystartuje w przetargu. Jerzy R. usłyszy też od Macieja C., „że wójt zobowiązał się wobec niego do tego, że da mu zarobić w związku z innymi inwestycjami na terenie Pcimia”. Oferta firmy wspieranej przez Macieja C. dostaje drugie miejsce. „Prezes” znów jest niezadowolony.
Kwiecień - maj 2011 r. Obajtek ma najazd ludzi Macieja C.: „Po tym, jak wywołali go z domu, powiedzieli, żeby nigdzie nie uciekał, tylko wsiadł z nimi do samochodu, następnie przez półtorej godziny wozili po okolicy, wywierając presję psychiczną, sugerując swoje zainteresowane nowym przetargiem w Pcimiu. Według D. Obajtka samochód miał przyciemniane szyby, a na tylnym siedzeniu nie posiadał klamek do wysiadania. Pierwsze pytanie zadane D. Obajtkowi brzmiało: 'dlaczego firma prezesa nie wygrała przetargu, myśmy się w to zaangażowali, dlaczego tak jest że nie wygraliśmy?'”.
Pytali o dzieci, czy tu mieszka, czym zajmuje się jego rodzina: „Oczywistym było dla D. Obajtka, że reprezentują interesy Macieja C. Następnie wspólnie pojechali do restauracji 'Bida' pod Myślenicami, gdzie przy stoliku na zewnątrz lokalu zjedli razem obiad”.
Dalej rozmawiali o przetargu, na koniec odwieźli go do domu. Na drugi dzień Obajtek zadzwonił do „Prezesa”. Opowiedział, co się wydarzyło, „zagroził, że następnym razem powiadomi organa ścigania, co spowodowało, że od tego czasu nie miał już żadnych kontaktów z Maciejem C. (…)”.
„Przesłuchany w charakterze podejrzanego D. Obajtek nie przyznał się do zarzucanego mu przestępstwa. Złożył wyjaśnienia sprzeczne z materiałem dowodowym, w szczególności zaprzeczył, by przyjął od Macieja C. za pośrednictwem Jerzego R. jakiekolwiek pieniądze. Również konfrontacja przeprowadzona z Jerzym R. nie zmieniła jego postawy”.
Obajtek niezmiennie powtarza, że przetarg nie był ustawiony, bo firmy z polecenia „Prezesa” nie wygrały kontraktu.
Obajtek faworyzował „Prezesa” przy przetargu
Prokurator podkreśla, że ekipa „Prezesa” była jedyną tak potraktowaną przez wójta gminy, Obajtek nie spotykał się z innymi zainteresowanymi przetargiem na kanalizację.
„Szczególnym pozostaje okoliczność, że odbyło się ono w restauracji, a nie w urzędzie. Jak również to, że nie wiedzieli o nim inni pracownicy urzędu (poza uczestniczącym J. Ambrożym). Nie zostali poinformowani o nim oczywiście również pozostali oferenci. Tymczasem regulacje ustawy o zamówieniach publicznych gwarantują równe traktowanie osób zainteresowanych uczestnictwem w przetargu. Już same te okoliczności potwierdzają, że podejrzany D. Obajtek podejmował działania zmierzające do tego, by Maciej C. czuł, że jest faworyzowany i ma realne szanse wygrania przetargu”.
Do rozpoczęcia procesu Obajtka i grupy Macieja C. nie dochodzi, bo zawsze brakuje kogoś z oskarżonych. Gdy PiS przejmuje w 2015 r. władzę, zmienia przepisy, tak by prokuratura Zbigniewa Ziobry mogła wycofać w 2016 r. akt oskarżenia z sądu.
W czerwcu 2017 r. śledczy Ziobry umarzają sprawę Obajtka, który jest już wówczas prezesem państwowego koncernu Energa.
________________________________________________
I po to Sąd Najwyższy. I po to by władzy raz zdobytej nigdy nie oddać. I to już nie jest pierdolenie w internetach. To się właśnie domyka. No ale przecież po i zjednoczona prawica to to samo. Leniuchy symetryści w dupę jego mać...
hO Aster Tor Pente - "Give Light and The People Will Follow."
„Kto poznał świat, znalazł trupa, a kto znalazł trupa, świat nie jest go wart” (logion 57)