Bloodcult pisze:Czyli zwykła pokora i świadomość własnych wad
Pokora, za SJP:
1. «świadomość własnej niedoskonałości»
2. «uniżona postawa wobec kogoś»
Cień to nie są wady ani żadna niedoskonałość. Cień to to, co wyparte z pola świadomości i wszystko to, czego nie jesteś świadomy, a co w tobie jest i promieniuje na ciebie: na to jak myślisz, jak postrzegasz świat i samego siebie. Nie chodzi o to, żeby sobie to uświadomić, bo uświadomienie to tylko część procesu. Gdy uświadomisz sobie, że twój Cień ma na ciebie wpływ (spojrzysz oko w oko swojej mrocznej połowie), to dopiero możesz rozpocząć powolny proces integrowania treści zawartych w Cieniu z tym, co nazywasz swoją osobowością. Ten proces jest długotrwały, trudny, problematyczny, odbywa się powoli i nie ma nic wspólnego z pokorą i świadomością własnych wad.
Wyobraź sobie, że czujesz się źle, jest ci smutno i chociaż w życiu sobie radzisz, to z jakiegoś powodu uważasz, że świat jest chujowy, brzydki i śmierdzi. Pracujesz w salonie Playa, wciskasz ludziom oferty, starasz się jak możesz, a szef cię tyra, nie chce ci dać podwyżki i jeszcze śmie twierdzić, głupi łysy chuj, że powinieneś się bardziej starać. Kurwa! Przecież robisz co możesz do chuja wacława!
Pewnego dnia znajdujesz stare zdjęcia ze szkoły. Na tym zdjęciu widzisz Łysego, tego głupiego fiuta co śmiał się z innych dzieci i nagle uświadamiasz sobie, że dalej go kurwa nienawidzisz za to, że pewnego dnia powiedział Gośce, w której się podkochiwałeś, że napisałeś w zeszycie na ostatniej stronie LOVE GOSIAK - co było prawdą - wskutek czego Gośka cię wysmiała, a wraz z nią cała twoja klasa. Zupełnie o tym zapomniałeś, ale nagle przychodzi ci do głowy, że przecież twój znienawidzony szef, ten głupi fiut, też jest łysy - tak jak tamten Łysy i nagle zaczynasz się zastanawiać, czy to przypadkiem nie jest tak, że twój szef, którego oskarżasz o bycie skąpym fiutem, co ci nie chce dać podwyżki, tak naprawdę jest w porządku, a to z tobą jest coś nie tak. Przychodzi co do głowy, że może... może... może szef jest spoko i to, że nie chce ci dac podwyżki wynika z tego, że ty, sprzedawca w salonie Playa, jesteś kurwa ciągle smutny i ludzie nie chcą przyjmować twoich ofert bo ci nie ufają. A ty po prostu widzisz w szefie Łysego, który cię upokorzył przed Gośką i nienawidzisz go nie za to, że jest twoim szefem, tylko za to, że przypomina ci kogoś, kogo obwiniasz za szkolne upokorzenie...
Miętosisz zdjęcie. Brawo, właśnie stanąłeś oko w oko ze swoim Cieniem. Co dalej? Masz dwie możliwości.
Może będziesz nad tym myślał długo i spróbujesz zmienić swój stosunek do swojego szefa. Może świadomość, że wiesz skąd się wzięła twoja niechęc, pomoże ci ją przezwycięzyć, chociaż nie jestes w stanie cofnąc tego, co się stało. Łysy cię upokorzył, tobie było wstyd, trudno. To w tobie jest i nigdy nie zniknie, ale skoro o tym wiesz, to jesteś w stanie się zdystansować i w końcu, pracując nad sobą, przestaniesz widzieć we wszystkich łysych ludziach wrogów.
A może się wkurwisz, zgnieciesz zdjęcie i wyrzuycisz do kosza, serce zacznie ci napierdalać, bo przypomnisz sobie, jak się z ciebie wszyscy śmiali i żeby o tym zapomnieć pójdziesz na siłownię albo się najebiesz do nieprzytomności, albo znajdziesz sobie jakieś inne zajęcie, aż zapomnisz o całej sprawie... i dalej będziesz smutną żabą w salonie Playa, która uważa, że jej szef jest chujem.
W maksymalnym uproszczeniu tak to mniej więcej wygląda. Mam nadzieję, że nie uprościłem za bardzo, ale to mniej więcej o to chodzi. W tym wywiadzie jest idea, jak sądzę, że black metal jest dla Wintherra narzędziem, za pomocą którego można stanąć oko w oko z własnym cieniem i, poprzez spotkanie z nim, rozpocząć proces jego integracji. Black metal pokazuje wszystko, co ukryte, ciemne, złe, wyparte - i tym samym staje się narzędziem transformacji, które tzw. prawdziwy fan tej muzyki kocha. Kocha - ponieważ ujawnia w nim to, co niechciane i pomaga się tego pozbyć. Tę ciemność blackmetalowiec ostatecznie także kocha, bo gdyby jej nie było, to nie byłoby black metalu. To się samo nakręca.
Przyznam szczerze, że bardzo mi się taka wizja podoba. Nawet jeśli jest trochę naiwna, to i tak jest sto razy ciekawsza niż pierdolenie o Crowleyu, szatanie jako symbolu, hedonizmie i innych duperelach dla licealistów zakochanych w Nietzschem z naszywkami Behemotha na gaciach.