
Początki działalności zespołu datowane są na rok 1979, kiedy to dwójka kumpli ze szkolnej ławy Rick i Al (nigdy nie podawali nazwisk) postanowili wnieść trochę zgnilizny muzycznej do zbyt oczywistych dla nich hard rockowych dźwięków.
Muzyka jaką grali w tamtych czasach to głównie covery rockowych zespołów jak i autorskie kompozycje, wszystko z oblepione post-punkowym sznytem, ale posiadające silne korzenie bluesowe. Dość powiedzieć, że przy ich początkach wielu perkusistów nie dało sobie rady z prostego powodu - uważano ich muzykę za niezbyt rozgarniętą, za mało poukładaną i zbyt hmm "agresywną" jak na tamte lata. Wkrótce dołączył do nich Tom i z tego konglomeratu powstał zespół trochę niestety zapomniany, ale który powinien być wymieniany jednym tchem obok takich tuzów jak MELVINS czy BIG BLACK. Niestety, jak to zazwyczaj bywa ich kariera potoczyła się nieco inaczej.
Opisywany tutaj debiut to jakby opozycja do klasycznego rocka, coś jak THE ROLLING STONES dla THE BEATLES, tyle, że w przypadku "Feedtime", pomysł na muzykę był nieco inny: maksymalnie nisko strojona gitara, obskurny prymitywny dźwięk, brzmienie wypruwające płuca w każdej sekundzie dudnienia i ta młodzieńcza agresja, jakiej można się także doszukać u wspomnianych wyżej. Może to pewna nadinterpretacja z mojej strony, ale właśnie na debiucie można bez problemu doszukać się początków sceny sludge czy stoner. Może właśnie przez basowe brzmienie całości, a może przez południowy klimat takiego "Dead Crazy", który przypomina klasyków STEPPENWOLF z ich szlagierowym numerem "Born To Be Wild". Wszystko oczywiście przybrudzone jazgotliwą, przesterowaną gitarą.
Zresztą, "Feedtime" to nie tylko południowe brzmienie, to także whiskey w łapie w jakiejś spelunie, gdzie mordobicie nie jest wcale jedynym dodatkiem do knajpianej atmosfery. "Feedtime" to płyta nagrana na ciężkim wkurwie, pełna pasji, a wplatane dość często noise-rockowe pierwiastki tylko wzbogacają wartość całości.
Ktoś może mi tutaj zarzucić dość mocną żonglerkę gatunkami, ale kiedy usłyszycie "Feedtime" po raz pierwszy sami będziecie mieli spore wątpliwości jak scharakteryzować grę Tria z Sydney.
Krótko mówiąc, jeśli ktoś sobie ceni korzenie rocka, bluesa, wspomniane wyżej MELVINS, BIG BLACK, RAMONES, czy nawet THE JESUS LIZARD (swoją drogą, nie wierzę, że Ci goście nie słyszeli wcześniej o feedtime), niechaj sięga po debiut Australijczyków jak najszybciej.
próbkens: