Na początek może brytyjska, nieco zapomniana już (niesłusznie!) perełka progresywnego grania.
HANNIBAL - HANNIBAL

Niestety panowie mają tylko jeden album na koncie (jeżeli nie znacie płyty - posłuchajcie, a zrozumiecie, dlaczego piszę "niestety"). Bardzo, ale to bardzo urzekająca mieszanka progresywnego rocka, jazzu i bluesa, z wyraźnie uwypuklonym basem, przejrzystym, bardzo klarownym brzmieniem i mnóstwem przestrzeni. W standardowym instrumentarium (poza gitarą, basem, hammondami i garami) znazał swoje miejsce również saksofon, który buduje rozmarzoną atmosferę i wspomnianą przestrzeń. Gitara jedzie blues-rockowo, z tym, że niekiedy zapomina się (nawet nie niekiedy, ale bardzo często) i wykręcam mnóstwo freejazzowych solówek, podobnie jak saksofon, który co chwilę wpada w improwizacyjne szaleństwa. Na wokalu Alex Boyce, niestety niezbyt znany, ale bardzo utalentowany - jego murzyński feeling i niewymuszony luz dopełniają dzieła. Kto zna, ten wie, kto nie, niech zachęci go pierwszy kawałek z tej płyty!