
VOICE OF THE SEVEN THUNDERS - Voice of the Seven Thunders [2010]
Słucham od wczoraj praktycznie non stop i wciąż nie mam dość. Wręcz przeciwnie, z każdym kolejnym obrotem banan na mojej mordzie robi się większy. A jak już słucham tego bardzo głośno, to banan staje się wręcz gigantyczny. Powiedzmy, że mamy tu podobną psychodeliczną rewolucję, jak na Embryonic. Krótko mówiąc: fuzz i przestrzeń. Treść podobna, jeno materia inna. Tak jak tam był wszelkiej maści art rock i wszystko co w latach 70 alternatywne, tak tu jest bliżej ziemi, brudniej, bardziej organicznie i korzennie. Punktem wyjścia jest folk i klasyczna psychodelia. Punktem docelowym atawistyczny rytualny trans. W pewnym sensie to logiczna kontynuacja poszukiwań SIX ORGANS OF ADMITTANCE - może bardziej rockowa i jeszcze bardziej korzenna, umoczona w latach 60. W każdym razie pejzaże są cudne, jak pustynia z filmów Jodorovskiego. Zdecydowanie do słuchania po większym wdechu.