Nasum pisze:Być może tak samo było w przypadku tych wszystkich monolitycznych budowli - ludzie metoda prób i błędów poznali sekret obróbki kamienia, pytanie jednak brzmi dlaczego później tą umiejętność zatracili?
Najprostsze i zarazem najmniej efektowne wytłumaczenie jest takie, że ludzie jako zbiorowość niczego nie potrafią i niczego nie wiedzą. Ja nie rozszczepię atomu i nie zbuduję zderzacza hadronów. Inni, nieliczni przedstawiciele naszej cywilizacji, tak. Wystarczyłby jeden zamach czy wypadek na jakiejś specjalistycznej konferencji i mogłoby się okazać, że jako zbiorowość właśnie się czegoś oduczyliśmy. Tym bardziej w prymitywnych kulturach, wiedza była cennym zasobem, niechętnie dystrybuowanym i możliwe, że po śmierci czy odejściu kilku osób dana społeczność nie potrafiła już sobie ogarnąć pewnych rzeczy.
Problem z przetrwaniem ludów prymitywnych - cóż, przyznaję, zastanawiajace, ale nigdzie nie napisano że ta wysoko rozwinięta cywilizacja miała zasięg globalny. Być może nie było tak wielu ludzi i istniały tylko większe skupiska cywilizacji.
O ile dobrze pamiętam, to Daeniken postulował coś takiego - tzn. globalny zasięg. Byli jacyś super zaawansowani technologicznie zawodnicy dla których wybudowanie piramidy w Gizie, czy Machu Picchu było tak trudne jak dla nas przejście w markecie z działu pieczywa na dział nabiału.
Patrz chociażby na Europę, jej zdobycze technologiczne i kulturowe, a popatrz na Papuasów czy Masajów - dlaczego oni nie osiagnęli tego poziomu co my?
Sa jakieś teorie na ten temat. Do mnie najbardziej przemawiają te trywialne, spod znaku nie musieli/nie mogli. Bodajże Gladwell pisał, że dzisiejsza pracowitość Azjatów, niesamowity skok gospodarki który dokonał się na przestrzeni niecałych 40 lat, to zasługa tego, że przez lata oni nawykli do ciężkiej pracy i kolektywnych celów - dzięki temu, że uprawia się u nich ryż, który jest bardzo wymagający w utrzymaniu. Z kolei łupieżcza kultura Wikingów miała wynikać z tego, że po prostu nie mieli lepszego pomysłu na zapewnienie sobie jedzenia i surowców. Ci, którzy mieszkali w głębokiej dżungli, nie czuli konieczności rozwijania rolnictwa i budowania wielkich miast, bo wystarczyło wyjść za chałupę, nazrywać bananów, doprawić mrówkami i gotowe. Ci, którzy mieszkali na malutkich wysepkach z dala od kontynentów, nie rozwinęli sztuki dyplomacji, nie prowadzili wielkich wypraw ani wojen - bo nie dotarli do nawet namiastki tego. W Europie rozwijały się miasta, rolnictwo, itd., bo poniekąd musiało się tak stać.
Kiedy my z jakichś powodów wyparujemy w nuklearnym holokauście czy te plemiona będą sobie zdawać sprawę z zaistniałej sytuacji? Może też jakims cudem przetrwają...
Może nawet nie cudem. Jeśli dzisiaj jakieś plemię biega w spódniczkach ze skórek od banana i jest samowystarczalne, to dla nich jakiś tam konflikt nuklearny czy zmiana klimatu nie stanowi większego problemu. Bedą prowadzili życie jak wcześniej. My jesteśmy w ogromnym stopniu uzależnieni od technologii, a ta od surowców, od wielkich społeczności, itd. Banalna przerwa w dostawie prądu powoduje ograniczenia dostępu do praktycznie wszystkich dóbr cywilizacji - od handlu przez komunikację po medycynę, jedzenie, itd.
Hancok opiera się na kataklizmie w okolicach ostatniego zlodowacenia - Ziemia z tego co kojarzę nie pokryła się w całości lądolodem, być może tamta cywilizacja została unicestwiona przez szereg kataklizmów, nie zdążyli się w porę ewakuować - mamuty na Syberii też zamarzły w jednej dosłownie chwili - a szczęście miały ludy żyjące pod inną szerokością geograficzną, taki odpowiednik Masajów czy Papuasów?
No ale wg niego, te hiperzaawansowane cywilizacje próbowały przekazać innym (rączkami np. Indian lub samodzielnie) komunikat o cykliczności kataklizmów, z których najbliższy nam miał nastąpić w 2012. Z tego wniosek, że musieli sobie zdawać z tego sprawę dużo wcześniej (bo tych komunikatów nie zrobili raczej w miesiąc), przy czym nie wpadli na to, że wystarczy po prostu przenieść się z namiotami w inne miejsce.
Jasne, każda tego typu teoria ma wiele dziur i każdą można obalić, niemniej moim zdaniem trzyma się bardziej kupy i jestem w stanie dać jej bardziej wiarę niż hipotezom, że kiedyś tam przylecieli z odległej galaktyki przedstawiciele jakiejś rasy, która po spożyciu substancji uaktywniającej dobry humor postanowiła zrobić psikusa i zbudować piramidy a istotom które tu napotkały zmodyfikować genom i nauczyć podstaw techniki, astronomii i matematyki... a jak substancja przestała działać, popatrzeli na siebie trzeźwym wzrokiem i postanowili osrać tą zapyziała dziurę i nigdy już tu nie wracać.
Wadą a jednocześnie zaletą tych teorii jest ich stopień uogólnienia. Dotyczą one tylu tematów jednocześnie, pracują na tak dużych odległościach i okresach czasu, że w zasadzie sprowadzają się do wiary w jakiś pierwiastek magiczny.