
Tak sobie myślę, że udane mariaże industrialu z black metalem można na palcach jednej ręki policzyć. Pomijam tutaj "In Streams Of Inferno" czy chociażby "Rebel Extravaganza", bo to raczej niedoścignione wzory i trudno naprawdę osiągnąć to czym zaskoczyły powyższe przykłady. W obecnej dekadzie nadzieje zazwyczaj wiążą się z Thorns czy Spektr. Anaal Nathrakh już niestety dawno zmienił swoje oblicze, Blacklodge nigdy nie zachwycił na tyle aby tego kilka razy w roku posłuchać, że o Aborym nie wspomnę. W tym roku jednak pojawił się szwedzki Horde Of Hel, który wydaje się tą niszę doskonale uzupełniać. Nagrał bowiem dość interesujący krążek, który od początku do końca nie trąci przesytem jednego gatunku kosztem drugiego. Niektórzy mogą się przyczepić do "klawiszy", ale znów nie jest ich aż tak dużo, aby przeszkadzało to w odbiorze "Blodskam" i powodowało rzygi horyzontalne. Wręcz przeciwnie, na "Blodskam" aż kipi od chłodnej atmosfery w jakiejś ogromnej hali dla umysłowo chorych. Niektóre utwory swoją masywnością przypominają wydany w zeszłym roku P.H.O.B.O.S. - Anœdipal, ale to nie oznacza, że cala płyta utrzymana jest w walcowatych tempach. Jest tutaj kilka zjadliwych, szybkich kawałków, które w niczym nie ustępują tym wolniejszym. Powiedziałbym nawet, że rytmicznie jest to zbliżone do tego co robi Red Harvest, tylko, że oczywiscie więcej tutaj szatana (wystarczy chociażby posłuchać "Legacy Of Vengeance"). Przyczepię się tylko do brzmienia perkusji, która wydaje mi się zbyt płaska jak na taką płytę, no ale to już tylko takie moje marudzenie. Bardzo dobry debiut!