23-11-2016, 12:45
Uwielbia też siódmoligowy heavy metal, którego reprezentanci nagrali co najwyżej dwie płyty i pamiętają o nich jedynie skrybowie, którzy musieli wpisać te nazwy do kronik metalu. No ale o gustach się nie dyskutuje... A powracając do recenzji:
"Nasz narodowy towar eksportowy doskonale okrzepł w stylistyce łączącej death metal z silnymi thrash i heavy metalowymi inklinacjami. VADER dawno już przestał ścigać się o miano najszybszego, najcięższego i najbardziej agresywnego zespołu na świecie – dziś gra z mocnym poszanowaniem dla tradycji i paradoksalnie robi to w taki sposób, że jego tożsamość i indywidualizm są chyba silniejsze niż kiedykolwiek."
Tożsamość Vadera moim zdaniem została właśnie przytłumiona przez te silne wpływy thrash i heavy metalu, dla mnie ten zespół zawsze pozostanie piewcą Wielkich Przedwiecznych, a kolejne wersy pieśni ku ich chwale na zawsze powinny być urozmaicone death metalem. Taki Vader moim zdaniem jest tym właściwym, tak mi się zapisał w podświadomości, brutalny, mroczny, z wyczuwalną aurą tajemniczości i grozy, którą można odczuć chociażby na "Sothis".
Może to nadmiar wydawnictw, może wypalenie głównego kompozytora, może już sam nie wiem co spowodowało, że muzyka tej kapeli coraz mniej mnie elektryzuje, z płyty na płytę słyszę tylko dźwięki, puste nuty, które posklejane razem tworzą utwór muzyczny, ale nie ma w nim duszy, czegoś, co pochłonąłbym i jednocześnie został pochłonięty. Rozumiem, że komuś może się ta płyta podobać, nie bronię nikomu jej wychwalać czy się nią zachwycać, ale nie zgadzam się z kilkoma tezami które wyczytałem chociażby w tej recenzji.