nicram pisze:Żyjemy we wszechświecie, w którym wszystko jest względne, nawet to, że się ruszasz. :-) Nie ma czegoś takiego jak płyta dobra bez kontekstu słuchacza, który uzna ją za dobrą
Zależy, jaki to jest słuchacz. Inaczej będziesz traktował zdanie przedszkolaka na temat jakiejś płyty, inaczej zdanie gościa słuchającego disco polo, a inaczej kolegi z forum. Inaczej będziesz traktował samego siebie po jednym odsłuchu płyty, a inaczej po dziesiątym.
Dlaczego ludzie kupują ciągle obrazy z jeleniem na rykowisku? Bo im się podobają. Ale nie dlatego, że są dobre.
nicram pisze:
, a chyba w 99.99% przypadków jest tak, że słuchacz płytą dobrą nazywa taką, która mu się podoba. Takie kryterium jest dla mnie więcej niż oczywiste. Dla paru innych kolegów widzę, że również.
To jest potoczne rozumienie wartości muzyki. Jeżeli traktujemy ją tylko jako rozrywkę, to tak, można to do tego sprowadzić . Wtedy nieważne jest, co ta muzyka z nami robi, nieważne jest, że trzeba się przez nią przedzierać, ważne jest, że ma być miło i przyjemnie. Mnie to akurat nie interesuje.
Zresztą na ten temat napisano już tomy, przerabialiśmy to tutaj 1000 razy. Osobiście nie mam czasu i sił, żeby rozmawiać o "naiwnym" podejściu do oceniania muzyki. Każdy ma oczywiście prawo do stawiania znaku równości między "podoba mi się" a "jest dobre", ale niech nie wmawia, że takie kryterium jest jedyne słuszne. Wtedy cała dyskusja sprowadza się do pojedynku gustów i - koniec końców - wyzywania się od chujów.