ANCIENT RITES
Moderatorzy: Nasum, Heretyk, Sybir, Gore_Obsessed
Regulamin forum
Tematy związane tylko z jednym zespołem lub jedną płytą. Wszelkie zbiorcze typu "América Latina Metal" lub "Najlepsza polska płyta thrash" itp. proszę zakładać w dziale "Dyskusje o muzyce metalowej"
Tematy związane tylko z jednym zespołem lub jedną płytą. Wszelkie zbiorcze typu "América Latina Metal" lub "Najlepsza polska płyta thrash" itp. proszę zakładać w dziale "Dyskusje o muzyce metalowej"
- LOŻA
- rozkręca się
- Posty: 68
- Rejestracja: 12-03-2015, 15:50
Re: ANCIENT RITES
Gunther nie opłacał należnych składek, efekty słychać na Laguz.
- TheDude
- zahartowany metalizator
- Posty: 6431
- Rejestracja: 23-03-2011, 00:43
Re: ANCIENT RITES
A może spierdalaj z tym badziewiem ? Ani to śmieszne ani nic. Fuck off :)LOŻA pisze:Gunther nie opłacał należnych składek, efekty słychać na Laguz.
Re: ANCIENT RITES
Oto ponownie zasiadam, by rozliczyć się z przeszłością i teraźniejszością, swoją i nie tylko.
Zawsze, od kiedy usłyszałem "Dim Carcosa", mówiłem że Ancient Rites jest dla mnie zespołem najważniejszym, a "Dim Carcosa" płytą, która zrobiła we mnie wszystko, co może zrobić muzyka. Mało tego - mam jakiś tam skromny kontakt z Guntherem, raz na ruski rok nawet wymienimy parę zdań. Był moim idolem, i w pewnym sensie nim został. Ba! Nawet kilkukrotnie mi się śnił w jakichś dziwnych sytuacjach, czym zawsze się z nim dzieliłem. No, ale od początku...
Nie mam wiele do powiedzenia o samiuśkich początkach AR. Miałem kiedyś różne materiały na kasetach, "Evil prevails" na winylu, ale wszystko to teraz zbyt zamierzchłe, bym przypomniał sobie, jak to w ogóle brzmiało. A to, co mam na mp3 teraz wydaje się być zgrywane z prastarej taśmy, na którą była wcześnie nagrana "Zajebista Składanka nr 1". Brzmienie jest najgorsze możliwe, muzyka w zalążku, ale słychać tam to, co miało powrócić dopiero wiele lat później: Motorheadowe inspiracje (np. w "Not Anymore").
Zacznijmy więc od "The Diabolic Serenades". Była to pierwsza płyta CD, jaką kiedykolwiek kupiłem. Pamiętam dobrze, jak trafiła do mnie, z jaką ciekawością oglądałem książeczkę (której nie było zbyt wiele, prawdę mówiąc). Słuchałem muzyki nabożnie. Znałem już podobne rzeczy, minął rok czy dwa od kiedy zacząłem słuchać black metalu, to było jednak trochę inne. Te pogłosy w wokalach. Te mocne bębny. Teksty odnoszące się w większości do historii. Dziwne, ale ciągnęło mnie do tego, mimo że sama płyta - nie oszukujmy się - nie ma wielu "hitów" w naszym, specyficznym tego słowa rozumieniu. Jedynym jest chyba "Evil Prevails", które miało stać się nieśmiertelnym klasykiem. Pojawiła się formuła "książkowa" - tak to rozumiem, że Gunther widział swoje płyty jak książki, które mają prolog i epilog - w tym przypadku intro i outro, które wprowadzają i wyprowadzają z jego świata. Mało jest tak wspaniałych momentów, jak "Last Rites". Dla samych tych nastu sekund warto sięgnąć po ten album.
"Blasfemia Eternal" była już inna. To znamienne - właściwie każda płyta AR mocno się różni od poprzedniej, nie pomyliłbym ich nigdy, choć z drugiej strony - zna je wszystkie lepiej, niż zawartość własnych portek. Wciąż ciężka, ale już nie tak gęsta, do krypty dostało się powietrze. O ile "Diabolic Serenades" było kruszącym golemem, to "Blasfemia" jest wampirem. Wciąż historycznym, ale jakby wścieklejszym. Mam wrażenie, że tutaj Gunther mocniej już przemyślał temat "jak obrazić Boga?". To mnie czasem przeraża w jego tekstach. Większość tekstów blackmetalowych nie robi na nas żadnego wrażenia - są skończonym cliche, wszystkie są podobne, ta sama formuła, metoda, wykonanie. A tutaj straszne jest właśnie to, że jestem w stanie sobie wyobrazić, że mógłby to samo wykrzyczeć stoją z Bogiem twarzą w twarz. Hasła "Bóg jest świnią", czy "inspirowałem Nerona, by podpalił Rzym", czy też "Biblia i Koran - żałosne księgi kłamstw" uderzały we mnie szczerą prostotą i przekonaniem. Mają w sobie rozgoryczenie upadłego anioła.
"Fatherland" kontynuował odciążanie brzmienia na rzecz ostrości - tak to widzę. Stworzył być może najważniejszy utwór AR w ogóle, jakim jest "Mother Europe". Potem jeszcze wielokrotnie podejmowane były próby stworzenia podobnego hymnu, ale nie miały tej siły. Piękne jest to intro "Avondland". Mam wrażenie jednak, że pierwsza część płyty jest jednak lepsza od drugiej, zawiera tej najbardziej wyraziste utwory, "Aris", "Fatherland", "Mother Europe", a niektóre, hm. Tak jakby wydobyto je ze starej szafy, gdzie leżały niewykorzystane pomysły z czasów demówek, zwłaszcza "Seducer", czy "Rise and Fall". Nie są złe, ale psują spójność.
I tak dotarliśmy do "Dim Carcosa", której opis może przekroczyć moje siły. Pamiętam, jak spotkałem ją po raz pierwszy. Miałem 15 lat i byłem na wyciecze w Krakowie. Całą kasę wydawałem w Empiku, w którym znajdował się kosz z kasetami metalowymi za 5 zł. Kupiłem wtedy Enthroned, Labyrinth, Armored Saint i trochę innego szrotu. Ostatniego dnia uświadomiłem sobie, że zostało mi 10 zł, a to oznaczało dokładnie dwie kasety. Okładka "Dim Carcosa" nic mi kompletnie nie mówiła w sprawie gatunku, ale rzuciłem okiem na tytuły. Chciałem coś cięższego, a "Gotterdamerung", "Victory or Valhalla" i inne wydawały się być obiecujące. I tak moje ostatnie 5 zł przypadkiem wymieniłem na przedmiot, który tak trafił mi prosto w serce.
Włączyłem ją na walkmanie już w pociągu powrotnym. Zakochałem się. Czytałem teksty i pamiętam, pamiętam! Że gdy przeczytałem tekst do "North Sea" a potem go usłyszałem, dokładnie tak wyobrażałem sobie refren. Wybrzmiał w mojej głowie, zanim go w ogóle usłyszałem. Byłem kompletny. O każdym utworze mógłbym napisać oddzielną epistołę - nie przesadzam. Drukowałem te teksty, tłumaczyłem, zaznaczałem fragmenty, których nie rozumiałem. Ba! Istniało wówczas jeszcze forum AR, gdzie udzielał się Gunther, i pomagał mi zrozumieć niektóre rzeczy. Poprosilem go raz o kilka słów na temat każdego kawałka. Wyjebał taką epistołę, że nie mogłem w to uwierzyć - że ten gość, który nagrał tyle płyt, specjalnie dla mnie stworzył tak szerokie wyjaśnienia. Zajmowały ze dwie długości ekranu, i pewnie miały podobną długość jak ten post, który do Was piszę. A co najlepsze? Po zakupie płyty (nie kasety!) odkryłem, że tam już były długie wyjaśnienia! A on - mimo tego - napisał mi inne, spontaniczne. Wszystko to przekraczało moje pojmowanie. Miałem wtedy z 16 lat i byłem oszołomiony.
Żadnej innej płyty nie słuchałem tyle, co tej, i istnieje ogromne prawdopodobieństwo, że żadnej innej nigdy nie będę tyle słuchał. Robiłem to na wszystkie sposoby. W nabożnym skupieniu, podczas długich spacerów (chodziłem wówczas na piechotę do odległej o 6 km wsi nakarmić psa pozostałego po śmierci babci - w obie strony miałem 2 płyty do przesłuchania), w podróży w odległych krajach. W biegu i w bezruchu. Był czas, kiedy mógłbym bez problemu dostać kartkę, i napisać wszystkie teksty od zera.
Nie! Nie powstrzymam się! Jednak napiszę. Nie wszystko, ale trochę.
Zaczyna się od tych delikatnych dźwięków "The Return", które... jak to opisać? To coś tak już związanego z moją duszą. Gdy je słyszę, wiem, że wszystko jest w porządku ze światem. Mają w sobie coś uspokajającego jak alkohol, jak szklanka wina w ciepłe popołudnie na werandzie z widokiem na Sorakte.
W "Exile" powraca to, o czym pisałem przy "Blasfemii", czyli zadziwiająco mocne przekonanie, że to Diabeł ma rację w sporze z Bogiem. Że reprezentuje wartości, które bardziej przemawiają do piszącego. Wolność! To mocne wejście; jak wszystkie wejścia na płytach AR. Powtarzałem kiedyś każde słowo, wierząc w to samo; ale już nie dziś. Dziś za dużo nad tym myślę; nad tym, czy świadome ubliżanie Bogu to nie jest jednak potencjalnie kiepski pomysł. Ale to inna historia.
"Victory or Valhalla" za to przemawiało do mnie od zawsze na zawsze. Wezwanie silnej woli, które pomagało mi przetrwać gorsze dni. Trochę jak ta scena z "Ben Hura", gdzie żołnierz mówi: "Your eyes are full of hate; that's good. Hate keeps a man alive. It gives him strength." Powtarzające te wersy, słysząc te mocne riffy, czułem się sam mocniejszy.
"...And the horns called for war" - kocham jak własną matkę. Najwścieklejszy utwór na płycie. Gunther nigdy nie przepadał za muzułmanami, i tym razem też daje temu upust.
"North Sea" jest fantastyczny dlatego, że jest inny. Lżejszy, marynarski, ale nie w stylu Running Wild czy coś. Ma zwiewność statku na falach i coś takiego, że opowiadając tę jedną historię, przekonuje mnie, że mogła ona naprawdę się wydarzyć.
"Gotterdamerung" - lubie chyba najmniej, ale przez "najmniej" myślimy tu o skali tej płyty. Znowu odwaga tego tekstu trochę mnie onieśmiela. Czysto muzycznie, może ten początek nie do końca mnie przekonuje.
A universal message of love
Lessons for the world to be clear
But I sense megalomania in his word
Dogmatic, based on fear
And here I stand alone in the night
No god or master above me
Do I suffer from this lack of divinity?
"Ode to Ancient Europa" - ma ogromną nośność, ale nie aż taką, jak "Mother Europe". Przenosi mnie jednak w czasy, w których życie było prostsze, bo trzeba było zasiać żyto i marchew i rozwalić czaszkę wrogowi, który chciał je ukraść. Trochę jednak mierzi mnie brak Słowian w tekście (są dodani w książeczce, ale ten wers nei jest śpiewany).
"Remembrance" i "Lindisfarne" - piękne jest to, jak Gunther dobierał tematy tak, by było i po jego myśli ideologicznej, i było to historyczne. Znam takich, dla których jest to najlepszy kawałek na płycie.
"On Golden Fields" - ach, jeden z moich faworytów! Częściowo przez ten początkowy ciężąr, który faktycznie przypomina mi maszerującą armię. Gunther jest tu przekonujący - jego przodkowie faktycznie nieraz prowadzili rewolty miejskie, wyrzucające najeźdźcę. Znajduje się tutaj też przeciekawa solówka; a to dlatego ciekawa, że ma tonację pytania. Nie potrafię tego dobrze wyjaśnić, ale mam przemożna wrażenie, że spokojnie pod te dźwięki końcowe podstawić śpiewane pytanie, np. (wymyślam tylko przykładowo) "but what will you do when the darkness falls?". I ten zgiełk na końcu! Zgiełk, kompletny chaos, z którego wynurza się perfekcyjna, czysta melodia i śpiew. Perfekcja, idea przeniesiona z głowy na muzykę.
Na razie się zatrzymam - czuję się już zmęczony. Uzupełnię później.
Zawsze, od kiedy usłyszałem "Dim Carcosa", mówiłem że Ancient Rites jest dla mnie zespołem najważniejszym, a "Dim Carcosa" płytą, która zrobiła we mnie wszystko, co może zrobić muzyka. Mało tego - mam jakiś tam skromny kontakt z Guntherem, raz na ruski rok nawet wymienimy parę zdań. Był moim idolem, i w pewnym sensie nim został. Ba! Nawet kilkukrotnie mi się śnił w jakichś dziwnych sytuacjach, czym zawsze się z nim dzieliłem. No, ale od początku...
Nie mam wiele do powiedzenia o samiuśkich początkach AR. Miałem kiedyś różne materiały na kasetach, "Evil prevails" na winylu, ale wszystko to teraz zbyt zamierzchłe, bym przypomniał sobie, jak to w ogóle brzmiało. A to, co mam na mp3 teraz wydaje się być zgrywane z prastarej taśmy, na którą była wcześnie nagrana "Zajebista Składanka nr 1". Brzmienie jest najgorsze możliwe, muzyka w zalążku, ale słychać tam to, co miało powrócić dopiero wiele lat później: Motorheadowe inspiracje (np. w "Not Anymore").
Zacznijmy więc od "The Diabolic Serenades". Była to pierwsza płyta CD, jaką kiedykolwiek kupiłem. Pamiętam dobrze, jak trafiła do mnie, z jaką ciekawością oglądałem książeczkę (której nie było zbyt wiele, prawdę mówiąc). Słuchałem muzyki nabożnie. Znałem już podobne rzeczy, minął rok czy dwa od kiedy zacząłem słuchać black metalu, to było jednak trochę inne. Te pogłosy w wokalach. Te mocne bębny. Teksty odnoszące się w większości do historii. Dziwne, ale ciągnęło mnie do tego, mimo że sama płyta - nie oszukujmy się - nie ma wielu "hitów" w naszym, specyficznym tego słowa rozumieniu. Jedynym jest chyba "Evil Prevails", które miało stać się nieśmiertelnym klasykiem. Pojawiła się formuła "książkowa" - tak to rozumiem, że Gunther widział swoje płyty jak książki, które mają prolog i epilog - w tym przypadku intro i outro, które wprowadzają i wyprowadzają z jego świata. Mało jest tak wspaniałych momentów, jak "Last Rites". Dla samych tych nastu sekund warto sięgnąć po ten album.
"Blasfemia Eternal" była już inna. To znamienne - właściwie każda płyta AR mocno się różni od poprzedniej, nie pomyliłbym ich nigdy, choć z drugiej strony - zna je wszystkie lepiej, niż zawartość własnych portek. Wciąż ciężka, ale już nie tak gęsta, do krypty dostało się powietrze. O ile "Diabolic Serenades" było kruszącym golemem, to "Blasfemia" jest wampirem. Wciąż historycznym, ale jakby wścieklejszym. Mam wrażenie, że tutaj Gunther mocniej już przemyślał temat "jak obrazić Boga?". To mnie czasem przeraża w jego tekstach. Większość tekstów blackmetalowych nie robi na nas żadnego wrażenia - są skończonym cliche, wszystkie są podobne, ta sama formuła, metoda, wykonanie. A tutaj straszne jest właśnie to, że jestem w stanie sobie wyobrazić, że mógłby to samo wykrzyczeć stoją z Bogiem twarzą w twarz. Hasła "Bóg jest świnią", czy "inspirowałem Nerona, by podpalił Rzym", czy też "Biblia i Koran - żałosne księgi kłamstw" uderzały we mnie szczerą prostotą i przekonaniem. Mają w sobie rozgoryczenie upadłego anioła.
"Fatherland" kontynuował odciążanie brzmienia na rzecz ostrości - tak to widzę. Stworzył być może najważniejszy utwór AR w ogóle, jakim jest "Mother Europe". Potem jeszcze wielokrotnie podejmowane były próby stworzenia podobnego hymnu, ale nie miały tej siły. Piękne jest to intro "Avondland". Mam wrażenie jednak, że pierwsza część płyty jest jednak lepsza od drugiej, zawiera tej najbardziej wyraziste utwory, "Aris", "Fatherland", "Mother Europe", a niektóre, hm. Tak jakby wydobyto je ze starej szafy, gdzie leżały niewykorzystane pomysły z czasów demówek, zwłaszcza "Seducer", czy "Rise and Fall". Nie są złe, ale psują spójność.
I tak dotarliśmy do "Dim Carcosa", której opis może przekroczyć moje siły. Pamiętam, jak spotkałem ją po raz pierwszy. Miałem 15 lat i byłem na wyciecze w Krakowie. Całą kasę wydawałem w Empiku, w którym znajdował się kosz z kasetami metalowymi za 5 zł. Kupiłem wtedy Enthroned, Labyrinth, Armored Saint i trochę innego szrotu. Ostatniego dnia uświadomiłem sobie, że zostało mi 10 zł, a to oznaczało dokładnie dwie kasety. Okładka "Dim Carcosa" nic mi kompletnie nie mówiła w sprawie gatunku, ale rzuciłem okiem na tytuły. Chciałem coś cięższego, a "Gotterdamerung", "Victory or Valhalla" i inne wydawały się być obiecujące. I tak moje ostatnie 5 zł przypadkiem wymieniłem na przedmiot, który tak trafił mi prosto w serce.
Włączyłem ją na walkmanie już w pociągu powrotnym. Zakochałem się. Czytałem teksty i pamiętam, pamiętam! Że gdy przeczytałem tekst do "North Sea" a potem go usłyszałem, dokładnie tak wyobrażałem sobie refren. Wybrzmiał w mojej głowie, zanim go w ogóle usłyszałem. Byłem kompletny. O każdym utworze mógłbym napisać oddzielną epistołę - nie przesadzam. Drukowałem te teksty, tłumaczyłem, zaznaczałem fragmenty, których nie rozumiałem. Ba! Istniało wówczas jeszcze forum AR, gdzie udzielał się Gunther, i pomagał mi zrozumieć niektóre rzeczy. Poprosilem go raz o kilka słów na temat każdego kawałka. Wyjebał taką epistołę, że nie mogłem w to uwierzyć - że ten gość, który nagrał tyle płyt, specjalnie dla mnie stworzył tak szerokie wyjaśnienia. Zajmowały ze dwie długości ekranu, i pewnie miały podobną długość jak ten post, który do Was piszę. A co najlepsze? Po zakupie płyty (nie kasety!) odkryłem, że tam już były długie wyjaśnienia! A on - mimo tego - napisał mi inne, spontaniczne. Wszystko to przekraczało moje pojmowanie. Miałem wtedy z 16 lat i byłem oszołomiony.
Żadnej innej płyty nie słuchałem tyle, co tej, i istnieje ogromne prawdopodobieństwo, że żadnej innej nigdy nie będę tyle słuchał. Robiłem to na wszystkie sposoby. W nabożnym skupieniu, podczas długich spacerów (chodziłem wówczas na piechotę do odległej o 6 km wsi nakarmić psa pozostałego po śmierci babci - w obie strony miałem 2 płyty do przesłuchania), w podróży w odległych krajach. W biegu i w bezruchu. Był czas, kiedy mógłbym bez problemu dostać kartkę, i napisać wszystkie teksty od zera.
Nie! Nie powstrzymam się! Jednak napiszę. Nie wszystko, ale trochę.
Zaczyna się od tych delikatnych dźwięków "The Return", które... jak to opisać? To coś tak już związanego z moją duszą. Gdy je słyszę, wiem, że wszystko jest w porządku ze światem. Mają w sobie coś uspokajającego jak alkohol, jak szklanka wina w ciepłe popołudnie na werandzie z widokiem na Sorakte.
W "Exile" powraca to, o czym pisałem przy "Blasfemii", czyli zadziwiająco mocne przekonanie, że to Diabeł ma rację w sporze z Bogiem. Że reprezentuje wartości, które bardziej przemawiają do piszącego. Wolność! To mocne wejście; jak wszystkie wejścia na płytach AR. Powtarzałem kiedyś każde słowo, wierząc w to samo; ale już nie dziś. Dziś za dużo nad tym myślę; nad tym, czy świadome ubliżanie Bogu to nie jest jednak potencjalnie kiepski pomysł. Ale to inna historia.
"Victory or Valhalla" za to przemawiało do mnie od zawsze na zawsze. Wezwanie silnej woli, które pomagało mi przetrwać gorsze dni. Trochę jak ta scena z "Ben Hura", gdzie żołnierz mówi: "Your eyes are full of hate; that's good. Hate keeps a man alive. It gives him strength." Powtarzające te wersy, słysząc te mocne riffy, czułem się sam mocniejszy.
"...And the horns called for war" - kocham jak własną matkę. Najwścieklejszy utwór na płycie. Gunther nigdy nie przepadał za muzułmanami, i tym razem też daje temu upust.
"North Sea" jest fantastyczny dlatego, że jest inny. Lżejszy, marynarski, ale nie w stylu Running Wild czy coś. Ma zwiewność statku na falach i coś takiego, że opowiadając tę jedną historię, przekonuje mnie, że mogła ona naprawdę się wydarzyć.
"Gotterdamerung" - lubie chyba najmniej, ale przez "najmniej" myślimy tu o skali tej płyty. Znowu odwaga tego tekstu trochę mnie onieśmiela. Czysto muzycznie, może ten początek nie do końca mnie przekonuje.
A universal message of love
Lessons for the world to be clear
But I sense megalomania in his word
Dogmatic, based on fear
And here I stand alone in the night
No god or master above me
Do I suffer from this lack of divinity?
"Ode to Ancient Europa" - ma ogromną nośność, ale nie aż taką, jak "Mother Europe". Przenosi mnie jednak w czasy, w których życie było prostsze, bo trzeba było zasiać żyto i marchew i rozwalić czaszkę wrogowi, który chciał je ukraść. Trochę jednak mierzi mnie brak Słowian w tekście (są dodani w książeczce, ale ten wers nei jest śpiewany).
"Remembrance" i "Lindisfarne" - piękne jest to, jak Gunther dobierał tematy tak, by było i po jego myśli ideologicznej, i było to historyczne. Znam takich, dla których jest to najlepszy kawałek na płycie.
"On Golden Fields" - ach, jeden z moich faworytów! Częściowo przez ten początkowy ciężąr, który faktycznie przypomina mi maszerującą armię. Gunther jest tu przekonujący - jego przodkowie faktycznie nieraz prowadzili rewolty miejskie, wyrzucające najeźdźcę. Znajduje się tutaj też przeciekawa solówka; a to dlatego ciekawa, że ma tonację pytania. Nie potrafię tego dobrze wyjaśnić, ale mam przemożna wrażenie, że spokojnie pod te dźwięki końcowe podstawić śpiewane pytanie, np. (wymyślam tylko przykładowo) "but what will you do when the darkness falls?". I ten zgiełk na końcu! Zgiełk, kompletny chaos, z którego wynurza się perfekcyjna, czysta melodia i śpiew. Perfekcja, idea przeniesiona z głowy na muzykę.
Na razie się zatrzymam - czuję się już zmęczony. Uzupełnię później.
- trup
- Biały Weteran Forume Tańczący na Kurhanach Wrogów
- Posty: 15712
- Rejestracja: 26-11-2009, 14:38
Re: ANCIENT RITES
Zagadka - kto to jest w środku? :-))
hO Aster Tor Pente - "Give Light and The People Will Follow."
„Kto poznał świat, znalazł trupa, a kto znalazł trupa, świat nie jest go wart” (logion 57)
„Kto poznał świat, znalazł trupa, a kto znalazł trupa, świat nie jest go wart” (logion 57)
- Plagueis
- rasowy masterfulowicz
- Posty: 2905
- Rejestracja: 19-02-2015, 16:22
- Lokalizacja: South of Heaven
Re: ANCIENT RITES
Niejednokrotnie na tym forum zarzucałeś wiejskość, festyn czy inną cepeliadę najróżniejszym kapelom, którym niekoniecznie można by te łatki przypisać, a tymczasem przyznajesz, że chyba najbardziej festynowa płyta Ancient Rites, uczyniła ten zespół najważniejszym w Twoim życiu. Czyżby wioska wiosce nierówna? Ja rozumiem, że miałeś wtedy 15 lat (co by wiele tłumaczyło), ale z powyższego wywodu wynika, że do tej pory nic się nie zmieniło, więc trochę śmiesznie brzmi, gdy - dla przykładu - w surowym, nieokrzesanym i blackmetalowym "Lugburz" Summoning widzisz oczyma wyobraźni wąsatego pana z wąsem na weselu, ale cała ta nadęta epickość rodem z najgorszych kawałków Bal Sagoth (nie żebym coś miał przeciwko nim, pierwszą płytę nawet bardzo lubię) i niemalże powermetalowe melodie, które były chyba natchnieniem dla kapel pokroju Turisas (gdybyś nie znał, nie jest to komplement), zupełnie Ci nie przeszkadzają, a wręcz "zrobiły Tobie wszystko, co może zrobić muzyka". No nie ogarniam, psia mać! :)Karkasonne pisze: Zawsze, od kiedy usłyszałem "Dim Carcosa", mówiłem że Ancient Rites jest dla mnie zespołem najważniejszym, a "Dim Carcosa" płytą, która zrobiła we mnie wszystko, co może zrobić muzyka.
"The Diabolic Serenades" to dla mnie jeden z najważniejszych blackmetalowych krążków w historii gatunku, a Gunther'a szanuję, jak mało kogo na tej scenie - żeby nie było, że mam coś do Ancient Rites, bo mógłbyś tak pomyśleć. :)
"Argument stoi pierwszy, wykręt na szarym końcu."
Re: ANCIENT RITES
Nie mam pojęcia, to Ty?trup pisze:Zagadka - kto to jest w środku? :-))
Re: ANCIENT RITES
Wyłożę Ci pryncypia mojej filozofii i zadziwię jej prostotą!Plagueis pisze: Niejednokrotnie na tym forum zarzucałeś wiejskość, festyn czy inną cepeliadę najróżniejszym kapelom, którym niekoniecznie można by te łatki przypisać, a tymczasem przyznajesz, że chyba najbardziej festynowa płyta Ancient Rites, uczyniła ten zespół najważniejszym w Twoim życiu. Czyżby wioska wiosce nierówna? Ja rozumiem, że miałeś wtedy 15 lat (co by wiele tłumaczyło), ale z powyższego wywodu wynika, że do tej pory nic się nie zmieniło, więc trochę śmiesznie brzmi, gdy - dla przykładu - w surowym, nieokrzesanym i blackmetalowym "Lugburz" Summoning widzisz oczyma wyobraźni wąsatego pana z wąsem na weselu, ale cała ta nadęta epickość rodem z najgorszych kawałków Bal Sagoth (nie żebym coś miał przeciwko nim, pierwszą płytę nawet bardzo lubię) i niemalże powermetalowe melodie, które były chyba natchnieniem dla kapel pokroju Turisas (gdybyś nie znał, nie jest to komplement), zupełnie Ci nie przeszkadzają, a wręcz "zrobiły Tobie wszystko, co może zrobić muzyka". No nie ogarniam, psia mać! :)
Z powyższego wynika dziwne założenie. Postaram się zebrać całą dobrą wolę i potraktować to, co napisałeś tak, jakbym sam to napisał. Odpowiedziałbym tak: czy traktujesz "Dim Carcosa" jako płytę blackmetalową? Bo jeśli tak, to nie dziwię się ani trochę, że możesz być nią rozczarowany. Dla mnie to trochę tak, jakbyś dostał od kolegi pierwszy krążek Metal Church, ale kolega jest żartownisiem i powiedział, że to black metal. Ty odpalasz płytę - i z miejsca zakładasz, że to przecież nie black metal, za dużo melodii, czyste wokale, i się do niej zrażasz. Nie pozwala to zauważyć, że płyta sama w sobie jest świetna. Jeśli chcesz, potraktuj "Dim Carcosa" jako płytę powermetalową - dlaczego nie! - z cięższymi dodatkami, a nie na odwrót. Tym samym tak, jak może istnieć płyta stricte blackmetalowa, która ma wyraźny element przypału, to jej nie polubię, bo akurat ten melodyjny element nie pasuje do całości. Ale może istnieć też z gruntu melodyjna płyta, która jest spójna. Taka jest "Dim Carcosa".
Mówisz, że to najbardziej "wsiowa" płyta AR. Pozostaje mi zadać pytanie: na ile znasz ostatnie dwie, ze wskazaniem na ostatnią?
Turisaz, zgodnie z przewidywaniem, nie znam.
- hcpig
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 9587
- Rejestracja: 06-07-2008, 13:23
Re: ANCIENT RITES
Ale to wiocha straszna. Jak oni się mogli tym szitem w Wolfpacku podniecać.
Yare Yare Daze
- trup
- Biały Weteran Forume Tańczący na Kurhanach Wrogów
- Posty: 15712
- Rejestracja: 26-11-2009, 14:38
Re: ANCIENT RITES
Oszalałeś...? :-)) Nie niestety nie ja.Karkasonne pisze:Nie mam pojęcia, to Ty?trup pisze:Zagadka - kto to jest w środku? :-))
hO Aster Tor Pente - "Give Light and The People Will Follow."
„Kto poznał świat, znalazł trupa, a kto znalazł trupa, świat nie jest go wart” (logion 57)
„Kto poznał świat, znalazł trupa, a kto znalazł trupa, świat nie jest go wart” (logion 57)
- trup
- Biały Weteran Forume Tańczący na Kurhanach Wrogów
- Posty: 15712
- Rejestracja: 26-11-2009, 14:38
Re: ANCIENT RITES
O ostatniej lepiej nie wspominać. Straszna sraka. Napisałem taki ładny post odnośnie AR i mnie wylogowało... ech. Nie mam teraz czasu żeby pisać jeszcze raz. Ale co się odwlecze.Karkasonne pisze:Wyłożę Ci pryncypia mojej filozofii i zadziwię jej prostotą!Plagueis pisze: Niejednokrotnie na tym forum zarzucałeś wiejskość, festyn czy inną cepeliadę najróżniejszym kapelom, którym niekoniecznie można by te łatki przypisać, a tymczasem przyznajesz, że chyba najbardziej festynowa płyta Ancient Rites, uczyniła ten zespół najważniejszym w Twoim życiu. Czyżby wioska wiosce nierówna? Ja rozumiem, że miałeś wtedy 15 lat (co by wiele tłumaczyło), ale z powyższego wywodu wynika, że do tej pory nic się nie zmieniło, więc trochę śmiesznie brzmi, gdy - dla przykładu - w surowym, nieokrzesanym i blackmetalowym "Lugburz" Summoning widzisz oczyma wyobraźni wąsatego pana z wąsem na weselu, ale cała ta nadęta epickość rodem z najgorszych kawałków Bal Sagoth (nie żebym coś miał przeciwko nim, pierwszą płytę nawet bardzo lubię) i niemalże powermetalowe melodie, które były chyba natchnieniem dla kapel pokroju Turisas (gdybyś nie znał, nie jest to komplement), zupełnie Ci nie przeszkadzają, a wręcz "zrobiły Tobie wszystko, co może zrobić muzyka". No nie ogarniam, psia mać! :)
Z powyższego wynika dziwne założenie. Postaram się zebrać całą dobrą wolę i potraktować to, co napisałeś tak, jakbym sam to napisał. Odpowiedziałbym tak: czy traktujesz "Dim Carcosa" jako płytę blackmetalową? Bo jeśli tak, to nie dziwię się ani trochę, że możesz być nią rozczarowany. Dla mnie to trochę tak, jakbyś dostał od kolegi pierwszy krążek Metal Church, ale kolega jest żartownisiem i powiedział, że to black metal. Ty odpalasz płytę - i z miejsca zakładasz, że to przecież nie black metal, za dużo melodii, czyste wokale, i się do niej zrażasz. Nie pozwala to zauważyć, że płyta sama w sobie jest świetna. Jeśli chcesz, potraktuj "Dim Carcosa" jako płytę powermetalową - dlaczego nie! - z cięższymi dodatkami, a nie na odwrót. Tym samym tak, jak może istnieć płyta stricte blackmetalowa, która ma wyraźny element przypału, to jej nie polubię, bo akurat ten melodyjny element nie pasuje do całości. Ale może istnieć też z gruntu melodyjna płyta, która jest spójna. Taka jest "Dim Carcosa".
Mówisz, że to najbardziej "wsiowa" płyta AR. Pozostaje mi zadać pytanie: na ile znasz ostatnie dwie, ze wskazaniem na ostatnią?
Turisaz, zgodnie z przewidywaniem, nie znam.
Generalnie ja jestem nieobiektywny jeśli chodzi o AR. Łykam niemal wszystko. Nie zgodzę się, że DIM CARCOSA (zwłaszcza w sferze lirycznej) to padaka. Bardzo dojrzała o nostalgiczna płyta i kto śledził od początku drogę Ancient Rites to z pewnością wie, że to naturalna droga i historia. Wystarczy zresztą przeczytać wstęp który Gunther napisał do tej płyty. Mnie na późniejszych płytach AR drażni brzmienie perkusji i stóp. Ale im to wybaczam.
Nawiązując do "Total Misanthropia"
hO Aster Tor Pente - "Give Light and The People Will Follow."
„Kto poznał świat, znalazł trupa, a kto znalazł trupa, świat nie jest go wart” (logion 57)
„Kto poznał świat, znalazł trupa, a kto znalazł trupa, świat nie jest go wart” (logion 57)
- Plagueis
- rasowy masterfulowicz
- Posty: 2905
- Rejestracja: 19-02-2015, 16:22
- Lokalizacja: South of Heaven
Re: ANCIENT RITES
Traktuję ją jako coś na kształt melodyjnego black metalu z folkowymi i quasi symfonicznymi wpływami.Karkasonne pisze: Odpowiedziałbym tak: czy traktujesz "Dim Carcosa" jako płytę blackmetalową?
Chyba za bardzo koncentrujesz się na przynależnościach gatunkowych, które nie są tu zbyt istotne - czyżbyś wziął sobie do serca dwa wytłuszczone przymiotniki w moim poście? Użycie ich miało swój cel - termin "powermetalowy" ma u mnie bardzo pejoratywny wydźwięk, podczas gdy "blackmetalowy" bardziej leży mi na sercu (jeśli wiesz o co chodzi). :)Karkasonne pisze:Bo jeśli tak, to nie dziwię się ani trochę, że możesz być nią rozczarowany. Dla mnie to trochę tak, jakbyś dostał od kolegi pierwszy krążek Metal Church, ale kolega jest żartownisiem i powiedział, że to black metal. Ty odpalasz płytę - i z miejsca zakładasz, że to przecież nie black metal, za dużo melodii, czyste wokale, i się do niej zrażasz. Nie pozwala to zauważyć, że płyta sama w sobie jest świetna. Jeśli chcesz, potraktuj "Dim Carcosa" jako płytę powermetalową - dlaczego nie! - z cięższymi dodatkami, a nie na odwrót.
W przypadku "Dim Carcosa" historia z kolegą od Metal Church u mnie się nie sprawdza, gdyż znałem doskonale poprzedniczkę (ba! mam nawet na półce CD! :)), więc wiedziałem, czego się mogę spodziewać. Problem w tym, że festiwal ultramelodyjnego grania zapoczątkowany na "Fatherland" nie do końca przypadł mi do gustu (choć w momencie ukazania się płyty byłem bardzo na tak) i widzę to tak, że kultowy, zalatujący mrokami Średniowiecza twór, zmienił się w rozśpiewaną, do bólu melodyjną Arkonę (oczywiście tą rosyjską). Nie o takie Anciet Rites walczyłem...
Muszę jednak obiektywnie przyznać, że raz do roku włączę sobie "Fatherland" i uważam, że w swojej niszy jest to świetny album, może nawet jeden z lepszych. Możliwym jest, że z "Dim Carcosa" jest podobnie. Problem jest tylko jeden - nisza nie ta. :)
Spójna jest, owszem. Festyn jest na niej obecny od początku do końca.Karkasonne pisze:Tym samym tak, jak może istnieć płyta stricte blackmetalowa, która ma wyraźny element przypału, to jej nie polubię, bo akurat ten melodyjny element nie pasuje do całości. Ale może istnieć też z gruntu melodyjna płyta, która jest spójna. Taka jest "Dim Carcosa".
Słyszałem obie, ładunek melodii i patosu nie na moje uszy - zostawiam fanom Rhapsody i innych symfonicznych power metali. Poza tym napisałem (słowo-klucz) chyba, więc równie dobrze możesz ją zamienić na "Rubicon" i też będzie dobrze.Karkasonne pisze:Mówisz, że to najbardziej "wsiowa" płyta AR. Pozostaje mi zadać pytanie: na ile znasz ostatnie dwie, ze wskazaniem na ostatnią?
Turisas. W twórczości Finów jest wszystko to, co tak skutecznie odstrasza (przynajmniej mnie) w obecnym obliczu Anciet Rites. Mamy więc wszechobecny patos, folkowe melodie i instrumenty, symfoniczne zadęcie, śpiewy Wikingów etc. - jednymi słowy wieś tańczy i śpiewa na całego.Karkasonne pisze:Turisaz, zgodnie z przewidywaniem, nie znam.
Kwestię liryków pomijamy, bo te to klasa sama w sobie (choć te wczesne...;)). Wyżej napisałem, że bardzo szanuję Gunthera, a szanuję go między innymi za wiedzę i sposób, w jaki ją przekazuje.trup pisze: Nie zgodzę się, że DIM CARCOSA (zwłaszcza w sferze lirycznej) to padaka.
Rozumiem to, tyle tylko, że ta naturalna droga jakoś nie bardzo do mnie przemawia - nie te środki, nie ten sposób przekazu. Naturalny to był dla mnie przeskok z "The Diabolic Serenades" do "Blasfemia Eternal" (choć to też bardzo chwytliwy materiał, pozbawiony ducha wcześniejszych nagrań). Później zaczęło się granie przebojów...trup pisze:Bardzo dojrzała o nostalgiczna płyta i kto śledził od początku drogę Ancient Rites to z pewnością wie, że to naturalna droga i historia.
"Argument stoi pierwszy, wykręt na szarym końcu."
- Plagueis
- rasowy masterfulowicz
- Posty: 2905
- Rejestracja: 19-02-2015, 16:22
- Lokalizacja: South of Heaven
Re: ANCIENT RITES
Lori Bravo! :D :D :Dtrup pisze:Zagadka - kto to jest w środku? :-))
"Argument stoi pierwszy, wykręt na szarym końcu."
Re: ANCIENT RITES
Ad1. Odniosłem się do nich, bo sam je pogrubiłeś. Tak czy siak, Twój zarzut w odniesieniu do Summoning mógłbym przetłumaczyć w ten sposób, jakbyś powiedział: ,,Nie rozumiem - jadłeś bigos, a jak ktoś dosypał do niego cukru, to się zrzygałeś, a jak podsunęli ci ciasto czekoladowe, to zjadłeś ze smakiem. Jak to możliwe, skoro w bigosie cukier ci nie smakował?". Chyba nie muszę tutaj nic dodawać.Plagueis pisze: Traktuję ją jako coś na kształt melodyjnego black metalu z folkowymi i quasi symfonicznymi wpływami.
Chyba za bardzo koncentrujesz się na przynależnościach gatunkowych, które nie są tu zbyt istotne - czyżbyś wziął sobie do serca dwa wytłuszczone przymiotniki w moim poście? Użycie ich miało swój cel - termin "powermetalowy" ma u mnie bardzo pejoratywny wydźwięk, podczas gdy "blackmetalowy" bardziej leży mi na sercu (jeśli wiesz o co chodzi). :)
W przypadku "Dim Carcosa" historia z kolegą od Metal Church u mnie się nie sprawdza, gdyż znałem doskonale poprzedniczkę (ba! mam nawet na półce CD! :)), więc wiedziałem, czego się mogę spodziewać. Problem w tym, że festiwal ultramelodyjnego grania zapoczątkowany na "Fatherland"
Z tą ultramelodyjnością popadasz chyba w przesadę, ale rozumiem, że to forum i czasem sobie hiperbolizujemy...
Kontynuuję tam, gdzie zacząłem, czyli przy Dim Carcosa.
Po niej przyszła koncertówka "And the Hordes Stood as One". Ma piękny, nostalgiczny klimat, brzmi bardzo dobrze ogólnie i wiem, że nie ja jeden się nią jarałem. Zarzut mam wobec zbyt wysuniętych klawiszy i czasem niepotrzebnych czystych wokali. Ktoś zarzucał, że dogrywano w studio, ale myślę, że Gunther nie jest typem człowieka, który w ten sposób polepszałby swój produkt.
Wyjście "Rubicon" było dla mnie bardzo dużym wydarzeniem, bo była to pierwsze płyta Ancient Rites, która wyszła za mojej kadencji. Posłuchałem po raz pierwszy z płyty - nie chciałem psuć sobie wrażeń - i był to pierwszy i ostatni taki przypadek w mojej muzycznej historii. W pierwszym momencie byłem nawet lekko rozczarowany. Z jednej strony powiedziałem sobie - może z kolejnymi odsłuchami będzie lepiej? A z drugiej - przecież przesłuchałem właśnie całą płytę, co więcej mogę na niej usłyszeć? Ale jednak - z czasem wszystko wbiło się w banię mocniej, w tamtym czasie (2006) takie dźwięki mocno na mnie jeszcze działały, chociaż nei wiem, czy dzisiaj przyswoiłbym tak samo. Chyba niektóre momenty to byłoby dla mnie zbyt wiele: np. Thermopylae albo Ypres byłyby zbyt melodyjne nawet dla mnie. Ale jako całość wciąż kocham ten krążek jak własne dziecko.
Historię kończymy na "Laguz". Znowu czekałem jak na narodziny potomka, ale tym razem... Każdy wie. To straszne rozczarowanie, i mimo wielu odsłuchów - i jeszcze wiele razy będę na pewno jej słuchał, i pewnie będę jej regularnie słuchał do końca życia - płyta jest najwyżej dobra, a niektóre momenty są dla mnie wręcz żenujące. Serio, czuję wstyd, gdy ich słucham. Nie jest mi wstyd, że słucham - ale że Gunther to nagrał. Czuję się zdradzony, bo ufałem tak bardzo.
Ostatnie pytanie:
CZY KTOŚ Z WAS WIDZIAŁ/SŁYSZAŁ W OGÓLE ,,SCENES OF SPLENDOUR"? CZY TEN MATERIAŁ W OGÓLE ISTNIEJE?
- trup
- Biały Weteran Forume Tańczący na Kurhanach Wrogów
- Posty: 15712
- Rejestracja: 26-11-2009, 14:38
Re: ANCIENT RITES
Istnieje. To był jakiś w chuj mały limit. Kiedyś przez moment pojawił się w sieci. Video As the hordes... oglądałeś?Karkasonne pisze:Ad1. Odniosłem się do nich, bo sam je pogrubiłeś. Tak czy siak, Twój zarzut w odniesieniu do Summoning mógłbym przetłumaczyć w ten sposób, jakbyś powiedział: ,,Nie rozumiem - jadłeś bigos, a jak ktoś dosypał do niego cukru, to się zrzygałeś, a jak podsunęli ci ciasto czekoladowe, to zjadłeś ze smakiem. Jak to możliwe, skoro w bigosie cukier ci nie smakował?". Chyba nie muszę tutaj nic dodawać.Plagueis pisze: Traktuję ją jako coś na kształt melodyjnego black metalu z folkowymi i quasi symfonicznymi wpływami.
Chyba za bardzo koncentrujesz się na przynależnościach gatunkowych, które nie są tu zbyt istotne - czyżbyś wziął sobie do serca dwa wytłuszczone przymiotniki w moim poście? Użycie ich miało swój cel - termin "powermetalowy" ma u mnie bardzo pejoratywny wydźwięk, podczas gdy "blackmetalowy" bardziej leży mi na sercu (jeśli wiesz o co chodzi). :)
W przypadku "Dim Carcosa" historia z kolegą od Metal Church u mnie się nie sprawdza, gdyż znałem doskonale poprzedniczkę (ba! mam nawet na półce CD! :)), więc wiedziałem, czego się mogę spodziewać. Problem w tym, że festiwal ultramelodyjnego grania zapoczątkowany na "Fatherland"
Z tą ultramelodyjnością popadasz chyba w przesadę, ale rozumiem, że to forum i czasem sobie hiperbolizujemy...
Kontynuuję tam, gdzie zacząłem, czyli przy Dim Carcosa.
Po niej przyszła koncertówka "And the Hordes Stood as One". Ma piękny, nostalgiczny klimat, brzmi bardzo dobrze ogólnie i wiem, że nie ja jeden się nią jarałem. Zarzut mam wobec zbyt wysuniętych klawiszy i czasem niepotrzebnych czystych wokali. Ktoś zarzucał, że dogrywano w studio, ale myślę, że Gunther nie jest typem człowieka, który w ten sposób polepszałby swój produkt.
Wyjście "Rubicon" było dla mnie bardzo dużym wydarzeniem, bo była to pierwsze płyta Ancient Rites, która wyszła za mojej kadencji. Posłuchałem po raz pierwszy z płyty - nie chciałem psuć sobie wrażeń - i był to pierwszy i ostatni taki przypadek w mojej muzycznej historii. W pierwszym momencie byłem nawet lekko rozczarowany. Z jednej strony powiedziałem sobie - może z kolejnymi odsłuchami będzie lepiej? A z drugiej - przecież przesłuchałem właśnie całą płytę, co więcej mogę na niej usłyszeć? Ale jednak - z czasem wszystko wbiło się w banię mocniej, w tamtym czasie (2006) takie dźwięki mocno na mnie jeszcze działały, chociaż nei wiem, czy dzisiaj przyswoiłbym tak samo. Chyba niektóre momenty to byłoby dla mnie zbyt wiele: np. Thermopylae albo Ypres byłyby zbyt melodyjne nawet dla mnie. Ale jako całość wciąż kocham ten krążek jak własne dziecko.
Historię kończymy na "Laguz". Znowu czekałem jak na narodziny potomka, ale tym razem... Każdy wie. To straszne rozczarowanie, i mimo wielu odsłuchów - i jeszcze wiele razy będę na pewno jej słuchał, i pewnie będę jej regularnie słuchał do końca życia - płyta jest najwyżej dobra, a niektóre momenty są dla mnie wręcz żenujące. Serio, czuję wstyd, gdy ich słucham. Nie jest mi wstyd, że słucham - ale że Gunther to nagrał. Czuję się zdradzony, bo ufałem tak bardzo.
Ostatnie pytanie:
CZY KTOŚ Z WAS WIDZIAŁ/SŁYSZAŁ W OGÓLE ,,SCENES OF SPLENDOUR"? CZY TEN MATERIAŁ W OGÓLE ISTNIEJE?
hO Aster Tor Pente - "Give Light and The People Will Follow."
„Kto poznał świat, znalazł trupa, a kto znalazł trupa, świat nie jest go wart” (logion 57)
„Kto poznał świat, znalazł trupa, a kto znalazł trupa, świat nie jest go wart” (logion 57)
Re: ANCIENT RITES
W sumie. Chyba nigdy nie widziałem żadnego DVD z koncertu, prawdę mówiąc. Ale racja, uzupełnię. A co do ,,Scenes..." to szukam tego właściwie od zawsze, a nigdy nie widziałem najmniejszego śladu - nic na aukcjach, nic w necie, allegro, ebay, Ruscy, nic nic nic.
- uglak
- mistrz forumowej ceremonii
- Posty: 9758
- Rejestracja: 15-06-2012, 12:03
- Lokalizacja: ארץ ישראל
- Plagueis
- rasowy masterfulowicz
- Posty: 2905
- Rejestracja: 19-02-2015, 16:22
- Lokalizacja: South of Heaven
Re: ANCIENT RITES
Ja wszystko doskonale rozumiem, problem jednak w tym, że zauważasz cukier w bigosie w przypadku Summoning (choć dla mnie to niezrozumiałe, bo na debiucie wszystko ładnie się ze sobą komponuje), a inny bigos z cukrem nazywasz ciastkiem czekoladowym - praktycznie od początku tego właśnie tyczył się mój zarzut względem Twoich wypowiedzi. Chyba nie muszę tutaj nic dodawać. :)Karkasonne pisze: Twój zarzut w odniesieniu do Summoning mógłbym przetłumaczyć w ten sposób, jakbyś powiedział: ,,Nie rozumiem - jadłeś bigos, a jak ktoś dosypał do niego cukru, to się zrzygałeś, a jak podsunęli ci ciasto czekoladowe, to zjadłeś ze smakiem. Jak to możliwe, skoro w bigosie cukier ci nie smakował?". Chyba nie muszę tutaj nic dodawać.
Ani trochę, jest to muzyka do bólu melodyjna. Może oceniam ją trochę przez pryzmat death metalu i najróżniejszych technicznych połamańców, których dużo się u mnie kręci, ale nie wydaje mi się, żeby jakoś drastycznie wpływały one na obiektywną ocenę stanu rzeczy. Dodam przy tym, że sam się wychowywałem na melodiach chyba najbardziej melodyjnego tworu w historii metalu, jakim jest/był Helloween. :)Karkasonne pisze:Z tą ultramelodyjnością popadasz chyba w przesadę, ale rozumiem, że to forum i czasem sobie hiperbolizujemy.
"Argument stoi pierwszy, wykręt na szarym końcu."