Chodziło mi raczej o coś innego. Weźmy takiego Petera - jest też medialny, mówi "wysokim tonem", chociaż jest w tym mniej nadęcia i przekraczania Rubikonu. Jego zespół jest podobnie jak Behemoth rozpoznawalny za granicą, ma podobny status, obracają się w tym samym świecie. Ale Peter albo nie ma takiej siły przebicia, albo parcia na szkło, bo nie widzę go, by pierdolił kocopoły przebrany za księdza w telewizji śniadaniowej, nie ma go na okładkach Gali czy innego gówna, nie włóczy się po sądach i nie wylewa żalów w necie o tym, że walczy z cenzura kościołem i chuj wie czym jeszcze. Nie wciska się do każdego programu w którym pokaże swoją facjatę, nie jest jurorem w jakimś tam Voice of Poland czy jak to się tam zwie - po prostu udziela wywiadów jak na muzyka przystało i nagrywa płyty. Inna inszość to jakość tych płyt, ale o tym można dyskutować w innym temacie.
Gdyby oceniać Nergala tylko przez pryzmat muzyki, to nie odmówię mu tego, że nagrał kilka dobrych rzeczy. Mi tam podoba się "Demigod" i "Evangelion", reszta niekoniecznie. A ostatnio bardziej skupia sie na teledyskach, internetowym cyrku, nowych sesjach z nowymi strojami rodem z taniego horroru, a muzyka schodzi na dalszy plan. Nie mówi się o muzyce, mówi się o tym, czy Nergal wygra sprawę w sądzie, nikt nie mówi, że płyta jest świetna, tylko spuszcza się nad plakatem, który bodzie jak kolec uczucia religijno patriotyczne jakichś środowisk, które do tej pory miały w dupie istnienie takiego zespołu jak Behemoth. Nawet tutaj, po premierzenowej płyty było kilka stron o tym jak ona brzmi, czy jest kalką dokonań innych, po czym przez kolejne 345677 stron znów można czytać o jego coraz bardziej żałosnych akcjach, wypowiedziach czy prowokacjach. Bo gdyby tej otoczki zabrakło, to o muzyce pewnie też zbyt wiele się nie powiedziało. Miała przekraczać Rubikon, ledwo zdołała przeskoczyć kałużę. Szum medialny wokół zespołu robi więcej niż sztab speców od reklamy czy fanów, którzy polecają między sobą płytę.
Gdyby Nergala odciąc od social mediów, od mediów w ogóle, to Behemoth nie miałby takiego sukcesu. A na pewno od kilku ostatnich płyt. Wcześniej ta błazenada z makijażami wpisywała się w kanon gatunku i muzyka broniła się sama, później błazenada wzięła górę, a muzyka - moim zdaniem - jest coraz bardziej......nijaka. No ale fanem Behemotha nie jestem, więc wybaczcie jeśli posądzicie mnie o herezje.