Ulver
Wywiad przeprowadził [V]
W ciągu kilku ostatnich lat wiele się zmieniło w obozie Ulver. Po onirycznym i wyciszonym "Shadows of the Sun" zespół wydał kolejną płytę która spotkała się z mieszanym reakcjami ze strony fanów i prasy, następnie nadszedł czas intensywnego koncertowania, co również wiązało się z przełamaniem pewnych przyzwyczajeń, gdyż jak powszechnie wiadomo charyzmatyczny lider przez wiele lat wzbraniał sie przed odgrywaniem swojej muzyki na żywo i konfrontowaniem jej z publicznoscią.
Wreszcie przyszedł czas gdy na rynek trafił album zawierajacy covery psychodelicznych piosenek z lat sześćdziesiątych,wydawnictwo bardzo entuzjastycznie przyjęte przez lwią część sympatyków grupy.Wkrótce potem w obozie norweskich wilków zapanowala cisza,aż do czasu gdy na ich oficjalnej stronie pojawił się pewien komunikat wyrażajacy głębokie rozczarowanie względem finansowego aspektu prowadzenia zespołu...
Oto co do powiedzenia miał mózg zespołu Kristoffer Rygg gdy zadzwoniłem do niego w pewien styczniowy poranek.Hey Kris, dziękuję że znalazłeś chwilę czasu na naszą rozmowę. Na początku pozwól, że zapytam o oświadczenie, które nie tak dawno ukazało się na Waszej oficjalnej stronie. Jest tam wiele gorzkich słów na temat biznesu muzycznego i jego obecnej kondycji. Zastanawiałem się jak to jest możliwe, że po tych wszystkich koncertach, sprzedanych płytach, koszulkach etc. zespół został praktycznie bez pieniędzy?
Hah, dobre pytanie, to nie jest jednak tak,że nie mamy żadnych pieniędzy. Żylibysmy wówczas w zbyt pesymistycznej, dysfunkcjonalnej rzeczywistości. Ale faktem jest, że nawet grając koncerty operujemy dużymi kwotami, typowy koncert ULVER zamyka sie w kwocie 6000€, na różnych stopniach takiego przedsięwzięcia jest tak wielu ludzi i wydatków zaangażowanych w cały projekt, menadżerów, którzy odliczają sobie procent, ale i tak na sam koniec masz pięciu gości, którzy w zasadzie robią całą robotę i musisz między nich podzielić tą niewielką sumę, która zostaje. Poza tym musimy
opłacać nasze studio, bieżące wydatki z tym związane, więc jak widzisz jest tego sporo. Zwłaszcza teraz, gdy robimy tą bombastyczną i angażującą wiele środków produkcję z orkiestrą. To jest dość ekskluzywna rzecz dlatego też dużo kosztuje. Taka jest rzeczywistość.
Czy trudno było Ci zdobyć się na to, aby za pośrednictwem oficjalnej strony zachęcić fanów do składania donacji na poczet przyszłych produkcji Twojego zespołu?
Tak, to było bardzo trudne. Zdobycie się na to, aby za pośrednictwem paypala zakomunikować fanom: "jeśli chcecie nam odpalić jakąś działkę, proszę bardzo" (śmiech). To było nam obce, zmusiliśmy samych siebie do wykonania takiego kroku, ale wierzymy, że to ma sens, niewielu to zrobi, ale pomyśl - większość ludzi ma trzy, cztery zespoły za którymi podążają, których poczynania śledzą z wielkim zainteresowaniem. Gdybym ja miał okazję coś takiego zrobić i wspomóc jakiegoś artystę którego szanuję zrobiłbym to bez zastanowienia, ponieważ wiem jak to działa. Na przykład jeśli kupiłeś nasze ostatnie cztery płyty, zapłaciłeś 15€ za każdą, to z tego jedynie 3€ trafia do naszej kieszeni. W pewien sposób jest to bardzo ironiczne. Poza tym dzisiaj muzyka jest w sieci chwilę po tym jak została stworzona. Dlatego naszą nową płytę wydamy w wielu formatach. Niektóre z nich będą bardzo ekskluzywne i będą kosztować o wiele więcej niż np. typowy winyl, ale tak to obecnie wygląda, wszystko się zmienia. Musimy myśleć inaczej i dostosowywać się do zmieniających warunków.
Wobec tego, czy myślisz, że mógłbyś ze swoim zespołem osiągnąć większą popularność, uczynić Waszą nazwę tak znaną i rozpoznawalną jak np. Radiohead?
Nie jestem pewien czy to jest wciąż możliwe. Jeśli wspominasz o Radiohead, wiesz w latach 90tych miałeś te super wielkie zespoły które budowały swoją pozycję od zera i miały swoich wyznawców. W naszym przypadku nie wiem czy zachodzi taka ewentualność. Jest zbyt wiele zespołów na rynku. Osobiście nie jestem wielkim fanem Radiohead - oczywiście chciałbym by mój zespół był tak rozpoznawalny, ale jeśli mówimy tutaj o osiągnięciu wielkiego spektakularnego sukcesu to wiąże się to z zatrudnieniem menadżerów, specjalistów od public relation etc. My zawsze działaliśmy po swojemu, nie przyjmowaliśmy takiego modelu. Kilka lat temu mieliśmy co prawda menadżera, ale ów stan rzeczy utrzymywał się jedynie przez rok. Kluczową sprawą jest dla nas posiadanie absolutnej kontroli, co wydaje mi się w obecnych czasach rzadkim zjawiskiem. Spójrz ile zespołów wypuszcza płyty i zaraz zatrudnia menadżerów. Stara się sprzedać swój produkt i to w wielu wypadkach działa, ale czasem cena jest zbyt wysoka. Poza tym wciąż wierzymy, że nie musisz robić rzeczy w stereotypowy sposób, aby osiągnąć pewien sukces. Nie musisz rozmawiać ze wszystkimi, nie musisz siebie cały czas reklamować, sprzedawać. Jako zespól spędzamy olbrzymią ilość czasu w studio robiąc muzykę. Dopieszczamy nasze kompozycje, pracujemy nad nimi. Nie mamy więc zbyt wiele czasu, aby ganiać dookoła wszystkich bawiąc się w gwiazdy rocka.
Wiesz,w idealnym świecie Ulver powinien być wielką nazwą i robić masę kasy, wszak jest potężny rynek zbytu na alternatywne dźwięki. Być może jednym z powodów dlaczego wciąż kojarzy Was relatywnie mała grupa ludzi jest fakt, że ludzie są uprzedzeni i wiążą Wasz szyld z black metalową przeszłością?
Dziękuje za komplement, oczywiście masz słuszność wyrażając taki pogląd, ale zauważ również, że nie tworzymy typowych rock/popowych kawałków które mogłyby stać się hitami w jakichś rozgłośniach radiowych. Być może poza naszym ostatnim albumem z coverami gdzie znalazło się trochę chwytliwego grania… cóż więcej mogę powiedzieć.
Ok, wróćmy na moment do waszej ostatniej studyjnej płyty "Wars of the roses". Dotarło do mnie wiele sprzecznych opinii, wydaje się, że wielu ludziom ten album nie przypadł do gustu tak bardzo jak wasze poprzednie wydawnictwa,w kuluarach szeptano,że eksperymenty nie wyszły zbyt dobrze,że album nie ma spójnej struktury i jest bardzo nierówny. Jaka jest Twoja opinia na ten temat?
Lubie ten materiał. Oczywiście, ta płyta powstawała w pośpiechu - nigdy wcześniej tak szybko nie składaliśmy albumu do kupy. Nie podzielam jednak do końca tych sugestii, które płyną od fanów. Mogę się zgodzić, że jest tu kilka znaków, które zdradzają , że śpieszyliśmy się z niektórymi pomysłami, ale równocześnie ta płyta ma bardzo mocne strony. Jestem dumny z tekstów jakie sie tu znalazły. Są tu też piosenki, które absolutnie kocham - jak "England" czy "Islands". "Providence" jest dobrym utworem. Spośród wielu opinii wyłapałem, że wiele osób oczekiwało większego odstępstwa od tego co zaproponowaliśmy na "Shadows of the Sun", liczyli na bardziej oryginalny,
radykalny album. Dotarły do mnie te krytyczne komentarze, że kontynuujemy to co zaczęliśmy na poprzedniej płycie. Będąc jednak kompletnie szczerym uważam "Wars of the Roses" za mocną propozycję, jestem z niej dumny.
Spośród krytycznych głosów zauważyłem również takie, które utyskiwały na obecność Daniela w zespole, mówiło się, że Ulver stał się bardziej brytyjski, spuścił odrobinę z tonu i złagodniał. Co Ty na to?
To nie ma zbyt wiele wspólnego z osobą Daniela, ponieważ to był kierunek który obraliśmy tak czy inaczej. Postanowiliśmy zaprosić go do zespołu, ponieważ dostarczył wiele rzeczy, które chcieliśmy osiągnąć. W ciągu ostatnich kilku lat staliśmy się (zwłaszcza na żywo) znowu zespołem niemalże rockowym. Pojawiły się bębny, gitary, tradycyjne elementy, których nie było w naszej muzyce od dawna. Daniel żyje w Londynie, my rezydujemy w Oslo i pracujemy cały czas. On nie jest częścią naszego najnowszego projektu z orkiestrą Tromso ze względu na swoje inne zobowiązania. Kooperacja z orkiestrą pochłania mnóstwo czasu i pieniędzy, dlatego zabraliśmy się za nią sami. Daniel został w Anglii, nie uczestniczy w tym w najmniejszym stopniu. Być może dołączy do nas przy okazji kolejnego albumu. Odnośnie naszej współpracy i wpływu Daniela na Ulver myślę, że ludzie dochodzą do pewnych konkluzji zbyt pochopnie.
Wielu ludzi opisałoby Waszą muzykę jako bardzo mroczną, ale ulegam wrażeniu, że stopniowo pojawia sie w niej coraz więcej światła, ciepłych barw i dźwięków. Czy to świadoma decyzja?
Tak, ale może bardziej chodzi tu o dynamikę samych kompozycji. Serce ciemności zawsze jest tam obecne. Myślę, że nasz pogląd w tej materii, nie jest właściwie tym najzdrowszym, jeśli spojrzysz na to z filozoficznej perspektywy (śmiech). Wciąż walczymy z własnymi obsesjami, demonami. Ale wiesz, słucham sobie tych rzeczy które robimy teraz i zdecydowanie nie są to jakieś radosne, promienne dźwięki. Nikt nie musi się martwić, nie staniemy się mięczakami, nie poddaliśmy się jeszcze woli bożej (śmiech). Nasza muzyka jest bardziej dojrzała, osadzona w rockowej tradycji. Wiesz, starzejemy się, dobijam do czterdziestki i nasz muzyka jest odbiciem tych procesów. Ta cała gotycka estetyka to cliché, coś głupiego w gruncie rzeczy.
Jak zawsze wydajesz się być bardzo zapracowanym gościem. Jak obecnie dzielisz swój czas pomiędzy tworzenie nowej muzyki, zajmowanie się sprawami zespołu, opiekę nad dziećmi, rozmowy z prasą?
Właściwie jesteś pierwszą osobą z prasy z którą rozmawiam od miesięcy, więc nie jest to coś co robię zbyt często. Zresztą, wywiady to jak możesz zauważyć nie jest coś w czym jestem dobry, często zapominam o nich (śmiech). Wiesz , gdy dzieci są ze mną to nie ma mnie między 9.00 a 16.00, zawożę je do szkoły, jadę do studia, odbieram dzieciaki i wracamy do domu, obiad, zadania domowe, spać (śmiech). Całkiem zwyczajne życie prawdę mówiąc. W następnym tygodniu nie jestem z dziećmi i prawdopodobnie będę spędzał więcej czasu w studio, pewnie do godzin nocnych. Tak to mniej więcej wygląda, To sztuka znalezienia właściwego balansu jak przypuszczam.
Jak opisałabyś relacje jakie aktualnie panują w zespole? Spotykacie się poza studiem, na gruncie towarzyskim?
Tak, ale nie za często, bo jak wiesz widzimy siebie prawie cały czas, więc ... nie żebym był jakoś szczególnie towarzyską osobą, ale gdy już wychodzę to wolałbym wykorzystać okazję i spotkać przyjaciół, których nie widziałem od dawna. Jeśli chodzi o atmosferę panującą w zespole mieliśmy swoje wzloty i upadki, jak większość kreatywnych relacji. W jakiś zatrważający sposób przypomina to małżeństwo. Mieliśmy swoje problemy, ale jesteśmy teraz w dobrym miejscu. Komunikacja działa bez zastrzeżeń. Jak powiedziałem, Daniel nie jest częścią naszego najnowszego projektu, ale mysle,że za rok wróci do zespołu z nowymi pomysłami
Jak wspominasz prace nad "Childchood’s End"? Jak z Twojej perspektywy wyglądał proces zajmowania się piosenkami, które napisał ktoś inny wiele lat temu?
To bez wątpienia łatwiejsze niż tworzenie własnych numerów, gdy nic nie jest gotowe i wszystko można zakwestionować. Gdy masz już gotową piosenkę , całe zadanie wydaje się prostsze. Dotyczy to już bardziej elementów brzmienia czy finalnego miksu. Tworzenie utworów z niczego jest zawsze największym wyzwaniem, wychodzenie z dobrymi pomysłami, tematami muzycznymi jest bardzo wymagające. Podobnie pisanie dobrych tekstów, inwestujemy w to masę czasu.

Z których płyt swojego zespołu jesteś najbardziej dumny?
"Shadows of the Sun" stoi najwyżej w moim zestawieniu, podobnie jak i w moim życiu (śmiech).
Wiec osobiście, będąc z Tobą kompletnie szczerym, gdybym miał wybrać dwa albumy z naszej dyskografii z których jestem najbardziej usatysfakcjonowany wskazałbym na "Shadows of the Sun" i "Childchood’s End". Dwa bardzo różne krążki, ale to skończone produkty, brzmią dobrze i zawierają niesamowitą muzykę. Zwłaszcza Shadows, spędziliśmy rok robiąc tą płytę, poświęcając sie tylko temu. Myślę, że ta płyta wychodzi ponad to co się wydaje, poza dzisiejszy kanon. Ten album spotkał sie z niezwykle ciepłym przyjęciem ze strony fanów.
Jesteś zadowolony z Waszych występów i powrotu na scenę? Jak sie czujesz spotykając na koncertach pijanych nastolatków którzy wciąż zagadują Cię o black metalową trylogię etc?
Nie, nie jestem zadowolony z koncertów(smiech). Mieliśmy naprawdę magiczne, świetne występy, ale mieliśmy też totalnie gówniane. Często jakość występu nie zależy w stu procentach od nas. Coś może na miejscu szwankować z technicznego punktu widzenia, coś się może sypać, dziesiątki rzeczy są poza naszą kontrolą gdy gramy na żywo. Ze spotykaniem pijanych fanów nie było tak źle. Gdy jesteśmy na trasie przeważnie sami jesteśmy nawaleni więc były to raczej pozytywne doświadczenia (śmiech).
Jesteś optymistą jeśli chodzi o przyszłość muzyki? Wciąż masz w sobie tą energie i zapał nastolatka, który chce podpalić świat?
Tak, co prawda mogę być w tym dość pretensjonalny, ale ulegam tendencji do postrzegania wszystkiego z historycznej perspektywy, widząc, że wciąż jest pewna robota, którą ktoś musi zrobić (śmiech). Spoglądam na muzyke z szerokiej perspektywy i widzę kilka rzeczy, w których chcę się zrealizować
zanim wrzucę na luz i postanowię trochę odpocząć. Więc, tak, wciąż czuję sie zarażony kreatywną energią.
Jak komunikujesz sie z fanami? Zauważyłem, że pozbyłeś się ostatnio swojego konta na facebooku (śmiech).
Tak (śmiech). To przekleństwo tak naprawdę, te wszystkie media społecznościowe, jak śmieć od którego się uzależniasz. Ostatecznie łapiesz się na tym, że spędzasz zbyt wiele czasu poświęcając się mało istotnej aktywności. Co kurwa jadłeś na obiad, co dzisiaj robiłeś? Wiele naszego dziedzictwa, magii życia zostało stracone poprzez tą społecznościową dżunglę. Dlatego więc wyjąłem wtyczkę i skasowałem swoje konto. Co robimy, kim jesteśmy, co jemy nie ma takiego znaczenia. Ludzie, którzy to śledzą tracą perspektywę, biznes się zmienia, nastolatki chcą kawałek Ciebie, prawdopodobnie za parę lat zobaczysz interaktywne płyty z tonami video zza kulis, ze studia, z opcją podążania za zespołem niczym w reality show. Dla mnie jest to trudne do zaakceptowania, jestem oldskulowcem, preferuję zachowanie zdrowego dystansu. Nie znam każdego detalu o gościu który zrobił muzyke którą ja kocham. Rozumiem, że trudno jest wyznaczyć granice i dać do zrozumienia tym, którzy są z zespołem co jest w porządku a co nie, ludzie muszą sami sobie odpowiedzieć na pytanie jak wiele to zbyt wiele.
Bardzo cenię sobie album który nagrałeś z Danielem Cardoso pod szyldem Head Control System. Jest jakaś szansa na kontynuowanie tej współpracy?
Będąc szczerym, nie ma na to szans, to nie jest również do końca moja muzyka, ale myśle, że to co zrobiliśmy jest bardzo dobre w tej rockowo/metalowej estetyce. Płyta niestety słabo sie sprzedała, myślę, że gdybyśmy wówczas wydali ją w większej firmie płyta poradziłaby sobie na rynku znacznie lepiej. Chciałem sie sprawdzić jako rockowy wokalista, więc była masa dobrej zabawy.
Ok, na koniec trochę historii, w 1997 pracowałeś jako producent w studiu nad "Wolf’s Lair Abyss" legendarnego Mayhem. Pamiętasz coś szczególnego z tego okresu? Jakieś wspomnienia, którymi chciałbyś się podzielić z naszymi czytelnikami?
(długa cisza) To pierwszy materiał po śmierci Euronymousa tak?
Tak
Nic specjalnego nie przychodzi mi do głowy (śmiech). Pamiętam, że dzieliliśmy salę prób z Mayhem, ja wówczas udzielałem się jeszcze w Arcturus. Spędzaliśmy mnóstwo czasu z Necrobutcherem i Maniakiem. Rozkręciliśmy wówczas własne studio i oni przyszli do nas by zmiksować ich materiał. Byłem dość świeży w tych sprawach i myślę , że ta muzyka to oddaje. Prawdopodobnie nie brzmi zbyt dobrze (śmiech). Ale tak, wtedy non stop wpadaliśmy na tych gości.
Na koniec, kiedy możemy spodziewać sie nowej płyty?
Razem z Tromso Orkiestra wypuszczamy materiał w tym roku, w kilku różnych formatach, prawdopodobnie Kscope wypuści wersje CD, zobaczymy czy choć część zainwestowanych srodków sie zwróci. Możemy nawet pójść w jakieś totalne retro, wypuścić kasety, skórzane edycje winyli, zobaczymy (śmiech). To bardzo duże, megalomańskie przedsięwzięcie, mniej lub bardziej powrót do muzyki elektronicznej. Myślę, że gdzieś od 2002 może 2003 roku odnaleźliśmy brzmienie, z którym możesz identyfikować nasz zespół, jest miks między brzmieniem cyfrowym i analogowym, jest miks różnych elementów, teraz jeszcze dochodzi orkiestra. O czym usłyszycie już wkrótce.
Vulture
12/01/2013