Morbid Angel
Wywiad przeprowadził Jarosław Giers ‘aNZ_hell_mo’
Nie ma się co oszukiwać „Illud Divinum Insanus”, to najbardziej kontrowersyjne (dyskusyjne) dzieło w dorobku Morbid Angel. To prawdziwy kij wsadzony w fanowskie mrowisko. Jego zawartość podnosi ciśnienie i rozpala forumowe polemiki do białości. Choć z drugiej strony, ten zespół od zawsze chodził ścieżkami, które sobie sam wytyczał. Poniżej rozmowa z Davidem Vincentem, przeprowadzona kilka tygodni przed premierą „IDI” Wywiad ten pojawił się w Rzeźni na antenie Antyradia w nocy z 5 na 6 czerwca 2011.
aNZ: Zacznijmy od pewnej retrospekcji. W 1996 roku, kiedy opuszczałeś Morbid Angel, Internet dopiero raczkował. Gdy po ośmiu latach powróciłeś na łono zespołu cyfrowa rewolucja była już w pełnym rozkwicie. Czy ten skok technologiczny miał wpływ na ciebie jako muzyka i jako odbiorcę-konsumenta muzyki?
David Vincent: Mi osobiście ułatwiło to wiele spraw. Często korzystam z komputera i myszkuję po sieci. Technologia może być twoim sprzymierzeńcem, jeżeli wiesz jak z nią postępować. Niestety jest też druga strona medalu: Internet ułatwił i upowszechnił kradzież i nielegalną dystrybucję muzyki, filmów i wielu innych rzeczy. To się przekłada na spadek sprzedaży płyt, na odwoływane trasy koncertowe, na ograniczane budżety filmów. Artyści są okradani z owoców swojej ciężkiej pracy. Łatwy dostęp do muzyki w sieci, to bardzo kusząca perspektywa. Ja jestem nieco staroświecki i nadal kupuję płyty czy filmy. Mam świadomość, że jeśli tego nie zrobię, to zespół lub artysta mogą nie nagrać kolejnej płyty lub nie nakręcić nowego filmu. Jeżeli uważacie się za prawdziwych fanów muzyki, wspierajcie zespoły kupując legalne nośniki z ich twórczością.
aNZ: Jestem ciekawy twojej opinii na temat płyt Morbid Angel bez twojego udziału? Wielu fanów uważa, że nie są to złe krążki lecz czegoś/kogoś im brakuje… w domyśle ciebie
David Vincent: To oczywiste, że te albumy musiały się różnić. Przecież Steve i ja mamy różne charaktery, różnimy się podejściem do tematu jako muzycy. Poza tym sporo zależy od ludzi z którymi współpracujesz. Moim zdaniem są to bardzo dobre materiały. Trey zawsze miał nosa do wyszukiwania utalentowanych muzyków do współpracy i ma niesamowity zmysł muzyczny. Nie spotkałem w swoim życiu drugiej takiej osoby, on jest jedyny i niepowtarzalny. Cieszę się, że znów jestem częścią Morbid Angel i że mogę z nim pracować.
aNZ: Jak tylko wróciłeś do zespołu pojawiła się presja na nową płytę Morbid Angel. Wystawiliście jednak naszą cierpliwość na ciężką próbę. Musiało minąć siedem długich lat zanim poznaliśmy najnowsze dzieło. Kiedy zaczęły powstawać nowe kompozycje i ile czasu zajęło wam skompletowanie materiału?
David Vincent: Trudno mi podać konkretne daty i czas. Pierwszym wspólnie skomponowanym kawałkiem był „Nevermore”, który stał się singlem promującym nowy krążek. Zaczęliśmy grać go na koncertach, żeby dać ludziom znak, że pracujemy nad czymś nowym, że być może będzie nowy krążek Morbid Angel. Numer ten został bardzo dobrze przyjęty przez publiczność. To poniekąd entuzjazm fanów sprawił, że ta płyta powstała. Powstała dzięki ludziom, dla których Morbid Angel jest nie tylko kolejnym ekstremalnym zespołem metalowym ale odcisnął swoje piętno w ich życiorysach. Nasze podejście do dźwiękowej materii i przekaz zawarty w tekstach został doceniony. To nas mocno zmotywowało do pracy nad tym albumem.
aNZ: Jak wyglądał wkład pozostałych muzyków w komponowanie?
David Vincent: To zespołowe dzieło, każdy dorzucił coś od siebie. Destructhor - nasz nowy gitarzysta napisał samodzielnie dwa utwory na ten krążek. Tworzymy teraz zgrany team, mam na myśli nie tylko zespół, ale też menedżera i wytwórnię. Myślę, że to wszystko zaowocuje wkrótce po 6 czerwca, kiedy płyta trafi do was. Ja z niecierpliwością odznaczam w kalendarzu każdy dzień, który pozostał do premiery.
aNZ: Kiedy okazało się, że Pete Sandoval ze względu na swoje problemy zdrowotne nie będzie w stanie uczestniczyć w pracach nad „Illud Divinum Insanus”?
David Vincent: To stało się bardzo wcześnie. Kiedy postanowiliśmy sobie: żadnych koncertów, żadnych tras, dopóki nie zrobimy tej płyty. Zaczęliśmy próby i szybko okazało się, że mamy duży problem. Znaleźliśmy się w sytuacji podbramkowej. Pete to nasz przyjaciel, wiedzieliśmy że musi się poddać specjalistycznym zabiegom od których zależało jego być albo nie być. Teraz jest już po operacji. Jesteśmy z nim w ciągłym kontakcie. Jest dla nas kimś bardzo bliskim, członkiem rodziny wręcz i martwimy się o niego. Staramy się go wspierać i zagrzewać do wypełniania zaleceń lekarzy i rehabilitantów. Czas pokaże czy nadejdzie taki dzień, że Pete będzie mógł znów z nami grać i jeździć w trasy. Wiele zależy tu od niego samego.
aNZ: Jak znaleźliście zastępcę - Tima Yeunga? Jesteście zadowoleni z efektów jego pracy?
David Vincent: Nie nazwałbym go zastępcą. Nie zgadzam się ze stwierdzeniem: „nie ma ludzi niezastąpionych”. Ludzi nie zastępuje się, ot tak! Tim jest po prostu inną osobą w naszym zespole. To doskonały bębniarz z własnym stylem gry. Nie wymagaliśmy od niego aby wchodził „w buty” Pete’a, tylko żeby zagrał swoje. Na tej płycie wyraźnie słychać, że jest nietuzinkowym gościem.
aNZ: Tytuł albumu „Illud Divinum Insanus” oraz kilku kawałków „Omni Potens”, „Existo Vulgore” i „Profundis - Mea Culpa” zdradzają łacińskie korzenie. Łacina uznawana jest za martwy język, co zainspirowało cię do sięgnięcia po nią?
David Vincent: Odpowiem nieco przekornie. Coś jest martwe na tyle, na ile ty tak uważasz. To mnie właśnie zainspirowało do spróbowania czegoś innego. Do dodania czegoś nowego. To był impuls, jeden z wielu które pojawiły się podczas prac nad tym albumem. Nie jest to bynajmniej wyznacznik kierunku w którym będę podążał, raczej jeden z elementów układanki, tworzących ten krążek. Jeden z pierwszych utworów, które powstały miał prawie cały tekst napisany po hiszpańsku. Pewnego wieczora siedziałem nad nim i rozmyślałem nad nowymi ścieżkami wyrazu i wtedy wpadł mi do głowy pomysł z łaciną.
Ten krążek jest bardzo różnorodny i takie było nasze założenie. Ekstremalna różnorodność pod każdym względem, począwszy od kompozycji poszczególnych kawałków, poprzez sposób w jaki zostały zaaranżowane i zagrane, na przekazie skończywszy. I wszystko nam tu pięknie gada. Tacy jesteśmy, zawsze dążymy do ekstremum!
aNZ: Czy ten tytuł da się jakoś przetłumaczyć z łaciny na angielski?
David Vincent: Nie, nie ma takiej potrzeby! Chętnie natomiast zdradzę jego sens. Uważam, że nasza kreatywność jest darem sił wyższych. Darem który często sprowadza na nas szaleństwo.
aNZ: Od zarania dziejów byliście zespołem wyznaczającym standardy ekstremalnego grania. Nowy krążek nie jest tak zwarty i homogeniczny jak poprzednie wydawnictwa. Nazwanie go po prostu ’deathmetalowym’ będzie sporym uproszczeniem, zgodzisz się ze mną?
David Vincent: Tak, to prawda. Zaliczono nas w poczet zespołów deathmetalowych w początkach naszej działalności, bo wtedy wszystko co ekstremalne zwane było death metalem. Jednak od zawsze chcieliśmy i staraliśmy się tworzyć muzykę według naszych zasad, nie zwracając uwagi na etykiety czy trendy. Z biegiem czasu wypracowaliśmy swoją autorską formułę brzmieniową. W naszej muzyce nadal są elementy charakterystyczne dla death metalu - nie wypieramy się tego ale bardziej skłaniam się do określenia naszej twórczości mianem muzyki ekstremalnej. Death metal jako gatunek jest jak małe pudełko, zaś muzyka ekstremalna, to rama na której możesz rozpiąć płótno o dowolnej powierzchni. Nie lubimy się ograniczać, cały czas ewoluujemy.
aNZ: Jest na tej płycie sporo nowych elementów. “Too Extreme”, “Destructos Vs. The Earth/Attack” czy “Radikult” z pewnością wzbudzą kontrowersje w odbiorze. Jesteście na to przygotowani?
David Vincent: Tak! Mam świadomość, że w stylistyce do której się zbliżyliśmy we wzmiankowanych utworach dominują programowalne brzmienia. Jednak na “Illud Divinum Insanus” nie usłyszysz takowych. Każdy bit na tym krążku został zagrany na żywo. Wszystkie partie bębnów nagrywał Tim. Nie ma tu żadnej lipy! Pytano mnie już: Jak to zagracie na żywo? Będziecie korzystali z automatu perkusyjnego? Po cholerę nam automat! Na tej płycie nie ma niczego sztucznego.
Zdecydowaliśmy się na takie aranżacje, żeby brzmienie bębnów było bardziej zróżnicowane niż na poprzednich wydawnictwach. To było bardzo ciekawe doświadczenie, bo część wykorzystanych zagrywek, wywodzi się wręcz z perkusyjnego abecadła. Co więcej Tim opanował nawet patenty typowe dla automatów perkusyjnych! Nagrał to wszystko w studiu podczas sesji “IDI” i zapewniam cię, że będzie w stanie zagrać to na żywo.
aNZ: Czy to prawda, że pracując nad "IDI" Trey zgłębiał dokonania holenderskiej sceny hardcore techno?
David Vincent: Nie tylko Trey, wszyscy tego słuchaliśmy. To bardzo ekstremalne brzmienia. Jeżeli chodzi o mnie, kiedy słucham muzyki, nie liczy się dla mnie gatunek czy styl, ale klimat i ładunek energetyczny. W mroczno-industrialnych dokonaniach Laibach odnajduję pokrewieństwa z tym, co tworzymy jako Morbid Angel. Liczy się artystyczny zamysł, nie stylistyka. Uwielbiam mroczne rzeczy. W nagraniach Nosferatu, czy Angerfist tkwią niesamowite pokłady agresji, to muzyczna ekspresja przepojona gniewem. Również w muzyce klasycznej możemy odnaleźć sporo mrocznych utworów. Uwielbiam pogrążać się w mroku.
aNZ: Muszę przyznać, że twój głos brzmi na tym krążku brutalnie jak nigdy dotąd.
David Vincent: Ciężko pracowałem podczas sesji. Uwalniałem emocje nagromadzone podczas powstawania tego albumu. Nie zastanawiałem się, nie kalkulowałem. To zapis ówczesnych nastrojów. Jestem w 100% zadowolony z efektu.
aNZ: Kim jest osoba odpowiedzialna za oprawę graficzną krążka?
David Vincent: To Gustavo (Sazes - przyp. aut.). Było kilka osób zainteresowanych wykonaniem dla nas oprawy graficznej do nowego albumu. Nie dawaliśmy autorom żadnych wskazówek. Chcecie coś dla nas stworzyć? Zdajcie się na siebie, ufamy wam. Dostaliśmy sporo naprawdę ciekawych projektów, ale kiedy Gustavo podesłał swoje szkice, wystarczył nam rzut oka i spojrzenie po sobie, i już wiedzieliśmy: To jest to! Nie musimy już dalej szukać! To jest esencja tego, co zawarliśmy na „Illud Divinum Insanus”: moc, pewność swojej wartości i wieloaspektowość tworu zwanego Morbid Angel!
aNZ: W tych ciężkich czasach wytwórnie walcząc o względy i portfele nabywców płyt, wypuszczają albumy w różnych formatach i wersjach. Co trafi do sklepów 6 czerwca?
David Vincent: Opowiem o jednej wersji, którą jestem szczególnie mocno podekscytowany. Chodzi o niesamowity box z tryptykiem. Nadal nie mogę uwierzyć, że coś takiego nam się udało! (Zestaw składa się z: drewnianej skrzynki z trójnawowym ‘ołtarzykiem’, plakatu w formacie A1, okazjonalnego t-shirta, dwóch kolorowych, 180 gramowych winyli z rozkładaną kopertą, specjalnego kuponu uprawniającego do pobrania bonusowego nagrania, krążka CD z książeczką oprawioną w prawdziwą skórę oraz kadzidełek i świec wraz z lichtarzami - przyp. aut.). Jestem osobą, która uwielbia specjalne wydania i kolekcjonuję je od dawna. Podwójne winyle w rozkładanych kopertach z dodatkowymi zdjęciami, plakatami, etc., to zawsze mnie kręciło. Bardzo często trafiały na ściany mojego lokum. Kiedy wytwórnia poruszyła kwestię wypuszczenia albumu w specjalnej wersji, odpowiedź była jedna: Pewnie! Ale zaraz pojawiło się pytanie: A możemy? Oczywiście! - usłyszeliśmy - Czekamy na wasze propozycje i będziemy dyskutować. Było to dla nas zaskoczenie, bo poprzedni wydawcy nie mogli lub nie chcieli się na coś takiego zdobyć. Jeżeli temat pojawiał się w negocjacjach, był zamykany krótkim: Nie! Tym razem usłyszeliśmy: To doskonały pomysł! Stwórzmy coś, co zapadnie ludziom w pamięć. Jesteśmy bardzo zadowoleni z podejścia Season Of Mist do tematu. Stworzyliśmy coś naprawdę niezwykłego. Nie jest to tania rzecz (129 Euro w e-sklepie Season Of Mist - przyp. aut.) i wielu fanów zdecyduje się na zakup tańszych wersji za pośrednictwem witryn typu Amazon czy iTunes, ale ja nie mogę doczekać się swojego egzemplarza. Zajmie poczesne miejsce w moim domu i z nieukrywaną dumą będę go pokazywał gościom!
aNZ: Na singlu “Nevermore” poprzedzającym wydanie płyty na stronie B znalazł się remiks “Destructos Vs. The Earth” autorstwa norweskiej formacji Combichrist. Jak doszło do współpracy z nimi?
David Vincent: Andy’ego znam od lat. Wiesz jak to jest w tym biznesie, każdy zna każdego, he, he! Kiedy ze strony wytwórni padło pytanie, co umieścimy na stronie B tego wydawnictwa, jedną z propozycji był właśnie remiks. Kogo znamy, kto mógłby to zrobić? Odparłem, że znam Andy’ego - lidera Combi. Kiedy powiedziałem mu o naszym pomyśle, był lekko zaskoczony. Naprawdę tego chcecie? - zapytał. Podeślemy ci nagranie, rzuć na to uchem, może ci podejdzie i coś z tego wyczarujesz. Byliśmy pierwszym ekstremalnym zespołem, który poprosił go o takową przysługę. Posłuchał, zapalił się do tego i zrobił swoje. Czy powstał utwór, który stanie się ulubieńcem fanów Morbid Angel? Nie! Traktujemy go na zasadzie ciekawostki. Z pewnością znajdą się tacy, którzy stwierdzą: Niespodzianka! Nie spodziewaliśmy się tego po was.
Lubimy zaskakiwać!
aNZ: Dzięki za rozmowę i do zobaczenia na koncertach. Jak podejrzewam nie będziecie się nudzić w najbliższych tygodniach.
David Vincent: Lada dzień wyruszamy do Azji, potem odwiedzimy Australię. Kolejne miesiące spędzimy w Europie. Będą to głównie występy festiwalowe - Sweden Rock, Hellfest, Wacken. W sierpniu pojawimy się też w Polsce na Metal Hammer Festival. We wrześniu przyjdzie czas na Środkową i Południową Amerykę oraz wizytę w Japonii.
www.morbidangel.com
www.season-of-mist.com