Zaloguj się na forum
×

Premiera



  • Squash Bowels

    Wywiad przeprowadził Robert JurkiewiczPiąta płyta Squash Bowels od ubiegłego roku sieje spustoszenie na ziemskim łez padole. Minister zdrowia ponoć zaskoczona jest faktem, że zakażeni z własnej i nieprzymuszonej woli rezygnują z propozycji darmowych szczepień i radośnie oddają się chorobie. Współtwórca zamieszania, gitarzysta Andy, oczekuje na kolejne wieści na temat pandemii śledząc poranne wiadomości w RMF FM. Wyjawia także, że choć koń to piękne i szlachetne zwierze, należy obchodzić się z nim bardzo ostrożnie. Dlaczego nie należy patrzeć darowanemu koniu w …. dupę?

    Andy: He, he, he…. bo może Cię osrać. Z dupą żartów nie ma :-)

    Śledząc tytuły Waszych utworów można dojść do wniosku, że kwestię tekstów traktujecie z dużym przymrużeniem oka. Teksty nie znalazły się we wkładce do płyty, poproszę wiec o potwierdzenie lub obalenie mojej teorii …

    Andy: Nasze tytuły i teksty są jak Twoje pierwsze pytanie i jak trafnie zauważyłeś na tej płycie podeszliśmy do tego tematu wyjątkowo luźno. Doszliśmy do wniosku, że jeśli chodzi o "nieupolityczniony" Grind Core, czy Gore Grind to nie teksty są najważniejsze, a muzyka. Nie będziemy więc się specjalnie spinać z tego powodu i wymyślać czegoś co tak naprawdę nas nie interesuje. Postawiliśmy na dobrą zabawę, więc tytuły mają jedynie akcent humorystyczny.

    Odnoszę wrażenie, że podobny luz i dystans cechuje nie tylko tytuły utworów, ale także Wasze podejście do własnej twórczości i tworu zwącego się Squash Bowels. Mają na to wpływ lata spędzone na scenie oraz fakt, że jesteście facetami, którzy naście lat mają od jakiegoś czasu za sobą?

    Andy: Oczywiście tutaj też masz rację. Po kilku koncertach w nowym składzie, a następnie trasie koncertowej w USA i Meksyku z tymi samymi ludźmi doszliśmy do wniosku że trzeba zmienić porządki, które zaczęły niszczyć ten zespół. W związku z tym po kolejnych przetasowaniach w zespole postanowiliśmy podejść do wszystkiego z ogromną wręcz rezerwą i luzem. Nie spinamy się w związku z nagraniami, nie jeździmy za wszelką cenę na każdy koncert i nie silimy się nawet na specjalną ekstremalność naszej muzyki. Jak widać, czytając wszelakie recenzje "Grindvirus", wyszło nam to na dobre.

    W 2009 roku miała miejsce premiera piątej płyty Squash Bowels "Grindvirus". Materiał to bardzo udany, intensywny, świetnie brzmiący. Skąd u Was tyle energii i determinacji?

    Andy: Tak jak powiedziałem przed chwilą. Troszkę dystansu i luzu wyszło wszystkim na dobre. W poprzednim składzie nagranie takiej płyty byłoby wręcz niemożliwe. Zespół to grupa ludzi, która ma się ze sobą dobrze czuć i świetnie bawić. Osiągnęliśmy optymalny skład i sprawdził się on w 100 % w studio i sprawdza się na wszelkiego rodzaju wyjazdach i koncertach. Do studia pojechaliśmy nie tylko nagrać płytę, ale też dobrze się bawić. To był naprawdę świetny tydzień, a Hertz studio i Białystok w ogóle, to doskonałe miejsca, które swoja atmosferą sprzyjają takim sesjom. Popracowaliśmy trochę przed sesją, nagraliśmy w studio co mieliśmy nagrać, a Wojtek i Sławek dołożyli do tego wszystkiego swoje przysłowiowe 5 groszy i wyszła płyta jaka wyszła.

    Jak wygląda proces kompozycyjny w Squash Bowels? Mieszkacie w odległych od siebie miejscach, więc regularne próby raczej nie wchodzą w grę?

    Andy: Kiedyś bywało różnie. Mieliśmy próby bardzo rzadko. Po dojściu Mariusza sytuacja ta się zmieniła. Ja mieszkam w Przysusze, on przyjeżdża i tak praktycznie co tydzień, więc próbę mamy raz w tygodniu, co śmiem twierdzić, jest bardzo dużo w porównaniu z tym, co było kilka lat temu. Artur mieszka na stałe w Brukseli z całą swoją rodziną. Stara się przylatywać do nas raz w miesiącu aby nie stracić czucia w palcach i świni w gardle. Gramy wtedy próbę w całym składzie a po niej spijamy co się da w miłym towarzystwie J Przed samą sesją "Grindvirus" zamknęliśmy się w sali prób na 3- 4 dni, aby skonfrontować nasze pomysły dotyczące nowych numerów. To w zupełności wystarczyło.

    Na "Grindvirus" zadebiutował perkusista Mariusz Miernik znany z udziału w nieistniejącym Damnable. Czy to właśnie wspólna muzyczna przeszłość zadecydowała o obsadzeniu właśnie jego na stanowisku bębniarza?

    Andy: Wspólna muzyczna przeszłość oraz pewność człowieka. Miał on naprawdę dużą przerwę w graniu, więc musieliśmy mu zaufać, że szybko nadrobi te kilka lat. O całą resztę się nie martwiliśmy, gdyż grałem z nim przez kilka ładnych lat w DAMNABLE, wiec wiedziałem czego mogę się po nim spodziewać jako człowieku. Zaległości techniczne nadrobiliśmy w pół roku, a reszta wyglądała tak jak się spodziewaliśmy. Mariusz mocno zaangażował się w sprawy zespołu i w swoją grę, przy czym świetnie się z nim rozumiemy i nie ma z tego powodu żadnych niedociągnięć. Dodatkowo wszyscy jesteśmy w podobnym wieku, przez co nie ma zamieszania i niepotrzebnych konfliktów. No i nikt nie chce zostać gwiazdą muzyki Grind Core he, he, he…..

    Partie perkusji na płycie brzmią świetnie. W jakie zespoły/projekty angażował się w tak zwanym międzyczasie Mariusz, bo niemożliwe jest, by muzyk prezentujący tak wysoką formę miał wieloletni rozbrat z graniem?

    Andy: Sęk w tym, że miał rozbrat i aby to nadrobić musieliśmy naprawdę ostro popracować na próbach. Owszem nie był to taki zupełny rozbrat, gdyż często go spotykałem na ulicy i mówił mi o tym, że gra na perkusji sam dla siebie. Stwierdziłem, że skoro gra to może być idealny dla Squash Bowels, bo jest praktycznie na miejscu. To była bardzo dobra decyzja.

    Kilka pytań wstecz przywołałem nazwę Damnable. Są plany odnośnie reaktywacji tego zespołu?

    Andy: Gramy sobie czasami nasze stare numery Damnable. Gdybyśmy poćwiczyli to pewnie nie byłby to problem aby reaktywować zespół, ale na obecną chwilę to co robimy w Squash Bowels w zupełności nam wystarczy.



    Słyszę na "Grindvirus" muzykę zagraną z zaraźliwą wręcz pasją. W jaki sposób udaje się Wam zachować i utrwalić emocje oraz autentyzm podczas pracy w studio, gdzie trzeba uważać, powtarzać, analizować?

    Andy: Tak jak mówiłem wcześniej nie traktujemy sesji nagraniowej ze specjalnym spięciem. Pojechaliśmy tam na luzie i z bananami na ustach, wiedząc że i tak coś dobrego z tego wyjdzie. W swoim życiu byłem w studio już kilkanaście razy, wiec po takiej praktyce, w takim towarzystwie i z takimi realizatorami, jedziesz do studia zupełnie bezstresowo, tym bardziej, gdy masz świadomość, że pieniążki płaci kto inny.

    Nagrywaliście w białostockim Hertz Studio. Dlaczego właśnie to miejsce okazało się najlepsze do rejestracji nowych utworów?

    Andy: Wszystkie utwory, jakie do tej pory zostały profesjonalnie zarejestrowane w studio, zostały nagrane właśnie w Hertz Studio, więc ogólnie nie widzę powodów, aby to zmieniać. To najlepsze miejsce w jakim nagrywaliśmy, z najlepsza atmosferą, realizatorami i zapleczem socjalnym. Poza tym jest to studio, do którego, jeśli wchodzisz z zamierzonym planem na brzmienie, to możesz być pewny, że Twój plan powiedzie się co najmniej w 90 %. To dość duże prawdopodobieństwo uzyskania tego, co się chce. Dodatkowo Sławek i Wojtek to dobrzy znajomi Artura, więc dlaczego mamy dać zarobić obcym a nie znajomym he, he ….

    We wkładce widnieje informacja, że zespół wraz z Hertz Studio jest producentem płyty. Na czym oprócz marudzenia i kręcenia nosem polegała rola muzyków Squash Bowels w procesie produkcyjnym?:)

    Andy: Dosłownie na wszystkim. Producent to osoba odpowiedzialna za całokształt brzmienia i aranżacji płyty. Jednym słowem, nie było tam innego producenta. Tylko nas trzech i bracia Wiesławscy. Dotargaliśmy też do Hertz’a swój własny sprzęt i na nim też nagrywaliśmy, co niewątpliwie przełożyło się też na brzmienie tej płyty.

    "Executive producer: Willowtip Records", taki zapis oznacza, że Wasz nowy wydawca także angażował się w powstanie "Grindvirus". Dobrze mieć zaangażowanego pryncypała?

    Andy: Oczywiście, że się angażował. Przecież oni zapłacili grubymi dolarami za całą produkcję.

    Poproszę o kilka zdań na temat okoliczności nawiązania współpracy z Willowtip Records, firmą znaną, uznaną i zrzeszającą pod swoimi skrzydłami kilka świetnych kapel.

    Andy: Kiedy Artur podjął decyzję o zakończeniu działalności z Lifestage Prod. zostaliśmy zupełnie na tak zwanym, przysłowiowym lodzie. Nie mieliśmy żadnego wydawcy, a co z tym idzie pieniążków na sesję nagraniową. Poszperałem co nieco po necie, pomyślałem gdzie chciałbym wydać nową płytę i bardzo sensowną wytwórnią wydała mi się Willowtip Rec. Powiem szczerze, że była to wytwórnia, która bardzo mnie intrygowała, gdyż nigdy (w jakiej sprawie bym nie pisał) mi nie odpisali. Wiedziałem, że w katalogu mają naprawdę dobre ekipy i tak naprawdę nie chcą się wymieniać na wydawane przez siebie płyty. Pomyślałem, że skoro wydają tak dużo dobrego Grind Core’a, to może jest tam też miejsce dla Squash Bowles. Napisałem czy nie chcieliby wydać nam nowego krążka i o dziwo po raz pierwszy otrzymałem od nich odpowiedź. Jason napisał, że jest fanem Love Songs i No Mery i że z przyjemnością wyda nowy krążek Squash Bowels. Uzgodniliśmy szczegóły, przysłali bardzo dobry kontrakt, podpisaliśmy go i tak znaleźliśmy się w Willowtip. Póki co jesteśmy bardzo zadowoleni. Zobaczymy jak to będzie wyglądać dalej.

    Wierzycie, że nowy wydawca pomoże szerzej wypromować Squash Bowels i wynieść zespół na wyższy pułap? Macie apetyt na bardziej okazałą karierę?

    Andy: Pewnie Cię rozczaruję, ale nie. Jesteśmy za starzy na jakieś okazałe kariery J

    Załóżmy, że "Grindvirus" odniesie zasłużony sukces, posypią się propozycje tras koncertowych i trzeba będzie postawić wszystko na jedną szalę, wyjechać w świat pozostawiając za sobą uporządkowane, usystematyzowane życie. Zdecydujecie się na taki ruch?

    Andy: Rozmawialiśmy o tym sporo i doszliśmy do wniosku, że trasy koncertowe nie są nam potrzebne do szczęścia. Możemy rozważyć propozycję trasy na 5 do 7 koncertów. Dłuższe są już nie dla nas. W swoim życiu zagrałem już trochę tras koncertowych i wiem jakie to jest męczące. Wyjątkiem byłyby trasy koncertowe w miejscach, gdzie jeszcze nigdy nie graliśmy, czyli Australia, Japonia, Nowa Zelandia, kraje azjatyckie takie jak Singapur, Tajlandia, Indonezja oraz dalszy podbój Ameryki Południowej. Nie pogardzilibyśmy też wizytą na zachodnim wybrzeżu USA.

    Skoro jesteśmy przy temacie koncertów, to zaznaczę, że chętnie sprawdziłbym siłę oddziaływania "Grindvirus" ze scenicznych desek. Będę miał taką okazję? Jak wyglądają koncertowe plany Squash Bowels? Willowtip wspomoże Was w tej materii?

    Andy: Nie sądzę, przynajmniej w Europie w obecnej chwili nie ma takich planów, aby wytwórnia organizowała nam jakieś trasy koncertowe. Jeśli tak propozycja się pojawi, to będziemy myśleć co z tym zrobić. Mam nadzieje, że nie będzie to trzytygodniowa trasa po Europie J. Jeśli chodzi o Polskę, to chętnie pogramy, jednak niezbyt wielu organizatorów zainteresowanych jest Squash Bowels. W sumie mnie to wcale nie dziwi, gdyż popularność Grind Core’a w Polsce jest raczej znikoma.

    W Europie wydawcą nowej płyty jest Selfmadegod. Czym różni się wersja europejska od tej sygnowanej logo Willowtip?

    Andy: Jeśli mam być szczery to tylko i wyłącznie logiem wytwórni na odwrocie. Po prostu jest to dokładnie ta sama wersja. Willowtip Rec. ma prawa do sprzedaży na terenie całego Świata z wyjątkiem Europy, gdzie prawa do sprzedaży ma Slefmadegod Rec.

    "Grindvirus" zdobi intrygująca, oryginalna i świetnie wykonana okładka. Pomysł pochodzi od autora, czy to sugestia zespołu?

    Andy: Powiedziałem Łukaszowi w jakim stylu chcemy mieć okładkę. Zasugerowałem mu jaką techniką ma być wykonana. Całe reszta, czyli pomysł i wykonanie to już sprawa Łukasza. Jak pewnie wiesz, Łukasz to osoba intrygująca, oryginalna i od zawsze perfekcyjna, stąd tym bardziej nie dziwi fakt, że okładka przez niego wykonana jest dokładnie taka sama.

    Mam rozumieć, że to co dzieje się z bohaterem obrazu jest wynikiem działania nowego wirusa? "Grindvirus" ma dobić świat po serii dotychczasowych schorzeń, czy może jego zadaniem jest zakażenie ludzkości grindem?

    Andy: W zasadzie to nie wiem. Nie planowaliśmy nic specjalnego, a sam tytuł wymyślony został ot tak po prostu, bez specjalnego przesłania i zupełnie abstrahując od obecnej sytuacji epidemiologicznej Świata. Zakażenie ludzkości Grindem, he, he …. Już słyszę Squash Bowels w RMF FM o 9 rano.

    Na zakończenie poproszę o opisanie przyszłych działań Squash Bowels. Życzę Wam, by "Grindvirus" opanował ludzkość i dziękuję za wywiad.

    Andy: Najbliższe plany to kupienie troszkę nowego sprzętu dla zespołu, którego możliwości będzie można sprawdzić już na naszych najbliższych koncertach i festiwalach. W pierwszej połowie tego roku wybieramy się do Francji, Holandii, Czech i Niemiec. Chyba najbardziej prestiżowym festiwalem, jaki zagramy w tym roku będzie niemiecki Death feast Open Air. Pod koniec roku planujemy przysiąść do pisania numerów na następcę "Grindvirus", więc nowej płyty Squash Bowels spodziewajcie się w połowie 2011 roku.
    W sprawie koncertów proszę o kontakt na adres damnableandy@wp.pl lub przez profil myspace pod adresem: www.myspace.com/squashbowels
    Dzięki za ciekawy wywiad i ciągłe wsparcie dla Squash Bowels!!!