Zaloguj się na forum
×

Premiera



  • Mothra

    Wywiad przeprowadził Robert JurkiewiczPrzed Wami wywiad z Mothra. Jeśli do tej pory nie zapoznaliście się z "Dyes", to najwyższy czas nadrobić zaległości. Warto także poświecić kilka chwil na lekturę poniższego wywiadu. Choćby przez wzgląd na to, że zarówno pytania, jak i odpowiedzi, to kawał dobrej roboty. "Dyes" to płyta intensywna, zwarta i nie przytłaczająca długością trwania. Chcieliście nagrać swój "Reign in Blood"?

    Hehe, niekoniecznie. Tak wyszło, gdyby sesja była przesunięta o 2 miesiące z pewnością materiału byłoby więcej. Mieliśmy zaklepane studio chwilę wcześniej i sami do końca nie byliśmy pewni jak to będzie.

    Bliższe zapoznanie się z "Dyes" powoduje, że zauważalne staje się duże zróżnicowanie tego materiału. Każdy utwór stanowi zamkniętą, autonomiczną całość. Co było Waszym celem: nagranie ekstremalnego, zaangażowanego technicznie materiału, czy może po prostu zbioru dobrych, posiadających własną tożsamość utworów?

    Założenie numer jeden odpada, bo w ten sposób nigdy nie robiliśmy żadnego matriału. W ogóle nie sprawdziłby się taki system w naszym przypadku. Taktyka działania polega bardziej na zasadze zrób/myśl, niż myśl/zrób. Nigdy nie zakładamy jak kawałek ma brzmieć, czy będzie szybki czy wolny. Po prostu, tak jak nakazuje nam flow motywu, riffów, szkieletu. W takim wypadku chyba bardziej pasuje do nas drugie założenie.

    Zróżnicowanie "Dyes" zostało uwypuklone za pomocą umiejętnego usytuowania utworów na płycie. Kompozycje szybkie, ekstremalne przeplatane są utworami spokojniejszymi, lub chwytliwszymi. Rozumiem, że taki układ nie jest przypadkowy?

    Zgadza się, zawsze kombinujemy z kolejnością numerów, jest to szczególnie ważna kwestia dla naszego gitarzysty Pawła, sam nie wiem dlaczego. Jednak jak widać jego dbałość o szczegóły wychodzi nam tylko na dobre.

    Nie stronicie od partii, które można określić mianem przebojowych, jak choćby jeden z riffów "Hooloovoo". Brzmicie w takiej wersji przekonująco, unikacie przy tym banału. Interesuje mnie, czy są granice, których nie chcecie przekroczyć. Pojawiają się pomysły, które odrzucacie, gdyż uznajecie je za zbyt przystępne, proste, melodyjne?

    Z tym pytaniem bardzo dobrze trafiłeś, ponieważ stanowię zespołowy ogranicznik melodii. Rzadko, ale jednak czasem jestem zmuszony do interwencji. A tak całkiem poważnie to jakkolwiek swobodnie nie podchodzilibyśmy do naszej muzyki to wszystko jednak musi zostać spięte klamrą pt. Mothra, tzn. pewnej konwencji. Więc to jest chyba jedyne ograniczenie o ile w ogóle można to w ten sposób nazwać.



    Zawsze intrygowało mnie, jak powstają tego typu dźwięki. Preferujecie zespołową burzę mózgów na próbach? Jest wśród Was ktoś, kto opracowuje samodzielnie szkielet utworów nadając w ten sposób ton muzyce Mothra?

    Zazwyczaj to Paweł jest konstruktorem kawałków. Tworzy komputerowy szkielet, później na próbach składamy to wszystko na żywych instrumentach. Sztuczny twór ulega procesowi biologicznej obróbki, przez co często zmienia swoje oblicze wiele razy zanim zagramy dany kawałek na gigu.

    Jak wiele trzeba poświecić czasu, wysiłku, by podołać roli muzyka Mothra? Jesteście słyszalnie świetnymi instrumentalistami. Funkcjonuje wśród Was presja, by rozwijać swój warsztat, by nie odstawać poziomem od reszty?

    Ha, dziękuję za komplement. Każdy z nas ma za sobą ponad 10 lat grania, idziemy z duchem czasu. Po drodze haczymy jakieś projekty, to wszystko rozwija. Faktem jest, że trzeba poświęcić dużo dla muzyki. Z wielu rzeczy trzeba rezygnować... po prostu trzeba grać wbrew losowi czasami.

    Co jest ważniejsze w Mothra, tworzyć dobre utwory, czy może dostatecznie złożone technicznie utwory? Ja skłaniam się ku wypośrodkowaniu obu tych zagadnień ...

    No dokładnie. Poza tym, po pewnym czasie przestajesz zastanawiac się nad techniką, tzn, przestaje być ograniczeniem. To daje swobodę w tworzeniu. Nie chcemy popadać w techniczny masochizm, wszystko musi pływać, wynikać samo z siebie. Tak jak powiedziałem, niekiedy kawałki złożone na komputerze są mocno osadzone w tempach, podziałach, jednak robiąc później na próbach wszystko się zmienia, dochodzi element ludzki, to co nadaje prawdziewego rytmu i wyczucia muzyce.

    "Dyes" opatrzone zostało świetnym, czytelnym, a przy tym mocnym i przyjemnie szorstkim brzmieniem. Wszystko idealnie słychać, a przy tym jest surowo i metalowo. Zasługa Wasza, czy Szymona Czecha?

    Szymon jest osobą, z którą mieliśmy styczność grając koncerty z Nyia, zdążył poznać zespół ze strony występów na żywo, bezpośredniej energii. W chwili wejścia do studia znał zespół i wiedział jakiego chrakteru nadać nagraniu. Po prostu znał nas ze strony muzycznej. My sami od nagrania "Planet Decibelian", która została nagrana na pożyczonym i nieokiełznanym sprzęcie, uzbroiliśmy się w to, co wg. naszego uznania jest niezbędne do dobrego brzmienia. Myślę, że jest to wynik fuzji Mothra-Szymon. Oczywiście nie zmienia to faktu, że jest jednym z lepszych o ile nie najlepszym metalowym realizatorem w kraju.

    Płyta ujrzała światło dzienne za sprawą Selfmadegod Records. Dlaczego zdecydowaliście się na zmianę wydawcy i jakie nadzieje wiążecie z aktualnym partnerem w interesach?

    Zmiana została podyktowana upadkiem RedSwallow. Dobiliśmy targu z SMG i tyle. Bardzo się cieszę ze stanu rzeczy bo SMG bo jak najbardziej stabilny i znany label. Na chwile obecną spełnia nasze wymagania i jesteśmy pełni nadziei na przyszłość.

    Czytając wywiady spotykałem się z przypadkami, gdy muzycy przyznawali, że producenci ich płyt mają duży wpływ nie tylko na brzmienie, ale również na aranżacje utworów. Jak jest w Waszym przypadku? Dopuszczacie ingerencję w muzykę Mothra osób spoza zespołu?

    Nie zdarzyło się nam jeszcze.

    Domyślam się, że jak większość artystów nie przepadacie za wypowiadaniem się na temat tekstów. Domyślam się także, jaka odpowiedź otrzymam na to pytanie, lecz mimo wszystko je zadam :) O czym traktują liryki na "Dyes"?

    Ciężkie pytanie... Każdy może sobie je przeczytać i sam sobie odpowiedzieć na to pytanie. Z pewnością jest w nich dużo refleksji, przez ostatnie parę lat bardzo wiele się wydarzyło w moim zyciu. Chciałem przekazać parę spostrzeżeń. Jest tam również dużo emocji, dosłownie to trochę o przemijaniu, niedojrzałości ludzkiej świadomości i paru innych pierdołach.

    Jesteście zespołem, który wierzy w promocyjną siłę teledysków, o czym świadczą dotychczasowe działania w tym zakresie. Powstanie obraz do któregoś z nowych utworów? Rozszerzając temat zapytam, jaki klip wywarł na Was niezapomniane i wstrząsające wrażenie.

    Hehe, chyba nie było takiego klipu. Choć widziałem parę zajebistych pomysłów jak np. Rational Gaze – Meshuggah, albo Before i Forget – Slipknot. To są pomysły jedyne w swoim rodzaju i nie do powtórzenia. My sami jakoś nigdy nie przywiązywaliśmy wagi do klipów i to było ogromnym błędem. Jednak zrobiliśmy pierwszy i reszta jakoś już sama poleciała. Aktualnie jest już po premierze klipu do "Hooloovoo" i lada chwila dostępny będzie obraz do "Grue", który promuje płytę.

    Przeglądając Waszą biografię natknąłem się na fakt istnienia "Demo'04" , na które składało się sześć utworów opatrzonych "fatalną jakością nagrania". Dlaczego wyszło tak fatalnie i czy ktoś za to odpowiedział?

    Trupów nie było... Demo’04 to było nasze 2 podejście do studia, byliśmy niedoświadczeni w tej materii, nie mieliśmy sprzętu jakim dysponujemy dzisiaj, no i oczywiście sama realizacja dzięku mocno zakulała. Było minęło, nie ma sensu roztrzęsania starych spraw, tymbardziej że nagranie wywiązało się ze swojego zadania, czyli przekazało energię zespołu.

    Kontynuując biograficzny wątek, nie sposób nie zauważyć, że od początku istnienia gracie w niezmienionym składzie. Wniosek, że nie poznaliście się na castingu i znacie się jak łyse konie. Tak przy okazji, co sądzicie o tak popularnych dzisiaj "supergrupach" oraz kapelach tworzących "korespondencyjnie". Takie praktyki nie powinny być zakazane? Nie od dziś wiadomo, że zespół to garaż, próby, piwo i solidarna wymiana narzeczonych ...

    No mamy akurat to szczęście bycia zespołem nie tylko muzyków, ale i bardzo dobrych kumpli znających się od wielu, wielu lat. Oczywiście znaliśmy się jeszcze długo zanim założyliśmy wspólny band. Andrzej i Paweł grali w punkowo grindowej kapeli, ja z Danielem mieliśmy hardcorowy projekt. A sama znajomość z tymi dwoma punkami wzięła się z... giełdy komputerowej. Zanim zaczęliśmy pić piwo i robic hałas byliśmy z Andrzejem komputerowcami. Śmieszne to wszystko, ale tak właśnie było. Generalnie dużo możnaby na ten temat opowiadać, bo to historia jak rzeka. Na chwilę obecną jesteśmy porozrzucani po Polsce i to trochę utrudnia granie, niekiedy jesteśmy zmuszeni do robienia numerów właśnie drogą korespondencyjną. Każdy patent jest dobry, byleby był skuteczny.

    Gracie dużo koncertów. Dzieliliście przy tej okazji scenę z wieloma utytułowanymi nazwami, wspomnę choćby Napalm Death, Suffocation, High On Fire ... Jak istotnym ogniwem w działalności Mothra są występy sceniczne?

    Tak, ostatnie 2 lata obfitowały w gigi. To główny cel naszego zespołu. Mothra to band zdecydowanie bardziej sceniczny niż studyjny. Choć sesje nagraniowe to również doskonała zabawa. Jednak więcej w tym powagi w moim uznaniu. Graliśmy bardzo dużo koncertów za sprawą RedSwallow, ponieważ nie byliśmy ograniczeni transportem. Mieliśmy busa, którym mogliśmy bujać choćby na drugi koniec świata w bardzo komfortowych warunkach. W tej chwili mamy z tym problem, a stawki firm przewozowych położyłyby chyba każdą trasę na łopatki. Miejmy nadzieję, że niedługo ulegnie to zmianie na lepsze.

    Macie konkretne plany promocji koncertowej "Dyes"? Jeśli tak, to poproszę o szczegóły

    Tak jak wspomniałem. Jest problem, który nas trzyma w szachu. Była zaplanowana trasa na wiosnę, jednak nie wypaliło, może jesień... pożyjemy zobaczymy.

    Pora na przekazanie czytelnikom kwestii, których nie poruszyłem w swoich pytaniach, a które powinny być poruszone. Dziękuję za wywiad i powodzenia życzę.

    No oczywiście pozdrawiam wszystkich czytelników i fanów. Kupujcie płyty polskich zespołów, a nie ciągnijcie z sieci, bo niedługo naprawdę nikogo już na tej scenie nie będzie... Elo