Devian
Wywiad przeprowadził Wouter Roemers
Dopiero co ukazał się nakładem Century Media drugi album thrashujących szwedzkich death/black metalowców z Devian i podobnie jak na pierwszym krążku, dostajemy kolejną żrącą porcję diabolicznej szwedzkiej ekstremy. Rozmawiali z nami pałker Emil Dragutinovic, wokalista i tekściarz Erik Hagstedt (znany bardziej jako Legion) oraz gitarzysta Jonas "Joinus" Mattsson. Poruszane tematy obejmowały oczywiście kwestie związane z nową płytą - inspiracjami i tym jak odbierają ją fani, a także wrażenia z koncertów po nagraniu debiutu i o tym jak przeszłość muzyków pomogła ukształtować ich obecny muzyczny profil.Dzięki za poświęcenie nam dzisiaj czasu na tą rozmowę. Co obecnie dzieje się w Devian?
Legion: Dużo! Przygotowujemy się do wydania drugiego ataku Devian "God to the Illfated" i mamy też zabukowane dwie trasy, na których będziemy go promować (wywiad przeprowadzany był w grudniu - przy.red.): Winterfest z Deicide, Samael i Vader w styczniu a na przełomie lutego i marca zniszczymy Skandynawię razem z Unleashed i Belphegor. W przygotowaniu jest jeszcze kilka tras, ale nic nie jest jeszcze potwierdzone.
Emil: Tak, pracujemy też w tej chwili nad nowymi kawałkami na trzeci album. Nie próżnujemy.
Minął mniej więcej rok od wydania "Ninewinged Serpent". W tym czasie intensywnie koncertowaliście więc pewnie możecie powiedzieć całkiem sporo o reakcjach fanów na tą płytę?
Legion: Naprawdę nie moglibyśmy oczekiwać lepszego odbioru muzyki Devian przez zarówno nowych słuchaczy jak i fanów naszych starszych rzeczy. Na naszych koncertach w Niemczech pojawiło się trochę ludzi z Century Media i byli pod wielkim wrażeniem, gdy zobaczyli to kurewskie szaleństwo pod sceną. Masa ludzi siedzących w metalu przyjęła nas z otwartymi ramionami i niczego więcej nie moglibyśmy sobie życzyć.
Czy podobnie wspiera Was szwedzka publika?
Emil: Nie skupialiśmy się jak na razie na scenie szwedzkiej. Zagraliśmy zaraz na początku powstania zespołu dwa koncerty a potem byliśmy zajęci tworzeniem nowych utworów i graniem za granicą. Z pewnością jednak zaaranżujemy kilka koncertów dla szwedzkiej publiki, z resztą zniszczymy kilka miast w naszym kraju w marcu na trasie z Unleashed.
Skąd pomysł na tytuł "God to the Ill-fated" na nowy album? Czy ma on znów związek z ogólnym konceptem, tak jak w przypadku "Ninewinged Serpent", czy jest to bardziej jakaś metafora?
Legion: Tak, znów jest to swoiste podsumowanie, które wynikło w procesie tworzenia. Metaforycznie, "God to the Ill-fated" można uważać za gwiazdę przewodnią dla wszystkich czarnych owiec lub idolem dla wyrzutków. Duża część tekstów oscyluje wokół tego, że ogólna koncepcja rzeczywistości nie zawsze jest zgodna z tym jak to jest naprawdę i za mówienie lub za zachowywanie się zgodnie z tym co podpowiada nam umysł, możemy płacić wysoką cenę, ale, do jasnej cholery, chyba jednak warto? I jeżeli nie wybierzesz już wcześniej przygotowanego wzorca to będziesz kroczył swoją własną ścieżką, na której nigdy nie będziesz musiał przepraszać za to co robisz zgodnie z własnym poczuciem słuszności i sprawiedliwości. Myślałem także o tym na trasie, którą graliśmy na wiosnę 2008. Ludzie z którymi rozmawialiśmy po koncertach opowiadali nam swoje historie i to ile znaczy dla nich istnienie takiej muzyki jak nasza w ich życiu, gdy masz np. chujową robotę albo jakieś naprawdę ciężkie momenty. Nie można sobie wyobrazić lepszego komplementu dla artysty niż fakt, że Twoja twórczość jest dla kogoś w życiu znacząca.
Jak nagrywało się w Art Decay z Rickardem Kottelinem i wokale w Abyss Studio z Peterem Tägtgrenem? Jakieś znaczące różnice w porównaniu do nagrań debiutu?
Emil: Z Rickardem zawsze pracuje się dobrze bo zna on moje preferencje i wymagania i nie muszę mu opowiadać o tym jakie brzmienie bębnów chcę uzyskać. Po prostu potrzebuje on około 30 minut na pokręcenie wszystkimi gałkami na desce i podłączanie wszystkich kabelków - wygląda przy tym niczym szalony naukowiec!
Legion: Praca z Peterem po raz kolejny była fantastyczna. Pracujemy razem już ładny kawał czasu i mam masę szacunku dla jego możliwości i ucha. Wiedzieliśmy, że to odpowiedni gość do tej roboty i spisał się doskonale!
Nowy album to duży krok w przód w stosunku do "Ninewinged Serpent". Z jakich elementów rozwoju jesteście najbardziej dumni jako zespół?
Joinus: Osobiście uważam, że nowe kawałki są zarówno mocniejsze jak i łatwiejsze do przyswojenia dla słuchacza. Głównie dlatego, że staraliśmy się zachować je w prostej formie jak i dlatego, że mieliśmy więcej czasu na ogranie tych kawałków na próbach. Każdy w zespole miał szansę na wyrażenie własnej opinii o riffach czy melodiach. Gdy ktoś był niezadowolony to je po prostu przearanżowywaliśmy.
Czy to, że album jest bardziej zwarty i bezpośredni jest symptomem tego, że w tej chwili czujecie się już bardziej pewni w tej stylistyce?
Joinus: Wydaje mi się, że wyszło to dosyć naturalnie. Gdybyśmy mieli więcej czasu na tworzenie to pewnie nasz pierwszy album brzmiałby bardzo podobnie do tego. Każdy z nas poruszał się wcześniej w innej stylistyce i na sali prób musiało nastąpić połączenie tego wszystkiego przed nagraniami w taki sposób, żeby nie wyszła potem z tego sieczka. Mimo wszystko uważam jednak, że to dorby album, chociaż nowy jest zdecydowanie lepszy. Było kilka rzeczy, które chcieliśmy zrobić na pierwszym albumie i zabrakło nam na to czasu. Tomas [Nilsson] zrobił bardzo fajne dogrywki a Legion spróbował nowej techniki wokalnej, która wyszła naprawdę zabójczo. Ja użyłem paru slide'ów gitarowych i próbowałem zagrać trochę bardziej treściwe sola zamiast produkowania serii wysokich dźwięków. Emil napieprza w bębny w sposób jeszcze nieznany dla reszty ludzkości, a nie zapominajmy także o niesamowitej robocie Petera z miksami tego albumu.
W jaki sposób Devian rozwinął się jako zespół w przeciągu ponad rocznych aktywnych prób? Czy tworzenie stało się łatwiejsze i bardziej produktywne?
Joinus: Tworzy się nam teraz zdecydowanie łatwiej. Rozmawiałem kiedyś z Eimielm o tworzeniu kawałków i on powiedział mi, że pisze on swego rodzaju dziennik. Każdej nocy siada i komponuje coś co oddaje jego odczucia z tego dnia. To według mnie świetny sposób na tworzenie muzyki i w ten sposób można napisać naprawdę dużo materiału. Typowa sesja twórcza wygląda tak, że jeden z nas albo pokazuje materiał jaki zrobił, albo wysyła go do wszystkich przed próbą. Przechodzimy sukcesywnie przez utwór i reszta kapeli dodaje jakiekolwiek brakujące elementy. Każdy z nas ma pomysły na muzykę i od samego początku zespół jest bardzo produktywny. Nigdy nie grałem w kapeli, która ma do przerobienia takie ilości materiału.
Od czasu wydania debiutu, The Kult Of The Serpent pomagało rozpropagować nazwę i muzykę Devian. Jak doszło do powstania tego, złożonego z fanów, street teamu/społeczności? Czy Kult jest aktywny tylko w Europie, czy też na innych kontynentach?
Legion: Devian zawsze utrzymywał bliskie stosunki z fanami i ich wkład pomagał nam w inspiracji i utrzymywał w nas motywację od samego początku więc powołanie street team było kolejnym naturalnym procesem utrzymania najbardziej oddanej części fanów pod tym samym dachem razem z zespołem. Każdy kto czuje, że Kult to dobre miejsce dla niego jest mile widziany - niezaleźnie od tego w jakiej części świata żyje. Mamy członków w wielu krajach w Północnej i Południowej Ameryce a także w wielu innych miejscach na świecie.
"Ninewinged Serpent" miało wsparcie w postaci dużej europejskiej trasy u boku Vader i Spetic Flesh. Z tym albumem jedziecie na trasę, na której rolę headlinerów dzielą Deicide i Vader a do tego składu dochodzi też w amerykański Order Of Ennead. Pod koniec lutego do połowy marca będziecie grać w Europie przez dwa tygodnie u boku Unleashed i Belphegor. Przypuszczam, że jesteście już mocno podjarani perspektywą przetestowania nowego albumu na tych trasach?
Emil: No jasne! Nie możemy się już doczekać! Jak już pokazała nasza ostatnia trasa, skład Devian to jedni z najzajebistszych pokurwieńców z jakimi kiedykolwiek grałem. Trasa z nimi to prawdziwa przyjemność, a szansa zaprezentowania naszej sztuki ludziom napawa mnie dumą jako artystę, zwłaszcza mając w zanadrzu taki krążek jak nasz ostatni.
Czy między Devian a Marduk pojawiły się kiedyś jakieś zgrzyty? Gdy rozmawiałem z Legionem w grudniu 2007 to szeroko wypowiadał się on o tym jak bardzo oddalił się od lidera zespołu Morgana Steinmeyera Håkanssona. Myślisz, że istnieje szansa, aby oba zespoły zagrały kiedyś na wspólnej trasie? Obie kapele prowadzi w końcu ta sama agencja koncertowa.
Emil: No cóż, nie mam do powiedzenia zbyt wielu pozytywnych rzeczy pod adresem Morgana i pozostańmy przy tym. Dzielenie trasy nie byłoby dla mnie osobiście wielkim problemem. Nic do nich nie mam, wydaje mi się, że byłoby to gorsze doświadczenie dla Morgana.
Gdy dołączyłeś do Marduk to spodziewałeś się wtedy, że staną się jednym z najbardziej znanych "true" black metalowych zespołów na scenie?
Emil: Nigdy nie myślałem o tym w ten sposób. Dołączyłem do zespołu i miałem w nim swój kreatywny wkład (np. ponad połowa materiału na "Plague Angel" jest mojego autorstwa) i nigdy nie będę żałował tego, że dołączyłem do nich bo to było pięć najbardziej niesamowitych lat w całym moim życiu. Poznałem wielu ludzi, fanów no i oczywiście Erika i resztę. Nie byłoby Devian bez naszej przyjaźni z Erikiem.
Czego nauczyłeś się w Marduk co pozwoliło Ci dotrzeć do tego momentu, w którym jesteście teraz?
Emil: Jako pałker - poprawiłem swoją szybkość. W sferze personalnej, wydaje mi się, że wypromowałem bardziej swoje nazwisko.
Z muzyką tak zróżnicowaną możecie bez problemu grać trasy z tak melodyjnymi zespołami jak Arch Enemy, Diabolical czy Scar Symmetry a także z bardziej tradycyjnymi jak Amon Amarth, Necrophobic czy Vomitory. Można to chyba uznać za Wasz mocny punkt - zdolność do znalezienia się w różnych grupach docelowych.
Joinus: Oznacza to, że uzyskaliśmy zamierzony efekt. Jednym z naszych najważniejszych założeń, gdy zaczynaliśmy z Devian było nie odcinanie się od jakichkolwiek wpływów i nie przypisywanie się ściśle do jakiegokolwiek gatunku. Jak ju zmówiłem, każdy z nas ma inne zaplecze stylistyczne, ale wszyscy zaangażowani byliśmy w ekstremalny metal w jakiejś formie. Moje wpływy to np. Judas Priest, Mercyful Fatw czy Root. Tomas siedzi bardziej w muzyce gitarowej jak Megadeth czy Yngwie Malmsteen. Emil dużo czerpie z północnego i słowiańskiego folku. Nie wiem skąd inspiracje czerpie Legion, ale wiem, że jest wielkim fanem Led Zeppelin, The Doors i The Cult, ale niekoniecznie odnajdziesz to w jego lirykach. Chcemy zatem być odbierani przez szerszą publikę, ale oczywiście bez porzucania agresywności, która jest głównym składnikiem metalu.
To już drugi album dla Century i wydaje się ona stawać na wysokości zadania w działaniach promocyjnych. Jesteście zadowoleni z ich pracy?
Legion: Tak, to niesamowite, że poświęcają nam tyle czasu i swojej pracy, aby dać kapeli maksymalne wsparcie. Nigdy nie spotkałem się z czymś podobnym w ciągu mojej kariery w różnych wytwórniach. Gdy pierwszy raz pojechałem do Dortmundu aby pogadać o wszystkim, to mieli naprawdę masę świetnych pomysłów i poświęcili mi sporo czasu na wysłuchanie i zrozumienie - to był główny powód, dla którego zdecydowaliśmy się podpisać właśnie z nimi kontrakt. Century Media Records to absolutni profesjonaliści i dbają o każdy element tego biznesu. Nigdy nie masz wrażenia, że tracą nad czymś kontrolę. Dam Ci przykład: rozmawialiśmy z nimi o nowym merchandise i osoba, która była za to odpowiedzialna rozchorowała się i nie mogła pracować w biurze. Mimo wszystko, mając gorączkę, pozałatwiała wszystko z domu. Nigdy nie każą nam czekać i mamy dla nich olbrzymi szacunek.
Macie już jakieś konkretne plany na promocję albumu poza granicami Szwecji? Jak kształtuje się obecny cykl koncertowy dla tej płyty? Zagracie w Stanach w związku z tym, że nazwa Devian jest już teraz znacznie lepiej znana niż rok temu? Który rynek jest dla Was ważniejszy - europejski czy amerykański?
Legion: Więcej dzieje się w Europie i ludzie lepiej nas tutaj znają, ale zaczęliśmy już rozmowę z amerykańskim oddziałem Century Media w sprawie naszej przyszłości na tamtym rynku. Bierzemy to co nam przynosi każdy nowy dzień, ale naszym celem jest totalna dominacja globu!
Emil, jesteś także zaangażowany w The Legion. Jak się ma obecnie następca "Revocation"? Ponoć macie też spore problemy ze znalezieniem odpowiedniego wokalisty?
Emil: Nigdy nie mieliśmy problemu ze znalezieniem nowego wokalisty bo nigdy nie zawracaliśmy sobie dupy szukaniem kogoś nowego jako, że The Legion jest skoncentrowany obecnie bardziej na tworzeniu kawałków bez wokalisty. Miksujemy w tej chwili nasz trzeci album, który powinien trafić do sklepów jeszcze przez sezonem letnim. Będzie brzmiał zabójczo, ma znacznie większą rozpiętość w dynamice i kawałki lepsze niż kiedykolwiek. Jeżeli chodzi o wokale to zdecydowaliśmy, że zrobi je sesyjnie na ten album nasz stary basman.
Dzięki za wywiad i powodzenia na przyszłość. Dodaj co tylko chcesz...
Legion: Dzięki! Sprawdźcie koniecznie "God to the Ill-fated"!
Booking: www.massive-music.pl
www.devian.se