Zaloguj się na forum
×

Premiera



  • Parricide

    Wywiad przeprowadził Robert JurkiewiczGdyby wywiady w Masterful miały tytuły, wówczas nad poniższym tekstem figurowałby szyld "dziś pytanie, dziś odpowiedź". Piotr Sabarański na pytania odpowiedział bezzwłocznie i z zauważalnym entuzjazmem, zaś ja z entuzjazmem niemniejszym przekazuję całość dalej.Witaj Piotrze! Stopa życiowa muzyka Parricide wzrosła ostatnimi czasy, czy też nadal małżonka sponsoruje Ci gitarowe struny?

    Witaj Robert, hehehe, tak, gdzieś wspomniałem o tym, że na struny mam od żony, no i jakby co, nic się pod tym względem nie zmieniło. W Parricide bieda jak była, tak jest, więc nie ma mowy o tym, by nie dorzucać od czasu do czasu na coś, co w zespole niezbędne z budżetu rodzinnego, czy jak kto woli - domowego. Tak, czy inaczej, kasa wciąż jest od żony.

    Przyznaj szczerze, nie masz kaca analizując osiągnięcia komercyjne Parricide? Zespół ma na kocie cztery pełne płyty oraz szereg pomniejszych wydawnictw. Nie sądzisz, że dysponując tak dużym potencjałem oraz tak mocnymi krążkami jak "Kingdom of Downfall", czy "Patogen" powinniście być o kilka mil dalej niż obecnie? A może tak właśnie ma być i wszystko przebiega zgodnie z planem?

    Hmmm, sprawa wygląda tak, że kilkanaście lat temu bardzo chciałem żyć z tej muzyki, robić tylko to. Teraz mając rodzinę, nie chcę być non stop poza domem. Oczywiście lubimy grać koncerty, ale patrząc na tych, którzy grają profesjonalnie, uważam, że zrobiłbym dużą krzywdę rodzinie będąc poza domem 300 dni w roku. Myślę, że masz rację, powinniśmy być wyżej niż jesteśmy teraz, a o osiągnięciach komercyjnych nawet nie ma co wspominać, bo po prostu nie istnieją. Oczywiście nie miało tak być, plan nie był taki. Normalnie, skoro zespół nagrywa dobre płyty, gra dobre koncerty i dużo, to powinien rosnąć szacunek i pozycję, zdaję sobie z tego sprawę, że w naszym przypadku tak nie jest. Nie wryliśmy się w pamięć ludzi sceny jako zespół ważny, może dlatego, że nie zadzieraliśmy nigdy nosa, byliśmy wciąż naturalni i normalni, może dlatego, że nie stał za nami jakiś rekin muzycznego biznesu, a może dlatego, że pochodzimy z Polski C. Po tylu latach grania, wiem, że muzyka nie obroni się sama, na szczęście przypuszczam, że mamy już bliżej końca niż dalej, więc nie jest to już jakiś wielki problem. A kace miewam, ale z zupełnie z innych powodów hehehe.

    Zaczynaliście we wczesnych latach dziewięćdziesiątych. Scena heavy metalowa wyglądała wówczas zupełnie inaczej. Jak ocenisz obie te epoki z perspektywy Parricide? Wiadomo, że zespół miał raczej pod górkę w tej jak i w poprzedniej dekadzie, kiedy więc było mniej stromo?

    Tak, początek PARRICIDE to kwiecień 1990, więc wkrótce osiągniemy pełnoletność. Tak do 1993 roku, to był niezły czas dla death metalu, grind core'a, thrash core'a (tak, tak, było coś takiego), ale potem nastały czasy zmiękczania, upiększania, osładzania w muzyce, no i czas wszelkiej maści krzykaczy, tych prawdziwych i tych mniej prawdziwych. Myślałem, że to szybko minie, ale trendy na badziewie królowały do końca lat 90-tych i teraz ci, co szydzą z tego w większości sami byli tymi krzykaczami, jakby ktoś nie wiedział o czym mówię - chodzi mi o kolesi, z nieświętych hord, co ich wilczyca poczęła na śniegu o północy i do tej pory nie mogę się nadziwić, że liczono się powszechnie z tego typu bełkotem. Po 2000 roku było lepiej, bo zdechli krzykacze, lub wydorośleli (czyli skończyli 22/24 lata maksymalnie) i nastały czasy, które przypominają pewną normalność, jest masa różnej muzyki i są odbiorcy tejże, nikogo nie dziwią wspólne koncerty kapel, punkowych, metalowych, czy hard core'owych. Lata 90-te były zdominowane, przez melodyjki i prawdziwków, kto grał inaczej nie miał szans. Teraz zdecydowanie jest lepiej, co nie zmienia faktu, że akurat my zawsze mamy pod górę, jak sam to słusznie zauważyłeś. Mógłbym jeszcze godzinami wymieniać różnice między tym, co dzisiaj, a kiedyś, o kserowanych wkładkach, demówkach nagranych na Kasprzaku, o lokalnych koncertach, na które przychodziło po 500, 600 osób, ale każdy dziad o tym opowiada, mi się nie chce.

    Pamiętasz jeszcze bardzo pozytywną recenzję, jaką wystawiła kasecie demo Parricide Katarzyna Krakowiak z Metal Hammera?

    O tak, wszystkie nasze 4 demówki były recenzowane w Metal Hammer przez Kasię Krakowiak, Tobie pewnie chodzi o Reha z 1992 roku. Jakkolwiek bardzo sobie ją ceniłem, bo miała specyficzny cięty język, jej wywiady były ciekawe i nieszablonowe, odeszła z tej redakcji wiele lat temu, potem to już nie było to samo pismo.

    Skład na przestrzeni kilkunastu lat istnienia zespołu zmieniał się kilkukrotnie. Z pionierskiej załogi na placu boju pozostałeś Ty oraz Albert Kraczkowski. Domyślam się, że po tylu latach wspólnego muzykowania jesteście ze sobą bliżej niż niejedni współmałżonkowie?

    To prawda, przeszliśmy razem niejedno, ale powiem, że z chłopakami z pierwszego składu wciąż trzymamy się razem i często leje się wódeczka. Artur (gary) mieszka w Zamościu, a Młody (bass/vox) w Lublinie, ale spędzamy razem każdego Sylwestra i często bez okazji, a przecież od 1997 roku nie są członkami PARRICIDE. Wracając do Alberta, jest z nas najstarszy, przez co najbardziej wygodny i upierdliwy, na trasie wciąż narzeka, ale to nasz człowiek, przyjaciel.

    Co powoduje, że niezmiennie oddani jesteście ekstremalnej sztuce?

    Nie wiem, może to, że nie tylko jestem współtwórcą brutalnej muzyki, ale po prostu jej fanem. Mówię tu tylko o sobie, bo nie potrafię mówić na ten temat za innych, a to z tego prostego powodu, że Prosiak - wokalista słucha głównie punka, crusta, nieco gridcore'a i metalu, Popiół - basista lubi muzykę, gdzie basista ma co robić, czyli te gatunki, które dla mnie mogłyby nie istnieć hehehe, Albert nie słucha muzyki wcale, chyba tylko w samochodzie, hehehe, dla niego muzyka mogłaby wcale nie istnieć hehehehe, jak pogra w PARRICIDE to wystarczy. Perkusiści, czyli Krzyś (Deivos, Squash Bowels, Abusiveness) i Młody (Dissenter, FAM, Amorphous) to metalowcy ale nie ograniczają się choćby z racji gry w różnych gatunkowo kapelach.

    Zastanawia mnie jeszcze jedna kwestia. Jesteś człowiekiem, który naście lat ma już od jakiegoś czasu za sobą. Ja również do młodzieży się nie zaliczam i szczerze podziwiam aktywność koncertową Parricide, zwłaszcza, że pewnie nie jest to zbyt dochodowe zajęcie. Nie korci Cię zanim wsiądziesz do busa, w którym przemierzysz kilkaset (tysiące) kilometrów, żeby pozostać w domowym zaciszu i w kapciach przed telewizorem spędzać długie wieczory?

    Jasne, że tak, jak jesteś w trasie tęsknisz za domem, spokojem, ciepłym łóżkiem, ciepłym posiłkiem i ciepłą żoną. Ale zaraz po nacieszeniu się tym wszystkim po powrocie tęsknisz za busem, za tą atmosferą i koncertami. W 2007 roku zwolniliśmy tempo, odwołaliśmy udział w trasie z Master ze względu na nieudolność agencji koncertowej, która organizowała tą trasę, odwołaliśmy też jesienną trasę, która była już praktycznie przygotowana, bo w ostatniej chwili Młody nie dostał urlopu w pracy. Odmówiliśmy też kilka razy ze względu na bardzo niskie warunki lub niedogodne terminy. Efektem tego zagraliśmy w 2007 roku mało koncertów, praktycznie same festiwale. Niesie to ze sobą wypadnięcie z rytmu koncertowego i myślę, że siedzenie w domu jak i granie wielu koncertów uzależnia.

    Jak Wasi najbliżsi odbierają koncertowe eskapady zespołu? Wiedzą o tych wszystkich skąpo ubranych dziewuchach kibicujących wam pod sceną?

    Oooo, hehehe, wszystkich czyli dwóch, tak? Nie wiem, wszystko zależy od samokontroli, ilości alkoholu, sytuacji itd. Myślę, że najbliżsi tak naprawdę nie wiedzą, co się dzieje na trasach, czy pojedynczych, weekendowych wyjazdach po prostu, choć mają jakieś tam pojęcie o życiu według rockandrolowych schematów. Zdarza się niektórym przegiąć w tej czy innej kwestii, ale wszystko jest raczej w granicach rozsądku. Trzeba jeszcze zaznaczyć, że grając w kapeli hobbystycznie, czyli trasa, czy niejako wyjazd na nawet pojedynczy koncert jest oderwaniem się od domu, zwykłej pracy, codzienności. Pierwsze dni trasy to jak szał wywołany spuszczeniem ze smyczy.

    "Patogen" to ostatnia jak dotąd długogrająca płyta Parricide. Jak postrzegasz ten krążek z perspektywy trzech lat, jakie minęły od jego premiery? Co wniosła ta płyta do historii zespołu oprócz kolejnego numeru porządkowego?

    Tak to już 3 lata od nagrania "Patogen" i dawno już tego słuchałem, wtedy była to bardzo świeża rzecz. Staraliśmy się stworzyć album inny od większości tego typu pozycji, udało się to w 100 procentach, tak muzycznie, jak i produkcyjnie, teraz oczywiście zrobiłbym jedną rzecz inaczej, mianowicie przesterował bas, ale nie będzie żadnego poprawiania, czy remixów, było minęło. Uważam, że to wciąż bardzo dobry album, otrzymał same bardzo dobre recenzje, jak to dobry album przecie hehehe. Nie wiem, co mógłbym jeszcze dodać.

    Co działo się z zespołem na przestrzeni tych trzech lat? Wiem, że graliście sporo koncertów, a także zagościliście w studio nagraniowym. Poproszę o szczegóły.

    No tak, przez te 3 lata zagraliśmy ogromną ilość koncertów jak na zespół amatorski, no i wpadliśmy rok temu do studia i nagraliśmy materiał, który śmiało mógł być naszym piątym albumem ale podjęliśmy decyzję o przeznaczeniu go na kilka pomniejszych wydawnictw dzielonych z innymi kapelami. Nagraliśmy te cudne pieśni w małym studiu Pawła Ciuraja w Lublinie, przy bardzo małym budżecie, ale efekt jest na tyle zadowalający, że pewnie nagramy tam nasz piąty album. Masteringiem zajął się Bartek Trojanowski z puławskiego Cicatrix, znamy się jak łyse konie i lubimy (siema Bartek - pijaku). W przeszłości robił on tez master do "Patogen", zna się na robocie. Całość brzmi bardzo surowo i podziemnie.

    Na waszej stronie internetowej można odnaleźć informację, że owocem wspomnianych sesji studyjnych mają być trzy wydawnictwa w postaci splitu Parricide/Incarnated/Reexamine, splitu Parricide/Namek, splitu Parricide/Deformed, oraz udział Parricide w trybucie dla Dead Infection. Poproszę o charakterystykę powyższych wydawnictw oraz podanie informacji odnośnie terminu ich premier.

    OK., no to po kolei. Split CD PARRICIDE/INCARNATED/REEXAMINE jest już wytłoczony i wydrukowany, premiera europejska nastąpi w połowie lutego za sprawą MAD LION RECORDS, a japońska i amerykańska pod koniec lutego za sprawą OBLITERATION RECORDS z Japonii. Split ten nosi tytuł "3 Ways Of Brutality", ale poszczególne materiały mają oddzielne tytuły, stąd byliśmy niejako zmuszeni do wymyślenia tytułu do naszej części; brzmi on "... And My Name Is 10". Split 7ep dla EveryDayHate Records z NAMEK przewidziany jest na początek lata, z tego co wiem, Portugalczycy już podesłali pieśni Andrzejowi więc reszta w rękach wytwórni. Tribute album dla DEAD INFECTION wyda w nieokreślonej przyszłości ukraińska UKRAGH PRODUCIONS, już jest spore opóźnienie, ale Edek mówi, że ma kłopoty z zebraniem wszystkich coverów od kapel, wypada tylko czekać. Była też propozycja nagrania coveru dla amerykańskiej BURNING DOGMA RECORDS na tribute album dla BLOOD, ale na razie z tym pomysłem jest cisza, my jednak nagraliśmy piosenkę "Cannibal Ritual" i czekamy. Na wszystkie wymienione wydawnictwa wejdą piosenki nagrane rok temu w Lublinie. Natomiast na split 7ep z DEFORMED dla DEFORMATHING RECORDS wejdą dwie piosenki i cover MACHETAZO, które nie weszły na "Patogen" CD. Nowe numery powstały bardzo spontanicznie z Krzysiem na garach, czyli będą się zasadniczo różnić od tych z sesji z "Patogen", próbkę można usłyszeć na profilu Myspace. Od razu można zauważyć, że więcej w nich luzu, grindu i ogólnie rock and rolla ale ocena i tak będzie należała do odbiorców.

    Na myspace można zapoznać się z dwoma nowymi utworami pochodzącymi ze splitu Parricide/Incarnated/Reexamine. Słychać, że nie spuszczacie z tonu, brzmicie mocno i witalnie. Jak prezentuje się pozostała zawartość tego oraz pozostałych premierowych krążków z waszym udziałem w konfrontacji w dwoma wspomnianymi zwiastunami?

    Tylko dwa kawałki z tej sesji powstały z naszym starym perkusistą Tomkiem na regularnych, cyklicznych próbach, reszta powstałą spontanicznie i szybko z Krzysiem na kilku próbach. Myślę, że różnicę zauważy każdy, jednak to Krzyś zarejestrował je wszystkie w studiu, czyli musiał się nauczyć poprzednich i skopiować styl Tomka. W sumie nie musiał, bo miał wolną rękę, ale bardzo chciał, więc luzik. Całość jest dość spójna i te dwa numery na profilu można uznać za reprezentatywne dla całości materiału, ale to nie znaczy, że nie będzie niespodzianek, czy, że niczym słuchacza nie zaskoczymy. Grając te pieśni na koncertach banan z ryjowców nam nie schodzi. To super uczucie mieć taką uciechę z tego, co się gra.

    Gdy przeczytałem, że gościcie w studio nagraniowym, to ucieszyłem się na myśl, że w niedługim czasie będzie dane mi zapoznać się z pełnometrażowym następcą "Patogen". Tymczasem w perspektywie pojawiła się podana wyżej lista pomniejszych wydawnictw. Kiedy nowa płyta?

    Aaaa już w tym roczku, po prostu premiery splitów rozciągnęły się w czasie, więc może być w tym roku zalew materiałów PARRICIDE. Szkoda, bo liczyliśmy, że te małe wydawnictwa wypełnią lukę między pełnymi albumami i chociaż część z nich wyjdzie w 2007 roku, no ale życie jest jakie jest hehe. Nowa płyta wyjdzie w połowie tego roku, mamy już 11 piosenek i cover (na razie nie powiem jaki), ale planujemy sklecić jeszcze 6 i może jeszcze jakiś cover, tak by było na piąty album i split 7ep z ukraińskim EPICRISE (obiecaliśmy to tym miłym chłopakom abstynentom), a może jeszcze na jakiś split jak zostanie materiału. Jest też luźny plan na split z FAM, tylko nie wiem, czy da się to zrobić przy okazji sesji na album, czy będziemy nagrywać zupełnie nowe pieśni z tym właśnie przeznaczeniem, no i nie wiem, czy będzie to na CD czy na winylu, zobaczymy.

    Parricide zauważalnie przeobraża się z zespołu stricte death metalowego, poważnego i zasadniczego w twór wyluzowany, coraz bardziej niekonwencjonalny i zdystansowany do obowiązujących standardów. Ma to odzwierciedlenie zarówno w sferze muzycznej, jak i wizualnej. Koncentrując się na tej pierwszej nie sposób nie zauważyć, że już na "Patogen" wasza muzyka jawiła się jako wypadkowa tradycjonalnie ekstremalnych brzmień oraz luzu spowinowaconego z awangardą. Jaki będzie następny krok?

    To prawda, ale nie są to zmiany nagłe, a wynikają głównie nie ze znudzenia death metalem, ale ze zmiany postrzegania świata i życia. Szkoda czasu na poważne pozy, już dawno uznaliśmy, że sami powinniśmy czerpać przyjemność z grania, inaczej nie ma to sensu. Widzę często kapele na scenie, które męczą się grając, udziela się to ludziom spod sceny, lipa ogólnie. Koncert to rozrywka, a co to za rozrywka bez uciechy? Ma być z energią i uciechą, nie ma nic przyjemniejszego, niż miażdżąca energia ze sceny połączona z radością grania. W tym kierunku właśnie idziemy, będzie to mix old schoolowego europejskiego death metalu z grindem i ogólnie rock and rollem, a wszystko poparte niskimi wiosłami, przesterowanym, gniotącym basem i szybkimi naturalnym garami, taki jest plan, a jak wyjdzie? Zobaczymy.

    Parricide w wersji "live" to żywioł, spontan, perfekcja, witalność i dobra zabawa. Widać, że ta sfera działalności zespołu wiele dla was znaczy i daje wam moc satysfakcji. Skąd w Was tyle entuzjazmu i nieposkromionej energii?

    Dzięki, po prostu uwielbiamy grać koncerty i to po prostu widać, oczywiście nie wszystkie koncerty wychodzą tak, jakbyśmy sobie tego życzyli, ale to wynika raczej z technicznej strony koncertu, a nie z braku naszego zaangażowania, Czasem niewiele słychać, czy sprzęt jest nienajlepszy, różnie bywa. Na pewno procentują dziesiątki zagranych koncertów na różnych scenach i w różnych miejscach, dajemy radę na dużych scenach profesjonalnie nagłośnionych, jak i zatłoczonych małych klubach bez sceny, za to z niepowtarzalnym klimatem. Założę się, że połowa metalowych kapel nie zechciałaby zagrać koncertu w takich warunkach, a ja uwielbiam takie koncerty. To jest dopiero prawdziwa bliskość z maniakami i prawdziwa energia. Zauważam też coś takiego, często jest tak, że jadąc gdzieś na koncert i mając znajomych w danym mieście liczymy, że spotkamy tychże znajomych, a tu lipa. Ja chodzę na niemal wszystkie koncerty, jakie mamy na wiosce, a jest ich sporo, chodzę tam w celach towarzyskich, ale to też są moje sceniczne doświadczenia i mają wpływ na nasze koncerty. Wielu muzyków zdaje się tego nie kumać. Uważają, że są tak znakomitymi muzykami i personami świata muzycznego, że jakiś tam undergroundowy koncert nie jest dla nich i są ponad to. Raz, że nie wspierają sceny, a dwa, że nie uczą się pokory, pokora to ważna rzecz. Potem się dziwią jak mają na własnym koncercie pod sceną 5 osób, bo akurat miejscowi muzycy są ponad ich koncert i są miejscowymi personami świata muzycznego Wśród metalowców to bardzo powszechne, inaczej sprawy mają się u punków, no ale już prawię nie na temat.

    Podczas występów szczególnie wyróżnia się wokalista prezentując niekonwencjonalne układy choreograficzne oraz nietuzinkową konferansjerkę. Dużo czasu spędza szlifując swe umiejętności w domowym zaciszu?

    Hehehe, no tak, od tego jest frontman. On ma zająć czymś ludzi pod sceną, którzy czekają na konkretną dawkę energii, koncert na dłużej zapada w pamięć i jest po prostu wydarzeniem, a nie tylko kolejnym występem. Nie sądzę by coś tam Prosiak trenował, ćwiczył, czy czegoś się uczył przed koncertami. Wszystko jest spontaniczne i naturalne poparte adrenaliną, jaka pojawia się zaraz po wyjściu na scenę. Miłe jest jednak to, że zwróciłeś na to uwagę, znaczy to, że jest on zauważalny i spełnia dobrze swoje zadanie.

    Jesteście częstymi bywalcami dyskotek? Przeglądając filmy dokumentujące trasy koncertowe nie sposób nie zauważyć, że dryg do tańca macie …

    No ja nie uczęszczam na dyskoteki, ale nie ma problemu, jak trzeba coś zatańczyć hehehe. Filmik z trasy jest przedni hehehe, na tej trasie po koncercie w Gorzowie organizatorzy urządzili coś na kształt potańcówki hehehe, było ostro, hehehe. No, ale będąc z żoną na weselu, czy na Sylwestrze nie wyobrażam sobie sytuacji, by z nią nie zatańczyć, z nią, bądź z jej koleżanką hehehe, a dryg do tańca zdobywamy na trasach hehehe. Nie za dużo "hehehe" w wypowiedzi??

    Absolutnie nie! Im więcej "hehehe", tym lepiej hehehe. Jak to jest na trasie? Wiadomo, są dziewczyny, jest alkohol, pot i dym papierosowy. Co czujesz przed wejściem na scenę? Co czujesz z niej schodząc (ze sceny, nie z dziewczyny)?

    Nie przesadzajmy z tymi dziewczynami, ale alkoholu jest masa na trasie, papierosów nie palimy z Albertem i dobrze, reszta dymi za nas i za siebie. Była taka sytuacja, że na 10- dniowej trasie z Ass To Mouth mieliśmy 30 litrów szpirolu i w 5 dni wszystko poszło, najbardziej alkoholowa trasa w historii. Ale zdarzało się, że wchodząc na scenę czułem niewiele poza upojeniem, bo nawaleni byliśmy na okrągło. Jednak koncerty wychodziły jak najbardziej precyzyjnie i ogniście. Na ogół mam tremę; raz większą, a raz mniejszą, ale zawsze towarzyszy mi taki dreszczyk. Schodząc najczęściej jestem szczęśliwy z dobrze wykonanej roboty, choć zdarza się, że jestem wkurzony, jak coś poszło na maxa nie tak, ale jakimiś drobnostkami, babolami, czy innymi wpadkami typu wywrotki się nie przejmuję. Wszystko może się na koncercie zdarzyć, najgorsza rzecz, jest wtedy, gdy nie czuję, że dajemy energię, a tak też czasem bywa. I to właśnie wtedy schodzę ze sceny wkurzony.

    W wywiadach niejednokrotnie podkreślałeś, że pochodzicie z zaściankowego regionu naszej ojczyzny, ma to także odzwierciedlenie w kilku tytułach utworów z "Patogen". Jak to jest być metalem na wsi? Pytam dla porównania, bo zdanie mam wyrobione na własnym przykładzie.

    Hehehe, no jesteśmy z małej mieściny położonej w zapomnianym przez wszystkich regionie Polski. Nie jest tak, że istniał metalowiec, którego małomiasteczkowa społeczność goniła z grabiami po ulicach, hehehe. Chodzi raczej o wszystkich mieszkańców Chełma w konfrontacji z resztą kraju, poza tym bawimy się tym, czy też śmiejemy się z siebie. Nie zmienimy tego i kochamy naszą mieścinę, która jeszcze nie tak dawno była miastem wojewódzkim. Czemu nie mielibyśmy wspomnieć o tym w naszych piosenkach, czy na koncertach; "Cześć jesteśmy PARRICIDE, przyjechaliśmy ze wsi" hehe.

    Na zakończenie przedstaw proszę plany Parricide na najbliższą i tę nieco dalszą przyszłość.

    No nagranie piątej płyty, kilka koncertów, może jakaś trasa, lub dwie, a potem hmmm, kto wie, emeryturka? Może najwyższy czas ustąpić miejsca młodym? Jak myślisz?

    Myślę, że emeryturka to nie jest dobre miejsce dla takich chwatów, jak Parricide. Jest tam nudno, flegmatycznie, poza tym trzeba używać środków czyszczących i klejów do protez. Wy, jak zauważyłem uzębienie macie naturalne i sprawne, bo kąsać potraficie dotkliwie. Dziękuję za wywiad i powodzenia życzę.

    No ja też ślicznie dziękuję za wywiadzik na łamach Masterfula. Zawsze szczerze nas wspieraliście, szacuneczek jak najbardziej za pomoc. Może dzięki Wam między innymi młody miłośnik ekstremalnej piosenki lub jakiś organizator koncertu, lub jakiś pan w dużym skórzanym fotelu zauważy, ile wartościowej muzyki może kryć się po wioskach, że nie słynny gitarzysta znany ze swojej macierzystej kapeli w składzie (supergrupy to najczęściej gówno, jakich mało), lub logo znanej wytwórni na okładce CD świadczy o prawdziwej wartości kapeli, a muzyka właśnie i przekaz w połączeniu z energią na koncercie. Zdrowia życzę, powodzenia również.

    www.myspace.com/parricidepl
    www.parricide.prv.pl